Niechciane wynalazki.doc

(249 KB) Pobierz

NIECHCIANE WYNALAZKI

––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––

PERPETUUM MOBILE CZYLI NIECHCIANE WYNALAZKI

 

Jeśli teoria nie pasuje do rzeczywistości, trzeba zmienić... rzeczywistość

 

 

 

Coraz częściej pojawiają się śmiałkowie gotowi, nie bacząc na nic, wymyślać urządzenia, których zasada działania przeczy wszelkim zasadom współczesnej fizyki, obalając swym istnieniem twierdzenia największych naukowych autorytetów. Oto amerykański inżynier Howard Johnson, autor wielu nowych, poważnych i "poprawnych naukowo" wynalazków, posiadacz kilkunastu patentów, pewnego dnia zszedł z naukowej ścieżki i stał się dysydentem w świecie fizyki. Wbrew wszelkim opiniom o beznadziejności swoich poczynań, wbrew wszystkim i wbrew "zdrowemu rozsądkowi", opracował silnik, który może pracować bez zasilania z zewnątrz. Kiedy po raz pierwszy pojawił się w urzędzie patentowym z modelem silnika i pełną dokumentacją, usłyszał od rozmawiających z nim urzędników, że urząd patentowy Stanów Zjednoczonych nie jest miejscem, w którym ktokolwiek chciałby zajmować się perpetuum mobile.



Na szczęście dla siebie, i ku zgorszeniu fizyków, po kilku latach uporu, zabiegów i dziesiątkach eksperymentalnych pokazów opatentował swą heretycką maszynerię pod numerem 4151431, opisując w swym patencie działanie silnika w oparciu o siłę swobodnych elektronów zawartych w zwykłych magnesach. Inżynier Howard Johnson doszedł do wniosku, że energia poruszających się w magnesach elektronów, przy odpowiednim ich ułożeniu, sama w sobie może stanowić niewyczerpalne źródło siły zdolnej poruszać dużej mocy silniki, turbiny, a nawet całe pociągi. I nie jest to tylko teoria. Wykonane przez niego prototypy silników pracują bez zastrzeżeń, choć sam Johnson nie bardzo potrafi do końca wyjaśnić, jak się to dzieje, zwłaszcza że takie działanie pozostaje w sprzeczności z podstawowym prawem zachowania masy i energii.

Tak wygląda silnik Johnsona

Dla naszych rozważań nieważne są szczegóły, grunt, że z punktu widzenia fizyki takie maszyny w ogóle nie powinny działać! Ale działają, za nic mając gniewne pomruki uczonych. Jakby fizyka dostała nagle schizofrenii. I silnik pracuje, i prawa działają.

 

 

 


Silnik Hovarda Johnsona

To dosyć znany i dobrze udokumentowany wynalazek, ale w komentarzach pojawił się zarzut, że prąd także może być drogi i trudno dostępny, globalny kryzys energetyczny wisi na włosku – więc opisuję, że jest zupełnie inaczej niż media straszą.

Hovard Johnson pomyślał, że skoro dwa bieguny magnesu się przyciągają lub odpychają, to powstałe siły można by użyć do napędu. I wymyślił silnik napędzany samą tylko energią stałych magnesów, bez dostarczania z zewnątrz jakiejkolwiek [znanej ówcześnie] energii (rys.1)





 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rys.1.Budowa Silnika Johnsona                            Rys.2. Zasada działania silnika H. Johnsona.

Ważne są łukowato wygięte magnesy rotora o ostrych krawędziach, ogniskujące siły magnetyczne, trochę dłuższe niż łączna długość dwóch magnesów stojana i przestrzenie między nimi. Magnesy stojana są zwrócone biegunami N do góry i umieszczone na materiale o wysokiej przenikalności magnetycznej. Rotor od stojana odległy jest o 9,5mm. Regulacja prędkości odbywa się przez wsuwanie i wysuwanie rotora ze stojana.

Nie jest to wcale taki niewielki efekt, bo prototypy osiągały moc mechaniczną kilku kW. Magnesy nie zużywają się (nie rozmagnesowują).

Był drobny problem z opatentowaniem tego urządzenia, urzędnicy twierdzili że to 'perpetuum mobile' i według podręczników napisanych przez „naukowców” nie może działać. Przepychani trwały 6 lat. Pomogło dostarczenie prototypów i urzędnicy mieli zabawę na cały dzień. Patent został wreszcie przyznany w 1979r. (US Pat. 4151431 – „ferrytowy” wykres na 1 stronie patentu wziął się nie wiadomo skąd, nie należy brać go pod uwagę).

Prawdopodobną zasadę działania tego typu niby niemożliwych urządzeń rozpracował dopiero dr Jan Pająk. Chodzi o 'efekt telekinetyczny' (wyjątkowo niefortunna nazwa, doprowadzający każdego fanatycznego „naukowca” do szewskiej pasji), czyli po prostu odwrotność tarcia.

W przypadku tarcia zachodzi wymiana energii kinetycznej w termiczną, w przypadku 'telekinezy' zamiana otaczającego ciepła w ruch.

Ale to trochę bardziej skomplikowana teoria, wymagająca przyjęcia istnienia równoległego przeciw-świata. Każdy obiekt materialny ma swoje odbicie (duplikat) w tamtym świecie i przemieszczając ów duplikat, przemieszcza się za pomocą sił grawitacyjnych obiekt naszego świata.

By święta dla każdego „naukowca” zasada zachowania energii nadal zachodziła, energia potrzebna do wykonania ruchu pobierana jest z otaczającej przestrzeni (próżni), powodując ochłodzenie powietrza (to charakterystyczna cecha generatorów „free energy”).

Oczywiście, wynalazca również doświadczał różnych „przeciwności”, a tego urządzenia po dziś dzień nie można kupić.

Może dlatego, że nie da się opodatkować takiej energii, a rząd USA potrzebuje wpływów na spłatę długu. Mają dziwaczny system bankowy – Bank Rezerw Federalnych jest bankiem prywatnym, a rząd federalny MUSI brać z niego oprocentowany kredyt by opłacić bieżące wydatki, które spłaca wraz z odsetkami z kolejnych wpływów z podatków.

Nas także wkrótce czeka „nowoczesny system bankowy”, już Unia Europejska się zainteresowała, że Polacy za mało biorą kredytów:)

Mało kto wie, że to nie rządy emitują pieniądze, lecz prywatne banki. Tzw. „pieniądz bankowy” (99% w obiegu to nie gotówka) powstaje podczas udzielenia kredytów.

Pieniądze na kredyt bank bierze „z powietrza”, jako zapis w księgach, ale by go spłacić kredytobiorca musi wypracować rzeczywisty pieniądz. Ilość pieniędzy w obiegu reguluje Bank Centralny danego kraju, za pomocą „stóp procentowych”. Fajnie pomyślane?

Kto chce, wystarczy 5 mln. euro i znajomości, by sobie otworzyć taki bank, pożyczać więcej niż się ma i brać jeszcze odsetki.

Zastanówmy się.

Samochody zużywające 2l/100km są blokowane, a paliwo osiąga niebotyczne ceny za sprawą spekulantów i podatków.

W każdym domu mógłby znajdować się generator „darmowej elektryczności” (free energy), zapewniający prąd, światło, ogrzewanie i klimatyzację, ale ktoś lub coś blokuje to.

Żywność jest coraz bardziej trująca, rzekomo dla obniżenia kosztów produkcji, ale mimo to ciągle drożeje.

Pytanie- co by było gdyby...

Gdyby takie wynalazki stały się powszechne, to koszty życia drastycznie maleją. Jeśli „zwyczajny szary obywatel” by miał jeszcze własny dom (bez czynszu), to do przeżycia wystarczyłaby mu żywność i ubrania. Nie musiałby cały dzień harować ja wół na dwa etaty, by związać koniec z końcem. Poszedłby spokojnie rano do pracy, po południu wróciłby do rodziny, spotykałby się ze znajomymi, rozwijałby zainteresowania.

Hmm, toż to współczesna cywilizacja jest wyrafinowanym systemem zniewolenia, bez krat i bata. Ludzie nie są wcale bardziej wolni niż za czasów pańszczyzny. Bez przerwy zagonieni, skłóceni (kapitalizm zmusza wręcz do egoizmu), podzieleni, niezdolni do wspólnego działania, a gdzieś tam na górze są „grupy trzymające władzę”.

Dr Wilhelm Reich odkrył, że do faszyzmu przyciąga ludzi strach przed wolnością.

 

A może nie o zniewolenie tu chodzi. Ludzie najszybciej się rozwijają, gdy doświadczają ich przeciwności losu. Cywilizacje powstają w czasie wojen.

Jak mówi przysłowie, „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”.

Orgon - paliwo dla ogniwa Joe'ego



Oto inny nie doceniany wynalazek.

 

Równie cudacznym z punktu widzenia fizyki jest tak zwane ogniwo JoeŐego. To zadziwiająco proste ogniwo, dające wystarczająco dużo energii, by z powodzeniem zasilać silnik konwencjonalnego samochodu, czerpie swą siłę z... kosmosu?!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Oto słynne Ogniwo Joe'go

Według grupy wynalazców rzecz ma się tak: w koncentrycznie ustawionych cylindrach zanurzonych w zwykłej wodzie zbierają się, jak w kondensatorze, emitowane przez przestrzeń wszechświata drobinki energii zwanej orgonem. Energii, która nic nikogo nie kosztuje i jest praktycznie nie do wyczerpania. Tak jak w przypadku silnika Howarda Johnsona, tak i tu konstruktorzy nie potrafią do końca wyjaśnić, jak to się właściwie dzieje, że zbudowana przez nich "bańka" z nierdzewnej stali, wyposażona w pierścienie i wodę, staje się ogniwem kosmicznej baterii. Tak czy inaczej, ogniwo działa, a wyposażone w nie samochody poruszają się bez przeszkód. I to ogniwo po latach sporów objęto patentem. Udzielił go francuski urząd patentowy, oznaczył numerem 60986, po czym wynalazek odłożono do szuflady. Widać ani w Stanach Zjednoczonych, ani we Francji nikt nie lubi konstruktorów, którzy z taką beztroską traktują fizykę.

 

Genialny amator i fizyk – męczennik.

 

 

Niestety, i w naszym kraju nikt za takimi nie przepada. Fizyk-amator z karkonoskich Kowar, Lucjan Łągiewka, jest przekonany, że Izaak Newton nie popełnił błędu. Zrobili to interpretatorzy badań genialnego, XVII-wiecznego fizyka. Pomylili siły spójności z siłą sprężystości. Opisane w podręcznikach prawo zachowania pędu to największy dramat, jaki przydarzył się fizyce – twierdzi. A doświadczenie pana Lucjana wskazuje też, że w stanach skupienia innych niż w stałym (np. ciekłym czy w gazowym) III zasada dynamiki Newtona najnormalniej w świecie nie działa. Panu Lucjanowi jest z tego powodu naprawdę przykro, ale tak jest. Nie wyliczył tego matematycznie, bo to nie jego sprawa. Są matematycy, niech liczą. On, pomijając to wszystko, wymyślił nowy rodzaj zderzaka, który zmniejsza skutki uderzenia ponad pięćdziesięciokrotnie, nową generację łożysk oraz pędnik, który pozwala obiektowi wznieść się szybko w powietrze, lecieć, w czasie lotu gwałtownie się zatrzymać, zmienić kierunek lotu pod kątem prostym i popędzić dalej. Zupełnie jak UFO.

Badania Lucjana Łągiewki finansuje 27-letni biznesmen - jest jednym z niewielu, którzy wierzą, że kolejna polska myśl nie zostanie zignorowana. Innym jest nauczyciel fizyki z technikum z Jeleniej Góry – ten najpierw zawzięcie polemizował z wynalazcą, a potem... zaczął wykładać dynamikę według Łągiewki. Ponieważ ktoś doniósł na niego władzom szkolnym, pod karą zwolnienia z pracy.

 

Lucjan Łągiewka prezentuje swoje wynalazki na publicznych pokazach, musiał zrzec się "heretyckiej fizyki". Nie mógł jednak pogodzić tego, co widział w doświadczeniach Lucjana Łągiewki z tym, co czytał w podręcznikach, więc sam przestał wykładać fizykę. W Kowarach mówią o nim, że jest pierwszym polskim fizykiem-męczennikiem.

 

Paranormalna puszka Pandory.

I nasz zbuntowany przeciw Newtonowi wynalazca ma trudności z otaczającym go światem naukowym. Publiczne pokazy działania jego dynamicznych zderzaków (wystąpił nawet raz w programie telewizyjnym Manna i Materny) i mogącego latać wbrew wszelkim zasadom pędnika przekonały wszystkich, łącznie z przedstawicielami Forda, holenderską firmą motoryzacyjną MAN oraz amerykańską NASA – tylko nie profesorów fizyki, którzy nawet nie chcieli skorzystać z zaproszenia i przynajmniej zobaczyć to, czego istnienie kwestionują.

Pisma w sprawie wynalazków Lucjana Łągiewki, wysłane do Komitetu Badań Naukowych, pozostały bez odpowiedzi. Pod tym względem zachowują się oni dokładnie tak, jak ich koledzy we Francji i USA – jakby misją naukowców nie były nowe odkrycia, ale obrona za wszelką cenę dawno ustalonych dogmatów. Czyżby to był tylko lęk przed nowością, czy może obrona wielkoprzemysłowych interesów?

A może chodzi o coś o wiele istotniejszego – o niedopuszczenie do ujawnienia szeregu zjawisk, które, jak na razie, pozostają w gestii badaczy zjawisk paranormalnych. Wszak otworzenie puszki z takimi zjawiskami pociągnąć musiałoby za sobą zmiany we wszystkich bez wyjątku dziedzinach naszego życia, a nikt nie jest przygotowany na taką rewolucję.

 

 

 

Jerzy Gracz                           

G:\Adam Nauka\SS\Free-Energy Devices\Niechciane wynalazki.doc              Strona 4/6

Zgłoś jeśli naruszono regulamin