Tenn Ludzki Punkt Widzenia.txt

(296 KB) Pobierz







WILLIAM TENN


LUDZKI PUNKT WIDZENIA



Prze�o�y� S�awomir Stodulski

DOWCIP
Stworzenie z innego wymiaru sprzedaje literatur� pornograficzn� ze swego �wiata na Ziemi...

WYOBRA�NIA
Polityk szuka absolutnego bezpiecze�stwa tylko po to, aby znale��...

PI�KNO
Spojrzenie na sztuk� wsp�czesn� z przysz�o�ci...

IRONIA
A w�a�ciwie to jakim rodzajem zwierz�cia jest cz�owiek...?

"Czar, humor, wyobra�nia, dowcip i ironia cechuj� tw�rczo�� Williama Tenna"
San Francisco Call - Bulletin





WILLIAM TENN urodzi� si� w 1919 roku. Jest amerykaninem. 
"Nale�y do generacji wielkich mistrz�w SF - Asimova, Heinleina, Clarke'a.
Jest mistrzem sytuacji, kt�re najpierw zadziwiaj� i intryguj�, potem zaczynaj� budzi� ciekawo��, troch� nas roz�mieszaj�, by w ko�cu zaskoczy� g��bok� ironi� lub wnikliw� obserwacj� i ocen�.
To ogromna niesprawiedliwo��, �e nie otrzyma� nagrody Nebula do kt�rej kandydowa� i przyk�ad tego, jak bardzo mo�e zawodzi� system przynawania nagr�d w dziedzinie SF. Jego dzie�a s� doskona�ym dowodem na to, �e SF jest literatur� przez wielkie L."
George Zebrovski








SPIS TRE�CI

Program "Ani s�owa"
Jak odkryto Morniela Mathawaya
Dziecko Wednesday
Problem s�u�by
Podzia� stron w sporze
P�askooki potw�r
Ludzki punkt widzenia
Ojciec rodziny




PROGRAM "ANI S�OWA"

Czy byli�my tajni? Je�liby nas jeszcze troch� utajnili, przestaliby�my w og�le istnie�. S�uchaj, wiesz, jak si� oficjalnie nazywali�my w dokumentach wojskowych?
Program "Ani s�owa".
Mo�esz sobie wyobrazic? Je�li d�u�ej nad tym pomy�le�, to zdaje mi si�, �e jednak nie mo�esz. Oczywi�cie, wszyscy pami�taj� t� straszliw� gor�czk� antyszpiegowsk�, w jak� nasz kraj popad� od koniec lat sze��dziesi�tych, kiedy ka�dy pracownik pa�stwowy, nazwijmy go Tom, mia� nad sob� jakiego� Dicka, kt�ry go sprawdza�, a Dick mia� kogo� imieniem Harry, kt�ry z kolei sprawdza� jego - przy czym Harry nie mia� najmniejszego poj�cia, co robi Tom, bo zaufanie nawet do ludzi z kontrwywiadu te� mia�o swoje granice...
Ale �eby mie� o tym prawdziwe poj�cie, trzeba by�o pracowa� nad programem wojskowym o najwy�szym stopniu tajno�ci. Tam zg�asza�e� si� par� razy w tygodniu do psychiatry na SS i HA (Sprawozdanie ze Sn�w i Hipno-Analiza wobec beztroskich cywil�w). Tam nawet genera� dowodz�cy �ci�le strze�onym o�rodkiem badawczym, do kt�rego ci� wyznaczono, nie m�g� pod gro�b� s�du wojennego spyta�, co ty do cholery robisz, i musia� mie� wy��cznik w g�owie, �eby od��cza� wyobra�ni� za ka�dym razem, gdy us�ysza� jaki� wybuch. Tam nasz program nawet w bud�ecie armii nie pojawia� si� pod swoj� nazw�, tylko w rubryce "Badania r�ne", kt�ra to rubryka co roku wzbiera�a wy�szymi sumami, niczym tocz�ca si� kula �niegu. Tam...
W�a�ciwie mo�esz to jeszcze pami�ta�. A jak ju� powiedzia�em, nasz program nazywa� si� "Ani s�owa".
Celem naszego programu by�o nie tylko dotarcie na Ksi�yc i za�o�enie tam sta�ej stacji obs�ugiwanej przez dw�ch ludzi. To zrobili�my ju� w dniu, kt�ry chyba przejdzie do historii, 24 czerwca 1967 roku. W tych czasach szalonych zbroje�, gdy strach przed broni� wodorow� zmieni� nasz kraj w g�st� mas� kipi�c� od histerii, du�o wa�niejsze by�o znale�� si� na Ksi�ycu, nim zrobi to ktokolwiek inny i zanim ktokolwiek si� o tym dowie.
Wyl�dowali�my na p�nocnym kra�cu Mare Nubium, tu� ko�o pasma Retiomontanus i wbiwszy podczas stosownej, chwytaj�cej za serce ceremonii flag�, zaj�li�my si� realizacj� naszych zada�, kt�re tam, na Ziemi, �wiczyli�my tyle razy w k�ko.
Major Monroe Gridley przygotowa� wielk� rakiet� z male�k� kabin� dla pasa�era wracaj�cego na Ziemi�, a mia� nim by� on sam.
Podpu�kownik Thomas Hawthorne pracowicie sprawdza�, czy l�dowanie nie wyrz�dzi�o szk�d w�r�d pojemnik�w z zaopatrzeniem  przeno�nymi pomieszczeniami mieszkalnymi.
A ja, pu�kownik Benjamin Rice, pierwszy dow�dca Bazy Wojskowej Nr 1 na Ksi�ycu, jedna za drug� d�wiga�em na swym obola�ym grzbiecie naukowca olbrzymie paki i ustawia�em je sto metr�w od statku, w miejscu, gdzie mia�a stan�� plastykowa kopu�a.
Ka�dy sko�czy� mniej wi�cej w tym samym czasie, zgodnie z harmonogramem, i przeszli�my do Punktu Drugiego.
Monroe i ja zacz�li�my stawia� kopu��. Z prefabrykatami sprawa jest prosta, ale ta budowla by�a tak wielka, �e wymaga�a d�ugotrwa�ego sk�adania. Potem, gdy ju� j� zbudowali�my, czeka� nas prawdziwy problem: ustawienie i uruchomienie ca�ej skomplikowanej aparatury wewn�trznej.
Tymczasem Tom Hawthorne wsadzi� swoj� pulchn� osob� do jednomiejscowej rakiety, kt�ra r�wnocze�nie pe�ni�a rol� szalupy ratunkowej.
Harmonogram wymaga�, aby zrobi� mniej wi�cej trzygodzinny zwiad wok� naszej kopu�y. Uwa�ali�my to za niemal pewn� strat� czasu, paliwa rakietowego i wysi�ku ludzkiego, ale jako zabezpieczenie by�o niezb�dne. Pewnie zwiad mia� wypatrywa� jakich� potwor�w podziwiaj�cych ksi�ycowe krajobrazy. Ale g��wnym jego zadaniem by�o dostarczenie dodatkowego materia�u geologicznego i astronomicznego do raportu, kt�ry Monroe mia� zabra� do sztabu armii na Ziemi.
Tom wr�ci� po czterdziestu minutach. Jego okr�g�a twarz pod przezroczyst� kul� he�mu by�a blada jak brzuch �ledzia. Gdy nam opowiedzia�, co zobaczy�, tak samo zbledli�my.
Zobaczy� drug� kopu��.
- Po drugiej stronie Mare Nubium - gada� w podnieceniu. - Jest troch� wi�ksza od naszej i bardziej p�aska u g�ry. Tak samo jest nieprzezroczysta i ma tu i �wdzie r�nokolorowe plamy. I jest ciemnoszara. To wszystko, co uda�o mi si� zobaczy�.
- A na kopule nie by�o �adnych znak�w? - spyta�em niespokojnie. - Niczyich �lad�w dooko�a?
- Nic, pu�kowniku. - Spostrzeg�em, �e po raz pierwszy od rozpocz�cia podr�y odezwa� si�, u�ywaj�c wojskowego stopnia, co znaczy�o, �e m�wi� powa�nie. - Cz�owieku, nie zazdroszcz� ci podejmowania decyzji!
- Hej, Tom - wtr�ci� si� Monroe. - To nie by�a tylko zaokr�glona wypuk�o�� gruntu, co?
- Jestem geologiem, Monroe, i potrafi� odr�ni� topografi� sztuczn� od naturalnej. Poza tym... - spojrza� do g�ry. - W�a�nie sobie przypomnia�em, �e co� opu�ci�em. Obok kopu�y wida� ma�y �wie�y krater, taki jak od dyszy rakiety.
- Dyszy rakiety? - powt�rzy�em. - Rakiety, m�wisz?
Tom u�miechn�� si� do mnie z niejakim wsp�czuciem.
- Powinienem powiedzie�: dyszy statku kosmicznego. Nie da si� okre�li� po kraterze, jakich urz�dze� nap�dowych u�ywaj� te istoty. Je�li to w czym� pomo�e, to ten krater nie jest taki sam, jakie zostawiaj� nasze tylne silniki.
Oczywi�cie, �e nie by�, Weszli�my wi�c do naszego statku i odbyli�my narad� wojenn�. Wojenn�, co si� zowie. I Tom, i Monroe tytu�owali mnie "pu�kowniku" co drugie zdanie. Kiedy tylko mog�em, m�wi�em do nich po imieniu.
Jednak�e tylko ja mog�em podj�� decyzj�. Co robi�, rzecz jasna.
- S�uchajcie - powiedzia�em na koniec - istnieje kilka mo�liwo�ci. Albo wiedz�, �e tu jeste�my - bo zobaczyli, �e l�dujemy kilka godzin temu lub spostrzegli Toma podczas patrolu - albo nie wiedz�, �e tu jeste�my. Albo s� istotami ludzkimi z Ziemi - w�wczas wed�ug wszelkiego prawdopodobie�stwa nale�� do wrogiego narodu - albo s� z innej planety i w�wczas mog� by� nastawieni przyja�nie, wrogo lub tak sobie. Uwa�am, �e zdrowy rozs�dek i zwyk�a procedura wojskowa domagaj� si�, aby traktowa� ich jako wrog�w, chyba �e dowiod� czego� przeciwnego. Tymczasem zachowujmy si� z maksymaln� ostro�no�ci�, �eby nie rozp�ta� mi�dzyplanetarnej wojny z by� mo�e przyjaznymi nam Marsjanami, czy sk�d tam oni pochodz�. Jest nadzwyczaj istotne, aby natychmiast donie�� o tym dow�dztwu armii. Ale poniewa� po��czenie radiowe Ziemi z Ksi�ycem jest jeszcze w fazie projekt�w, jedyny spos�b to wys�anie Monroe'a wraz ze statkiem. Je�li to jednak zrobimy, ryzykujemy, �e nasz garnizon tutaj, czyli Tom i ja, zostanie schwytany w tym czasie. W takim przypadku ich strona wejdzie w posiadanie wa�nych informacji o naszym personelu i sprz�cie, a nasza strona b�dzie wiedzia�a tylko, �e kto� lub co� ma baz� na Ksi�ycu. Tak wi�c naszym najwa�niejszym zadaniem jest zdobycie wi�cej informacji. Dlatego mam propozycj�: ja usi�d� w kopule po��czony lini� telefoniczn� z Tomem, kt�ry b�dzie siedzia� na pok�adzie statku z r�k� na przycisku startu, gotowy do odlotu na Ziemi�, gdy tylko otrzyma rozkaz ode mnie. Monroe poleci tam jednomiejsc�wk� i wyl�duje tak blisko tamtej kopu�y, jak to uzna za bezpieczne. Reszt� drogi przejdzie pieszo i zrobi najlepszy zwiad, jaki jest mo�liwy w kombinezonie kosmicznym. Nie b�dzie u�ywa� radia poza przekazaniem ustalonych bezsensownych sylab, kt�re zrozumiemy jako wyl�dowanie jednomiejsc�wki, oraz wys�aniem ostrze�enia, �ebym kaza� Tomowi startowa�. Je�li go z�api� b�dzie pami�ta�, �e nadrz�dnym celem zwiadowcy jest zdobycie i przekazanie wiadomo�ci o wrogu, wi�c szybko prze��czy radio na maksymaln� g�o�no�� i przeka�e tyle danych, na ile pozwoli czas i refleks wroga. Co o tym s�dzicie?
Obydwaj kiwn�li g�owani. Nie byli tym specjalnie zainteresowani, to nie oni podejmowali decyzje. Ale mnie pokry�a pi�ciocentymetrowa warstwa potu.
- Ja mam pytanie - odezwa� si� Tom. - Dlaczego na zwiad wybra� pan Monroe'a?
- Tak my�la�em, �e o to spytacie - odrzek�em. Wszyscy trzej jeste�my nadzwyczaj ma�o wysportowani, a w wojsku przebywamy, od kiedy zrobili�my doktoraty. Niewielki mia�em wyb�r. Ale przypomnia�em sobie, �e Monroe jest p� krwi Indianinem - Arapaho, prawda, Monroe? - i mam nadziej�, �e odezwie si� w nim duch przodk�w.
- K�opot w tym, panie pu�kowniku - mrukn�� Monroe, wstaj�c z miejsca - �e jestem �wier� krwi Indianinem, a w og�le to... Czy nigdy panu nie m�wi�em, �e m�j pradziadek by� tym jedynym przewodnikiem Custera pod Little Big Horn? Ca�y czas by� przekonany, �e Siedz�cy Byk jest o dziesi�� mil od niego. Mimo to zrobi�, co b�dzie w mojej mocy. A je�li zgin� �mierci� bohatera, czy m�g�by pan przekona� oficera bezpiecze�stwa naszej sekcji, �eby ujawnili moje nazwisko na u�ytek podr�cznik�w do historii? W tej sytuacji uwa�am, �e to przynajmniej mo�na zrobi�.
Oczywi�cie obieca�em, �e zrobi�, co b�dzie w mojej mocy.

Kiedy wyruszy�,...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin