Gianni Rodari Gelsomino W Kraju K�amczuch�w Oto historia Gelsomina (czytaj: D�elsomino) taka, jak� on sam mi opowiada�. S�uchaj�c tego opowiadania, o ma�o nie og�uch�em, chocia� napcha�em sobie do uszu chyba z p� kilo waty. Bo Gelsomino ma tak silny g�os, �e kiedy m�wi szeptem, s�ysz� go nawet pasa�erowie odrzutowych samolot�w lec�cych na wysoko�ci dziesi�ciu kilometr�w nad poziomem morza i g�ow� Gelsomina. Obecnie jest on znakomitym �piewakiem, ma g�o�ne i s�awne na obu p�kulach nazwisko, kt�rego nie potrzeba tutaj wymienia�, gdy� na pewno sto razy czytali�cie je w gazetach. A Gelsominem nazwano go w dzieci�stwie i pod tym imieniem wyst�puje w naszym opowiadaniu. A wi�c razu pewnego by� sobie bardzo zwyczajny ch�opiec, wzrostem mo�e nawet nieco mniejszy od innych. Ale, jak tylko zjawi� si� na �wiecie i wyda� pierwszy krzyk, wszyscy zrozumieli, �e natura obdarzy�a go g�osem o nieprawdopodobnej sile. Ch�opiec urodzi� si� p�n� noc� i mieszka�cy osady natychmiast powyskakiwali z ��ek, s�dz�c, �e s�ysz� wzywaj�c� do pracy syren� fabryczn�. Ale by� to tylko Gelsomino, kt�ry krzycza� z ca�ej si�y, �eby wypr�bowa� g�os, jak to czyni� zwykle nowo narodzone dzieci. Na szcz�cie noworodek szybko nauczy� si� spa� od wieczora do rana, jak przystoi wszystkim przyzwoitym ludziom, wyj�wszy dziennikarzy i nocnych dozorc�w. Jego pierwszy krzyk rozlega� si� zawsze punktualnie o godzinie si�dmej rano, w�a�nie wtedy, kiedy ludzie powinni wstawa� i i�� do pracy. Syreny fabryczne sta�y si� wi�c niepotrzebne i wkr�tce wyrzucono je na z�om. Gdy Gelsomino uko�czy� siedem lat, poszed� do szko�y. Nauczyciel zacz�� sprawdza� list� obecno�ci i, kiedy doszed� do litery "g", powiedzia�: - Gelsomino? - Jestem! - odpar� rado�nie nowy ucze�, a w klasie rozleg� si� tak wielki �oskot, �e tablica rozlecia�a si� na tysi�c kawa�k�w. - Kto rzuci� kamieniem w tablic�? - zapyta� wychowawca i gro�nie wyci�gn�� r�k� w kierunku linijki. Nie by�o odpowiedzi. - Jeszcze raz sprawdzimy list� - rzek� nauczyciel. Zn�w zacz�� od litery "a" i po ka�dym nazwisku zapytywa�: - Czy to ty rzuci�e� kamie�? - Ja nie! Ja nie - zapewniali wystraszeni ch�opcy. Kiedy przysz�a kolej na liter� "g", Gelsomino r�wnie� wsta� i z ca�� szczero�ci� powiedzia�: - Ja nie, prosz�... Ale nie zd��y� dopowiedzie� "pana", a szyby w oknach posz�y za przyk�adem tablicy. Tym razem nauczyciel patrzy� wszystkim w oczy i m�g� zar�czy�, �e �aden z czterdziestu uczni�w nie mia� w r�ku procy. - To na pewno kto� z ulicy - zdecydowa� - jaki� urwis, kt�ry zamiast i�� do szko�y, wa��sa si� z proc� i niszczy ptasie gniazda. Gdy mi wpadnie w r�ce, wezm� go za ucho i zaprowadz� do policjanta. Na tym si� tego dnia zako�czy�o. Nast�pnego ranka nauczyciel zn�w zacz�� sprawdza� obecno�� i zn�w doszed� do Gelsomina. - Jestem! - rzek� nasz bohater i z dum� spojrza� dooko�a, zadowolony, �e zn�w jest w szkole. - Trach! Trach! - odpowiedzia�o mu okno. Szyby, kt�re wo�ny wstawi� p� godziny temu, posypa�y si� na dziedziniec. - Dziwne - zauwa�y� nauczyciel - wystarczy doj�� do twojego nazwiska, aby zacz�y si� nieszcz�cia. Ju� wiem, m�j ch�opcze, ty masz nadzwyczaj silny g�os. Kiedy wo�asz, powstaje co� w rodzaju huraganu. Skoro wi�c chcemy zachowa� szko�� i ratusz, to od tej chwili musisz m�wi� tylko szeptem. Zgoda? Gelsomino, zmieszany i czerwony ze wstydu, pr�bowa� zaprzeczy�. - Prosz� pana, to nie ja! - Trach! Trach! - odezwa�a si� nowa tablica, kt�r� godzin� temu przyni�s� ze sklepu wo�ny. - Oto masz dow�d - zako�czy� nauczyciel. A zobaczywszy, �e po policzkach Gelsomina p�yn� �zy, zszed� z katedry, zbli�y� si� do ch�opca i �agodnie pog�aska� go po g�owie. - Pos�uchaj mnie uwa�nie, synku. Tw�j g�os mo�e ci przysporzy� wiele zmartwie� albo przyni�� wielk� s�aw�. Na razie staraj si� mo�liwie rzadko nim pos�ugiwa�. Zreszt� milczenie jeszcze nikomu nie zaszkodzi�o. Od tego dnia zacz�y si� dla Gelsomina piekielne m�czarnie. Na lekcjach siedzia� z chusteczk� przyci�ni�t� do ust, by nie wywo�ywa� nowych zniszcze�. Ale i przez chusteczk� jego g�os grzmia� tak, �e inni uczniowie musieli zatyka� uszy. Nauczyciel stara� si� wyrywa� go do odpowiedzi jak mo�na najrzadziej. Gelsomino jednak uczy� si� dobrze i nauczyciel by� pewny, �e wszystkie lekcje odrabia doskonale. W domu, gdy rozbi� g�osem w drobny mak dwana�cie szklanek, zabroniono mu r�wnie� otwiera� usta. Aby sobie ul�y�, ch�opiec szed� gdzie� daleko od osiedli ludzkich, do lasu, w pole albo na brzeg jeziora. Tam, upewniwszy si�, �e jest sam i �e nie wida� w pobli�u oszklonych okien, k�ad� si� twarz� do ziemi i �piewa�. W ci�gu niewielu minut ziemia zaczyna�a si� rusza�: krety, mr�wki, d�d�ownice i wszystko, co �yje pod ziemi�, umyka�o, gdzie oczy ponios�, s�dz�c, �e rozpocz�o si� trz�sienie ziemi. Jeden jedyny raz Gelsomino zapomnia� o swej zwyk�ej ostro�no�ci. Zdarzy�o si� to w niedziel� na stadionie w czasie meczu pi�ki no�nej. Gelsomino nie by� specjalnie zagorza�ym kibicem, ale mecz stopniowo rozpali� mu krew. W pewnej chwili miejscowa dru�yna, dopingowana w�ciek�ymi okrzykami swoich zwolennik�w, przesz�a do ataku. (Sam nie bardzo dobrze wiem, co to takiego "przej�� do ataku", gdy� s�abo znam si� na grze w pi�k� no�n� i przekazuj� tylko s�owa Gelsomina, ale je�eli czytujecie pisma sportowe, to na pewno zrozumiecie, o co tu chodzi). - Gola! Gola! - ryczeli kibice. - Gola! - krzykn�� Gelsomino. W�a�nie w tej samej sekundzie prawoskrzyd�owy pos�a� pi�k� na �rodek ataku. I oto na oczach wszystkich pi�ka, uni�s�szy si� w powietrze, w po�owie drogi nagle zmieni�a kierunek, pchana niewidzialn� si�� przemkn�a mi�dzy nogami bramkarza i wpad�a do bramki przeciwnika. - Gol! - krzykn�li widzowie. - Oto strza�! Widzieli�cie, jak dok�adnie by� wymierzony? - chwalono. - Co do jednego milimetra. Ten gracz ma z�ot� nog�! Ale Gelsomino, och�on�wszy, zrozumia�, �e pope�ni� nieostro�no��. "Nie ulega w�tpliwo�ci - pomy�la� - ja strzeli�em bramk� swoim okrzykiem. Trzeba si� wzi�� w cugle, bo to przecie� sprzeczne z regulaminem sportowym. Teraz musz� zrobi� wszystko, aby strzeli� gola i do naszej bramki, wtedy b�dzie w porz�dku." Wkr�tce nadesz�a po temu okazja. Gdy dru�yna go�ci przesz�a do ataku, Gelsomino wyda� okrzyk i wp�dzi� pi�k� do bramki swojej dru�yny. Rozumie si� samo przez si�, �e serce �cisn�� mu b�l. Jeszcze po wielu latach, opowiadaj�c o tym, dodawa�: - Wola�bym sobie palec uci�� ni� strzeli� bramk� swoim. Ale inaczej post�pi� nie mog�em. Kto� inny na jego miejscu zrobi�by prawdopodobnie wszystko, aby pom�c swojej dru�ynie. Kto� inny - tak. Ale nie Gelsomino! Jego uczciwo�� by�a kryszta�owa jak �r�dlana woda. I taki pozosta�, chocia� r�s� i r�s�, a wkr�tce z ch�opca sta� si� m�odzie�cem. Wysoki jednak ie by�: raczej ma�y ni� du�y i raczej szczup�y ni� gruby. Imi� Gelsomino - to znaczy "ma�y Gelsomo" - pasowa�o do niego doskonale i s�u�y�o mu szcz�liwie, gdy� od d�wigania jakiego� ci�kiego imienia m�g�by przecie� dosta� garbu. Rozdzia� 2 Gelsomino g�o�no �piewa ~ g�osem str�ca ~ gruszki z drzewa Pewnego ranka Gelsomino wyszed� na spacer i zobaczy�, �e gruszki dojrza�y. Gruszki czyni� to tak: nic nie m�wi�, wisz� sobie, wisz�, a� gdy pewnego ranka idziemy je obejrzee�, s� ju� dojrza�e i gotowe do zerwania. "Szkoda - rzek� do siebie Gelsomino - �e nie zabra�em drabiny. P�jd� do domu, by j� przynie��, a jednocze�nie wezm� i tyczk�, aby si�gn�� do najwy�szych ga��zi". W tym momencie wpad� mu do g�owy pomys�, a raczej kaprys. "A gdybym spr�bowa� g�osu?" - zapyta� sam siebie i p� �artem, p� serio, nachyliwszy si� pod drzewem, krzykn��: - Ryms!!! - Pac! Pac! Pac_pac! - odpowiedzia�y gruszki spadaj�c na d� ca�ymi kopami. Gelsomino podszed� do nast�pnego drzewa i powt�rzy� to samo. Za ka�dym jego okrzykiem gruszki obrywa�y si� z ga��zi, jak gdyby tylko czeka�y na rozkaz. "Zaoszcz�dzi�em sobie roboty - pomy�la� uradowany. - To �wietny pomys� u�y� g�osu zamiast drabiny i tyczki". Podczas gdy Gelsomino chodzi� tak po sadzie, zobaczy� go wie�niak, kt�ry w pobli�u kopa� swoj� ziemi�. Przetar� oczy i uszczypn�� si� w nos, spojrza� jeszcze raz, a gdy si� upewni�, �e nie �ni, pobieg� zawo�a� �on�. - Popatrz i ty - powiedzia� do niej dr��cym g�osem. - Gelsomino to chyba jaki� czarownik. �ona spojrza�a i upad�szy na kolana, krzykn�a: - To cudotw�rca! - A ja ci m�wi�, �e magik! - A ja powtarzam: �wi�ty: Do tej pory m�� i �ona �yli ze sob� w zgodzie, a tu nagle on chwyci� za motyk�, ona z�apa�a rydel i tak uzbrojeni zacz�li obstawa� ka�de przy swoim zdaniu. Wreszcie wie�niak zaproponowa�:_ - Zawo�ajmy s�siad�w, niech tu przyjd�. Zobaczymy, co oni na to powiedz�. Pomys� zwo�ania ludzi, a przy tym zdobycie nowego tematu do plotek sk�oni�y kobiet� do od�o�enia rydla. Jeszcze przed wieczorem ca�a okolica wiedzia�a o tym, co si� sta�o. Ludzie podzielili si� na dwie partie: jedni utrzymywali, �e Gelsomino jest �wi�tym, inni, �e niebezpiecznym czarnoksi�nikiem. Dyskusje przybiera�y na sile niby fale morskie, kiedy zaczyna wia� mistral. * Wybucha�y k��tnie, byli nawet ranni, na szcz�cie tylko lekko. Jeden z nich na przyk�ad sparzy� si� fajk�, gdy� w zapale dyskusji w�o�y� j� do ust odwrotnym ko�cem. Mistral - zimny wiatr p�nocno_zachodni, wiej�cy nad Morzem �r�dziemnym. Policjanci nie wiedzieli, kogo �apa� za ko�nierz, i z tego powodu nikogo nie przymkn�li. Biegali od jednej grupy do drugiej i nawo�ywali do spokoju obydwie strony. Najbardziej zaciekli dyskutanci udali si� do sadu Gelsomina. Jedni, aby zdoby� na pami�tk� gar�� b�ogos�awionej ziemi, inni, aby j� w�a�nie zdepta�, zniweczy�, poniewa� by�a ziemi� zauroczon�. Gelsomino, widz�c biegn�cych ludzi, pomy�la�, �e widocznie wybuch� gdzie� po�ar. Chwyci� wi�c wiadro, by r�wnie� wzi�� udzia� w gaszeniu p�omieni. Tymczasem t�um zatrzyma� si� przed jego domem i Gelsomino us�ysza�, �e ...
garniecpieprzu