Hohl Joan - Blysk nadziei.doc

(357 KB) Pobierz

Joan Hohl

Błysk nadziei

 

 

Przełożył Piotr Skurzyński

Tytuł oryginału Window on Today

 

 

Nie dostrzegając kolejnego uśmiechu, Karla wpadła w zastawione sidła.

- Czy mógłbyś mi załatwić dobrze poinformowanego przewodnika?

- Tak.

- Jest drogi? - zaniepokoiła się.

- Nie całkiem.

Kobieta sięgnęła do torebki i wyjmując z niej kartkę oraz długopis, przygotowała się do pisania. Nie zauważyła wesołych iskier, tańczących w oczach Jareda.

- Mógłbyś podać mi jego adres i nazwisko?

- Oczywiście - odparł niewinnym tonem. - Nazywa się Jared Cradowg, a mieszka… - przerwał, gdyż długopis wysunął się ze znieruchomiałej dłoni Karli.

- Czy coś się stało? - udał zaniepokojonego.


Rozdział pierwszy

 

Mężczyzna wyróżniał się w rozbawionym tłumie miłośników sztuki niczym wybujała sosna w zagajniku. Tb porównanie przyszło Karli do głowy, gdy tylko go ujrzała. W miarę jak mu się przyglądała, stawała się coraz bardziej podekscytowana.

Ostrożnie odstawiając kieliszek na tackę, powiedziała kilka zdawkowych słów i odeszła od pary w średnim wieku, z którą rozmawiała o współczesnych kierunkach w sztuce zachodniej Ameryki,

Potężny mężczyzna trzymał się z dala od rozgadanych gości, wpatrując się w wielkie płótno, wiszące samotnie na jednej ze ścian sali wystawowej.

Promienie zachodzącego słońca Arizony wpadające przez przyciemnione okna nasilały barwy wizerunku odzianego w kowbojski strój dumnego Apacza, który siedział na potężnym czarnym koniu.

Stojący w zamyśleniu przed obrazem mężczyzna był bardzo podobny do tego Indianina. Wystarczyło go odpowiednio ubrać, posadzić na wierzchowcu i mężczyzna stałby się lustrzanym odbiciem postaci z obrazu.

Karla poczuła, jak robi jej się gorąco. Nie miała wątpliwości, że zna tego człowieka. Nie zwracając uwagi na krążących wokół ludzi, zbliżyła się do mężczyzny.

- Pan Cradowg? - chłodny ton kobiety nie odzwierciedlał stanu jej uczuć.

- Skąd to wytrzasnęłaś?

Zaskoczona nieprzyjaznym, surowym głosem, Karla zacisnęła dłonie i unosząc zdecydowanym gestem podbródek, uśmiechnęła się zaczepnie.

- Nie wiedziałam, że to autoportret. - Nieznacznym skinieniem głowy wskazała obraz przedstawiający Indianina.

- To nie jest autoportret. - Ani wyraz twarzy Cradowga, ani jego ton nie uległy zmianie. - Skąd to wytrzasnęłaś?

Karla odkryła, że jest bardzo zdenerwowana. Zastanawiała się, co spowodowało ten stan: gniew, lęk czy ekscytacja? Nawet nie pomyślała, aby zapytać, skąd mężczyzna wie, że jest właścicielką galerii.

- Znalazłam płótno w stosie reprodukcji na dobroczynnej aukcji staroci. Poprzedni właściciel nie miał pojęcia o wartości obrazu, odkupiłam go więc za bezcen - powiedziała to dość chłodno, a w jej głosie pobrzmiewała prawdziwa satysfakcja.

Zadowolenie jednak szybko zniknęło, kiedy Karla spojrzała na Cradowga. Mężczyzna patrzył na nią dzikim wzrokiem. Na dnie jego ciemnych oczu pojawiły się tajemnicze błyski. Wiedziona irracjonalną obawą, Karla uniosła dłoń i zakryła nią gardło. To była najcięższa próba, jaką przeszła tego dnia.

- Chcę mieć ten obraz.

Poczuła napływającą wściekłość, która dała jej siłę do obrony.

- Obraz nie jest na sprzedaż - wskazała na małą plakietkę pod portretem, głoszącą: „Nie na sprzedaż”.

Na twarzy mężczyzny nie drgnął ani jeden mięsień, tylko wąskie usta stały się jeszcze cieńsze. Karlę ogarnął lęk, że jeśli on będzie nadal tak na nią patrzył, to zgodzi się na wszystko. Mruknęła więc ponownie z rozdrażnieniem:

- Obraz nie jest na sprzedaż.

Cradowg uśmiechnął się nieznacznie, wymieniając szeptem sześciocyfrową sumę.

Nie chciała okazać, jak bardzo poruszyła ją oferta. Była zbyt zadłużona z powodu otwarcia małej galerii sztuki w Sedonie, aby nie ucieszyła jej myśl, że rozwiąże wszystkie kłopoty finansowe, przyjmując propozycję Cradowga. Teraz jeszcze bardziej obawiała się uśmiechu mężczyzny. Odwróciła wzrok i patrzyła w milczeniu na wielkie płótno. W końcu, westchnąwszy z ulgą, odparła, wyraźnie wypowiadając każde słowo:

- Przykro mi, obraz nie jest na sprzedaż.

Oczy Cradowga zabłysły, przez jego spiętą twarz przebiegł grymas. Kiedy otworzył usta, Karla przezornie cofnęła się o krok, spodziewając się steku przekleństw. Słowa mężczyzny zmroziły właścicielkę galerii.

- Co, udajemy nieustępliwą? - Odsłonił w drapieżnym uśmiechu białe zęby. - Dobrze. Chcesz utargować więcej, to się potargujemy. - Spojrzał Karli głęboko w oczy. - Ale nie teraz. Wrócę, gdy będziemy mogli porozmawiać na osobności. - Nie dając jej sposobności do odmowy czy protestu, Cradowg odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia.

- Karla?

Zaszokowana dziwnym zachowaniem gościa poznała głos swojej asystentki dopiero wtedy, gdy ta powtórzyła jej imię.

- Karla?

Kobieta odwróciła głowę, tłumiąc swe uczucia.

- O co chodzi? - zwróciła się do młodej dziewczyny.

- Wszystko w porządku? - w głosie asystentki zabrzmiało zaniepokojenie.

- Oczywiście, Anno - Karla uśmiechnęła się blado. - Mamy problemy?

Dziewczyna potrząsnęła przecząco głową.

- Nie, tylko - wzrok Anny spoczął na znikającym w drzwiach potężnym mężczyźnie. - Czy to nie Jared Cradowg? - Ze zdumienia szeroko otworzyła oczy.

- Tak, to on - odparła cicho właścicielka galerii.

- Nie do wiary! Sam Jared Cradowg! - Spojrzenie Anny prześliznęło się po obrazach wiszących na ścianach. - Ten sam Jared Cradowg, który namalował prawie wszystkie krajobrazy, oferowane przez nas do sprzedaży?

- Ten sam. - Karla z trudem wydobyła z siebie głos. - O kurczę!

- Zamierzałaś mi coś powiedzieć?

Anna skinęła głową.

- Tak. Ale mój Boże, Jared Cradowg!

Karla poczuła, że jej cierpliwość się wyczerpuje. Była zdenerwowana zachowaniem artysty i entuzjazmem dziewczyny.

- Anno, uspokój się! - powiedziała ostrym tonem. - Jared Cradowg może być sławnym malarzem, ale jest takim samym mężczyzną jak inni!

„A w dodatku bardzo nieprzyjemnym mężczyzną” - dodała w myślach. - A teraz może wreszcie wyjaśnisz, czego ode mnie chciałaś?

Gwałtowna reakcja Karli otrzeźwiła asystentkę.

- Och - zawstydziła się, spoglądając niespokojnie na zaczerwienioną z gniewu twarz pracodawczyni. - Przepraszam. Jest paru ludzi, którzy chcieliby zamienić z tobą słówko - wskazała dłonią na odległy róg sali.

Kobieta spojrzała w tamtym kierunku i oniemiała; w jej oczach zabłysła radość i niedowierzanie. Dwie kobiety i mężczyzna stojący w kącie unieśli szampanki w geście milczącego pozdrowienia.

- Nie do wiary! - wyszeptała Karla i ożywiona pospieszyła do uśmiechającej się trójki. Przywitawszy się serdecznie z przyjaciółmi, popatrzyła na nich oszołomiona.

- Kiedy zawiadamiałam was o otwarciu galerii, nawet nie marzyłam, że przyjedziecie do mnie.

- Mieliśmy nie brać udziału w twoim triumfie?

- Żartujesz?

- Nie ma mowy!

Karla zamrugała powiekami, czując napływające do oczu łzy. Te dwie kobiety były jej bliższe niż własna siostra, która przysłała wprawdzie najlepsze gratulacje z okazji realizacji planów Karli, ale nie przybyła na wystawę.

- Kiedy przyjechaliście do Sedony?

- Niecałą godzinę temu - odparła Andrea Task. - Zarezerwowaliśmy miejsce w motelu i przyjechaliśmy prosto do ciebie.

- My? - Właścicielka galerii ze zdumieniem spojrzała na wysokiego mężczyznę i zgrabną kobietę, stojącą u jego boku. - Sądziłam, że mieszkacie nadal w Filadelfii. - Przeniosła wzrok na Andreę. - A ty chyba nie wyprowadziłaś się z Kalifornii?

- Oczywiście. - Alicja Matlock, a właściwie od sześciu miesięcy pani Halloran, uśmiechnęła się czule do męża. - Mieszkamy tam, gdzie mieszkaliśmy, ale ten cudowny mężczyzna zamówił taki lot, że wylądowaliśmy w Phoenix na kwadrans przed przybyciem Andrei.

- Gdyby nie ja - zauważył „cudowny mężczyzna, czyli Sean Halloran, znany historyk i publicysta - to moja roztargniona żona nigdzie by nie zdążyła.

Cała złość Karli, którą wywołał irytujący malarz, nagle gdzieś uleciała. Uśmiechnęła się radośnie, poddając się takiemu samemu nastrojowi, jaki towarzyszył czwórce przyjaciół, gdy uczestniczyli w przygotowaniach do ślubu Alicji z Seanem.

- Masz tu rzeczywiście wspaniały wystrój - Andrea z podziwem rozejrzała się po galerii. - Poza tym jest trochę tłoczno.

Karla uśmiechnęła się czule, spoglądając na przyjaciółkę, którą opiekowała się w czasach, gdy wszystkie trzy chodziły do college'u w Pensylwanii.

- Tak - zgodziła się. - Sama jestem tym zdumiona, zważywszy na ilość galerii istniejących w tym mieście.

- Tylko ciebie było na to stać. - Alicja chrząknęła znacząco.

- Na co? - zdziwiła się Karla.

- Tylko ty mogłaś rozpocząć karierę w mieście, w którym roi się od tego rodzaju działalności. - W ciemnych oczach pani Halloran pojawiło się uznanie. - Zawsze lubiłaś się sprawdzać, wybierając najtrudniejsze zadania.

Karla wzruszyła ramionami i zawtórowała śmiejącym się radośnie przyjaciołom, lecz słowa Alicji przypomniały jej o obowiązkach.

- W tej chwili także powinnam się sprawdzać. Więc jeżeli pozwolicie, dołączę do moich gości i będę namawiała ich do wielkich zakupów.

- Możemy ci pomóc - zapewniła pospiesznie Andrea.

- Jasne, że ci pomożemy - dodała Alicja. - Co mamy robić?

Karla przeczekała, aż minie wzruszenie, które ścisnęło jej gardło. Udając, że rozgląda się po sali, otarła łzy z kącików oczu, po czym zwróciła twarz do przyjaciół i uśmiechnęła się łagodnie.

- Pełno tu pustych szampanek i nadgryzionych kanapek. Co byście powiedzieli na sprzątanie? Zaoszczędzi nam to mnóstwo czasu i kiedy wszyscy już pójdą, będę mogła prędzej zamknąć galerię. Chyba zjecie ze mną kolację?

- Bo ja wiem - zastanawiała się Alicja.

- Jeżeli nie będziemy mieli lepszych propozycji… - Sean roześmiał się, nie mogąc dłużej zachować powagi. - Pewnie, że naciągniemy cię na kolację. Mamy sześć miesięcy do nadrobienia.

- Idź do gości - ponagliła Karlę Alicja. - A my zajmiemy się porządkami. Sean pomoże ci zainteresować gości obrazami, prawda? - zwróciła się do męża i nie czekając na odpowiedź, dodała: - Mógłbyś dyskretnie wspomnieć, kim jesteś i jak zafascynowała cię galeria.

- Oczywiście. - Mężczyzna wyprostował się z dumą. - Słuchajcie, jaki jestem ważny, i kupujcie te mazaje - zaczął szeptem przemówienie.

- Jesteś wariat - zaśmiała się Karla.

- Jak znowu zaczniecie się wygłupiać, to nie sprzedasz ani jednego obrazu - przestrzegała Andrea, ale zaraz uśmiechnęła się uspokajająco. - Bądź pewna, że zdasz ten test. Do dzieła!

- Tak, mamuśka - zamruczała Karla i wmieszała się w tłum zwiedzających.

Zajmując się gośćmi, Karla rozmyślała nad tym, jak jej przyjaciółki zadziwiająco dobrze ją znają. Ale skoro przez cztery lata mieszka się wspólnie w jednym pokoju, to nie można nie poznać się wzajemnie na wylot. Andrea i Alicja znały Karlę doskonale, tak samo jak ona je.

Najdziwniejsze w tym było to, że nie wspólne zainteresowania połączyły przyjaciółki. Alicja uwielbiała historię i poświęcała jej cały swój czas, co jednak nie przeszkodziło jej zwrócić uwagę na przystojnego historyka, który odwiedził college z cyklem wykładów.

Andrea wybrała nauki przyrodnicze, uczęszczając na wykłady z kosmologii i marząc o zawodzie futurologa.

Jedynie Karla mocno trzymała się teraźniejszości, stając się typową kobietą swoich czasów - łączyła w sobie cechy łagodnej feministki i przedsiębiorczej biznesmenki. W młodości pragnęła zostać artystką, ale szybko zdała sobie sprawę z tego, że natura poskąpiła jej talentu, a jej dzieła mogą być najwyżej „średnio dobre. Nie mogąc samej tworzyć, postanowiła studiować sztukę, aby móc później zająć się promocją i sprzedażą dzieł prawdziwych artystów.

Odkąd ukończyła college, żyła w ciągłym biegu, organizując galerię, nakłaniając znanych i nieznanych twórców do współpracy, popadając w długi. Ale wreszcie jej marzenie się ziściło i tego wieczoru świętowała otwarcie własnej galerii.

Nieoczekiwanie spojrzenie Karli spoczęło na olejnym portrecie Indianina. Jego podobieństwo do Cradowga było tak uderzające, że kobieta zaczęła wątpić w zapewnienia malarza, iż obraz nie jest autoportretem.

Twarz Apacza stanowiła lustrzane odbicie twarzy artysty - szerokie, dumne czoło, długi i wąski nos, mocno wystające kości policzkowe, kanciasta, potężna szczęka i wąskie usta Tylko włosy Indianina były nieco dłuższe niż włosy artysty, ale lśniły podobnie. Również w ciemnych oczach jeźdźca dostrzec można było podobny, wyzywający błysk.

Karla powróciła pamięcią do dnia, w którym odkryła płótno.

Obiecała Annie, że odwiedzi aukcję charytatywną, chociaż zmęczona nawałem zajęć nie miała na to najmniejszej ochoty Czekając na asystentkę, przyglądała się wystawionym na sprzedaż starociom: miniaturkom, figurkom, reprodukcjom. I nagle w stosie bezwartościowej tandety zauważyła portret Indianina. Ten widok zupełnie ją zelektryzował.

Wpatrując się teraz w obraz, doświadczyła tego samego co wtedy uczucia podniecenia. Ona, Karla Janowitz, właścicielką oryginalnego Cradowga! Jaka szkoda, że człowiek tak utalentowany nie posiada ani trochę taktu i kultury.

W pamięci Karli jak echo odbiła się obietnica Cradowga czy raczej jego groźba powrotu do galerii. Kobieta zadrżała, lecz z uśmiechem podeszła do kolejnej grupki gości.

Nim się spostrzegła, minęła dziewiąta, a wciąż nowi ludzie przybywali do galerii, rozmawiając, bawiąc się, pijąc szampana i robiąc zakupy. Karla czuła się coraz bardziej zmęczona i odrętwiała, ale na duchu podtrzymywała ją myśl o korzystnych transakcjach, których dokonała.

Z wybiciem dziesiątej tłum począł się zmniejszać, aż wreszcie galeria opustoszała i jej właścicielka z westchnieniem ulgi mogła zamknąć drzwi za ostatnim wychodzącym. Sala pogrążona była w usypiającej ciszy… Pełna obaw, że jej przyjaciele odeszli wraz z gośćmi, Karla rozejrzała się niespokojnie, lecz ujrzawszy ich tuż za swoimi plecami, uśmiechnęła się z ulgą.

- Czy jako obiektywni obserwatorzy też jesteście zdania, że otwarcie okazało się sporym sukcesem?

Cisza została przerwana okrzykami radości i gratulacjami. Przyjaciele serdecznie uścisnęli bohaterkę wieczoru.

- To było fantastyczne! - zapewniła Andrea.

- Ty jesteś fantastyczna! - Alicja rzuciła się na szyję Karli.

- Jestem pod wielkim wrażeniem. - Sean uśmiechnął się ciepło.

- Zaznaczam, że i ja troszeczkę się do tego przyczyniłam - odezwała się cicho Anna, stojąca dotąd na uboczu.

Karla ze zdumieniem popatrzyła na asystentkę.

- Trochę? - potrząsnęła głową. - Anno! Harowałaś jak wół, pomagając uruchomić tę budę! - Serdecznym gestem przytuliła dziewczynę do siebie.

- A teraz będziemy świętować! - oświadczyła, robiąc krok do tyłu. - Co jest jeszcze do zrobienia, zrobimy jutro - powiedziała rozkazującym tonem do asystentki. - A teraz na kolację!

- Na kolację? - powtórzyła Anna z takim zdziwieniem, jakby Karla nakłaniała ją do tańczenia nago na ulicy.

- Tak, na kolację - Karla uśmiechnęła się zapraszająco.

Dziewczyna przecząco pokręciła głową.

- Jestem zbyt zmęczona, aby myśleć o jedzeniu Marzę jedynie o tym, aby wrócić do domu i paść na łóżko.

Sean westchnął głęboko.

- Ech, ci młodzi ludzie, już się nawet nie potrafią bawić. Do czego zmierza ten świat?

Alicja uśmiechnęła się przepraszająco do Anny.

- Nie zwracaj na niego uwagi, lubi sobie pozrzędzić. Może mamy cię podwieźć?

- Nie, dziękuję, mam własne auto.

Dziewczyna zawahała się, po czym przysunęła się do Alicji i szepnęła:

- Zrzędliwy czynie, twój mąż jest równie imponujący jak Jared Cradowg!

- Dzięki. - Mężczyzna zmieszał się, usłyszawszy komplement. - Ja też tak myślę. Tylko kim jest ten… eee…

Nie zdołał dokończyć, bowiem Karla przerwała podniesionym głosem:

- Czy mam umrzeć z głodu? Anno, dobrej nocy. Wychodzimy - zwróciła się do przyjaciół. - Chyba że chcecie, abym was tu zamknęła.

Asystentka ze zdziwieniem spojrzała na pracodawczynię.

- ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin