Anne McCaffrey - Pern 02 - W Pogoni za smokiem.doc

(1581 KB) Pobierz
Anne McCaffrey

 

Anne McCaffrey

W pogoni za smokiem

 

. 1 .

Poranek w Siedzibie Cechów,

Twierdza Fort Kilka dni później w Weyrze Benden

Środek poranka w siedzibie Cechu Kowali,

Twierdza Telgar

 

– Jak zacząć? – dumał Robinton, Mistrz Harfiarzy Pernu. Pogrążony w myślach spojrzał z niezadowoloną miną na wygładzony, wilgotny piasek, znajdujący się w płytkich tacach ułożonych na jego pulpicie. Długa twarz Harfiarza zastygła w maskę głęboko żłobionych linii i zmarszczek, a oczy, tryskające zazwyczaj błękitem wewnętrznego rozbawienia, poszarzały od niecodziennej powagi.

Mistrz odniósł wrażenie, iż piasek błaga, by zbeszczeszczono go słowami i nutami, podczas gdy on, składnica Pernu i złotousty aptekarz ballad, sag i piosenek, był niemy. A jednak musi napisać balladę na nadchodzący ślub Lorda Asgenara z Warowni Lemos z przyrodnią siostrą Lorda Larada z Warowni Telgar. Ostatnie raporty doboszów i wędrownych hafiarzy donosiły o niepokojach. Dlatego też Robinton zadecydował, iż skorzysta z tej szczęśliwej chwili i przypomni gościom – a zaproszeni będą wszyscy Lordowie i Mistrzowie Cechów – o długu, który zaciągnęli u smoczego ludu. Postanowił, że tematem jego ballady będzie wspaniały lot Lessy pomiędzy czasem, będzie to ballada o Władczyni Weyru Benden i jej wielkiej złotej królowej, Ramoth. Siedem Obrotów temu Lordowie i Mistrzowie Pernu byli bardzo zadowoleni z pojawienia się jeźdźców smoków z pięciu starożytnych Weyrów sprzed czterystu Obrotów. Jak tu ująć rymem te fascynujące, frenetyczne dni i odważne czyny? Nawet najbardziej poruszające akordy nie przywrócą uderzeń krwi, wstrzymanych oddechów, paraliżującego strachu i przypływu nieuzasadnionej nadziei, gdy pierwszego poranka po tym, jak Nici opadły nad Warownią Nerat w Weyrze Benden, F'lar sprzymierzył przerażonych Lordów i Mistrzów uzyskując ich entuzjastyczną pomoc.

Lordów zainspirowało poczucie nieuniknionej katastrofy, a nie nagle powracająca do życia, a dawno zapomniana lojalność. Zobaczyli bowiem oczami wyobraźni swe pola poczerniałe od Nici, uznanych już za mit, nory wypełnione błyskawicznie rozmnażającymi się szkodnikami, siebie samych skrytych za murami Warowni, zamkniętych za grubymi, spiżowymi drzwiami i okiennicami. Tego dnia gotowi byli obiecać F'larowi swe dusze, byleby tylko chronił ich przed Nićmi. I Lessa zapewniła im tę ochronę, przypłacając to niemalże życiem.

Robinton podniósł wzrok znad piasku z nagle pobladłą twarzą.

– Szybko wysycha piasek pamięci – wyszeptał patrząc w stronę przepaści wznoszącej się po drugiej stronie zamieszkałej doliny, gdzie mieściła się Warownia Fort. Na wzgórzu sygnalizacyjnym stał tylko jeden strażnik. Powinno być sześciu, ale nastała pora sadzenia i Lord Groghe z Warowni Fort wysłał na pola każdego, kto mógł chodzić prosto, nawet dzieci, które powinny wyrywać wiosenną trawę ze szpar pomiędzy kamieniami i usuwać mech ze ścian. Zeszłej wiosny Lord Groghe nie zaniedbałby tej powinności, bez względu na to, ile smoczych długości ziemi zamierzał obsadzić.

Nie ulegało wątpliwości, iż Lord myszkuje teraz po polach na jednej z tych długonogich biegających bestii od Mistrza Hodowców. Groghe z Fortu był niezmordowany, jego nieznacznie wypukłe oczy nie przeoczyły ani jednego nie oczyszczonego drzewka, czy też źle zaoranego zagonu. Był to tęgi mężczyzna o siwych włosach, które nosił związane schludną wstążką. Cerę miał rumianą, a usposobienie krewkie. I choć popędzał swych dzierżawców, to od siebie wymagał tyle samo. Nie żądał od swych ludzi ani dzieci własnych czy też przybranych niczego, czemu sam nie był w stanie sprostać. Jeśli był konserwatywny w swym myśleniu, to dlatego iż znał swoje ograniczenia, a wiedza ta dawała mu poczucie bezpieczeństwa.

Robinton skubał dolną wargę, zastanawiając się, czy postawa Groghe, który lekceważył tradycyjny obowiązek Warowni, polegający na usuwaniu wszelkiej roślinności w pobliżu osad, była odosobniona. A może jest to odpowiedź Lorda na wzrastające niezadowolenie Weyru Fort? Jego przyczyną są olbrzymie obszary leśne Warowni Fort, które jeźdźcy smoków winni chronić. T'ron i Mardra, Władcy Weyru Fort, nie sprawdzali już aż tak skrupulatnie, czy ani jedna Nić nie uszła uwadze jeźdźców, a mimo to, gdy Nici opadały na jego las, Lord Groghe skrupulatnie wypełniał swoje obowiązki. Oddziały naziemne i miotacze ognia zawsze były w pogotowiu. Lord Fortu rozmieścił na terenie Warowni posłańców tworzących sprawnie działającą siatkę i jeśli tylko jeźdźcy dobrze wypełniali swoją powinność, jego oddziały zapewniały wystarczającą ochronę przed każdą Nicią, która mogła uniknąć palącego oddechu latających bestii.

Jednakże ostatnio zaczęły dochodzić do Robintona nieprzyjemne pogłoski i to nie tylko z Warowni Fort. Docierał do jego uszu każdy uwłaczający szept i oskarżenie wypowiedziane na Pernie, dlatego też nauczył się oddzielać fakty od oszczerstw, a złośliwości od zbrodni. Teraz jednak, mimo iż nie był panikarzem i wiedział, że z czasem fałsz wychodzi na jaw, Robinton odczuwał niepokój.

Mistrz Harfiarzy skurczył się w swoim krześle. Dzień był pogodny. Przez okno widział pola pełne soczystej~ zieleni, drzewa owocowe pokryte żółtym kwieciem, schludne osady po obu stronach drogi wiodącej do Warowni, a z boku, poniżej szerokiej alei prowadzącej na zewnętrzny dziedziniec Warowni Fort, gromadkę rzemieślniczych domów.

Nawet jeśli jego podejrzenia są słuszne, to cóż on może zrobić? Napisać karcącą piosenkę? Satyrę? Robinton prychnął. Lord Groghe bierze wszystko zbyt dosłownie, by zrozumieć satyrę i jest zbyt cnotliwy, żeby przyjąć naganę. Robinton wsparł się na łokciach i usiadł prosto w krześle. I choć Lord Groghe jest niedbały, to chce w ten sposób zaprotestować przeciwko o wiele poważniejszemu zaniedbaniu ze strony Weyru. Robinton wzdrygnął się na samą myśl o Niciach zagrzebujących się w lasach iglastych na południu. Powinien przesłać protest do Mardry i T'rona – jednak to także nie odniesie żadnego skutku. Mardra ostatnio zgorzkniała. Jeśli T'ron przestał ją już pociągać, powinna być na tyle rozważna, by z gracją pozostać na tronie i pozwolić mężczyznom zabiegać o swe względy. T'ron również mógłby nad sobą panować. Te wszystkie poszeptywania dziewek z Warowni o lubieżności T'rona. Lord Groghe nie będzie zadowolony, gdy zbyt wiele jego niewolnic wyda na świat smocze nasienie.

Kolejny impas, pomyślał Robinton z wymuszonym uśmiechem. Zwyczaje Warowni są tak odmnienne od moralności Weyru. A może przesłać wiadomość F'larowi z Weyru Benden? Nie. To także na nic. Przede wszystkim spiżowy jeździec nie może na to nic poradzić, gdyż Weyry są niezależne. Ponadto T'ron mógł się poczuć urażony udzielaniem mu rad przez F'lara, tym bardziej że Robinton był przekonany, iż F'lar stanąłby po stronie Lorda Groghe.

Nie po raz pierwszy od kilku miesięcy Robinton żałował, że F'lar z Weyru Benden tak chętnie zrzekł się przywództwa po tym, jak Lessa udała się pomiędzy, by przywieść z przeszłości Pięć Zaginionych Weyrów. Wtedy to, na kilka krótkich miesięcy, siedem Obrotów temu, F'lar i Lessa zjednoczyli Pern przeciwko ich odwiecznemu wrogowi. Lord, Mistrz, dzierżawca i rzemieślnik – wszyscy działali jak jeden mąż. Potem Władcy Weyrów z przeszłości przywrócili uświęconą tradycją dominację nad chronionymi Warowniami, a wdzięczny Pern wyraził swą zgodę i jedność zniknęła. Jednakże przez czterysta Obrotów interpretacja hegemonii Weyru zmieniła się, a żadna ze stron nie była pewna przekładu.

Być może nadszedł odpowiedni moment, by przypomnieć Lordom o tych niebezpiecznych dniach siedem Obrotów temu, gdy wszystkie swe nadzieje pokładali w delikatnych smoczych skrzydłach i poświęceniu dwustu ludzi.

Na Jajo, pomyślał Robinton niepotrzebnie wygładzając wilgotny piasek, i Harfiarz ma zadanie do spełnienia. Przecież to jego obowiązek.

Za dwanaście dni Larad, Lord Telgaru, odda Asgenarowi, Lordowi Warowni Lemos, swą przyrodnią siostrę Famirę. Nakazano, by Mistrz Harfiarzy zjawił się z nowymi balladami, które by ożywiły i uświetniły uroczystości. F'lar i Lessa byli również zaproszeni, gdyż Warownia Lemos znajdowała się pod ochroną Weyru Benden. Uświetnią swoją obecnością tę szczęśliwą chwilę także i inni dostojnicy z Weyrów, Warowni i Cechów.

– A przy dźwiękach mych wesołych piosenek, będę miał lepszy apetyt.

Chichocząc pod nosem na samą myśl o ślubie, Robinton wziął do ręki rylec.

– Muszę znaleźć delikatny i zarazem zawiły motyw dla Lessy. Już teraz stała się legendą. – Harfiarz uśmiechnął się nieświadomie, gdy przywołał obraz filigranowej Władczyni Weyru o białej cerze, z chmurą ciemnych włosów i błyskiem w szarych oczach. Usłyszał zgryźliwość kryjącą się w jej gładkich słowach. Każdy mężczyzna Pernu czuł przed nią respekt i obawiał się jej niezadowolenia, każdy z wyjątkiem F'lara. A teraz, zadecydował Robinton, mocno zarysowany, wojowniczy temat, odpowiedni dla Władcy Benden o żywych, bursztynowych oczach. Ze szczupłej, żołnierskiej sylwetki F'lara promieniuje intensywna aura nie uświadomionej wyższości. Czy on, Robinton, zdoła przełamać powściągliwość F'lara? A może niepotrzebnie bierze sobie do serca te drobne zadrażnienia między Lordem a Władcą Weyru? Jednakże bez smoczych jeźdźców, nawet jeśli uzbrojono by w miotacze płomieni wszystkich; mężczyzn, kobiety i dzieci, Nici wyssałyby z Pernu całe życie. Zagrzebana w ziemi Nić mogła poruszać się po polu i w lesie z prędkością lecącego smoka, pożerając przy tym wszystko, co rosło i żyło z wyjątkiem litej skały, wody i metalu. Robinton potrząsnął głową zirytowany własnymi myślami. Jakby jeźdźcy mogli kiedykolwiek opuścić Pern i porzucić swe starożytne zobowiązania, pomyślał. /Tu – mocne uderzenie w największy bęben. To Fandarel, Mistrz Kowali wiecznie ciekawy, o ogromnych, a zarazem delikatnych i zręcznych rękach i niespokojnym umyśle. Zajęty poszukiwaniem kolejnych odpowiedzi. W jakiś sposób powolność umysłu nie raziła go u tego ogromnego mężczyzny o przemyślanych ruchach.

Smutna, długa nuta dla Lytola, który dosiadał niegdyś smoka z Benden i stracił go w wypadku podczas Wiosennych Zawodów – czternaście, a może piętnaście Obrotów temu. Lytol opuścił Weyr, gdyż przebywanie pośród smoczego ludu jedynie potęgowało jego ból i zajął się tkactwem. Był Mistrzem Cechu w Warowni Dalekich Rubieży, gdy F'lar odkrył Lessę podczas Poszukiwań. Po tym jak Lessa zrzekła się praw do Warowni Ruatha na rzecz młodego Jaxoma, F'lar mianował Lytola Lordem Strażnikiem.

Jak przedstawić perneńskie smoki? Żaden motyw nie jest wystarczająco wspaniały dla tych ogromnych, uskrzydlonych bestii o gołębich sercach. Smoki, Naznaczone przy narodzinach przez ludzi, którzy ich później dosiadali, wspólnie z nimi walczyły. Smoczy ludzie opiekowali się nimi, kochali je, bowiem ich umysły stanowiły jedno – połączeni byli nierozerwalnymi więzami, które wykraczały poza bariery mowy! Ciekawe, jakie to uczucie, zastanawiał się Robinton, wspominając swe młodzieńcze pragnienie, by zostać smoczym jeźdźcem. Smoki Pernu potrafią w mgnieniu oka przemieszczać się w jakiś tajemniczy sposób pomiędzy jednym miejscem a drugim. A nawet pomiędzy czasem!

Z duszy Harfiarza wyrwało się westchnienie, lecz jego ręka skierowała się w stronę piasku i odcisnęła pierwszą nutę, skreśliła pierwsze słowo. Zastanawiał się, czy ballada przyniesie mu jakąś odpowiedź.

Ledwo zdążył wypełnić ukończony utwór gliną, by utrwalić swe dzieło, gdy usłyszał pierwsze uderzenie w bęben. Wyszedł pośpiesznie na mały zewnętrzny dziedziniec siedziby cechu i przekrzywiwszy głowę przysłuchiwał się naglącemu wezwaniu. Tak, to jego sekwencja. Pochłonięty nadchodzącymi dźwiękami bębna, nie zauważył, że ucichły wszystkie zwyczajne dla Cechu Harfiarzy dźwięki.

– Nici? – Poczuł nagłą suchość w gardle. Nie potrzebował zaglądać do map czasowych, by wiedzieć, iż Nici opadają u wybrzeży Warowni Tillek przed czasem.

Po drugiej stronie doliny, w Warowni Fort, niepomny na katastrofę strażnik kontynuował swój monotonny obchód.

F'nor i brunatny Canth wychynęli po południu ze swej kwatery. Owiało ich delikatne, ciepłe wiosenne powietrze. F'nor ziewnął i przeciągnął się, aż zatrzeszczały mu kości. Miniony dzień spędził na zachodnim wybrzeżu Poszukując odpowiednich kandydatów. Szukał też dziewcząt, gdyż w Wylęgarni w Benden twardniało także i złote jajo. Z całą pewnością rodzi się u nich więcej smoków i królowych niż w pięciu Weyrach z przeszłości razem wziętych, pomyślał F'nor.

– Zgłodniałeś? – spytał dwornie smoka i spojrzał na ogrodzone pastwiska w niecce krateru. Nie widać było żadnych smoków, a bydło stało na szeroko rozstawionych nogach z opuszczonymi głowami i zdawało się drzemać w słońcu.

Zaspany, odpowiedział Canth, mimo że spał równie długo i głęboko, co jeździec. Brunatny smok wyszedł na nagrzany słońcem występ skalny i usiadł z westchnieniem.

– Ty leniwa szelmo! – skarcił go F'nor, uśmiechając się czule do bestii.

Słońce stało wysoko na niebie po drugiej stronie olbrzymiej niecki krateru, dającego schronienie jeźdźcom smoków ze wschodniego wybrzeża. Mika odbijała promienie słoneczne i poznaczone czarnymi otworami smoczych legowisk ściany krateru błyszczały w słońcu niczym rój gwiazd. Przeniósł wzrok dalej i zobaczył skrzące się wody jeziora. Dwie zielone smoczyce siedziały w wodzie, a ich jeźdźcy przechadzali się po porośniętym trawą brzegu. Poza nimi, przed barakami, ustawieni w półkole młodzi jeźdźcy słuchali z uwagą swego nauczyciela.

F'nor uśmiechnął się jeszcze szerzej i przeciągnął leniwie wspominając, jak ponad dwadzieścia Obrotów temu on sam spędzał nużące godziny w podobnym półkolu. Teraz ballady i sagi, których uczyli się na pamięć, miały o wiele większe znaczenie niż w jego czasach. Wtedy bowiem srebrne Nici, o których wspominały Ballady Instruktażowe nie spadały od ponad czterystu Obrotów, by palić ciało ludzi i smoków i pochłaniać życie na Pernie. Ze wszystkich, którzy mieszkali w osamotnionym Weyrze, tylko jego przyrodni brat, F'lar, jeździec spiżowego Mnementha, wierzył, że stare legendy mówią prawdę. Teraz, opadające każdego dnia Nici, były rzeczywistością. Po raz kolejny przeciwstawianie się ich niszczycielskiej sile stało się częścią życia jeźdźców smoków. Wiedział, że nauki wyniesione z tych lekcji pomogą młodym jeźdźcom uchronić skórę i zachować życie własne, a co ważniejsze, życie smoków.

Młodzi jeźdźcy są całkiem obiecujący, zauważył Canth, po czym złożył skrzydła na grzbiecie i podwinął ogon. Wielką głowę położył na przednich łapach i zwrócił do F'nora miękko lśniące oko. W odpowiedzi na tę niemą prośbę jeździec począł drapać go po obrzeżach oka, aż Canth począł delikatnie pomrukiwać z zadowolenia.

– Ty próżniaku!

Ale jeśli pracuję, robię to dobrze, odparł Canth. Skąd wiedziałbyś bez mojej pomocy, który z urodzonych poza Weyrem chłopców będzie dobrym jeźdźcem. I czyż nie znajduję dziewcząt, które nadają się dla królowych?

F'nor roześmiał się pobłażliwie. Nie mógł jednakże zaprzeczyć, iż łatwość z jaką Canth wyławiał najlepiej zapowiadających się kandydatów dla bojowych smoków i składających jaja królowych, była powodem do dumy dla jeźdźców z Weyru Benden.

Nagle F'nor zasępił się przypominając sobie dziwną wrogość, którą okazywali mu rolnicy i rzemieślnicy napotkani w Warowniach i siedzibach cechów w Południowym Boll. Tak, zdecydował, odnosili się do niego z wrogością, do chwili gdy... powiedział im, że jest jeźdźcem z Weyru Benden. Zawsze wydawało mu się, że powinno być odwrotnie. Południowy Boll był przecież pod opieką Weyru Fort. Zgodnie z tradycją – F'nor wykrzywił się w wymuszonym uśmiechu – gdyż T'ron, Władca Weyru Fort, twardo przestrzegał wszystkiego, co zwyczajowe... i skostniałe. Otóż zgodnie z tradycją, pierwszeństwo przy naborze kandydatów miał Weyr chroniący dany obszar. Jednakże pięć Weyrów z przeszłości rzadko szukało kandydatów spoza Niższych Jaskiń. Oczywiście, pomyślał F'nor, ich królowe nie znoszą tylu jaj co współczesne, rzadziej też trafiają się złote jaja. Jak się nad tym zastanowić, to przez siedem Obrotów, od chwili gdy Lessa sprowadziła jeźdźców z przeszłości, w ich Weyrach wylęgły się tylko trzy królowe.

Cóż, niech się trzymają tradycji, jeśli dzięki temu mogą uważać się za lepszych od innych. F'nor podzielał zdanie brata. Zdrowy rozsądek podpowiada, iż o wiele lepiej jest dać młodym smokom możliwość jak największego wyboru i choć kobietom z Niższych Jaskiń w Weyrze Benden z pewnością niczego nie brakuje, to młodych smoków będzie i tak więcej niż urodzonych przez nie chłopców.

Gdyby tylko jeden z Władców, na przykład G'narish z Weyru Igen lub R'mart z Weyru Telgar, zdecydował się na dopuszczenie smoków z Benden do młodych królowych, jeźdźcy z przeszłości uzyskaliby nie tylko więcej jaj, ale i okazalsze smoki. Tylko głupiec ogranicza się w hodowli wyłącznie do jednej linii krwi.

Popołudniowy wiatr zmienił kierunek i do nozdrzy F'nora doleciały gryzące opary gotowanego mrocznika. Jeździec wydał z siebie pełen niezadowolenia jęk. Zapomniał, że kobiety przygotowują balsam z mrocznika, który stanowi uniwersalny środek na oparzenia Nici i inne schorzenia. Z tego właśnie powodu wyruszył wczoraj na Poszukiwania. Zapach mrocznika był niezwykle przenikliwy i dlatego też wczorajsze śniadanie smakowało jak lekarstwo, a nie owsianka. Ze względu na to, iż wyrób balsamu był procesem zarówno nudnym jak i cuchnącym, większość jeźdźców wynosiła się na jakiś czas z Weyru. F'nor spojrzał na drugą stronę niecki, w stronę legowiska królowej. Oczywiście Ramoth jest w Wylęgarni i dogląda swych jaj, pomyślał, dostrzegł jednak, że skalny występ, na którym zazwyczaj przesiadywał Mnementh, jest pusty. Z pewnością F'lar uciekł ze smokiem od mrocznika i zmiennych nastrojów Lessy. Władczyni Weyru sumiennie wypełniała nawet najbardziej uciążliwe powinności, ale nie oznaczało to wcale, że je lubi.

F'nor zdecydował, że jest głodny. Nic nie jadł od wczorajszego wieczora, a przez to, że między Południowym Boll na zachodnim wybrzeżu a położonym na wschodzie Weyrem Benden jest sześć godzin różnicy, stracił porę obiadową w Weyrze Benden.

Powiedział Canthowi, że musi coś zjeść, podrapał go na pożegnanie i ruszył w dół kamiennych schodów. Jednym z przywilejów zastępcy skrzydła była możliwość wyboru kwatery. Ze względu na to, że Ramoth, jako starsza królowa pozwoliła jedynie na dwie młodsze królowe w Weyrze, dwie kwatery Władczyń były puste. F'nor zajął jedną z nich, dzięki czemu nie musiał niepokoić Cantha, gdy chciał się dostać na niższy poziom.

Gdy zbliżył się do wejścia do Niższych Jaskiń, zapach gotującego się mrocznika sprawił, że zaczęły szczypać go oczy. Postanowił, że chwyci trochę klahu, chleb, owoce i pójdzie posłuchać Mistrza Nauczyciela zajmującego się młodymi jeźdźcami. Byli pod wiatr. Jako zastępca skrzydła F'nor z przyjemnością wykorzystywał każdą nadarzającą się okazję, by poznać i ocenić nowych jeźdźców, szczególnie tych wychowanych poza Weyrem. Wszyscy, którzy przyszli tutaj z Warowni lub Cechu, musieli przystosować się do nowego życia. Wolność i przywileje uderzały czasem chłopcu do głowy, szczególnie kiedy nauczył się już zabierać smoka pomiędzy w jakiekolwiek miejsce na Pernie. Podróż trwała mniej więcej tyle czasu, ile potrzeba, by policzyć do trzech. F'nor podzielał zdanie F'lara, który wolał dopuszczać do Naznaczenia starszych chłopców, mimo że jeźdźcy z przeszłości nie pochwalali także i tej praktyki Weyru Benden. Ale, na Skorupę, kilkunastoletni chłopak, nawet ten wychowany w Warowni, musi sobie zdać sprawę z obowiązków, które wiążą się z byciem jeźdźcem smoka. Starszy chłopiec jest dojrzalszy emocjonalnie, siła z jaką Naznacza smoka nie zmniejsza się, a on sam potrafi przyjąć i lepiej zrozumieć implikacje związku na całe życie, duchowego połączenia ze smokiem. Starszy chłopiec nie niecierpliwi się, bowiem jest już na tyle dorosły, by czekać cierpliwie, aż u młodego smoka rozwinie się właściwa mu wrażliwość. Smocze dziecko nie jest za mądre i jeśli świeżo upieczony jeździec postępuje nieroztropnie i pozwala swej bestii jeść za dużo, to cały Weyr cierpi z powodu jej katuszy. Nawet dorosły smok żyje "tu i teraz" i nie myśli za wiele o tym, co będzie w przyszłości, a jeszcze mniej uwagi poświęca przeszłości. Smok kieruje się instynktem, co nie jest takie złe, pomyślał F'nor. Przecież to na smoki spada główny ciężar walki z Nićmi. Kto wie, być może nie chciałyby walczyć, gdyby pamiętały lub umiały kojarzyć ze sobą pewne fakty.

Jeździec wziął głęboki oddech i gwałtownie mrugając oczami podrażnionymi gryzącym oparem, wszedł do olbrzymiej jaskini, w której mieściła się kuchnia. Wrzało w niej jak w ulu. Przynajmniej połowa kobiet z Weyru znalazła tu jakieś zajęcie, pomyślał F'nor widząc, że na wszystkich dużych paleniskach wykutych w zewnętrznej ścianie Jaskini stały wielkie kotły. Przy szerokich stołach siedziały kobiety myjąc i krojąc korzenie, z których wytwarzano maść. Kilka z nich rozlewało wrzącą maść do dużych glinianych dzbanów. Te, które mieszały długimi łopatkami gotującą się miksturę miały maski zasłaniające usta i nos. Mimo to gryzące wyziewy sprawiały, że kobiety te często się odwracały, by osuszyć załzawione oczy. Starsze dzieci przynosiły z jaskiń przeznaczonych na spiżarnie skałę, którą palono pod kotłami i wynosiły dzbany, by ostygły. Wszyscy byli zajęci.

Na szczęście nocne palenisko, te najbliższe wejścia, wciąż było używane do normalnych celów. Olbrzymi kocioł z klahem i kociołek z gulaszem wisiały na hakach nad węglami. Zaledwie zdążył napełnić kubek, kiedy usłyszał, że ktoś go woła. Rozglądając się na boki, ujrzał swoją matkę, Manorę, kiwającą na niego. Na jej zazwyczaj pogodnej twarzy malował się wyraz zakłopotania i troski.

F'nor podszedł posłusznie do paleniska, gdzie jego matka, Lessa i wyglądająca znajomo, choć F'lar nie wiedział dlaczego, młoda kobieta, oglądały mały kociołek.

– Wyrazy szacunku, Lesso, Manoro... – Przerwał, próbując przypomnieć sobie imię trzeciej kobiety.

– Powinieneś pamiętać Brekke, F'norze – powiedziała Lessa, marszcząc brwi z powodu tego uchybienia.

– Jak można wymagać od kogoś, by widział cokolwiek w tak zadymionym miejscu? – spytał F'nor ostentacyjnie wycierając rękawem oczy. – Odkąd wraz z Canthem przywieźliśmy cię z siedziby cechu, byś Naznaczyła młodą Wirenth, rzadko cię widuję, Brekke.

– F'norze, jesteś tak samo niepoprawny jak F'lar wykrzyknęła Lessa trochę rozdrażniona. – Zawsze pamiętasz imię smoka, ale jeźdźca już nie.

– Jak się czuje Wirenth, Brekke? – spytał F'nor, ignorując słowa Lessy.

Dziewczyna wyglądała na zaskoczoną, w końcu uśmiechnęła się niepewnie, po czym spojrzała wymownie na Manorę próbując odwrócić od siebie jego uwagę. Jak na mój gust, jest nieco za chuda, pomyślał. Była nieznacznie wyższa od Lessy, której drobna figura w żaden sposób nie umniejszała autorytetu, jakim się cieszyła. Jednakże w poważnej, okolonej ciemnymi, kręconymi włosami twarzy dostrzegł słodycz, która wydała mu się pociągająca. Lubił Brekke za jej nie rzucającą się w oczy skromność. Zaczął się zastanawiać, jak może wytrzymać z Kylarą – kłótliwą i nieodpowiedzialną Władczynią Weyru Południowego – gdy Lessa zastukała w stojący przed nią pusty kocioł.

– Spójrz tylko F'norze. Polewa popękała i maść z mrocznika zmieniła kolor.

Jeździec gwizdnął z przejęcia.

– Czy mógłbyś się dowiedzieć, z czego Kowal robi polewę? – spytała Manora. – Nie ośmielę się używać zanieczyszczonej maści, lecz wzdragam się na myśl o wyrzuceniu takiej ilości, jeśli nie ma ku temu powodów.

F'nor uniósł kociołek do światła. Zobaczył, że matowobrązowa polewa na jednej ściance pokryta była drobną siecią pęknięć.

– Zobacz, co stało się z mrocznikiem. – Lessa podsunęła mu małą miskę.

Znieczulająca maść, normalnie kremowożółta, była czerwonobrązowa. Raczej zatrważający kolor, pomyślał F'nor. Powąchał zawartość miseczki, po czym zanurzył w niej palec, który natychmiast zrobił się zimny.

– Działa – powiedział wzruszywszy ramionami.

– Tak, ale co się stanie, gdy zanieczyszczoną maść nałożymy na oparzenie?

– Słuszna uwaga, a co na to F'lar?

– Och, on. – Delikatna twarz Lessy wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia. – Udał się do Warowni Lemos, zobaczyć jak stolarz Lorda Asgenara radzi sobie z płytami z miazgi drzewnej.

F'nor wyszczerzył zęby.

– Zawsze nieobecny, gdy go potrzebujesz, co, Lesso? Jej oczy rozgorzały ogniem, już otworzyła usta, by udzielić mu uszczypliwej odpowiedzi, lecz uprzytomniła sobie, że F'nor się tylko z nią drażni.

– Nie jesteś lepszy – powiedziała, uśmiechając się do wysokiego jeźdźca, który tak bardzo przypominał jej towarzysza. Patrząc na ich gęste, kręcone, czarne włosy, ostre rysy i szczupłe, długonogie sylwetki, widać było, że mają wspólnego ojca. Jednakże F'nor był bardziej kwadratowy, szerszy w ramionach i szczuplejszy, przez co można by pomyśleć, że nie jest ukończony. Mimo widocznego podobieństwa, mają zupełnie inny temeperament i osobowość, pomyślała. F'nor jest mniej introspektywny i bardziej niefrasobliwy od swego przyrodniego brata, który jest od niego starszy o trzy Obroty. Władczyni Weyru łapała się czasem na tym, że traktuje F'nora, jakby był przedłużeniem F'lara i być może właśnie z tego powodu mogła żartować i drażnić się z nim. Z niewielu ludźmi była w bliskich stosunkach.

F'nor odwzajemnił jej uśmiech i skłonił się lekko, z wyraźną kpiną.

– Cóż, nie mam nic przeciwko temu, by w charakterze chłopca na posyłki udać się do siedziby Mistrza Kowali. Powinienem udać się na Poszukiwania, lecz mogę Szukać w Warowni Telgar równie dobrze, jak gdzie indziej. R'mart nie jest nam aż tak bardzo niechętny, jak niektórzy Władcy Weyrów z przeszłości. – Zdjął kociołek z haka, zajrzał jeszcze raz do środka, po czym kręcąc głową rozejrzał się po pełnym kobiet i dzieci pomieszczeniu.

– Polecę do Fandarela, lecz wygląda na to, że macie już wystarczająco dużo balsamu z mrocznika, by pokryć nią wszystkie smoki z sześciu – przepraszam – siedmiu Weyrów. – Uśmiechnął się do Brekke, gdyż przez cały czas odnosił wrażenie, że dziewczyna czuje się dziwnie nieswojo. Lessa, gdy była zajęta, miewała czasami zły humor, a całe to dziecinne zamieszanie, które wywołuje Ramoth po złożeniu jaj jeszcze bardziej wyprowadzało ją z równowagi. Dziwne, pomyślał, młodsza Władczyni Weyru Południowego bierze udział w produkcji maści w Benden.

– Nigdy za dużo mrocznika w Weyrze – powiedziała dziarsko Manora.

– Nie tylko w tym garnku popękała polewa – wtrąciła zniecierpliwiona Lessa. – A jeśli będziemy musieli zebrać więcej mrocznika, by wyrównać straty...

– W Weyrze Południowym mamy jeszcze drugie pole – zasugerowała Brekke. Widać było, że dziewczyna speszyła się własną śmiałością.

Lessa obrzuciła ją pełnym wdzięczności spojrzeniem. – Nie zamierzam uszczuplać waszych zapasów, Brekke. Przecież to Weyr Południowy opiekuje się każdym głupcem, który nie umie umknąć Nici.

– Już biorę garnek, już biorę – F'nor powtarzał komicznie. – Ale najpierw muszę coś zjeść, bo zdążyłem tylko napić się klahu.

Lessa spojrzała na niego zmrużonymi oczami, po czym przeniosła wzrok na widoczne w wyjściu chylące się ku zachodowi słońce.

– W Warowni Telgar dopiero co minęło południe wyjaśnił cierpliwie. – Szukałem wczoraj przez cały dzień w Południowym Boll i różnica czasu dają o sobie znać. Powstrzymał ziewnięcie.

– Zapomniałam. Poszczęściło ci się?

– Canth nawet uchem nie ruszył. A teraz pozwólcie mi zjeść i uciekam od tego smrodu. Nie wiem, jak to możecie wytrzymać.

Lessa parsknęła.

– To dlatego że nie mogę znieść jęków, gdy wy, jeźdźcy, nie macie mrocznika.

F'nor uśmiechnął się do Władczyni, zdając sobie sprawę, że Brekke przysłuchuje się ich dobrodusznemu przekomarzaniu z oczami szeroko otwartymi ze zdumienia. Darzył Lessę szczerą przyjaźnią i to nie dlatego że była starszą Władczynią Weyru Benden. Z całego serca popierał stały związek swego brata z Lessą, a i tak nie było żadnych szans na to, by Ramoth dopuściła do siebie innego smoka niż Mnementh. To wspaniała Władczyni, pomyślał, a F'lar jest jedynym odpowiednim dla niej spiżowym jeźdźcem. Władczyni i Władca stanowili dobrze dobraną parę, co przynosiło korzyści nie tylko Weyrowi Benden. Równie dobrze powodziło się trzem Warowniom, które znajdowały się pod opieką Benden. Nagle F'nor przypomniał sobie wczorajszą wrogość mieszkańców Południowego Boll, która zniknęła, gdy dowiedzieli się, że jest jeźdźcem z Benden. Chciał właśnie powiedzieć o tym Lessie, lecz Manora przerwała jego tok myślenia.

– Bardzo mnie niepokoi ta zmiana koloru, F'norze powiedziała. – Masz. Pokaż Mistrzowi Fandarelowi te garnki. – Włożyła dwa mniejsze naczynia do kociołka. Pozwoli mu to dokładnie zaobserwować zachodzące zmiany. Brekke, czy mogłabyś dać F'norowi jeść?

– Nie ma takiej potrzeby – powiedział pośpiesznie, po czym wycofał się z garnkiem w ręku. Denerwowało go, że Manora, która jest jedynie jego matką, ciągle myśli, że nie potrafi się o siebie zatroszczyć. Nie miał najmniejszej wątpliwości, że zadbała wystarczająco szybko, by jej przybrane dzieci same zaczęły sobie dawać radę, jak to miało miejsce w przypadku jego przybranej matki.

– F'norze, uważaj, byś wchodząc pomiędzy nie upuścił garnka – upomniała go na odchodnym.

F'nor zachichotał. Matką jest się przez całe życie, pomyślał. Lessa zachowuje się w stosunku do swego jedynego dziecka, Felessana, dokładnie tak samo. Całe szczęście, że w Weyrach oddaje się dzieci przybranym matkom. Felessan miał ze swoją spokojną przybraną matką o wiele lżejsze życie, niż gdyby to Lessa miała go wychowywać. F'nor brał udział w wielu Poszukiwaniach i wiedział, że chłopak ma duże szansę Naznaczyć spiżowego smoka.

Pałaszując miskę gulaszu F'nor nie mógł się nadziwić kobiecej przewrotności. Dziewczęta bez przerwy dopraszały się, by przyjąć je w Weyrze Benden. Doskonale zdawały sobie sprawę, że nie będą musiały rodzić dziecka za dzieckiem, aż stracą siły i zestarzeją się. Kobiety z Weyrów dłużej pozostawały aktywne i nie traciły tak szybko na swej atrakcyjności. Manora widziała dwa razy tyle Obrotów, co, na przykład, ostatnia żona Lorda Sifera z Bitry, a mimo to wyglądała na młodszą. Cóż, jeźdźcy sami dokonują wyboru partnerki i nie pozwalają, by im cokolwiek narzucano. W dodatku w Niższych Jaskiniach jest obecnie wystarczająco dużo młodych kobiet.

Klah miał smak lekarstwa. Nie mógł się przemóc, by wypić go do końca. Szybko zjadł gulasz, starając się nie zwracać uwagi na smak tego, co jadł. Być może uda mu się coś przekąsić w siedzibie Cechu Kowali w Warowni Telgar.

– Canth, Manora przydzieliła nam zadanie – poinformował brunatnego smoka, gdy wychodził z Niższych Jaskiń. Nie mógł się wyjść z podziwu, jak kobiety mogły wytrzymać ten zapach.

Cantha trapiło to samo pytanie, gdyż wyziewy nie pozwoliły mu się zdrzemnąć na nagrzanym słońcem występie. On także z zadowoleniem przyjął nadarzającą się okazję ucieczki z Weyru Benden.

F'nor wystrzelił ponad Warownię Telgar skąpaną w porannym słońcu, po czym skierował brunatnego Cantha w stronę grupy budynków rozrzuconych na lewo od Wodospadu. Słońce odbijało się w kołach wodnych, które obracane niestrudzenie przez spadające masy wody, napędzały urządzenia kuźni. Sądząc po czarnym, gęstym dymie unoszącym się nad kamiennymi budynkami, trwała wytężona praca przy wytopie i fryszowaniu metalu.

Gdy Canth obniżył lot, F'nor dostrzegł w dali chmurę pyłu. Nadciągał kolejny ładunek rudy z ostatniego portu na głównej rzece Telgaru. Pomysł Fandarela, by przyczepić do barek koła, skrócił o połowę czas potrzebny na rozwiezienie do wszystkich siedzib Cechu na całym Pernie rudy wydobywanej w głębokich kopalniach Cromu i Telgaru.

Canth wydał z siebie powitalny ryk, na który natychmiast odpowiedziały zielona smoczyca i brunatny smok, usadowione na małym występie skalnym ponad głównym budynkiem Cechu Kowali.

Beth i Seventh z Weyru Fort, powiedział mu Canth, lecz F'norowi nic nie mówiły te imiona.

W przeszłości znano każdego smoka i jeźdźca na Pernie. – Dołączysz do nich? – spytał dużego brunatnego.

Są razem, odpowiedź Cantha była tak pragmatyczna, że F'nor zachichotał cicho.

Zatem zielona Beth przyjęła zaloty brunatnego Seventha, pomyślał. Przyglądając się jej świecącej skórze, F'nor stwierdził, że jeźdźcy nie powinni zabierać tej pary z Weyru. Gdy się im tak przyglądał, brunatny smok rozpostarł skrzydło i nakrył nim zaborczo zieloną smoczycę.

F'nor pogłaskał pokryty meszkiem kark Cantha, lecz smok wydawał się nie potrzebować żadnej pociechy. Nic dziwnego, pomyślał z odrobiną zarozumiałości, nie uskarża się przecież na brak partnerek. Zielone zawsze wybiorą brunatnego, szczególnie jeśli jest tak duży jak większość spiżowych.

Canth wylądował, a jeździec szybko zeskoczył i przeszedł między bliźniaczymi wirami kurzu, które wzbiły skrzydła jego smoka. W otwartych szopach, które F'nor mijał po drodze do głównego budynku, widział mężczyzn wykonujących przeróżne prace, z których większość nie była obca brunatnemu jeźdźcowi. Jednakże przed jedną z szop zatrzymał się...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin