Buddyzm w trzy minuty.doc

(199 KB) Pobierz

Buddyzm w trzy minuty


Według doktryny buddyjskiej wszelkie cierpienia i nieszczęścia w życiu człowieka, w życiu społeczeństw i narodów oraz w świecie innych istot mają swe źródło w podstawowej niewiedzy dotyczącej tego, czym w istocie jesteśmy.



Świadomość naszej prawdziwej istoty, która jest zarazem istotą wszechrzeczy, przesłonięta jest jednostronnym przeświadczeniem, że istniejemy tylko jako odrębne jednostki, różne od wszystkiego co je otacza. Ten egocentryczny punkt widzenia stwarza w nas poczucie osamotnienia i zagrożenia, powoduje nieustannie wewnętrzny konflikt, a także konflikty z innymi ludźmi, konflikty społeczne i narodowe oraz konflikt człowieka z jego naturalnym środowiskiem. Konflikty te owocują cierpieniem w postaci chorób, wojen i katastrof ekologicznych. Złudzenie zasadniczej odrębności rodzi ideologię walki i egocentryczną filozofię przetrwania kosztem wszystkiego i wszystkich.

Celem praktyki medytacyjnej jest przekraczanie egocentrycznego doświadczania siebie i wszechświata jako dwóch odrębnych bytów. Nazywa się to urzeczywistnianiem własnej Prawdziwej Natury, osiąganiem stanu Umysłu Buddy, a także przebudzeniem lub oświeceniem.

Buddyzm naucza, że wszyscy ci, którzy posiadają wewnętrzne, głębokie przekonanie o jedności swojej natury z Naturą Buddy, znajdują się na najkrótszej drodze prowadzącej do Przebudzenia. Ponieważ jednak natura każdej istoty jest już Naturą Buddy, nie trzeba nic robić, aby ją uzyskać. Jedyną rzeczą jaką trzeba zrobić, to urzeczywistnić, uświadomić sobie swoją oświeconą naturę. Wbrew pozornej prostocie, nie jest to jednak łatwe zadanie. Potrzebne są tu pewne metody i tych metod dostarczają różne szkoły, tradycje i kierunki buddyjskie. Wszystkie one starają się doprowadzić praktykującego do urzeczywistnienia - własnego przeżycia do Przebudzenia. Szkoły buddyjskie mimo swojej różnorodnosci mają prowadzić ludzi do tego właśnie celu. Metody zaś są zależne od psychiki i charakteru poszukującego.


Bez dogmatów

Kiedy będziecie chcieli się nauczyć czegoś o buddyzmie, będziecie musieli pozbyć się większości swoich dotychczasowych poglądów na religię.

Ludzie mówią: "Religia - OK., to jest wszystko to samo". Chodzi tu o jakiegoś boga, który ma bardzo wyraźny pogląd na temat tego, co ludzie powinni robić, a czego nie i w ramach takiej religii próbujemy się po prostu utrzymać. Głównie na tym polega religia. Kto stosuje się do tych przepisów jest "dobrym" człowiekiem, a kto nie - ten nim nie jest.

W religiach tych istnieje zewnętrzna prawda, w którą należy wierzyć, ponieważ prawdopodobnie nie można jej doświadczyć. Ta zewnętrzna moc będzie decydowała o tym, co się dzieje z nami po śmierci - czy mamy udać się ku górze czy raczej ku dołowi. Tak przeważnie rozumie się religie i o to w nich chodzi. W kontekście tego buddyzm jest czymś zdecydowanie innym. Celem buddyzmu nie jest uszczęśliwienie jakiegoś boga, nawet nie chodzi tutaj o uczynienie szczęśliwym Buddy. Chodzi o rozwinięcie potencjału naszego umysłu. Nie chodzi o wiarę w coś, tylko o to, żeby widzieć w jaki sposób rzeczy funkcjonują. Buddzie nie są potrzebni ślepi naśladowcy, lecz partnerzy. Budda nie daje również żadnych rozkazów ani dogmatów, daje raczej sugestie i wskazówki. Mówi, że jeżeli zrobisz to - otrzymasz takie rezultaty, a jeżeli coś innego, to i rezultat będzie inny. Ty sam decydujesz za siebie.

Dwie ostatnie rzeczy jakie Budda powiedział tuż przed śmiercią, w wieku osiemdziesięciu lat, są bardzo precyzyjną wykładnią jego całej nauki.

Najpierw powiedział:
"Oto mogę umrzeć szczęśliwy, nie zatrzymałem ani jednej nauki w zamkniętej dłoni. Cokolwiek może wam przynieść pożytek już wam dałem".

Drugie jego stwierdzenie brzmiało:
"Nie wierzcie w ani jedno słowo tylko dlatego, że wypowiedział je Budda, lecz sprawdzajcie rzeczy sami; bądźcie swoimi własnymi nauczycielami - przewodnikami".

Te dwie rzeczy są bardzo ważne i potrzebne. Budda widział swoje zadanie w pokazywaniu nam, w jaki sposób stać się wolnymi. Nie dawał ludziom dogmatów, niczego w co powinni wierzyć. Wszystko co mówił, mówił po to, by ludzie mogli lepiej żyć, lepiej umrzeć i lepiej się odrodzić





Dlaczego właśnie buddyzm?

Ludzie mają wolność wyboru przekonań religijnych, a jeśli przeciwstawiają się jakimś, także mają do tego prawo. Wybierają określoną religię zgodnie ze swoimi zainteresowaniami i skłonnościami duchowymi. Nie można zmuszać nikogo, aby praktykował buddyzm czy jakąkolwiek inną religię. Nawet Budda nie był w stanie uczynić wszystkich Hindusów buddystami. W świecie tak różnych upodobań i skłonności nie każdy może być buddystą. Ludzie mają prawo do wiary lub jej braku zgodnie ze swoimi pragnieniami.

(...)

Ponieważ ludzie posiadają różne duchowe skłonności, Budda nauczał różnych filozoficznych perspektyw. Najgłębszym celem przekazywania nauk było przynoszenie pożytku czującym istotom, a w ostateczności doprowadzenie ich do oświecenia. Nauki Buddy to nie sztywna doktryna czy filozoficzna teoria, według której należy postępować. Wręcz przeciwnie, Budda przekazał różne rodzaje wyjaśnień, w zależności od inteligencji i duchowych skłonności swoich uczniów. W konsekwencji w Indiach powstały cztery główne szkoły myśli buddyjskiej, a w obrębie tych czterech szkół wiele podszkół.

(...)

Nie musimy traktować słów Buddy jako świętości, której nie można poddawać analizie. Wręcz przeciwnie - mamy prawo wnikliwie badać i weryfikować ich prawdziwość, sprawdzając je w praktyce. W rezultacie własnego doświadczenia zyskuje się przekonanie i wiarę w skuteczność nauk. To, jak sądzę, wyróżnia buddyzm spośród innych religii, gdzie słowo Stworzyciela czy Boga nie podlega weryfikacji.

(...)

Z należnym dla innych religii szacunkiem twierdzę, że jedynie w buddyzmie rozwija się w praktykujących wiarę i przekonanie na podstawie logicznego rozumowania. Zamiast ślepej wiary bardzo ceni się racjonalne rozumowanie. Sam Budda powiedział, że otrzymać lepsze odrodzenie może jedynie ten, kto wykonuje pozytywne działania, a unika negatywnych, takich jak zabijanie czy kradzież, nie zaś ten, kto ofiaruje mu tysiąc maślanych lampek. Tak więc to nie sama wiara przynosi dobre rezultaty, lecz właśnie działanie. Fragment "Przebudzanie umysłu, rozświetlanie serca"
[przełożyła Joanna Grabiak, Dom Wydawniczy "REBIS", Poznań 1998].



Na czym polega praktyka Dharmy?

Celem wszystkich religii jest pomóc ludziom w staniu się lepszymi, doskonalszymi, bardziej twórczymi istotami. Podczas gdy w niektórych religiach najważniejszą praktyką jest recytowanie modlitw lub czynienie fizycznej pokuty, w buddyzmie istotniejsze jest przekształcanie i doskonalenie umysłu. Można na to spojrzeć w inny sposób. W porównaniu z fizyczną czy werbalną czynnością, aktywność umysłowa jest bardziej nieuchwytna i trudniejsza do kontrolowania. Działania ciała i mowy są bardziej oczywiste, łatwiejsze do nauczenia i praktykowania. W tym kontekście duchowe dążenia związane z umysłem są subtelniejsze i dużo trudniejsze do osiągnięcia.

Najważniejsze jest jednak zrozumienie prawdziwego znaczenia buddyzmu. Bardzo dobrze, że na świecie ciągle wzrasta zainteresowanie buddyzmem, ale ważniejsza jest wiedza o tym, czym buddyzm jest naprawdę. Dopóki nie zrozumiemy istoty i prawdziwego znaczenia nauk Buddy, każdy wysiłek zmierzający do ich zachowania, odnowy i propagowania będzie daremny. Doktryna i zrozumienie Dharmy nie jest zjawiskiem fizycznym, dlatego budowanie klasztorów lub recytowanie pism bez właściwego zrozumienia nie jest praktykowaniem Dharmy. Chodzi o to, iż praktyka Dharmy odbywa się w umyśle.

Myślenie, że zmiana ubrania, mówienie modlitw czy wykonywanie pokłonów to cała praktyka Dharmy, jest błędne.



Śniąc we śnie i na jawie

Mistrz Szeng-jen



Świadomość jaką zachowujemy na jawie, Budda nazwał snem. Akceptacja, że życie to sen, może okazać się trudna, szczególnie jeśli zdaje się ono oferować zadowolenie i szczęście. Nikt nie lubi być budzony z przyjemnego snu, a co dopiero, gdy mówi mu się, iż jego życie to tylko złudzenie.

Jak jednak można odróżnić sen od jawy? Według Buddy, gdy śpimy, mamy różne krótkie sny, natomiast życie to długi sen. Można przebudzić się ku prawdzie, iż żyje się we śnie, a następnie z powrotem w ten sen zapaść. W buddyzmie przebudzenie z długiego snu życia oznacza urzeczywistnienie swej własnej natury. Odczuwająca istota, która nie doświadczy tego urzeczywistnienia, na zawsze pozostaje uwikłana w sen.

Wsystko jest ulotne, wszystko jest nierzeczywiste. Uważamy za nierealne swoje sny i sądzimy, że rzeczywistość stanowią chwile przeżyte na jawie. Kiedy jednak uświadomimy sobie iluzoryczną naturę ciała, świata, życia i śmierci, zrozumiemy, że bez względu na to, czy śpimy, czy czuwamy, pozostajemy w tym samym, podobnym do snu, stanie. (...)

Niewielu ludzi wie, że śni. Nawet jeśli wiedzą, rzadko kiedy chcą się obudzić. Ktoś, kto nie widzi swej własnej natury, uważa, że jest jak najbardziej rozbudzony, że życie jest rzeczywiste i że nie cierpi. Gdy rozpoznaje iluzoryczną naturę jaźni, zdaje sobie sprawę, że śnił tylko bardzo długi sen i że w gruncie rzeczy sen ten naznaczony jest cierpieniem. Stosunkowo niewielu ludzi zdaje sobie jednak sprawę, iż do rozpoznania nietrwałej i iluzorycznej natury codziennego życia potrzebna jest poważna codzienna praktyka. Nie wystarczy tylko posłuchać moich słów, przeczytać książkę lub dojść do intelektualnego zrozumienia tej prawdy. O buddyjskiej praktyce słyszało wielu, ale niewielu chce się jej naprawdę poświęcić. Jeszcze trudniej spotkać kogoś, kto praktykuje, budzi się ze snu i zamiast zapaść weń z powrotem, w końcu urzeczywistnia swą własną naturę. (...)

Nawet jeśli rozumiemy, iż nasze życie jest pozbawione substancji, nierzeczywiste i podobne do sennego marzenia, nadal ponosimy odpowiedzialność za ten sen, bez względu na to, czy doświadczany jest na jawie, czy nie. Z książki "Bęben Dharmy"
[przełożył Jacek Majewski, Pracownia Autorska "Domy Polskie", Warszawa 1997].



Dharma

XIV Dalajlama



Naszym obowiązkiem jako ludzi jest poszukiwanie sposobów i metod, dzięki którym wszystkie istoty mogłyby zostać uwolnione od cierpień i nieszczęśliwych doświadczeń. Wszelkie istoty żyjące pragną pociechy i szczęścia, a unikają cierpień. Co więcej, to pragnienie szczęścia odnaleźć można nie tylko u ludzi wykształconych i inteligentnych lecz u wszystkich, nawet najmniej znaczących stworzeń.

Wszyscy - wy, ja czy istoty w świecie zwierzęcym, pragniemy w podobny sposób zwiększenia przyjemności i pomniejszenia bólu. Cierpienia usunąć możemy tylko wtedy, gdy jesteśmy w stanie sami uczynić wysiłek. Bezsensem jest posiadanie wysublimowanych aspiracji, z późniejszym siedzeniem tylko i czekaniem, aż same się spełnią, ponieważ taka postawa, która w istocie jest lenistwem, nie doprowadzi ani do zniszczenia cierpienia ani do większego szczęścia.

Należy podkreślić, iż wszystkie, przeróżne rodzaje cierpienia spowodowane są w istocie pewnymi przyczynami, co umożliwia zbadanie owych cierpień i położenie im kresu.

Jeżeli znajdziemy i zniszczymy korzenie cierpienia, możemy uczynić ludzkie życie szczęśliwym i dostatnim.

Aby to osiągnąć, najważniejsze jest kultywowanie w życiu przyczyn, które stwarzają szczęście przy jednoczesnym zaprzestaniu tworzenia przyczyn, wywołujących cierpienie.

Dharma Buddy ukazuje drogę do realizacji tego stanu (...)

Wszelkie odczucia, czy to przyjemne, bolesne czy neutralne, zawsze posiadają przyczyny, nigdy nie powstają bez przyczyny. Jak to zostało powiedziane w rozprawach, przyjemność i ból powstają dzięki działaniu zasady przyczyny i skutku. Osoba, która nie ma pojęcia o Dharmie, nie pojmuje prawa przyczyny i skutku. Wydaje jej się więc, że przyjemność i ból pochodzą z czystego przypadku.

Kwintesencją Dharmy jest odnalezienie przyczyny własnego cierpienia, w samym sobie, co sprawia, że stajemy się zdolni wyjaśnić te przyczyny innym.

Prawdziwie religijny człowiek akceptuje prawdę mówiącą, że sam jest odpowiedzialny za własne przyjemne i nieprzyjemne doświadczenia, które są owocami jego karmy. Zna owoce zła, niezręcznej i szkodliwej karmy i wie, iż są one bolesne. Wie też, że dobra, pożyteczna karma rodzi szczęście. Podczas gdy prawdziwie religijny człowiek jest w stanie patrzeć na życie z takiej perspektywy, człowiek pozbawiony Dharmy, jak powiedzieliśmy wcześniej, nie posiadający wiedzy na temat przyczyny i skutku, boleje i lamentuje, gdy doświadcza nieprzyjemnych uczuć. Podwaja tym samym swe cierpienie i nie może doświadczyć prawdziwego szczęścia Dharmy Fragment książki "Otwieranie Oka Mądrości"
[przełożył Maciej Góralski, Wydawnictwo EJB, Kraków 1998



Czym jest medytacja?




Nie jestem jaźnią ani rozumem. Nie jestem umysłem ani myślą. Nie mogę być słyszane ani oddane w słowach, ujęte w zapachach ani schwytane wzrokiem. Nie znajduję się w świetle, wietrze, na ziemi ani w niebie. Jestem przytomnością i wcieloną radością - błogością pełną błogości. ( Siankara )


Słowo "medytacja" używane do określenia buddyjskiej praktyki nie jest najtrafniejsze. Pochodzi ono z łaciny (meditatio) i oznacza zagłębianie się myślach, rozmyślanie. Być może bardziej odpowiednim słowem byłaby "kontemplacja" (łac. contemplatio = przypatrywanie się), która odnosi się raczej do intuicyjnego, bezpośredniego postrzegania niż koceptualnej analizy. Bardziej upowszechniło się jednak określenie "medytacja", które tym samym nabrało nowego znaczenia, ponieważ istotą buddyjskiej praktyki nie są intelektualne rozważania.


W buddyzmie medytacja oznacza "bezwysiłkowe pozostawanie w tym co jest". Można wywołać to przez uspokojenie umysłu i utrzymywanie tego stanu, w którym naturalnie manifestuje się współczucie i mądrość. Inna technika polega na pracy z kanałami energetycznymi naszego ciała i wizualizowaniem form buddów. Najbardziej efektywną metodą jest stałe utożsamianie się z własną naturą buddy i postrzeganie wszystkiego co się wydarza jako czystego.

Warto w tym miejscu przytoczyć słowa Szamara Rinpocze, cenionego mistrza ze szkoły Karma Kagyu: "Medytacja może oznaczać wiele różnych rzeczy - niektórym kojarzy się ona bardzo z wizjami, sensacyjnymi doznaniami i tajemnicami. Naprawdę nie jest niczym takim; jest to systematyczny trening, całkowicie logiczny i konkretny. Niektórzy lubią, kiedy w medytacji pojawiają im się najróżniejsze odczucia, wibracje, energie i inne sensacje. To jest zwyczajne fantazjowanie. Nie chodzi nam o żadne egzotyczne doznania."
grafiki pochodzą z książki
Philipe'a Kapleau "Trzy Filary Zen"
Poniżej przedstawiony jest krótki opis jednej z podstawowych technik medytacyjnych stosowanych w buddyzmie, którą można praktykować samodzielnie. Po przyjęciu wygodnej i odpowiedniej pozycji medytacyjnej (patrz zestaw grafik poniżej) i uspokojeniu umysłu poprzez koncentrację na procesie oddychania następuje prosta wizualizacja, która wzbudza dystans do własnych problemów i przeszkadzających emocji oraz rozwija wgląd w pierwotnie doskonałą naturę umysłu.

Chociaż ten rodzaj pracy przynosi pozytywne rezultaty to bardziej efektywna praktyka możliwa jest jednak dopiero pod kierunkiem wykwalifikowanego nauczyciela. Należy również pamiętać, że medytacja nie kończy się wraz z zakończeniem formalnej praktyki. W codziennym życiu powinno się jak najczęściej przywoływać to doświadczenie otwartości, współczucia i szczęścia jakie pojawiło się podczas praktyki i integrować je z każdym działaniem.

Postawa - opis prawidłowej pozycji medytacyjnej



Usiądź na przedniej części twardej poduszki.

Ułóż nogi tak, abyś mógł je utrzymać przez dłuższy czas nieruchomo. Ciężar ciała rozłóż równomiernie pomiędzy trzy punkty: dwa kolana dotykające podłogi i siedzenie oparte na poduszce. Jest kilka sposobów ułożenia nóg, np. siad klęczny oraz postawy skrzyżne, z których najszlachetniejsza to pełny lotos, gdy układamy prawą stopę na lewym udzie, a lewą na prawym. Zbyt trudne? A więc usiądź w półlotosie - lewa stopa na prawym udzie, a druga na podłodze, podsunięta blisko krocza. Możesz również siedzieć z obiema stopami w tej pozycji. Jeśli i to jest zbyt trudne, usiądź na krześle - byleś siedział z wyprostowanym kręgosłupem (brzuch lekko wypchnięty do przodu).

Rozprostuj i wyciągnij do góry kręgosłup, w naturalnej wyprostowanej pozycji. Wypchnij dół pleców nieco do przodu, "otwórz" klatkę piersiową, głowę trzymaj prosto.

Rozpoczynając medytację pokołysz chwilę tułowiem, niech ruchy stają się coraz mniejsze, aż w naturalny sposób zatrzymasz się w bezruchu.

Wzrok utrzymuj w odległości około metra przed sobą, nie skupiając go na żadnym szczególnym punkcie. Oczy niech będą półprzymknięte.

Ułóż lewą dłoń grzbietem w dół we wnętrzu prawej dłoni i łącząc lekko czubki kciuków uformuj owal w płaszczyźnie pionowej. Przysuń dłonie do brzucha, kilka centymetrów poniżej pępka.

Na początku zrób kilka głębokich oddechów, później oddychaj naturalnie. Środek ciężkości i oddech przesuną się same do podbrzusza.


Medytacja tęczowego światła - opis wizualizacji




Najpierw uspokój umysł koncentrując się na własnym naturalnym oddechu. Bezkształtny strumień powietrza wchodzi i wychodzi przez nos. Myśli i dźwięki po prostu swobodnie przepływają, tak jak chmury na bezkresnym niebie. Nie chwytaj ich, ani nie usiłuj porzucić. Koncentruj się tylko na oddechu.

Uświadom sobie dlaczego medytujesz. Celem medytacji jest uzyskanie dystansu wobec przeszkadzających uczuć i bezpośrednie doświadczenie pełnej przytomności i nieograniczonej otwartości. Tylko wówczas będzie się w stanie rzeczywiście przynosić pożytek innym.

Wyobraź sobie jak w centrum klatki piersiowej, na wysokości serca pojawia się małe tęczowe światło. Stopniowo rozprzestrzenia się ono coraz bardziej wewnątrz ciała. Kiedy już całkowicie je wypełnia, rozpuszczają się wszystkie osobiste cierpienia, trudności i przeszkody.

Następnie światło wypływa z ciała we wszystkich kierunkach i wypełnia całą przestrzeń. Dzięki temu rozpuszczają się cierpienia wszystkich istot, a świat zaczyna promieniować nieograniczonym szczęściem zmieniając się w Czystą Krainę pełną nieograniczonych możliwości. Wszystko jest przeniknięte wyzwalającym znaczeniem i pierwotną doskonałością.

Wizualizację tęczowego światła, które wypływa z ciała utrzymuj tak długo jak chcesz. Kończąc medytację spróbuj pozostać w tym stanie najwyższej błogości i zarazem pełnej przytomności tak długo, jak potrafisz.

Świat pojawia się znowu - czysty i doskonały. Każdy atom wibruje radością i jest utrzymywany w całości przez miłość. Wszystko jest świeże i nowe, pełne nieograniczonych możliwości. Wszystkie istoty pojawiają się jako buddowie, niezależnie od tego czy o tym wiedzą, czy też nie. Wreszcie z przestrzeni wyłania się się również nasze ciało, lecz teraz już wolne od słabości i chorób. Dawniej byliśmy naszymi ciałami, teraz je posiadamy - są dla nas narzędziem przynoszenia pożytku innym.

Na koniec wyobraź sobie, że wszystkie dobre wrażenia, jakie się pojawiły podczas medytacji, stają się nieograniczone i docierają do wszystkich istot rozpuszczając ich cierpienie i dając im w zamian jedyne trwałe szczęście - rozpoznanie natury własnego umysłu. Szczerze zadedykuj wszystkim swoją praktykę, możesz zrobić to używając poniższej, tradycyjnej formułki:

Oby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczynę szczęścia.
Oby były wolne od cierpienia i przyczyny cierpienia.
Oby nie były oddzielone od prawdziwego szczęścia - wolności od cierpienia.
Oby spoczywały w wielkiej równości wolnej od przywiązania i niechęci.




Naturalny stan umysłu
Tarthang Tulku


Dogen (1200-1253) przyszedł na świat w rodzinie stojącej u szczytów władzy. Jako trzynastolatek wstąpił do klasztoru na górze Hiei, następnie w Kioto kształcil sięu Eisaia. W 1223 r. wyjechał na studia do Chin, tam też doznał satori. Po powrocie do kraju szerzył wiedzę przekazaną mu przez jego chińskiego mistrza Ju-chinga. W 1243 r. założył świątynię w Echizen - ośrodek szkoły soto. Sposobu na osiągnięcie oświecenia upatrywał w zazen.






Ponieważ w swym naturalnym stanie umysł
pozbawiony jest dualizmu,
połączony jest ze wszystkim, co istnieje,
nasze życie stanie się medytacją.


Ci, którzy nie są przyzwyczajeni do medytacji, uważają, iż jest to coś obcego, niezwykłego, nienaturalnego - egzotyczne doświadczenie, lub że medytacja to coś innego niż sama osoba medytująca. Czasami mówią, że jest to po prostu kolejny aspekt wschodniej psychologii czy filozofii, który trzeba zgłębiać, studiować i badać. Jednak medytacja wcale nie jest czymś obcym, wydzielonym i zewnętrznym. Medytacja jest naturalnym stanem umysłu i cały umysł może być medytacją.

Medytacja zaczyna się w momencie, w którym pozwolimy, by ciało i umysł całkowicie się odprężyły. Można to osiągnąć poprzez doświadczanie uczucia, które przychodzi samo z siebie, my go nie przywołujemy. Gdy pozwolimy, by wszystko było takie, jakie jest, i wsłuchamy się w ciszę własnego umysłu - to będzie nasza medytacja. Brak jakiegokolwiek dźwięku nie jest taką ciszą, nie jest nią również brak czynników rozpraszających. Taką ciszą jest natomiast pełna otwartość, przytomność umysłu. Gdy w danej chwili zachowamy ciszę - bez gorączkowej pogoni za schronieniem, bez próby rozwiązania problemów - jedyne, co pozostanie, to świadomość.

Medytacja jest procesem odkrycia samego siebie. Na jednym poziomie medytacja pokazuje nam, do czego byliśmy przywiązani, jak rozwijały się nasze emocjonalne przywiązania od dzieciństwa. Na następnym poziomie pomaga się nam uwolnić od tych przywiązań, ułatwia nam dostrzeżenie własnego potencjału. Gdy spojrzymy wstecz, na sposób, w jaki myśleliśmy, dostrzeżemy, że sami zastawialiśmy na siebie pułapki. Nauczymy się przenikać pozy i pretensje zgłaszane przez umysł oraz przez wszelkie wyjaśnienia i wymówki Zdamy sobie sprawę, że wciąż gramy i że dalecy jesteśmy od prawdziwej samowiedzy.

Patrząc sztywno na świat, arbitralnie wyznaczamy granice, także dla samych siebie. Wydaje się nam, że doświadczenie, które nie jest związane ze zmysłami i wyobrażeniami, pozbawiona jest jakiejkolwiek wartości. Lecz wychodząc poza realizację pomysłów, poza dualizm, poza czas i przestrzeń, co mamy do stracenia? Jeśli cokolwiek, to tylko obawy, przyzwyczajenia, kurczowe trzymanie się zmyślonego "ja" i równie zmyślonego bezpieczeństwa tego "ja". Naturalny stan umysłu nie ma nic do stracenia. Wcześniej, z powodu wyobcowania, nie wiedzieliśmy, że świadomość może stać się naszym domem. A bycie świadomym leży u podstaw naszej natury.

Chociaż rozmawiamy o naszej prawdziwej naturze, niekoniecznie znaczy to, że jej doświadczamy. Właściwie większość z nas wpada w pułapkę błędnego koła: tworzymy teorie i wyjaśnienia, które rodzą dalsze teorie i wyjaśnienia; umysł zapętla się w nieskończoność. "Ja" zawsze łączy się z różnymi uczuciami, pojęciami i refleksjami natury psychologicznej. Ego czeka, by nas zapytać, czy cokolwiek osiągnęliśmy, więc musimy sobie odpowiadać przez cały czas - i dlatego wychodzimy poza doświadczenie, przyglądając się mu z zewnątrz.

Chociaż robimy, co w naszej mocy, by być uważnym i świadomym każdej chwili, wewnętrzne dialogi i wyobrażenia tworzą przeszkody, które niszczą spontaniczność naszego doświadczania. Im bardziej chcemy zinterpretować doświadczenie i opisać je słowami, tym bardziej się od niego oddalamy. Zostajemy ze starymi pojęciami i dualistycznym postrzeganiem świata, więc reakcja na codzienne sytuacje nie wypływa z naturalnego stanu. Jakbyśmy mieszkali pośrodku pięknego ogrodu, ale nie byli tego świadomi. Lata mijają na wyjaśnianiu, myśleniu i analizowaniu, lecz nigdy na odkrywaniu naturalnego stanu.

Trudno jest zdać sobie sprawę z takiego stanu umysłu, ponieważ sądzimy, że myśli i uczucia są moje. Oceniamy je w kontekście mojej sytuacji, mojego życia. Ale myśli i uczucia wcale nie są moje. Jedna myśl jest połączona z drugą, potem z trzecią. Idąc tym tropem, znajdziemy następną. Każda myśl wymaga pewnych słów i obrazów. Tak jak klisza filmowa kręcąca się nieustannie, tak wyobrażenia zajmuje świadomość i odbiera energię. Na końcu gubimy świadomość. Stajemy się jak dzieci oglądające kreskówkę - zagubieni, wpatrzeni.

Obserwując umysł, zobaczymy, że świadomość łatwo zatrzymuje się na myślach albo na impulsie zmysłowym. Na przykład gdy słyszymy trzaśnięcie drzwi lub hałas uliczny, umysł natychmiast tworzy obraz lub myśl, z którymi połączone jest doświadczenie - bardzo dokładne i o odpowiednim nasileniu. Ale zatrzymując się w tym momencie, można wniknąć w to doświadczenie. W takiej chwili odkryjemy pewien typ wewnętrznej atmosfery lub środowiska, który nie posiada kształtu, formy, żadnych cech charakterystycznych, żadnej struktury. Nie ma słów, obrazów, pomysłów czy postaw, które można by przyjąć, ponieważ każda postawa - zatrzymania, doświadczania czy nawet postawa "poza tym" - odnosiłaby się do czegoś, co jest całkowicie kojarzone z nami, subiektywne. Dlatego, aby się uwolnić od dualizmu umysłu, trzeba wyjść poza względne zrozumienie i poglądy, zajrzeć wewnątrz i jeśli to możliwe, pozostać w pierwotnym momencie doświadczania.

Ponieważ w swym naturalnym stanie umysł pozbawiony jest dualizmu, połączony jest ze wszystkim, co istnieje, nasze życie stanie się medytacją. Medytacja nie jest ucieczką od tego świata - jest dobrym przyjacielem i nauczycielem, który może udzielić wskazówek, wesprzeć umysł i pomóc mu w bezpośrednim dotarciu do jądra istnienia, pokonaniu ścian, które oddzielają nas od świadomości, natchnienia i intuicji. Dzięki temu doświadczeniu dotrzemy do własnej jedności. W każdej chwili możemy zaprzyjaźnić się z medytacją. Z perspektywy, jaką daje medytacja, doświadczymy każdego istnienia jako pełnego i pięknego - bo każda rzecz jest na swój sposób piękna: nasza praca, myśli, rozmowy; każda sytuacja ma własną wartość i znaczenie Wprowadzając do naszego życia światłość medytacji, staniemy się bogatsi, nasze życie nabierze znaczenia i znajdziemy cel. Będziemy zdolni radzić sobie z każda sytuacją w otwarty i bezpośredni sposób.

Ta naturalna świadomość jest prosta i bezpośrednia, otwarta na wszystko. Jest natychmiastowa i spontaniczna, pozbawiona tajemnic, nie ma strachu czy winy, nie ma problemów, chęci ucieczki lub wybrania innej drogi. "Naturalna" znaczy "swobodna", nie mająca oczekiwań, nie tworząca przymusu, nie interpretująca, nie mająca wcześniejszych planów. Gdy medytacja pogłębia się, nie ma potrzeby jej naprawiać, polepszać, doskonalić. Nie ma potrzeby rozwoju, bo wszystko porusza się naturalnie.

Gdy będziemy potrafili doświadczyć bezpośredniej świadomości, pomiędzy naszym umysłem a medytacją nie będzie niczego. Doświadczenie jest zawsze nowe, świeże, czyste i piękne. Choć istnieje poza zwykłym poczuciem czasu, jest w nim ciągłość Wszystko jest, jakie jest, nic nie jest dodane ani odebrane.

Jeśli, medytując, potrafimy pozostać w chwili obecnej, możemy doświadczyć wyższego stanu świadomości. Jeśli jednak będziemy trzymać się psychicznych wyobrażeń lub starać się przypomnieć sobie odpowiednie polecenia czy ciąg wydarzeń, będziemy podążać za ruchem umysłu na poziomie świadomym. Nawet studiując i ucząc się o takim poziomie przez wiele lat, możemy zrobić wiele pozytywnych rzeczy, zebrać olbrzymią liczbę informacji, jednak wciąż będziemy daleko od prawdziwego zrozumienia. Dlatego koniecznie trzeba rozszerzać świadomość poza wewnętrzny dialog, otworzyć się najmocniej i pogrążyć ciszy. To są wciąż tylko pojęcia, lecz później, praktykując, wyjdziemy poza nie, poza konceptualne myślenie, i dotrzemy do stanu, w którym nie ma żadnego centrum, bowiem wszystkie ograniczenia, które wymagają takiego centrum, znikną - i to jest medytacja.

Gdy rozwiniemy medytację, dłużej już nie będziemy musieli polegać na intelektualnych wyjaśnieniach tego, kim jesteśmy, bowiem potrzeba samookreślenia zniknie, jak rozwiewa się mgła, gdy wschodzi słońce. Gdy to zrozumiemy, nie będziemy już walczyć z ego i negatywnymi emocjami - ani czynić rozróżnienia na dobro i zło, pozytywne i negatywne, drogę duchową i nawykowe działania W czasie doświadczania medytacji spontaniczna świadomość rodzi się sama, a emocjonalne problemy i konflikty tracą na sile i rozmywają się Gdy przestaniemy je karmić, znikną ze świadomości, a wtedy naprawdę zobaczymy, iż naturalnym stanem umysłu jest medytacja. Dzięki niej umysł zostanie oświecony i otrzyma potężną i cenną energię My natomiast doświadczymy nieopisanego, wszechwiedzącego zrozumienia.

"Gest równowagi" Tarthang Tulku. Dom wydawniczy "REBIS", Poznań 1999. Tłumaczenie: Wojciech Herchel




Praktyka dzogczen w życiu codziennym
Dilgo Czientse Rinpocze




Jego Świątobliwość Dilgo Czientse Rinpocze (1910-1991), zwierzchnik buddyjskiej szkoły njingma, był jednym z największych mistrzów buddyjskich naszych czasów, jednym z ostatnich lamów, którzy ukończyli swą edukację w jeszcze wolnym Tybecie.

Więcej informacji na stronie www.shechen.org.




Celem codziennej praktyki dzogczen jest rozwinięcie wolnej od trosk akceptacji, nieograniczonej otwartości na wszystkie wydarzające się sytuacje. Powinniśmy rozpoznać otwartość jako plac zabaw naszych emocji, natomiast w stosunku do innych być wolni od sztuczności czy prób manipulacji. Powinniśmy doświadczać wszystkiego w pełni, zamiast zamykać się w sobie jak świstak kryjący się w swojej norze. Praktyka ta wyzwala ogromne ilości energii, zazwyczaj ograniczone przez proces utrzymywania ustalonego obrazu swojej osoby.

Przywiązanie do opinii jest procesem, podczas którego uciekamy od bezpośredniego doświadczenia codziennego życia. Bycie obecnym tu i teraz może początkowo wywoływać strach - witając jednak to uczucie strachu z całkowitą otwartością, przedzieramy się przez bariery stworzone przez nawykowe wzory emocjonalne. Angażując się w praktykę odkrywania przestrzeni powinniśmy rozwinąć uczucie, że bez reszty otwieramy się na cały wszechświat. Powinniśmy się otworzyć z absolutną prostotą i nagością umysłu. Jest to zwyczajna, jak i pełna mocy praktyka porzucania maski obronnej ego.

W naszej medytacji nie powinniśmy czynić podziału na obszar postrzegany i samo postrzeganie. Nie powinniśmy stać się niczym kot czyhający na mysz. Powinniśmy natomiast uświadomić sobie, że celem medytacji nie jest "wejście w głąb siebie" lub ucieczka od świata. Praktyka powinna być swobodna i niekonceptualna, nie ograniczona introspekcją ani koncentracją. Przeogromna, niepowstała, promieniująca sama z siebie przestrzeń mądrości jest podstawą bytu - początkiem i końcem pomieszania.

Obecna w tym pierwotnym stanie przytomności, nie skłania się ani ku oświeceniu ani ku nieoświeceniu. Ta podstawa bytu, czysty i pierwotny umysł, jest również źródłem wszystkich zjawisk. Jest określana mianem wielkiej matki, łonem potencjalności, w którym wszystko powstaje i rozpuszcza się, całkowicie spontanicznie w naturalnej samodoskonałości. Wszystkie aspekty zjawisk są absolutnie przejrzyste i klarowne. Cały wszechświat jest otwarty i wolny od przeszkód - wszystko przenika się nawzajem.

Kiedy widzimy, że wszystkie rzeczy są nagie, przejrzyste i wolne od przeszkód nie ma już niczego do osiągnięcia ani urzeczywistnienia. Natura zjawisk pojawia się naturalnie i tak samo naturalnie jest obecna w przytomności, przekraczającej uwarunkowania czasu. Wszystko jest naturalnie doskonałe takie, jakim jest. Wszystkie zjawiska przejawiają się w swej unikalności jako część ciągle zmieniającego się wzoru. W każdym momencie wzory te wibrują znaczeniem; mimo tego nie mają sensu poza momentem, w którym się wydarzają. Jest to taniec pięciu elementów, w którym materia jest symbolem energii, a energia symbolizuje pustkę.

My sami jesteśmy symbolami własnego oświecenia. Bez żadnego wysiłku ani praktyki, oświecenie i wyzwolenie już tu są. Codzienna praktyka dzogczen jest codziennym życiem samym w sobie. Dopóki nie rozwinęliśmy doświadczenia tego stanu, nie ma potrzeby zachowywania się w jakiś określony sposób czy podejmowania prób osiągnięcia czegoś ponad to, czym się aktualnie jest. Nie powinno być żadnego usiłowania osiągnięcia jakiegoś "zadziwiającego celu" lub "zaawansowanego stanu". Takie usiłowanie jest jedynie neurozą, która nas tylko uwarunkowuje i zakłóca swobodny przepływ Umysłu.

Nie powinniśmy także uważać się za bezwartościowych - jesteśmy naturalnie wolni i nieuwarunkowani. W istocie jesteśmy oświeceni i niczego nam nie brakuje. Zaangażowanie w praktykę medytacji powinno być tak naturalne jak jedzenie, oddychanie czy wydalanie. Medytacja nie powinna stać się jakimś wyspecjalizowanym czy formalnym wydarzeniem, nadmuchanym powagą i namaszczeniem. Musimy zrozumieć, że medytacja przekracza wysiłek, praktykę, cele i dualizm wyzwolenia i nie-wyzwolenia. Medytacja jest zawsze idealna; nie ma potrzeby niczego poprawiać. Skoro wszystko, co się przejawia, jest jedynie grą umysłu, nie ma niczego takiego jak niesatysfakcjonująca medytacja, nie ma również potrzeby osądzania myśli jako dobrych i złych. Dlatego też powinniśmy po prostu siedzieć. Po prostu pozostawać na swoim miejscu, w takich warunkach jakie są. Zapominając o samoświadomych myślach typu "Ja teraz medytuję".

Nasza praktyka powinna być wolna od wysiłku i napięcia, bez prób kontroli ani wymuszenia czegokolwiek, bez prób stania się "spokojnym". Jeśli spostrzegamy, że właśnie wpadliśmy w którąś z tych dróg, po prostu przerywamy medytację i przez chwilę się relaksujemy. Jeżeli podczas medytacji lub po niej mamy jakieś "interesujące doświadczenia" nie powinniśmy traktować ich jako czegoś szczególnego. Marnowanie czasu na myślenie o doświadczeniach prowadzi do rozproszenia i nienaturalności. Takie doświadczenia są tylko ubocznymi skutkami praktyki i powinny być traktowane jako wydarzenia przejściowe. Nie powinniśmy się starać doświadczyć ich ponownie, ponieważ zakłóca to naturalną spontaniczność umysłu.

Wszystkie zjawiska są całkowicie nowe i świeże, absolutnie unikalne i całkowicie wolne od koncepcji przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Są doświadczane w bezczasowości. Nieprzerwany strumień nowych odkryć, obserwacji i inspiracji powstający w każdym momencie jest przejawem naszej przejrzystości.

Powinniśmy nauczyć się postrzegać nasze codzienne życie jako mandalę - świetliste obrzeża doświadczenia, spontanicznie promieniujące z naszej pustej natury istnienia. Aspektami naszej mandali są przedmioty codziennego użytku, poruszające się w tańcu czy też grze wszechświata. Poprzez tę symbolikę wewnętrzny nauczyciel odkrywa przed nami głębokie i ostateczne znaczenie istnienia. Dlatego też powinniśmy być naturalni i spontaniczni, akceptując wszystko i ucząc się ze wszystkiego. Pozwoli nam to dostrzec ironiczną i zabawną stronę wydarzeń, które zwykle nas irytowały.

W medytacji możemy spojrzeć poprzez iluzję przeszłości, teraźniejszości i przyszłości - nasze doświadczenie staje się permanentnym doświadczeniem "tu-i-teraz-niejszości". Przeszłość jest tylko zawodną pamięcią utrzymywaną w teraźniejszości. Przyszłość jest tylko projekcją naszych aktualnych koncepcji. Teraźniejszość znika, gdy tylko próbujemy ją złapać. Po co więc tracić czas na próby konstruowania iluzji istnienia jakiejkolwiek trwałej podstawy rzeczywistości? Powinniśmy uwolnić się od przeszłych wspomnień i z góry wyrobionych opinii na temat medytacji. Każdy moment medytacji jest unikalny i pełen potencjału. W takich momentach nie potrafimy nawet osądzać naszej medytacji w kategoriach przeszłych doświadczeń, suchej teorii czy pustej retoryki. Po prostu: rzucenie się wprost w wir medytacji, dokładnie w tym momencie, bez znudzenia, ekscytacji czy wahania, JEST oświeceniem





Świadomość każdej chwili
Lama Dzigme Rinpocze




Lama Dzigme Rinpocze urodził się w roku 1949 w rodzinie XVI Karmapy, pod którego opieką otrzymał gruntowne wykształcenie. XVI Karmapa podczas swej pierwszej wizyty na Zachodzie w 1975 roku, pozostawił go tu jako swego reprezentanta. Od tej pory Lama Dzigme Rinpocze prowadzi główną siedzibę Karmapy w Europie, Dhagpo Kagyu Ling we Francji.
Dzigme Rinpocze poza swymi zdolnościami organizacyjnymi jest również wielce szanowanym l...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin