Jacek Wilczur - Ksiestwo SS.pdf

(544 KB) Pobierz
JACEK WILCZUR
JACEK WILCZUR
KSIĘSTWO SS
7872334.001.png
Zdarzenia opisane w tomiku są prawdziwe i udokumentowane. Większość podanych w
nim faktów, a także nazwy geograficzne, nazwiska i daty – odpowiadają prawdzie.
W czasie kiedy tomik ten zostaje przekazany do druku, nie wszystko jeszcze, co dotyczy
Sowich Gór, jest znane. Sprawa wymaga dokładnego rozpoznania i konfrontacji zeznań
nielicznych świadków z tym, co już zdołano ustalić.
Jedno jest całkowicie pewne. Wielka Czarna Sowa nie symbolizuje już dziś zagłady.
Urządzenia pozostawione w tym rejonie przez hitlerowców stanowią dziś symbol minionej
potęgi mordu i gwałtu, potęgi, która legła w gruzy pod ciosami słowiańskich wojsk.
7872334.002.png
Wielka Sowa budzi się ze snu
Kto pamięta sytuację w Berlinie w latach 1940–1941, kto przechodził wówczas obok Kan-
celarii Rzeszy, dziwić się może na widok tego, co dzieje się w pobliżu siedziby fűhrera dziś, w
grudniu 1942 roku.
Strzeżone są już nie tylko sam gmach centralny i budynki służbowe; uzbrojeni esesmani
pełnią służbę wartowniczą na wszystkich rogach ulic prowadzących w stronę Kancelarii.
Oprócz nich widać spacerujących tam i z powrotem mężczyzn, których profesja nie budzi
żadnych wątpliwości.
Czarny Mercedes podjechał bezszelestnie i stanął przed głównym wejściem. Na
stopniach budynku oczekiwali już dwaj adiutanci – jeden w mundurze pułkownika
Wehrmachtu, drugi w uniformie pułkownika lotnictwa.
– Bitte sehr, Herr Direktor – rzekł adiutant Wehrmachtu, salutując. – Fűhrer oczekuje
pana w swoim gabinecie.
– Dziękuję bardzo, panowie, jesteście nadzwyczaj uprzejmi..
W rogach głównego hollu, na półpiętrze i na piętrze stoją z bronią krótką i maszynową
ubrani w czarne mundury oficerowie Leibstandarte „Adolf Hitler". Prężą się przed dwoma
pułkownikami i dystyngowanym cywilem, którzy zdążają w stronę gabinetu fűhrera.
Widać wszystko było tu przygotowane na przyjęcie gościa, w momencie bowiem, gdy
tylko pojawił się on w poczekalni, oficer służbowy wskazał wejście do gabinetu wodza.
Fűhrer obydwiema rękami uścisnął dłoń przybyłego.
– Cieszę się bardzo z dzisiejszego spotkania, drogi dyrektorze – powiedział. – Już
znacznie wcześniej chciałem zobaczyć pana, ale obowiązki nie pozwalały oderwać się... Wie
pan, drogi dyrektorze, na frontach niełatwa sytuacja...
Dyrektor dyskretnie i ze zrozumieniem przytaknął głową.
– Nie będę tracił czasu i jeżeli pan pozwoli, przystąpię do rzeczy. Chcę zorientować pana
ogólnie w sprawie, o szczegółach będzie pan rozmawiał z fachowcami z OKH, OKL,
OKM * .
Na stole pojawiły się południowa owoce, doskonałe cygara, wody orzeźwiające.
– Drogi dyrektorze, nie ma potrzeby robienia przed panem tajemnicy z tego, że
sytuacja na frontach jest trudna. Naturalnie wyjdziemy tego – fűhrer przenikliwie popatrzył
na swego rozmówcę, jak gdyby chciał się przekonać, czy ten podziela jego zdanie na temat
przyszłości. – Otóż, jak panu wiadomo, wrogowie bombardują nas dotkliwie, niszcząc
skutecznie nasz przemysł zbrojeniowy. Nasze lotnictwo i obrona przeciwlotnicza robią, co
mogą, ale nie jesteśmy w stanie uchronić się od poważnych strat.
– Jawohl, mein Fűhrer.
– Otóż w Dowództwie Naczelnym zapadła decyzja na temat tego, jak uchronić się od
zadawanych nam z powietrza strat i jak zabezpieczyć produkcję zbrojeniową. Mam na myśli
broń konwencjonalną i bronie nowego typu.
– Jawohl, mein Fűhrer, słucham pana.
– Lotnictwo nieprzyjacielskie zagraża tym obiektom, które zbudowano na powierzchni
ziemi. Czy tak, Herr Direktor?
– Jawohl, mein Fűhrer.
– Postanowiliśmy przenieść przemysł zbrojeniowy i laboratoria nowych rodzajów broni
pod ziemię...
– Rozumiem, mein Fűhrer.
Oberkommando des Heeres - Naczelne Dowództwo Wojsk Lądowych;
Oberkommando der Luftwaffe - Naczelne Dowództwo Lotnictwa;
Oberkommando der Marine - Naczelne Dowództwo Marynarki.
*
7872334.003.png
– To dobrze. Bo właśnie chcę panu, Herr Direktor, powierzyć tę trudną i bardzo, ale to
bardzo odpowiedzialną pracę.
– Ależ, mein Fűhrer, zrobię wszystko, co będzie w mojej mocy, ale czy podołam?
Przedsięwzięcie jest ogromne, powiedziałbym nawet, że przekracza możliwości normalnych
ludzi...
– Ma pan rację, drogi dyrektorze. Dlatego prace związane z przeniesieniem przemysłu
zbrojeniowego pod ziemię wykonywać będą ludzie specjalnego typu – nasi zdeklarowani
wrogowie: więźniowie polityczni i jeńcy wojenni. Nie stać nas na to, aby tej barbarzyńskiej
hołocie dawać darmo żreć! – tu fűhrer z pasją uderzył pięścią w stół.
Przez chwilę panowało milczenie, którego Herr Direktor nie śmiał przerywać.
– Przepraszam pana, dyrektorze, uniosłem się nieco. Wracając do sprawy, chcę pana
jeszcze poinformować, że nasze Dowództwo Naczelne dokonało już wyboru miejsca, w
którym zamierzamy uruchomić podziemny system zbrojeniowy.
Fűhrer wstał z fotela i poprowadził swego gościa do ściany, na której widniała
olbrzymich rozmiarów mapa sztabowa.
– Nie możemy budować fabryk podziemnych zbyt daleko na zachód – powiedział. –
Trudno byłoby wówczas zorganizować sprawny przewóz surowców ze wschodu. Nie można też
wysunąć ich zbytnio na wschód; ludność nas tam nienawidzi, grasują bandy, poza tym byłoby
zbyt blisko od linii frontu. Tu wyznaczyliśmy rejon budowy przemysłu zbrojeniowego –
Hitler dotknął wskazującym palcem mapy.
– Eulengebie t * – odczytał dyrektor i zdziwił się. Dlaczego właśnie Eulengebiet? Mieszka
tam przecież sporo ludzi niezupełnie czujących się Niemcami. Czy nie można było wybrać
miejsca gdzieś w głębi Reichu?
– Decyzja ta podjęta została z kilku względów – Hitler przerwał rozmyślania swego
gościa. – Góry są tam niewysokie i pokryte lasami, drogi dojazdowe nadają się częściowo do
transportu, resztę wybuduje się w szybkim tempie. Naszym wrogom nie przyjdzie na myśl, że
w głębi starych gór możemy zbudować przemysł zbrojeniowy i stąd właśnie dostarczać dla
armii wspaniałą broń.
– Jeżeli można spytać, mein Fűhrer – dyrektor z szacunkiem skłonił głowę – na jaką siłę
roboczą możemy liczyć w tym bądź co bądź gigantycznym przedsięwzięciu?
– Otóż właśnie chciałem panu o tym powiedzieć. – Fűhrer ujął pod ramię swego gościa i
poprowadził w stronę stołu. – Nie możemy do tej pracy zaprząc Niemców. Nasi mężczyźni
walczą na froncie, walczą na tyłach frontu, w formacjach policyjnych i porządkowych, z
bandami. Nawet sporo naszych kobiet chodzi w mundurach wojskowych.
Na chwilę zapadło milczenie.
– Kuć korytarze podziemne i budować kuźnie naszej broni – podjął fűhrer po chwili – będą
nasi wrogowie. Zatrudnimy więźniów z obozów koncentracyjnych i jeńców, zmusimy całą tę
bandę do pracy dla dobra Rzeszy.
– Jeśli wolno zauważyć, mein Fűhrer... Wydaje mi się, że to element niezbyt pewny, jeżeli
idzie o zachowanie tajemnicy budowy.
– Słusznie pan mówi, drogi dyrektorze. Pamiętaliśmy i o tym. Wprowadzimy taki nadzór,
że w czasie prac nic nie przesączy się na zewnątrz. A ludzie zatrudnieni przy budowie? Ci
nikomu nie zdążą powiedzieć, co widzieli. Mamy na to sposoby...
– Jawohl, mein Fűhrer.
*
W tydzień później w gabinecie szefa referatu V B odbyła się narada, w której – obok spec-
jalistów z kilku innych dziedzin – przeważali oficerowie służby kontrwywiadowczej, zajmujący
się ochroną specjalnych obiektów. Podano zimne napoje, owoce, ciasta, – Also meine Herren,
* Sowie Góry
7872334.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin