Woydyło Ewa - W zgodzie ze sobą.pdf

(472 KB) Pobierz
Ewa Woydyłło
W zgodzie ze sobą
Człowiek psychicznie zdrowy wie kim jest, czego chce i w jakim kierunku zmierza. Jest
naturalny i spontaniczny i bardzo go obchodzi własne życie. Nie musi za wszelką cenę
wywierać wrażenia na innych, nie musi też nikogo zwalczać, zwodzić ani oszukiwać.
Jest w zgodzie ze sobą.
Prawdziwie zdrowy człowiek zdolny jest do miłości i pracy
Zygmunt Freud
1
Wprowadzenie
Od zarania ludzkości psychologia istnieje jako powszednia i powszechna
praktyka. Jako dyscyplina naukowa nie jest zbyt sędziwa, ma ledwie ponad sto lat.
Taka psychologia zajmuje się ludzkimi zachowaniami. Bada je, poznaje, pomaga
zmieniać i uczy nowych. Zachowaniami, z tego z punktu widzenia, nazywamy nie tylko
nasze postępki i działania, lecz również to, co mówimy (i czego nie mówimy), a także
myśli i uczucia. W sumie ów przedmiot psychologii to bardzo skomplikowana materia,
ale cóż jest bliższe człowiekowi niż jego wnętrze? I dlatego ludzie zajmują się nim od
tak dawna, i to właściwie wszyscy bez wyjątku.
Bo przecież każdy jest na swój sposób obserwatorem i badaczem ludzkich
zachowań. Każdy od czasu do czasu analizuje wypowiedzi innych lub próbuje
odgadnąć ich myśli i przewidzieć zamiary. Inna rzecz, czy zawsze trafnie. Niekiedy
wszakże tak. Zadziwiająca jest u niektórych, wcale nie zawodowych psychologów,
osobliwa intuicja dotycząca postępowania innych osób. Wyczuwają oni, a może na
jakiejś podstawie, ukrytej dla innych, potrafią przewidzieć z niezwykłą trafnością, co
ktoś powie lub zrobi. Mogą się wtedy na daną ewentualność lepiej przygotować, gdy
trzeba, uzbroić, a gdy nie - mniej lub bardziej odsłonić.
Tacy naturalni psychologowie niekoniecznie potrafią wytłumaczyć swój dar, wielu
nigdy się tych rzeczy świadomie nie uczyło, a jeżeli, to nie z książek. Mówimy o nich
po prostu: „Znają się na ludziach." Rzadko dotyczy to osób bardzo młodych, chociaż
niekiedy i to się zdarza. Dar wyczuwania czy rozszyfrowywania innych ludzi bywa
najczęściej sumą obserwacji, doświadczeń, wrażliwości emocjonalnej i pewnej
skłonności do autoanalizy. Dar ten zwykle doskonal i się z wiekiem. Osoby w ten
sposób obdarzone okazują się na ogół skuteczniejsze w swych relacjach z otoczeniem.
Skoro umieją poznać się na ludziach, to otaczają się tymi z wyboru zamiast
przypadkowymi i dlatego rzadziej doznają ciosów i rozczarowań. Są dzięki temu
szczęśliwsze lub przynajmniej spokojniejsze. Można powiedzieć, że pod względem
realizacji celów życiowych i w ogóle jakości życia dar psychologicznej znajomości ludzi
jest nieoceniony. Dodajmy jeszcze, że psychologia to wiedza o zachowaniach w ogóle,
a więc także o własnych. W rezultacie wiedza psychologiczna pomaga wpływać na
postępowanie innych ludzi oraz na własne. Czyż to nie luksus?
2
Wyobraźmy sobie, jak by to było, gdyby ktoś osiągnął absolutną nieomylność w
psychologicznej ocenie ludzi. Wiedziałby bezbłędnie, jak się zachowają w każdej
sytuacji. Umiałby w stu procentach przewidzieć, co zrobią w danych okolicznościach.
Rozumiałby ich motywy i wiedziałby, jak się czują pod wpływem określonych bodźców
i zdarzeń. Wiedziałby, jakie psychologiczne następstwa pozostawiły w danym
człowieku znane mu fakty z przeszłości. Lub odwrotnie, widząc u kogoś jakąś reakcję
lub zachowanie, ów nie omylny psycholog byłby w stanie powiedzieć, skąd się wzięła
owa reakcja, czyli jakie przeżycie lub wrodzone cechy osobowości ją wywołały.
Nie sądzę, by było to naprawdę możliwe. Wizja idealnego psychologa jest nie tyle
nawet całkowicie utopijna, ile wręcz Orwellowska i upiorna. Ktoś taki był by niczym
komputer przetwarzający informacje o przeżyciach, wzruszeniach, uczuciach i
doświadczeniach innych, i to tak przetwarzający, że zawsze by wiedział, co ktoś zrobi,
powie i pomyśli. Jeżeli miałby to być faktycznie idealny psycholog, to umiałby tę swoją
nie zwykłą umiejętność zastosować do wielu ludzi, a nie tylko do jednego wybranego
człowieka. Co więcej, musiałby sam siebie tak dobrze znać i rozumieć, że również we
własnych zachowaniach i reakcjach nic by go nigdy nie zaskoczyło i nie zdziwiło, bo
wszystko by umiał przewidzieć, wytłumaczyć i właściwie zinterpretować. W każdej
sytuacji miałby całkowitą kontrolę i to zarówno nad sobą, jak i nad otoczeniem. W ten
sposób doszliśmy do niemożliwego absurdu. Uspokój my się, nikomu z nas nic takiego
się nie przytrafi.
Idealna wiedza psychologiczna należy do kategorii science fiction. Człowiek jest istotą
zbyt żywą, dynamiczną, nieprzewidywalną i zbyt bogatą wewnątrz nie, by taka fikcja
psychologiczna była bodaj w przybliżeniu możliwa. Tak jak nie jest możliwa jedynie
słuszna interpretacja utworu literackiego czy dzieła sztuki. Absoluty nie istnieją i
koniec.
Możliwa jest jednak wiedza psychologiczna nie w pełni doskonała i cząstkowa.
Taka, która mówi nam o ludziach wiele, ale nie wszystko; która pozwala zrozumieć ich
zachowania głęboko, ale nie zawsze do końca; dzięki której można ludziom pomagać,
ale nie we wszystkich kwestiach oraz w mniej lub bardziej ograniczonym stopniu. Tę
wiedzę warto studiować i zgłębiać. Bo oczywiście w niedoskonały sposób i cząstkowo,
ale pozwala ona jednak nieco lepiej kierować własnym życiem i skuteczniej realizować
życiowe cele.
Psychologii nie sposób zarezerwować dla specjalistów i ograniczyć do studiów
akademickich i bibliotecznych. Jak świat światem, zawsze młode mamy będą pochylać
się nad kołyską, usiłując z uśmiechu lub płaczu dziecka wywnioskować jego
samopoczucie, nastrój, a może osobowość lub przyszły charakter. Zawsze chłopcy
będą patrzeć w oczy dziewczynom z pragnieniem odgadnięcia: „Chce mnie czy nie
chce?" A dziewczyny będą tęsknie patrzeć w obłoki, zastanawiając się bez końca:
„Kocha czy nie kocha?" Dopóki ludzkość istnieje, dopóty będą się ludzie raz po raz
głowić, czemu są smutni, dlaczego im źle, jak pozbyć się strachu, skąd wziąć
przyjaciela i jak spotkać miłość swego życia.
Sprawy uczuć, więzi, intymności, porozumienia, zarówno gdy są naszym
udziałem, jak i wtedy, gdy ich nam brakuje, należą wszystkie do szeroko rozumianej
nauki psychologii. Jest to dzisiaj dyscyplina wielce rozbudowana i złożona. Niektóre jej
działy ocierają się o socjologię, inne o fizjologię, kulturę, etnologię, filozofię,
językoznawstwo, sztukę, jeszcze inne o politykę, zarządzanie, pracę. Szczegółowo
omawia się te powiązania w podręcznikach i pracach naukowych. Im też głównie
poświęcone są uniwersyteckie studia psychologiczne. Psychologia jednak, jak już
powiedzieliśmy, jest nie tylko teoretyczną nauką, lecz również systemem praktycznych
umiejętności składających się na zbiorowe doświadczenie i indywidualną mądrość
życiową ludzi. Doświadczenie to i tę mądrość można i trzeba doskonalić. Warto więc
uprzystępniać wiedzę, dzięki której łatwiej zrozumieć siebie i innych, a przez to łatwiej
znajdować wspólny język i wspólne cele z tymi, na których nam zależy.
Nie podejmuję się jednak odpowiedzieć na wszystkie pytania i nie obiecuję
rozwiązań wszystkich problemów psychologicznych. Osobiście nie przepadam za
poradnikami, chociaż doceniam ich przydatność w rozpędzonym współczesnym życiu,
3
w którym tak niewiele mamy czasu na zadumę, refleksję i spokojne uczenie się
nowych rzeczy. Wielu z nas chce dotrzeć do celu na skróty. Choć podobno jest to
najdłuższa droga od punktu A do punktu B...
Zapraszam więc do niespiesznej i nie usystematyzowanej według akademickich
kanonów rozmowy o psychologii takiej, jaką lubię, rozumiem i uprawiam zawodowo.
Chcę znaleźć taką odpowiedź na tytułowe pytanie: „Po co nam psychologia?", by nam
wszystkim było łatwiej rozpoznać sprawy, obszary i tematy wymagające w naszym
życiu jakiejś zmiany i abyśmy pod koniec lektury byli bardziej niż na początku w
zgodzie ze sobą.
Kim jesteśmy?
O tym, jak wielką wagę przywiązywali do „poznania siebie samego" starożytni,
świadczy napis tej treści na frontonie świątyni Apollina w Delfach. Dwa i pół tysiąca lat
temu szczególnie zachęcał do tego Sokrates, co daje mu w pewnym sensie tytuł
honorowego ojcostwa psychologii. Od jego czasów rozwinęły się liczne systemy owego
poznania. Każdy z nich wnosi coś wartościowego i zwraca uwagę na różne aspekty
ludzkiej psychiki oraz kierowanych przez nią zachowań. Z gąszczu teorii i szkół
wyłania się coraz bardziej spójny, kompletny i sprawdzalny model psychologiczny
człowieka. Oczywiście ta praca poznawcza nigdy nie zostanie całkowicie zakończona.
Wraz z pogłębianiem wiedzy o człowieku rozwija się też on sam. Wszystko więc
pozostaje w ruchu i podlega ustawicznej zmianie. Nie oznacza to jednak, byśmy nie
mogli na moment zatrzymać się i przyjrzeć sobie w taki sposób, aby z takiego modelu
psychologicznego wyniknęło coś pożytecznego również dla każdego z nas. Pytanie
„kim jestem?" może odnosić się do wielu spraw, od charakterystyki fizycznej czy ról
życiowych poczynając, a na wymiarze metafizycznym kończąc.
Pytanie to jest szczególnie interesujące z punktu widzenia tożsamości
psychologicznej, tego, co określa daną osobę jako istotę o sprecyzowanych cechach
psychologicznych. Jeżeli ktoś często kłamie, nazywamy go kłamcą. Jeżeli ktoś zawsze
mówi prawdę, a skłamie tylko raz, to kłamcą raczej nie jest. Podobnie nie jest
pijakiem ktoś, kto upił się tylko raz, ani leniem ten, kto raz nie odrobił lekcji.
Człowiek staje się kimś, czyli uzyskuje określoną tożsamość wówczas, gdy
powtarza określone zachowanie. Ktoś, kto często kłamie, w końcu staje się kłamcą.
Może nim oczywiście przestać być od momentu, gdy przestanie kłamać. Brzmi to tak
prosto i łatwo. Z zachowaniami nie jest jednak tak prosto i łatwo. Rzecz opisana
została między innymi w teorii uczenia się, a polega na tym, że powtarzanie utrwala
dane zachowanie, czyni je coraz łatwiejszym i co więcej, powoduje coraz większą
trudność w przypadku zamiaru powstrzymania go lub zmiany na inne. Czas odgrywa
tu ogromną rolę. Im dłużej coś praktykujemy, tym trudniej z tym zerwać. Reguła ta
dotyczy w równym stopniu kłamstwa i nieodrabiania lekcji co uprawiania sportu,
czytania przed snem, jedzenia, picia, rozmawiania przez telefon, obstawiania koni na
wyścigach, a nawet depresji, użalania się nad sobą i rozpamiętywania uraz.
Sprawę komplikują dwa fakty. Po pierwsze, na tożsamość składają się wszystkie
zachowania - obecne i przeszłe - i po drugie, ludzie posiadają niesamowitą zdolność do
uciekania od przyznania się przed sobą (i innymi) do swych złych nawyków. Ktoś, kto
notorycznie kłamie - nie chcąc nazwać siebie „kłamcą", bo to brzydkie i niemoralne -
może nazywać kłamstwa innymi słowami lub udawać, że są prawdą albo przynajmniej
wmawiać sobie, że jest do kłamstw zmuszony, nie jest więc de facto kłamcą. Sztuczki
umysłu są niekiedy bardzo wyrafinowane i zadziwiające. Gdy tak się dzieje,
komplikuje się sprawa tożsamości człowieka, czyli tego, za kogo dana osoba się
uważa. Powstaje konflikt wewnętrzny pomiędzy tym, kim chciałaby być, a tym, kim
faktycznie jest.
Rozdarcie pomiędzy wizerunkiem siebie udawanym i prawdziwym może trwać
latami. Teoretycznie można nigdy wewnętrznego konfliktu nie rozwiązać. Bywa
jednak, że nagle prawda przebije się przez jakąś szczelinę w pancerzu i człowiek
odważy się przyznać, że jest, powiedzmy, kłamcą. Często w takich momentach, w
desperackim odruchu obronnym, człowiek przybiera następującą postawę: „A więc
4
jestem kłamcą. Taka jest moja natura. Taką mam osobowość." Desperacja każe
powoływać się na przyczyny, za które można nie ponosić odpowiedzialności. Cechy
natury lub osobowości przypisuje się wszak takim niemożliwym do kontrolowania
czynnikom, jak geny czy astrologia. Nie można tej argumentacji odmówić zręczności.
Aż szkoda, że trzeba ją odrzucić. Tak świetnie by wyjaśniała wszystkie ludzkie defekty
i niegodziwości, podobnie zresztą jak zalety i akty wzniosłego człowieczeństwa.
Niestety, tego komfortu nie możemy sobie zapewnić. Przecież kłamca, złodziej,
hazardzista czy pospolity leniuch, wszyscy zapracowali na swą niepochlebną
tożsamość uporczywym powtarzaniem takich, a nie innych zachowań. To, co chcemy
nazywać „naturą", wynika wszak z dokonywanych wcześniej wyborów.
Słowo „wybór" sugeruje tu świadomą decyzję dotyczącą własnego postępowania.
Słusznie niektórzy to kwestionują. Słusznie też uważamy, że zmiana „natury", czyli
utrwalonego sposobu postępowania, jest trudna. Nie jest jednak, jak niektórzy
utrzymują, niemożliwa. Wybory dokonywane w przeszłości nie przesądzają o
wyborach, jakie podejmiemy dziś i jutro. Wiele instytucji opiera się na założeniu
reformowalności ludzkiej „natury", na przykład szkoły specjalne, domy poprawcze,
więzienia, oddziały odwykowe. Wszyscy znamy ludzi, ba, niemal wszyscy należymy do
tych, którzy coś w swych zachowaniach, nawet najbardziej nawykowych lub
nałogowych, zmienili. Przecież zmiana to nic innego, jak wyuczenie się czegoś
nowego, co skutecznie i trwale zastąpi stare. W odniesieniu do zachowań należy to
rozumieć tak, że ktoś zaprzestaje jakiegoś sposobu postępowania i w zamian
postępuje inaczej. Właściwie dopiero wtedy, gdy stoimy przed alternatywą i jesteśmy
w stanie świadomie rozważyć swą decyzję, możemy naprawdę mówić o „wyborze".
Niemniej jednak, wcześniejsze działania nie spadły na nas z nieba, podejmowaliśmy i
realizowaliśmy je sami.
Istotnie bywa tak, że do pewnych działań popychają nas okoliczności, wpływ
silniejszych od nas ludzi oraz pragnienie zaspokojenia natychmiastowych zachcianek.
Stopniowo nabieramy tożsamości określonej przez te działania. One z kolei utrwalają
się jako charakterystyczny dla nas sposób postępowania, co jeszcze bardziej umacnia
daną tożsamość. Gdy na przykład z lęku przed karą lub inną przykrością ktoś coraz
częściej kłamie, to w końcu staje się kłamcą i potem, nawet w sytuacjach, w których
absolutnie nic nie zagraża, osoba ta kłamie dalej. Znalazła się w niewoli swego
przyzwyczajenia.
By dokonywać prawdziwych wyborów, niezbędna jest wolność. Wolność jest
świadomością różnych możliwości działania. Gdy ktoś działa według
odruchów lub przez bierne naśladownictwo albo gdy nie potrafi dostrzec
żadnej alternatywy, nie jest wolny . Chociaż jest to paradoks, bo wszystkim dany
jest potencjał wolności, są ludzie, którzy nigdy go nie odkryją i nie zrealizują. Wolności
nic nie gwarantuje. Nie osiąga się wolności raz na zawsze. Każdy wybór, aby był
prawdziwie wolny, wymaga każdorazowo świadomości alternatyw i rozwagi opartej na
ich ocenie, na przewidywaniu skutków i swoistej „kompatybilności" z własną
tożsamością.
Kim więc jesteśmy? Kim jest ta istota, która o sobie mówi: ja. Jest to
sumaryczna deklaracja świadomości siebie, a więc tych wszystkich ja, którymi kiedyś
byliśmy i już nie jesteśmy, ale też ja aktualnych i tych, które dopiero z nas się
wyłonią. A wyłonią się, podobnie jak ja dotychczasowe, w zależności od tego, jak
będziemy postępować, co będziemy myśleć, mówić i robić. Człowiek, który czyni
dobrze, jest dobrym człowiekiem. I na odwrót, ten, co czyni źle, jest „zło-czyń-cą". Nie
chcę innej definicji. Pójdźmy dalej: ktoś, kto chce i stara się czynić dobrze, a mimo to
czyni źle -dla innych bądź dla samego siebie - jest dla mnie człowiekiem chorym w
sensie psychologicznym.
Nie proponuję mu wszczepiać nowego serca czy nowej duszy, proponuję go
leczyć. Powinnam raczej powiedzieć: proponuję pomoc w wyzdrowieniu i na uczeniu
się czynić dobrze - dla siebie, dla innych, w ogóle - gdy tego pragnie. Dopóki człowiek
żyje, zmiana jest możliwa.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin