006. Schuler Candace - Na przekor sobie.doc

(600 KB) Pobierz
A Dangerous Game

 

 

 

 

 

Candace Schuler

 

NA PRZEKÓR SOBIE

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tytuł oryginału: A Dangerous Game


ROZDZIAŁ 1

 

Było słoneczne, sierpniowe popołudnie. Tafla jeziora połyskiwała srebrzyście. Śruba roweru wodnego wyrzucała w powietrze mieniące się tysiącem barw kropelki wody.

Podziwiając ten widok przez oszklone drzwi tarasu, Natalie Bishop nie potrafiła powstrzymać się od refleksji, że to cudowny dzień na spotkanie w gronie rodziny i przyjaciół. Natychmiast jednak zgromiła siebie w duchu za podobne myśli. Ci ludzie, w pokoju za jej plecami, nie zebrali się tu dzisiaj po to, by cieszyć się słonecznym popołudniem. Przybyli, aby oddać ostatnią posługę jednemu z ich grona, który odszedł nieoczekiwanie.

Natalie westchnęła ciężko, odgarnęła kosmyk jasnopopielatych włosów z policzka i po raz kolejny wróciła myślami do tajemniczych okoliczności śmierci Ricka Peytona.

Na pozór wszystko wydawało się proste. Gdzieś między jedenastą a jedenastą trzydzieści w nocy Rick, jadąc z dużą prędkością, uderzył w barierkę ochronną autostrady. W wypadku nie brały udziału żadne inne pojazdy. Nie było nawet śladów hamowania lub mijania, które wskazywałyby, że Peyton próbował uniknąć zderzenia z jakimś innym samochodem. Noc była bezchmurna, a widoczność dobra. Policja z Minneapolis rozważała możliwość samobójstwa, ponieważ powiadomiona o wypadku żona Peytona kilkakrotnie wspominała o silnych bólach głowy, jakie mąż miewał ostatnimi czasy. Sekcja zwłok również nie wykazała niczego nadzwyczajnego. Nie znaleziono śladów zażywania narkotyków, jedynie dosyć dużą dawkę aspiryny, co zdawało się potwierdzać słowa Sherri Peyton o silnych bólach głowy, na jakie ostatnio uskarżał się jej mąż, oraz prawie pół opakowania tabletek na niestrawność. We krwi Peytona znajdowała się niewielka ilość alkoholu. Tamtego wieczora, przed wyjściem z pracy, wypił jedno piwo ze swoim wspólnikiem, a bratem Natalie, Danielem Bishopem.

Rick Peyton opuścił biuro około godziny ósmej trzydzieści. Gdzie był i co robił do jedenastej, nadal pozostawało tajemnicą. Wyeliminowanie narkotyków i alkoholu jako bezpośredniej przyczyny wypadku potwierdzało hipotezę samobójstwa.

A jednak, coś tu nie pasowało... - Natalie z niedowierzaniem pokręciła głową. Instynkt podpowiadał jej, że śmierć Ricka Peytona nie była samobójstwem. Dobrze ustawiony, zdrowy, młody mężczyzna, prowadzący nieźle prosperujący interes, ożeniony zaledwie przed rokiem z zakochaną w nim piękną kobietą, nie odbiera sobie życia tak nagle, ni z tego, ni z owego. Chyba że Peyton miał jakiś ukryty powód, aby tak postąpić. Nie znała go zbyt dobrze. Nie byli przyjaciółmi. Rick Peyton był dla niej zawsze jedynie wspólnikiem Daniela, sympatycznym, choć nieco zadufanym w sobie młodym człowiekiem. Nie sprawiał wrażenia kogoś, kto w niedługim czasie zamierza odebrać sobie życie. A może był chory, lub jego małżeństwo wcale nie było takie doskonałe, na jakie wyglądało? Może...

- Natalie? - Rozmyślania przerwał dobiegający z głębi domu głos Daniela. - Nat, czy mogłabyś pozwolić tu na chwilę. Pani Peyton chciałaby porozmawiać z tobą. No wiesz, matka Ricka - dodał, przypominając sobie o istnieniu dwóch pań Peyton.

Natalie skrzywiła się lekko. Młodsza pani Peyton, śliczna mała Sherri, należała do tych kobiet, na które każda szanująca się feministka spoglądała z litościwą pogardą. Była jednak zupełnie nieszkodliwa, podczas gdy już po dziesięciu minutach spędzonych w towarzystwie Barbary Peyton Natalie wiedziała, że nigdy nie zostaną przyjaciółkami.

Gwałtownie odwróciła się od okna i o mało nie przewróciła swojej starszej siostry.

- Ach, to ty, Andrea! Przepraszam. Daniel powiedział mi, że pani Peyton chciała mnie widzieć - Natalie machnęła ręką w stronę zamkniętych drzwi gabinetu.

- Tak. Słyszałam - odpowiedziała Andrea. - Nie będę cię zatrzymywać. Chciałam tylko powiedzieć, że wychodzę. Mam dziś wieczorem kurs, a muszę jeszcze zabrać dzieci z lodowiska i pojechać po opiekunkę. Znowu zepsuł się jej samochód.

- Wydawało mi się, że teraz pracujesz wieczorami?

- Zgadza się. Ale dopiero po kursie.

- Nie mogę pojąć, kiedy ty sypiasz?

- Chcesz powiedzieć, że ludzie nadal tracą czas na spanie?

- Andrea!

- No dobrze, już dobrze. Tylko żartowałam. - Andrea uspokajająco poklepała młodszą siostrę po ramieniu. - Naprawdę. Staram się spać jakieś, no, co najmniej pięć godzin na dobę.

- Pięć godzin? Ależ to stanowczo za mało - zaprotestowała Natalie. - Powinnaś...

- Na razie to musi mi wystarczyć - przerwała jej Andrea. - Zresztą to nie potrwa długo. Za dwa tygodnie zaczyna się rok szkolny i będę mogła znów pracować w dzień.

- A wieczorami będziesz się uczyć - dokończyła za siostrę Natalie.

- Im prędzej skończę kurs i otrzymam dyplom, tym szybciej będę mogła zacząć zarabiać prawdziwe pieniądze. - Na łagodnej zazwyczaj twarzy Andrei pojawił się upór. - Wiesz przecież, jak jest.

- Tak, ale...

Andrea niecierpliwie potrząsnęła głową.

- Nie mam teraz czasu, by roztrząsać to na nowo, Nat. - Spojrzała na zegarek. - I tak już jestem spóźniona.

- Masz rację. Przepraszam. Nikt nie ma prawa dyktować ci, jak masz układać sobie życie. - Natalie wyciągnęła ramiona i serdecznie uścisnęła siostrę. - Jeszcze raz przepraszam. Nie chciałam się wtrącać w twoje sprawy.

- W porządku, Nat. - Andrea odwzajemniła uścisk. - Rozumiem. Nawyk zawodowy - dodała uśmiechając się. - A teraz naprawdę muszę już uciekać.

Natalie odprowadziła ją wzrokiem, przeklinając w duchu byłego męża siostry. Po dziesięciu latach małżeństwa - Andrea była posłuszną, wierną i kochającą żoną - odszedł nagle, zostawiając ją z trojgiem małych dzieci i masą długów. Teraz, w trzy lata później, Andrea powoli zaczynała stawać na nogi, ale Natalie nadal szczerze nie cierpiała byłego szwagra i z największą przyjemnością ujrzałaby go na samym dnie piekła.

- Nat? - ponaglił ją głos Daniela. - Pani Peyton czeka.

Natalie westchnęła ciężko i ruszyła do pokoju, który był królestwem Ricka Peytona.

Na skórzanej kanapie w rogu przycupnęła Sherri Peyton. Jej palce nerwowo skubały czarną, koronkową chusteczkę. Spuchniętą od łez twarzyczkę otaczały rude loki, wymykające się spod wdowiego welonu. Wyglądała niewinnie i świeżo, niczym różyczka - pomyślała Natalie z zazdrością.

Wysoki, dystyngowany starszy pan, najpewniej prawnik prowadzący sprawy Peytonów, odwrócony plecami do pięknej wdowy, zamykał właśnie teczkę. Leżała ona na biurku, za biurkiem zaś, przyglądając się całej tej scenie z niesmakiem, siedziała starsza pani Peyton. W niczym nie przypominała matki opłakującej śmierć syna. Na twarzy, pod doskonale nałożonym makijażem, malowało się głębokie niezadowolenie.

- Dziękuję, że poświęcił nam pan odrobinę swojego cennego czasu, panie Kemp - mówiła do stojącego przy biurku mężczyzny, niecierpliwie stukając jaskrawoczerwonym paznokciem w leżącą przed nią teczkę. - Skontaktuję się z panem, jeśli będzie pan nam jeszcze potrzebny.

Pan Kemp uprzejmie skinął głową i, chwytając teczkę, szybko ruszył do drzwi. Wychodząc, o mały włos nie przewrócił Natalie.

- Proszę wejść i zamknąć drzwi, panno Bishop - suchym tonem zwróciła się do niej Barbara Peyton.

Natalie posłusznie zamknęła za sobą drzwi. Podeszła do stojącego przy biurku krzesła i przysiadła na brzegu tak, żeby jej stopy nie straciły kontaktu z podłogą.

- Czym mogę pani służyć, pani Peyton? - spytała. Miała nadzieję, że jej głos nie zdradzał niechęci, którą czuła do kobiety po przeciwnej stronie biurka.

- Sherri mówiła mi, że jest pani prywatnym detektywem.

- Tak - potwierdziła Natalie, zakładając nogę na nogę i wygładzając niewidoczne fałdy na spódniczce swojej jedynej ciemnej garsonki. - Istotnie jestem.

Barbara Peyton obrzuciła uważnym spojrzeniem szczupłą figurę dziewczyny, jej lśniące, popielatoblond włosy, modne okulary, elegancki, asymetrycznie zapinany żakiet ciemnozielonego kostiumu i niebotycznie wysokie pantofle na drobnych stopkach.

- Myślę, że nie obrazi się pani, jeśli powiem, że wcale nie wygląda pani na prywatnego detektywa - zauważyła, unosząc brwi.

Natalie obojętnie wzruszyła ramionami.

- Wygląd o niczym nie świadczy i może być mylący. Tak właśnie było w jej przypadku. Mierząca nieco powyżej metra pięćdziesięciu i ważąca zaledwie pięćdziesiąt kilo Natalie wyprowadzała wszystkich w pole swoim wyglądem. Zresztą dawno już przestała się tym przejmować. Był to jeden z jej głównych atutów.

- Chciałabym usłyszeć, jakie ma pani doświadczenie w tym zawodzie - zażądała Barbara Peyton.

Pytanie to, choć zadane bardzo uprzejmym tonem, zabrzmiało, jakby pani Peyton zamierzała oferować Natalie posadę pomocy domowej w swojej rezydencji. I to, na dodatek, bardzo słabo opłacanej pomocy - pomyślała Natalie złośliwie.

Miała na końcu języka ciętą odpowiedź, ale zreflektowała się. Nie było sensu tracić czasu na kłótnię.

- Prawie cztery lata spędziłam w agencji Shaffera - odpowiedziała spokojnie. Agencja Shaffera była jedną z największych i najlepszych. - A od dwóch lat prowadzę własną agencję. Nazywa się „Ściśle tajne" - dodała z dumą. Jednocześnie zastanawiała się, o co może chodzić Barbarze Peyton. Dlaczego tak bardzo interesuje się jej pracą? I to zaledwie w godzinę po pogrzebie własnego syna?!

- Czy jest pani w tym dobra?

Natalie zmrużyła oczy za szkłami ogromnych okularów.

- Należę do najlepszych detektywów w tym mieście - oświadczyła chłodno.

- To dobrze. - Barbara Peyton z zadowoleniem kiwnęła głową. - Bardzo dobrze - powtórzyła z uśmiechem drapieżcy rzucającego się na swoją ofiarę. - Chcę, żeby zajęła się pani Lucasem.

- Lucas? - Natalie pytająco popatrzyła w stronę brata. Jaki znowu Lucas?!

Daniel bezradnie rozłożył ręce.

- Lucas Sinclair - dokończyła Barbara Peyton, pochylając się do przodu. - To mój drugi syn.

- Syn? - Natalie szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia. - To pani ma jeszcze jednego syna?

- Z pierwszego małżeństwa.

- Nie pamiętam, żeby Rick wspominał kiedykolwiek, że ma brata, a ty? - zwróciła się do Daniela Natalie.

Ten przecząco pokręcił głową.

- Lucas był jego przyrodnim bratem - poprawiła pani Peyton. - Poza tym, jest dużo starszy. Prawie trzynaście lat. Nie widziałam go od czasu, kiedy wyszedł z wojska. - Jej starannie umalowane usta wykrzywiły się, jakby ugryzła coś wyjątkowo kwaśnego. - Wygląda na to, że Rick musiał się z nim spotkać, choć nic mi o tym nie powiedział. Ani ty, moja droga - dodała, patrząc z wyrzutem na synową.

- Widziałam go tylko raz - zapewniła przestraszona Sherri cieniutkim głosikiem.

Daniel uspokajająco poklepał ją po ramieniu. Młoda wdowa popatrzyła na niego z wdzięcznością, po czym mówiła dalej:

- Był tutaj, w tym pokoju, z Rickym, kiedy pewnego dnia wróciłam z zakupów. To było chyba w lutym. Tak mi się wydaje. Nie pamiętam dokładnie. - Chlipnęła żałośnie i bezradnie wzruszyła ramionami. - Zrobiłam im parę kanapek i coś do picia, a potem wróciłam do kuchni. Wyszedł jakieś pół godziny później. Zaczynał padać śnieg i powiedział, że chce zdążyć przed burzą. Od tamtej pory nie widziałam go więcej. Myślę, że po prostu zapomniałam o tej wizycie. Poza tym Rick mó... - urwała, nerwowo zagryzając wargi.

- Co takiego mówił Rick? - podchwyciła Barbara.

- No..., Ricky zapowiedział, żebym nie mówiła o tej wizycie ni... nikomu.

- Nikomu? - powtórzyła starsza pani Peyton patrząc na nią podejrzliwie.

- No..., żebym nie mówiła o tym tobie - wyznała Sherri ze spuszczoną głową. - Mówił, że ty i Lucas nigdy się nie zgadzaliście i wiadomość o tym spotkaniu tylko by cię zdenerwowała.

- I miał rację - mruknęła Barbara.

Sherri załkała żałośnie i uniosła do oczu zmiętą chusteczkę.

- Nie jestem pewna, czy dobrze panią zrozumiałam, pani Peyton - wtrąciła Natalie, by uchronić Sherri przed dalszymi pytaniami. - Czy chce pani, żebym dowiedziała się, gdzie przebywa obecnie pani drugi syn?

Możliwe, że po śmierci młodszego syna Barbara Peyton zapragnęła pogodzić się ze starszym - pomyślała. - Może myliłam się co do niej. Może jest lepszą matką, niż sądziłam.

- Nie. Wcale nie chodzi mi o jego adres - odpowiedziała Barbara, jakby czytała w myślach Natalie. - Wiem, gdzie jest Mieszka tu, w Minneapolis.

- No cóż - Natalie była zupełnie zdezorientowana. - Jeśli nie chodzi o jego adres, na czym ma polegać moje zadanie?

- Chcę, żeby śledziła go pani i dowiedziała się o nim jak najwięcej.

- Ale dlaczego? - nadal nie rozumiała Natalie.

- Ponieważ to właśnie jemu Rick zapisał cały swój udział w Galaktyce.

- Co takiego? - jednocześnie wykrzyknęli Natalie i D...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin