V niedz. zw C.doc

(41 KB) Pobierz
Święty, święty, święty Pan

Święty, święty, święty Pan... Biada mi! Wszak jestem człowiekiem grzesznym... Oto ja, poślij mnie! Bóg potrzebuje człowieka. Święty potrzebuje grzesznego. Prorok Izajasz wizję swego powołania przeżył wiele wieków przed narodzeniem Jezusa. Bóg był wtedy dla ludzi Kimś zupełnie niewyobrażalnym. Dostojny Król zasiadający na tronie i otoczony tajemniczymi istotami. Taki obraz wywołał sam Bóg w oczach, a może tylko w wyobraźni Izajasza. Ten zaś opowiedział o tym nieporadnymi słowami ludzkiego języka. Wizje proroków bywały przeróżne. Łączyło je jedno – Boży zamysł docierania do człowieka przez człowieka. Innymi słowy: Bóg nie szuka drogi do każdego z nas z osobna, lecz od wieków gromadzi ludzi, by ich prowadzić ku sobie wspólną drogą. Razem jest człowiekowi łatwiej. Ale to „razem” potrzebuje przewodników. Lud to nie przypadkowy tłum, a skupiona wokół wspólnych celów i wartości wspólnota. Na jej czele musi ktoś stać – taka jest prawidłowość naszej natury.

W drodze ku Bogu przez świat jest jedna szczególna trudność. Trudno dostrzec cel tej drogi. Boga zobaczyć nie można, nawet jeśli jest się głęboko przekonanym o Jego obecności w świecie. Dlatego w każdej społeczności potrzebny jest ktoś, kto widzi dalej; kto potrafi dostrzec cele nie tylko materialne, biologiczne czy nawet historyczne – ale cele sięgające ducha, wieczności. Jak każde uzdolnienie, tak i to zostało dane niektórym. To spośród nich rekrutują się poeci i politycy, wychowawcy i artyści. A spośród widzących najdalej, aż do wieczności, Bóg wybiera szczególnych wysłanników.

Grzeszni wysłańcy Jezusa

Nie bez powodu bywają oni nazywani „duchownymi”. Ale duchami nie są. W wizji proroka Izajasza to Serafiny, czyli aniołowie, unosili się w przestrzeni. On, prorok – to człowiek z krwi i kości. Stał przy drzwiach owej świątyni – mały i świadomy swojej ludzkiej małości, wręcz przerażony. A jednak to jego wybrał Bóg na swego posłańca. Jego – człowieka o nieczystych wargach, czyli grzesznego.

Ten sam motyw odnajdujemy w dzisiejszej ewangelii. Jezus szuka kandydatów na swoich wysłanników. Prowokuje ich niezwykłym połowem ryb – byli bowiem rybakami. Reakcja Szymona jest zaskakująca. Gdy zorientował się w sytuacji, przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny.

Na sprawę patrzymy też własnymi oczyma. I cóż widzimy? To, że wielu ludzi, którzy stają na czele ludzkich społeczności – czy jako politycy, czy jako poeci, czy jako duchowni – to ludzie słabi i grzeszni. Irytuje postawa polityków, poetów słuchać nie musimy. Ale grzeszność duchownych boli nas bardziej. Nieraz do tego stopnia, że ich grzechy naszą wiarę rujnują. Sam jestem jednym z nich – ale nie uwalnia mnie to od bolesnego przeżywania zła dotykającego mojego jakby nie było środowiska księży, sióstr zakonnych, biskupów. Nie uwalnia mnie to od wzburzenia prymitywizmem niektórych polityków czy głupotą niektórych poetów i artystów. Razem z wami pytam: Boże, czy nie masz lepszych ludzi, by prowadzili nas dalej, niż widzą nasze tępe oczy? By prowadzili nas ku światom piękniejszym, niż ten pełen obłudy, zakłamany i przyziemny świat tej ziemi? Równocześnie cieszę się, że i za naszych dni wielu jest sprawiedliwych, mądrych, uduchowionych i szlachetnych ludzi, którzy mogą być dla społeczności przewodnikami na wielu ważnych odcinkach życia.

Od nas zależy tak wiele

Boże, czy nie masz lepszych ludzi? – zapytałem przed chwilą. Odpowiedzi szukam w pierwszym czytaniu. Powołany na proroka Izajasz wyznając swoją grzeszność, przyznaje, że mieszka pośród ludu o nieczystych wargach­ – czyli wywodzi się spośród grzesznych i słabych ludzi. Tak było wtedy, tak jest dzisiaj. Politykami i duchownymi, poetami i artystami zostają dzieci swojej epoki. Ze swoich domów, ze swoich środowisk przynoszą wszystkie błędy i wady. I takich to ludzi Bóg posyła do świata. Nie siebie oni głoszą, nie własne pomysły lansują. Politycy powinni strzec ponadczasowych wartości ludzkiego świata. Powinni pomagać organizować społeczną przestrzeń tak, by dobro mogło wzrastać. Także politycy na poziomie gminy. Duchowni zaś powinni budzić wiarę i uczyć dostrzegać ostateczny cel życia. Powinni być stróżami wszystkiego co święte, nauczycielami modlitwy, ekspertami ducha. Powinni też wskazywać na wartości moralne, formować sumienia – bo bez tego świat straci nie tylko Boże, ale i ludzkie oblicze.

Chcielibyśmy mieć polityków na poziomie, pragniemy, by do Boga prowadzili nas święci duchowni. Oni nie spadają z nieba – gotowi, gatunek pierwszy, gwarancja dożywotnia. Niestety nie. To zależy od nas – od życia naszych rodzin, od wartości jakie się w nich pielęgnuje, od wymagań stawianych przez rodziców najpierw sobie, a dopiero potem dzieciom. To zależy od współpracy rodziców z nauczycielami i katechetami. To zależy od zaangażowania nauczycieli i wychowawców w formowanie, nie tylko w uczenie dzieci. To zależy od klimatu, jaki potrafimy wytworzyć w naszych wioskach, miasteczkach, dzielnicach wielkich miast – jeśli będzie to troska o wspólne sprawy, jeśli nie braknie współpracy wielu dla pożytku wszystkich, jeśli życzliwość będzie żywym tłem ludzkich kontaktów – z takich środowisk wyjdą święci duszpasterze, nie braknie sióstr zakonnych, będziemy mieli na kogo głosować w wyborach gminnych, powiatowych i parlamentarnych.

Niejednakowo jest pod tym względem w naszej ojczyźnie. Ale tak generalnie, to nie jest dobrze. Obawiam się, że ostatnio nawet gorzej się dzieje. Bóg wybierze sobie wysłanników spośród takich ludzi, jakich sami wychowamy. Owszem, z zabagnionego środowiska w niepojęty dla nas sposób potrafi wyprowadzić świętych. Ale nie czekajmy na cud. Nasz wysiłek jest Bogu potrzebny. Tak, jak potrzebny był codzienny wysiłek rybaka Piotra. Aż został rybakiem ludzi.

Drodzy Bracia i Siostry!

Patrząc na dzisiejszy świat zauważamy, że przeżywa on obecnie prawdziwą inwazję piosenkarzy, piosenkarstwa. Piosenek ładnych i mniej ładnych, mądrych i głupich, religijnych i tzw. światowych. Wiele jednak z owych przebojów szybko znika z list i szybko o nich zapominamy.

Pośród nich są jednak i takie, które znajdują stałe miejsce w naszych umysłach i sercach. Myślę, że do takich piosenek możemy zaliczyć pieśń o "Barce". Piosenka jakże mądra i piękna: "Pan kiedyś stanął nad brzegiem, szukał ludzi gotowych pójść za Nim, by łowić serca..."

Śpiewa tę piosenkę nie tylko młodzież duchowna, ale przede wszystkim młodzież świecka; śpiewają ją wszyscy - zwłaszcza na spotkaniach z obecnym Ojcem Świętym, który właśnie tę piosenkę szczególnie sobie upodobał; jest ona żelaznym punktem programu tych spotkań.

"Pan szukał ludzi gotowych pójść za Nim". Szukał takich ludzi nie tylko 2000 lat temu nad brzegiem jeziora Genezaret, ale szuka ich w dalszym ciągu w każdym zakątku świata. Szuka i na szczęście znajduje. Znajduje nie tylko ludzi zdatnych do tego, aby zostać księdzem czy siostrą zakonną. Znajduje i powołuje nas do zajęcia tego miejsca, które właśnie dla nas upatrzył, do którego właśnie się udajemy. (Chociaż często sami sobie tego nie uświadamiamy). Czy to jest miejsce ojca, matki, lekarza, nauczyciela, policjanta, urzędnika, czy bardziej ogólnie: miejsce chrześcijanina w otaczającym go świecie - jest to miejsce przed wiekami przez Boga upatrzone i przeznaczone właśnie dla nas.

I w tym miejscu warto zaznaczyć, że w naszej rodzinie parafialnej wielu odkryło ten zamysł Boży. Cieszą więc sytuacje kiedy widzimy szczęśliwe rodziny, ludzi zadowolonych z tego co robią. Cieszy taki swoisty optymizm, że pomimo iż są lata "chude", to jednak mamy zdrowie, mądre dzieci.

W naszych ustach pojawia się wtedy coś na podobieństwo słów proroka Izajasza: "Oto ja, poślij mnie".

Myślę, że doskonałym dopowiedzeniem i komentarzem do tych prorockich słów jest stwierdzenie kard. Newmana: "Stworzony jestem, aby dokonać tego, do czego nikt poza mną stworzony nie został. Mam swoje miejsce w planach Bożych, miejsce, które ja jeden tylko zajmuję. Mam swoje własne posłannictwo, więc jestem potrzebny Bogu na swoim miejscu - tak jak archanioł na swoim. Obym tylko zawsze był czujny i otwarty - na Boskie natchnienie i na sytuację moich bliźnich".

Moi Kochani!

Oczywiście nie jest to łatwe. Jezus bowiem zwraca się do swoich uczniów, aby wypłynęli na głębię. Ktoś, kto zna się na połowie ryb zauważy, że słowa Jezusa mogą wydawać się niedorzeczne: trzeba bowiem być zupełnym ignorantem, by wypływać na połów ryb w biały dzień i to po nieudanej pracy nocnej.

Życie nasze jest również wielką niewiadomą. Każdy dzień przynosi coś nowego. Są radości, ale są i smutki. Te drugie są jakby bardziej dostrzegalne, dlatego też tak często powątpiewamy w skuteczność i owocność tego co robimy. Perspektywa zwolnienia z pracy, brak poszanowania ze strony najbliższych, niskie zarobki itp. nastrajają nas bardzo negatywnie do tego co mamy w życiu robić. Dlatego w naszym postępowaniu winniśmy kierować się tymi samymi względami co św. Piotr. Najpierw musimy zaprosić Pana Jezusa do siebie, tak jak zaprosił Go Piotr do swego domu i łodzi. Regularna modlitwa, udział w sakramentach sprawią, że nauka Jezusa stopniowo przeniknie nasze życie osobiste, społeczne, rodzinne. Uświęci więzi koleżeńskie czy zawodowe.

Na nasze zaproszenie - z kolei - Pan Jezus odpowie propozycją: "Wypłyń na głębię". Jest w tej propozycji ukryta próba wiary. Powierzchowna religijność dziecięca domaga się pogłębienia. Dzięki temu ogarnia nas zdumienie, zachwyt nad potęgą Bożej łaski. Skomplikowane dotychczas problemy życiowe stają się dziecinnie proste, gdy podchodzimy do nich z Ewangelią w ręku. Mówimy: "Mistrzu na Twoje słowo zarzucę sieci".

Kochani!

To wszystko otwiera i uświadamia nam jeszcze jedną trudność: lęk związany z poczuciem własnej grzeszności. Chcielibyśmy często uciec przed głosem wołającego Boga.

Drodzy!

Tej świętej bojaźni doświadczali wszyscy wybrani przez Boga: prorocy, apostołowie, nawet Maryja. Ale ta właśnie bojaźń ma właściwości oczyszczające, jak rozżarzony węgiel w dłoni serafina. Jezus przychodzi wtedy do nas ze słowami: "Nie bój się". Wtedy zostawiwszy wszystko pójdziemy za Nim. Sam Jezus dał nam przykład takiej postawy i tego także wymaga od nas. Dlatego pamiętajmy aby:

"Statecznie czynić co należy - Niech moja łódź, gdzie pędzi wola Boża, bieży - I przy brzegu, który mi Bóg naznaczył stanie - Jeśli nie ma być daremne ludzkie żeglowanie".

Amen

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin