Miles Cassie - Klucz.pdf

(1083 KB) Pobierz
112718315 UNPDF
Cassie Miles
KLUCZ
ROZDZIAŁ 1
- Woodrow Locke, wielki amerykański poeta i prozaik, był
niezrównanym draniem.
John Marscel pochylił się nad mównicą. Gdy tak mierzył wzrokiem
słuchaczy w wieczorowych strojach, przypominał wielką modliszkę.
Tłum, zgromadzony w sali bankietowej hotelu Hyatt Regency w
Chicago, w ciszy słuchał słów osiemdziesiędosiedmioletniego mówcy.
- Woody był rozrabiaką, który nie miał sobie równych w walce, w
piciu czy w pisaniu. Choć nie Ŝyje od trzynastu lat, jego talent przetrwał.
Panie i panowie, Woodrow Locke jest legendą.
Mollie Locke zacisnęła pieści pod osłoną lnianego obrusa. JuŜ dość
trudno było być jedynym dzieckiem sławnego człowieka. Być córką
legendy jest jeszcze trudniej. Po co John Marscel, jej chrzestny ojciec,
wygaduje takie rzeczy? Mollie pochyliła się w lewo, ku Claudine
Marscel.
- Co ten twój mąŜ knuje? - szepnęła.
- Niespodziankę - odszepnęła Claudine.
- Cudownie. - Mollie nienawidziła niespodzianek.
- Musisz się nauczyć rozluźniać. - W melodyjnym głosie Claudine
112718315.002.png
wciąŜ było słychać paryski akcent. - Nie powinnaś być ciągle taka spięta.
Masz tylko dwadzieścia dziewięć lat.
Czasami Mollie Ŝałowała, Ŝe nie potrafi się odpręŜyć i zachowywać
jak Claudine, która mimo bliskiej siedemdziesiątki wciąŜ była elegancka
i niezmiernie kobieca. Tym razem jednak wiedziała, Ŝe powinna mieć się
na baczności.
- Potrzebujesz męŜczyzny - stwierdziła Claudine.
- Wolałabym coś na uspokojenie.
Mollie przechyliła głowę, udając, Ŝe słucha przemówienia Marscela.
Jej gęste, brązowe włosy opadały na nagie ramiona. Miała nadzieję, Ŝe
czerwony kolor sukni podziała jak ostrzeŜenie: zakaz wstępu! Niestety,
wcale tak się nie stało. Przez cały obiad paradowali przed nią coraz to
nowi krytycy, pytający, czy jej obecność oznacza nareszcie zgodę na
rozmowę o ojcu. Nie oznaczała. Mollie absolutnie odmawiała
wspominania swego Ŝycia z ojcem. Prędzej jej kaktus na dłoni wyrośnie,
a trampkarze chicagowscy wygrają mistrzostwa świata, niŜ udzieli na
jego temat wywiadu.
- Jako kurator spuścizny po Woodrowie Locke'u - mówił dalej
Marscel - w jego imieniu przyjmuję Nagrodę Literacką Tiltona. -
Podniósł wysoko cienką ksiąŜeczkę. - Ta niedawno opublikowana
ksiąŜka, zatytułowana „Przejście", to zbiór wierszy miłosnych
napisanych przez Woody'ego do jego trzeciej Ŝony, Ramony. To były
listy, nie przeznaczone do publikacji. Na pewno nie są jego najlepszymi
dziełami. Dlaczego zatem „Przejście" otrzymuje nagrodę? Czy dlatego,
Ŝe wy, panowie, wybitni uczeni, nie macie gustu? A moŜe w ten sposób
chcecie przeprosić za czasy, gdy kręgi akademickich zdechlaków darły
nosa wobec człowieka, który zachowywał się jak męŜczyzna z krwi i
kości?
Marscel rzucił te słowa jak rękawicę. Ale nikt jej nie podjął. Nikt
112718315.003.png
nawet nie pisnął, nie walnął w stół, by zaprotestować przeciwko tym
insynuacjom. Mollie ścisnęło się serce. Wiedziała, Ŝe cisza rozzłości
Marscela. Nienawidził, gdy mu pobłaŜano. Wiele razy mówił, Ŝe pełne
szacunku milczenie jest dobre dopiero na pogrzebie.
- Do diabła, brak mi cię, Woody. - Marscel uniósł kieliszek i upił
odrobinę czerwonego wina. Wskazał ręką na puste krzesło po prawej
stronie Mollie. - Miałem zamiar przedstawić wam doktora nauk
humanistycznych Flynna Carlsona.
- Jestem tutaj! - rozległo się z końca sali.
Wysoki blondyn przeciskał się miedzy stolikami.
Mollie przyjrzała mu się z ciekawością. W czasie bankietu Claudine
mówiła tylko o nim, wymawiając jego imię ,,Fliin". Fliin był zabawny,
inteligentny, przystojny.
W półmroku sali Mollie doszła do wniosku, Ŝe Claudine chyba popsuł
się wzrok. Przystojny? Był wysoki, wysportowany i zdrowo opalony, ale
rysy jego twarzy nie były regularne. Miał zbyt gęste brwi i skrzywiony
nos. Zapewne był męski, ale niczym nie przypominał Adonisa.
- W takim razie przedstawię go teraz – oświadczył Marscel. -
Doktor Flynn Carlson uczy na wydziale anglistyki w Bowdoin College.
Jest autorem trzech powieści detektywistycznych, a ostatnio właśnie
zajął się badaniami nad biografią Woodrowa Locke'a.
Biograf? Mollie wzdrygnęła się i odwróciła wzrok. PowyŜej uszu
miała ludzi pragnących uzyskać informacje o jej ojcu-legendzie.
- Podoba ci się? - Claudine szturchnęła ją łokciem.
- Nie jest w moim typie.
Flynn dotarł juŜ do głównego stołu. Nie zamierzał się spóźniać, ale tak
wyszło, i nie Ŝałował, Ŝe ominął go nudny bankiet. Przyszedł tu tylko
dlatego, Ŝe Marscel nalegał. I Ŝeby poznać Mollie Locke.
Zajął puste krzesło po prawej stronie Mollie, kiwnął głową Claudine i
112718315.004.png
skupił uwagę na dziewczynie. Odwróciła od niego głowę, uprzejmie
słuchając Marscela. Flynn przyjrzał się piegowatemu ramieniu i
błyszczącym włosom. Oglądał jej zdjęcia, ale z dzieciństwa, a teraz
niewątpliwie była dojrzałą kobietą. Pochylił się do przodu, by lepiej
widzieć delikatne piegi. Jej włosy pachniały świeŜo, jak słońce
wczesnym rankiem.
Gdy dotknął jej ręki, odsunęła się i spojrzała z niechęcią. Ma
niezwykłe oczy, pomyślał.
- Mollie Locke?
- Tak - przytaknęła i dodała szybko: - A pan jest pisarzem?
Powinnam pana ostrzec, Ŝe nigdy nie rozmawiam o moim ojcu.
- Pisał o tobie „Zielonooka". Teraz wiem, dlaczego.
Zacisnęła zęby i zmruŜyła oczy. Pełnym godności gestem uniosła
głowę i odwróciła się.
- Mam dla was niespodziankę, panie i panowie - oznajmił
Marscel z mównicy. -Jako kurator spuścizny po Woodrowie Locke'u
postanowiłem, Ŝe Flynn napisze jego pierwszą oficjalnie autoryzowaną
biografię.
To oświadczenie wywołało szum wśród zgromadzonych. Mollie
dostrzegła chytry uśmieszek na twarzy Marscela. Miała rację, obawiając
się „niespodzianki". Marscel wsadzał kij w mrowisko, wyznaczając do
tego zaszczytnego zadania kogoś o wątpliwym dorobku.
- Flynnowi będzie potrzebna zręczność pogromcy lwów, by dać
sobie radę z byłymi Ŝonami Woody'ego. Nie mówiąc juŜ o tej tu
zielonookiej małej tygrysicy - jego córce.
Mollie zamrugała. Małej? Miała prawie metr osiemdziesiąt wzrostu!
- Wykorzystajmy okazję - ciągnął Marscel – by formalnie
przedstawić sobie tych dwoje młodych ludzi.
Mollie i Flynn, chodźcie tutaj i podajcie sobie ręce,
112718315.005.png
Mollie przez chwilę chciała zignorować słowa Marscela. Dlaczego
miałaby wstawać? Nie jest wielką pisarką. Nie jest legendą. Nie mogła
jednak grzecznie odmówić, gdy Flynn odsunął jej krzesło i poprowadził
w stronę mikrofonu.
Wszystkie oczy były zwrócone na Mollie. Niemal czuła, jak:
zgromadzeni chłodno się jej przyglądają, i miała koszmarne wraŜenie, Ŝe
zapomniała włoŜyć suknię. Wyraźnie widoczne w oczach Flynna
zainteresowanie wywołało gęsią skórkę na jej ramionach i pogłębiło
poczucie bezbronności.
Gdy ujął jej dłoń w swoje, chłód ustąpił gorącemu gniewowi. Flynn
chyba z niej kpił. Na domiar złego puścił do niej oko. Ten człowiek był
niemoŜliwy. Zachowywał się, jakby była pierwszą z brzegu cizią gotową
paść mu w ramiona.
- Z prawdziwą przyjemnością przeprowadzę z tobą wywiad -
powiedział.
- Naprawdę? Obawiam się, doktorze Carlson, Ŝe będzie pan długo
na to czekał. Chyba będzie panu potrzebny teleskop, by zajrzeć w tak
daleką przyszłość.
- Nie dalej niŜ do Wenus. Czy moŜemy się jutro spotkać?
- Prędzej zobaczę pana w rakiecie kosmicznej.
- To się da zrobić. Więc jutro? W NASA?
Ich rozmowę głośniki przekazały całemu audytorium, które
wybuchnęło śmiechem. Flynn wcale się nie zmieszał. Uniósł ich
złączone ręce w geście zwycięstwa.
Mając w nosie dobre maniery, Mollie wyrwała dłoń i wróciła na
miejsce. Co za arogant!
- Przystojna młoda para - powiedział Marscel, wracając do
mikrofonu. Jego śmiech zmienił się w kaszel i Mollie zauwaŜyła, Ŝe
112718315.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin