Voltaire (Wolter) - Kandyd.pdf

(475 KB) Pobierz
895053684.001.png
Ta lektura , podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fun-
VOLTAIRE
Kandyd czyli optymizm ¹
ł łż   ę  ²,
     ż ,
ł  , . .³ .
ł.  -żń
 ł
W pierwszej epoce swojej długiej i bogatej twórczości, Wolter⁴ nie tyle troszczył się o to,
aby społeczeństwo reformować i ulepszać, ile aby, w takim jak jest, zająć najpocześniej-
sze miejsce. Prowadziły wówczas do tego celu trzy drogi: talent, majątek i szlachectwo.
Pierwszego ma pod dostatkiem i szafuje nim zręcznie, nie wahając się rozmieniać go
w potrzebie na drobną monetę salonowej galanterii i igraszki; drugi osiąga rychło, ob-
racając przezornie schedą ojcowską, wyzyskując koneksje i stosunki, i zdobywając, już
za młodu, podstawy materialne, które mu zapewnią na całe życie niezależność, a nawet
bogactwo. Trzeci atut, szlachectwo, nim je później nabędzie za gotówkę, uzurpuje sobie,
sposobem naówczas dość powszechnym, zmieniając mieszczańskie nazwisko Arouet na
fikcyjno-szlacheckie d oltai . Uzbrojony tym potrójnym rynsztunkiem, Wolter wcho-
dzi śmiało w najlepsze towarzystwa Paryża i dociera niebawem do sfer najwyższych, aż
do dworu. Dowcipem swoim, ciętością epigramu i łatwością wierszowania opłacał Aro-
uet bez trudu prawo obywatelstwa w tym błyszczącym, żądnym wesela i łatwej uciechy
światku Regencji; ale ambicje poety sięgały wyżej. Wśród zabaw i rozrywek pracuje nad
tragedią w stylu klasycznym dyp , która, wystawiona w r. , jedna -letniemu au-
torowi laury godnego — zdaniem współczesnych — następcy Corneille'a i Racine'a.
Epopeja narodowa, której bohaterem jest najpopularniejszy z królów Francji, Henryk
IV — niada — opromienia nowym blaskiem imię poety, a w ślad za rozgłosem sypią
się i pensje ze szkatuły ks. Orleanu (), króla () i królowej (). Jedenaście mie-
sięcy spędzonych w więzieniu, w osławionej Bastylii (Maj  — Kwiecień ) za utwór
pt. iiam , którego nie napisał, oraz za pamflet o nant , którego Wolter istot-
nie był autorem, uzupełniają obraz życia wziętego literata pierwszej polowy XVIII wieku.
Słowem, w latach tych Wolter żyje w upojeniu sławy, blasku, obcowania na równej —
na pozór — stopie z najmożniejszymi panami, słowem, tryumfu na całej linii.
Wśród tego mąci życie jego wypadek, który ściąga poetę z obłoków na ziemię. Kawaler
de Rohan, z którym miał nieszczęście przemówić się w teatrze, wywołał go z pałacu
księcia Sully, gdzie Wolter był na obiedzie, i po prostu kazał oćwiczyć go lokajom, gdy
¹ Kandyd czyli optymizm Kandyd jest odpowiedzią na it o patznoci Jana Jakuba Rousseau oraz
na „filozofię optymizmu” Leibniza, cieszącą się w owym czasie wielką wziętością. W swojej argumentacji ad
ominm [tj. „do człowieka”, do konkretnej osoby; Red. WL.], przypomina nieco Sganarela z Molierowskiego
ata z , który, zniecierpliwiony krańcowym sceptycyzmem filozofa Marfuriusza, okłada go kijem,
aby mu w najkrótszej drodze udowodnić, że nie wszystkie wrażenia są względne i zwodnicze.
² doto al — jest oczywiście fikcyjną osobistością. Wolter wydawał wszystkie swoje pisma filozoficzne
bezimiennie, aby uniknąć prześladowań. Że ostrożność ta była usprawiedliwiona, dowodzi, iż w tymże samym
roku  Kandyd został spalony w Genewie na rozkaz Rady, ręką kata.
³ — skrót od: Roku Pańskiego.
olt — właśc. François-Marie Arouet (pseud. Voltaire) urodził się w r.  w Paryżu, umarł, również
w Paryżu, w r. .
895053684.002.png 895053684.003.png
 
sam kawaler, siedząc w karocy, czuwał nad sumiennym wykonaniem zlecenia. Wolter
pieni się w bezsilnej wściekłości tym bardziej, że widzi, iż jego najbliżsi „przyjaciele”,
książęta i margrabiowie, uważają całe zajście za przygodę dość zabawną, naturalną i — bez
znaczenia. Mimo iż z natury niezbyt rycerski, Wolter chce się bić, domaga się pojedynku;
ale rodzina kawalera de Rohan kieruje sprawą inaczej: poeta dostaje się znowuż do Bastylii
(), skąd po miesiącu wychodzi pod warunkiem, iż uda się na jakiś czas do Anglii. Tym
razem Wolter miał wszelkie przyczyny zauważyć, iż nie wszystko jest doskonałe „na tym
najlepszym ze światów”.
Przybywa do Anglii dobrze zaopatrzony w czeki i w rekomendacje nawet samego
ministerstwa zawstydzonego nieco swą rolą w tej sprawie. Spędza tu półtrzecia roku,
chłonąc w siebie atmosferę życia umysłowego Anglii, która dla ówczesnego ancuskie-
go przybysza musiała się wydać rajem wolności osobistej, politycznej i intelektualnej.
W ciągu tych lat Wolter buduje silne podstawy własnej kultury duchowej; z ciekawo-
ścią bada nowe dlań społeczeństwo, jego idee, obyczajowość, instytucje, sekty; zapoznaje
się z literaturą angielską, z obcym wówczas zupełnie dla Francji Szekspirem; odnajdu-
je powinowactwo z własną umysłowością w racjonalistycznej filozofii Locke'a; nabiera
gruntownego wykształcenia i zamiłowania przyrodniczego, zwłaszcza w nauce fizyki. Re-
zultatem pobytu są zic oraz ity lozoczn , które ukazały się najpierw po angielsku
(), następnie po ancusku; zaraz w pierwszym roku () uzyskały pięć wydań, wy-
wołały żywą polemikę i silne zaniepokojenie sfer duchownych i rządowych we Francji.
ity lozoczn zawierają w zarodku już cały „wolterianizm”.
Mimo formalnego pozwolenia na powrót do Paryża, Wolter uważał za bezpieczniejsze
usunąć się nieco z widoku. Osiada niedaleko granicy, w Cirey, w zamku, z którego panią,
margrabiną du Châtelet, łączyły go tkliwe stosunki. Lata spędzone w Cirey są dla Wolte-
ra latami wytrwałej i owocnej pracy. Wraz z margrabiną, zapamiętałą fizyczką, tłumaczką
dzieł Newtona, zagłębia się w nauki przyrodnicze, eksperymentuje. Dla przyjaciółki swej,
zmierzonej błahością i nienaukowością historii, takiej jak ją pojmowano wówczas, pisze
kapitalne swoje dzieło: ai l mo — „Zarys obyczajów” — szeroko zakreśloną
i własnym duchem ożywioną kompilację — jak również znakomite, jak na swój czas,
prace historyczne: itoi Kaola oraz i dia (dokończony znacznie
później, w czasie pobytu na dworze pruskiego Fryderyka). Wśród tego częste wycieczki
w sferę literatury pięknej; żartobliwy i wyuzdany poemacik a cll — parodystyczna
historia Dziewicy Orleańskiej — dla nas mało smaczny i zabawny, wówczas cieszący się
olbrzymim powodzeniem, mimo iż krążył na razie w odpisach; antyklerykalna tragedia
aomt , która, chłoszcząc rzekomo fanatyzm muzułmański, mierzy wyraźnie w ka-
tolicyzm (Wolter, niby z głupia ant, ofiarował tragedię papieżowi Benedyktowi XIV;
papież, nie pozostając dłużny w koncepcie, przyjął dedykację i przesłał autorowi błogosła-
wieństwo); prócz tego inne tragedie, które grywa się w Cirey, w teatrze urządzonym na
strychu; wreszcie polemiki, madrygały, korespondencja etc. W owym czasie rozpoczyna
się wymiana listów z Fryderykiem pruskim, wówczas jeszcze następcą tronu (nawiasem
mówiąc, jeden z mniej apetycznych dokumentów ludzkości), która, przerwana na jakiś
czas osobistymi nieporozumieniami, miała się ciągnąć przez całe życie pisarza.
Po dziesięciu latach względnej samotności Wolter zatęsknił za gwarem Paryża. Dzięki
poparciu pani de Pompadour odzyskuje łaski dworu. W r. , po świetnym sukcesie
tragedii op , król wyprawia pisarza w misji dyplomatycznej do króla pruskiego; za po-
wrotem, w zamian za widowisko dworskie sklecone z okazji małżeństwa Delfina, zostaje
Wolter szambelanem królewskim i historiografem Francji. W r. , znowuż za po-
parciem pani de Pompadour, wchodzi do Akademii Francuskiej. W tych latach Wolter
znów skłonny był mniemać, iż wszystko na tym świecie toczy się dosyć znośnie; skreślo-
ny w owym czasie drobiazg ini aa oddycha zadowolonym z siebie i z drugich
optymizmem.
W r.  Wolter stracił wierną przyjaciółkę, panią du Châtelet. Margrabina, serdecz-
nie opłakiwana, zmarła wskutek ciąży, której sprawcą okazał się — młody oficer i poeta,
Saint-Lambert, ten sam, który był później kochankiem uwielbianej przez Russa⁵ pa-
o — właśc. Jean-Jacques Rousseau (–) pisarz ancuskojęzyczny, pochodzący z Genewy, filozof;
tu: zapis nazwiska zgodny z wymową oraz polską odmianą formy fonetycznej.
 () Kandyd
ni d'Houdetot. Wydarzenie to stało się sensacją Paryża i Europy, a Saint-Lambert, jak
głoszą światowi kronikarze, zdobył dzięki niemu ostrogi pisarskie.
Złośliwy język i dość trudny charakter nie pozwoliły Wolterowi długo zachować łask
dworu. Niebawem, zrażony do Francji, dał się nakłonić pochlebnym propozycjom króla
pruskiego Fryderyka i w r.  przybył do Poczdamu. Otrzymał pensję   ., wy-
soki order, tytuł szambelana i mieszkanie w pałacu, z jedynym obowiązkiem poprawiania
ancuskich wierszy Fryderyka. Pierwszy okres pobytu spłynął rozkosznie, na zabawach,
gawędach filozoficznych, wzajemnej admiracji. Z czasem dwa charaktery mające zanadto
wiele cech podobnych zaczęły się ścierać; z obu stron padały słówka trudne do zapomnie-
nia, a powtarzane przez usłużnych dworaków; stosunki stały się naprężone, aż w końcu
przyszła konieczność zerwania. W r. , Wolter, zrzekłszy się pensji, zwróciwszy klucz
szambelański, opuszcza Prusy rozczarowany, rozgoryczony, nękany jeszcze na granicy
państwa dokuczliwościami króla. To była jego ostatnia szkoła życia; nie chce już odtąd
żadnych, choćby złoconych kajdan, chce żyć wyłącznie u siebie i dla siebie. Osiedla się
zrazu w Szwajcarii, w pobliżu Genewy; później, kiedy mu dokuczył nieco purytanizm
szwajcarski, nabywa piękne dobra ny , położone w pasie granicznym, częścią we Fran-
cji, częścią w Szwajcarii. Na gruncie ancuskim może uprawiać u siebie ulubione wido-
wiska teatralne, które były kamieniem obrazy dla surowych Genewczyków; na wolną zaś
ziemię szwajcarską może schronić się w każdej chwili, w razie niebezpiecznego podmu-
chu ze sfer ancuskiego rządu. Na własnym tedy „dworze” pewnego rodzaju, w słynnych
lic , a potem w ny , spędzi ostatnie dwadzieścia parę lat życia, te, z których utrwali
się dla przyszłych pokoleń wizerunek i legenda Woltera.
Istotnie, osobliwym jest zjawiskiem żywotność, jaką rozwija Wolter w tej ostatniej
fazie, między sześćdziesiątym a osiemdziesiątym z górą rokiem. Jest to w całym jego
życiu epoka najbardziej może czynna, najbujniejsza, w której cały kapitał nagromadzo-
nej wiedzy, myśli, poglądów, doświadczeń, spożytkowuje dla celów doraźnej działalności
i agitacji. Przez lat dwadzieścia zdoła ten niespożyty starzec utrzymać wpół-rozbawio-
ną, wpół-zgorszoną Europę w ciągłym napięciu, dając jej co dnia coś nowego, a zawsze
związanego z palącymi sprawami współczesności. Prócz olbrzymiej korespondencji, która
w owym czasie miała znaczenie daleko wybiegające poza prywatną wymianę myśli, idą
w świat z siedziby filozofa niezliczone ilości tzw. paztci Woltera, broszurek, dialo-
gów, powiastek, „katechizmów filozoficznych”, kolportowanych oczywiście bezimiennie,
ale w których cała Europa domyślała się ręki autora. Wolter nie gardził żadnym środkiem;
cieszyły go i obiegające plotki z drobnych wydarzeń jego domowego życia, nie cofał się
też przed ohydną nieraz polemiką z lada jakim przeciwnikiem, z której obie strony wy-
chodziły umazane błotem. Niewyczerpany tym jeszcze Wolter rozwija działalność prak-
tyczną, stwarza dokoła siebie cały dwór, kolonie, fabryki, buduje dobrobyt otaczającej go
ludności, rzuca się wszędzie, gdzie mu się nadarza sposobność bronić prześladowanych,
zwłaszcza gdy chodzi o fanatyzm religijny. Wrodzona skłonność do pieniactwa dodaje
mu zapału i wytrwałości w tych kampaniach, z których najgłośniejsza sprawa Calasów⁶
budzi przez kilka lat entuzjazm w całej Europie. Ta działalność ostatnich lat życia zdo-
bywa Wolterowi poniekąd to, czego, przy całym rozgłosie, brakło mu po trochu zawsze,
tj. szacunek publiczny. Podróż jego do Paryża w r.  jest olbrzymią apoteozą za życia;
ale osiemdziesięcioletni starzec nie podołał tym wzruszeniom, zbyt mocnym na zwątlo-
ne siły; umiera, do ostatnich chwil przed zgonem zajęty jeszcze pracą nad historycznym
oniim zya ancio , którego projekt przedkłada Akademii.
Po Wolterze pozostał rozgłos jego imienia, które stało się godłem pewnego typu
i kierunku umysłowości; natomiast z ogromnej puścizny piśmienniczej żywego pozo-
stało niewiele. Jak często się zdarza, te dzieła, do których największą przywiązywał wagę
i najwięcej w nie włożył twórczego wysiłku, najmniej mu się wypłaciły; bardziej przetrwa-
paa ala — sprawa Jeana Calas, hugenoty, oskarżonego w  r. o zamordowanie swego syna,
Marc-Antoine'a zamierzającego rzekomo przejść na katolicyzm (Marc-Antoine najprawdopodobniej popełnił
samobójstwo lub padł ofiarą napadu); ojca połamano kołem dla uświetnienia uroczystości dwudziestej rocznicy
rzezi hugenotów, z syna uczyniono katolickiego świętego-męczennika, jego młodszego brata, Pierre'a zmuszono
do konwersji na katolicyzm, wszystkich zresztą członków rodziny dotknęły represje; w związku z tą sprawą
Voltaire napisał atat o tolanci w  r., a w  r. doprowadził do rehabilitacji Jeana Calasa przez .
parlament.
 () Kandyd
ły inne, kreślone od niechcenia, w weselu ducha i beztrosce. Martwą jest dzisiaj n
iada ; jego tragedie znaczą raczej upadek niż wyżynę ancuskiego teatru. Z poglądów
historycznych i filozoficznych wiele, bardzo wiele weszło w krew pokoleń, przyczyniając
się potężnie do dalszej ewolucji myśli ludzkiej; same jednak dotyczące dzieła postarzały
się i zblakły. Na wskroś czytelną pozostała do dziś olbrzymia korespondencja Woltera,
jak również jego poiati lozoczn ujawniające w żywym swoim toku artyzm bardzo
odrębny i swoisty. Wzór tych powiastek, Kandyd , pozostał dotąd najautentyczniejszym
arcydziełem.
Jeżeli Balzac nazwał swój olbrzymi cykl powieściowy Komdi l , to temu mniej-
szemu cyklowi powiastek Woltera można by snadnie nadać miano at maiont .
Życie wewnętrzne wszystkich występujących w nim figur sprowadzone jest rozmyślnie
do kilku automatycznych poruszeń, niemal tików; mechanizm sznureczków, które ni-
mi poruszają, jest dziecinnie prosty, a spoza maleńkiej scenki wychyla się bez ceremonii
ironicznie uśmiechnięta twarz wpół-rozbawionego, wpół-zgorzkniałego starca, pociąga-
jącego kolejno te nitki. Takiej właśnie, a nie innej metody wymagał snać przeważający
tutaj — jak w całym dziele XVIII wieku — dydatyzm Woltera; pisarzowi nie tyle tu
chodzi o malowanie życia w jego bogactwie i różnorodności kształtów, ile o zestawienie
szeregu faktów drobnych i celowo wyłuskanych z wszelkiej obsłonki w ten sposób, aby
z nich wynikało jasno nawet dla najbardziej uprzedzonych i ślepych, do jakiego stopnia
ludzkością rządzą niedorzeczność, szaleństwo i przesąd (przesąd: oto hasło dnia!). Wol-
ter nie jest zbyt oryginalnym myślicielem; większość myśli jego to obiegowa moneta
lozoi tzw. ncylopdyt ; ale celuje on jak nikt inny w sztuce ładowania pojęć o
pat do oy i to do głów najtwardszych zazwyczaj, bo koronowanych. Kogokolwiek
raziłaby owa dziecinna nieraz dla nas symplifikacja, jaką posługują się pisarze XVIII w.,
ten niech pamięta, że „filozofia” była w owej epoce we Francji kościołem wojującym,
żądnym nawracania i zdobywania prozelitów, że tym samym musiała szukać metod naj-
sposobniejszych do praktycznego działania; dalej, że zwracała się przede wszystkim do
możnych panów, zawsze niezbyt pochopnych do mózgowego wysiłku, oraz do kobiet
(olbrzymia rola kobiet i ich salonów w umysłowości ówczesnej!). Znalazła, nad własne
spodziewanie, trzeciego, również nadspodziewanie wdzięcznego czytelnika i odbiorcę: tj.
masy ludu, które właśnie dzięki temu niezmiernemu uproszczeniu chłonęły chciwie nową
naukę i niebawem wyciągnęły z niej najdalsze konsekwencje. Czytamy dziś te pisemka
jak niewinne gawędy dla dorastającej młodzieży; ale pamiętajmy, że w swoim czasie one
były tym dynamitem, który wywołał eksplozję jedną z największych w dziejach świata;
że autor pod grozą wygnania lub turmy nie ważył się położyć na nich swego imienia,
a niejeden drukarz i kolporter przypłacił głową ich rozpowszechnianie.
Twórczym jest Wolter w zakresie stylu i języka. Ten tok opowiadania, wartki, zwin-
ny, przejrzysty; to zwięzłe przedstawienie kolei faktów, na pozór suche, w istocie bardzo
soczyste; to zdanie, krótkie, jasne, wolne od tak nużących nieraz zakrętasów XVIII w. —
to zdobycz Woltera i przejście do dobrej prozy dziewiętnastowiecznej. Niejeden z wybor-
nych późniejszych pisarzy, jak Merimée, Anatol France, nasunie nieraz na pamięć styl
Woltera.
Kandyd jest satyrą na optymistyczną filozofię Leibniza będącą wówczas w modzie;
Wolter używa tu bardzo zręcznie argumentu ad ominm ⁷, sprowadzając rzecz z wyso-
kości metafizycznych na ziemię i wydobywając siłą kontrastu efekty nieodpartego komi-
zmu. Filozof Pangloss, który wobec walących się dokoła nieszczęść utrzymuje wciąż, że
„wszystko jest najlepsze na najlepszym ze światów”, stał się przysłowiową postacią. Ale
nie tylko przeciw filozofii Leibniza wymierzone jest ostrze satyry; niemniej zwraca się
ono przeciw tym, którzy, prawiąc o nieskończonej dobroci Opatrzności, nie tylko głusi są
na niedole ludzi, ale jeszcze ich w imię dobrotliwych niebiosów przymnażają. Wolter, jak
to podobno lekarze stwierdzili, co rok w rocznicę nocy św. Bartłomieja⁸ miał gorączkę!
ad ominm (łac.) — dosł. do człowieka; argument ad ominm : niemerytoryczny sposób argumentowania
odnoszący tezy rozumowania do konkretnej osoby.
noc atomia — dokonana w Paryżu z  na  sierpnia  r. rzeź, której ofiarą padło  tys. huge-
notów (. kalwinów) na czele z ich przywódcą, admirałem Coligny i która dała sygnał do dalszych rzezi w całej
Francji; krwawą rozprawę z heretykami pochwalił papież Grzegorz XIII, złożył też specjalne podziękowania
Katarzynie Medycejskiej jako inicjatorce zajść.
 () Kandyd
Zgłoś jeśli naruszono regulamin