Beverly Barton
Morderczy dotyk
Cykl Griffin Powell (tom 4)
Tytuł oryginału: The Murder Game
Tłumaczyła:
Agata Kowalczyk
Pamięci mojej ukochanej mamy,
Doris Marie
Prolog
Nie umrę. Do diabła, nie poddam się, nie pozwolę mu zwyciężyć w tej podłej grze.
Kendall Moore dźwignęła się z ziemi, na którą padła twarzą, uciekając przed swoim dręczycielem. Zdyszana i wykończona, zdołała podnieść się na kolana. Bolał ją każdy mięsień. W głowie pulsował ból. Krew sączyła się ze skaleczeń na łydkach i z ran na podeszwach stwardniałych stóp.
Palące promienie sierpniowego słońca smagały ją jak gorące, ciężkie macki nieubłaganego potwora wiszącego na niebie. Słońce było jej wrogiem – parzyło i tak już pokrytą pęcherzami skórę, wysuszało spękane wargi, odwadniało jej wyczerpane, osłabione ciało.
Zbierając resztki sił, zmusiła się, by wstać. Musiała znaleźć schronienie, miejsce, w którym miałaby przewagę nad swoim prześladowcą. Jeśli znajdzie ją na otwartej przestrzeni, zabije ją. Gra się zakończy. On wygra.
Nie wygra! Umysł Kendall wykrzykiwał rozkazy – biegnij, kryj się, żyj, by walczyć przez kolejny dzień. Ale jej nogi zdobyły się ledwie na kilka niepewnych kroków, nim zachwiała się i znów padła na ziemię. Potrzebowała jedzenia i wody. Nie jadła od trzech dni, nie piła od przedwczoraj. Przez ostatnich kilka dni ścigał ją od świtu do zmierzchu, najwyraźniej przygotowując się, by ją dobić. Po długich tygodniach dręczenia.
Ryk terenowego motocykla ostrzegł ją, że jest blisko, na wąskiej, wyboistej ścieżce na zachód od niej. Niedługo zostawi motor i wejdzie głębiej w las, tropiąc ją, jak tropi się zwierzynę.
Z początku była zdumiona, że porwał ją, by potem puścić wolno. Ale nie potrzebowała wiele czasu – ledwie parę godzin – by zorientować się, że znajduje się na kompletnym pustkowiu i że wcale nie jest wolna, tak jak nie jest wolne zwierzę schwytane i wywiezione do rezerwatu łowieckiego.
Dzień po dniu ścigał ją, polował na nią i uczył grać według jego własnych zasad. Miał niejedną okazję, by ją zabić, ale pozwalał jej żyć, a od czasu do czasu dawał nawet dzień odpoczynku. Nigdy jednak nie wiedziała, kiedy to nastąpi, więc nieustannie musiała mieć się na baczności, by być przygotowaną na kolejną długą, męczącą rozgrywkę w tej niekończącej się grze.
Pudge zaparkował swój terenowy motor, poprawił na szyi linkę, na której wisiała mała lornetka i pasek przytrzymujący strzelbę przewieszoną przez plecy. Kendall o tym nie wiedziała, ale tego dnia miała umrzeć. Właśnie dziś mijały trzy tygodnie, od kiedy przywiózł ją na to odludzie. Miała być jego piątą zdobyczą w nowej grze, którą planował starannie przez wiele miesięcy. Dopiero ostatnio zdecydował, że będzie polował na swoją zwierzynę przez trzy tygodnie, by w końcu zabić ją dwudziestego pierwszego dnia.
Pinkie od dzieciństwa był jego najlepszym przyjacielem i rywalem. Po jego śmierci pierwszego kwietnia zeszłego roku Pudge przekonał się, że brakuje mu go znacznie bardziej, niż się spodziewał. Ale śmierć Pinkiego była nieunikniona. Ostatecznie to on przegrał w grze o śmierć, a konsekwencją przegranej była utrata życia.
Byłbyś zachwycony tą nową grą, drogi kuzynie. Wybieram tylko najwspanialsze okazy kobiet, sprawne fizycznie i przebiegłe. Wyłącznie godne przeciwniczki.
Kendall Moore zdobyła srebrny medal olimpijski w biegach długodystansowych. Jest smukła, wysoka, jej mięśnie są sprawne. W uczciwej walce mogłaby nawet wygrać w naszej zabawie, ale czy kiedykolwiek walczyłem uczciwie?
Zaśmiał się do siebie, zsiadając z motoru.
Idę po ciebie. Uciekaj. Chowaj się. I tak cię znajdę. A potem zabiję.
Przedzierając się hałaśliwie przez las, Pudge czuł przypływ adrenaliny sprężającej jego ciało, wyostrzającej zmysły. Tęsknił za dreszczem, jaki budziło odbieranie ludzkiego życia, patrzenie z rozkoszą w przerażone oczy kobiety, gdy wiedziała już, że umrze.
Już niedługo, powiedział sobie. Piąta ofiara w Morderczej Grze jest ledwie parę metrów od ciebie. Czeka na ciebie. Czeka na śmierć.
Kendall wiedziała, że jeśli porywacz postanowi ją zabić, szanse ucieczki będą zerowe. Wiele razy udowodnił, że niezależnie od jej wysiłków zawsze jest w stanie ją wytropić. Wielokrotnie celował w nią z karabinku, prosto w serce, po czym uśmiechał się ze złośliwą satysfakcją, odwracał się i odchodził. Ale przyjdzie chwila, kiedy nie odejdzie. Czy dziś jest ten dzień?
Słyszała jego kroki, gdy przedzierał się przez poszycie, coraz bliżej i bliżej. Nie próbował się podkradać. Wydawało się, że wręcz chce, by wiedziała, że się zbliża.
Nie wolno ci stać w miejscu, powiedziała sobie. Nawet jeśli nie możesz uciec, musisz próbować. Nie poddawaj się. Nie teraz.
Kendall ruszyła biegiem i gnała, zdawało się, godzinami, ale pewnie trwało to najwyżej dziesięć minut. Bolały ją mięśnie, serce biło jak szalone. Zdyszana, zużywszy resztki energii, zatrzymała się za potężnym, wysokim drzewem – i czekała.
Ruszaj się!
Nie mogę. Jestem taka zmęczona.
On cię znajdzie. A kiedy znajdzie...
Boże, pomóż mi. Pomóż, błagam.
Nagle porywacz zawołał jej imię. Gdy odwróciła się na dźwięk jego głosu, wyłonił się z otaczającej ich gęstwiny. Promień słońca, który przebił się niczym świetlisty palec przez wystrzelające pod niebo korony drzew, padł na lufę broni wycelowanej w Kendall.
– Koniec gry – stwierdził.
Nigdy przedtem tego nie mówił, pomyślała Kendall. Dysząc ciężko, uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
– Jeśli zamierzasz mnie zabić, sukinsynu, zrób to.
– Co się stało, Kendall? Zmęczyła cię nasza gra?
– Gra? Dla ciebie to tylko tyle? Jakaś chora, zboczona gra. Do cholery, to jest moje życie.
– Zgadza się. A ja mam władzę nad życiem i śmiercią. Twoim życiem i twoją śmiercią.
Jego zimny, zadowolony uśmiech wzbudził w niej dreszcz.
– Dlaczego ja?
– Bo jesteś doskonała w każdym calu.
– Nie rozumiem.
– Nie musisz rozumieć. Jedyne, co musisz, to umrzeć.
Kendall przełknęła ślinę. Tym razem naprawdę mnie zabije. Lodowaty strach przykuł ją do miejsca.
– Zrób to, do cholery, zrób!
Pierwszy strzał trafił ją w prawą nogę. Ból. Rozdzierający ból. Ścisnęła mocno obiema dłońmi krwawiące udo i padła na kolana. Druga kula trafiła w ramię.
Patrzyła na niego przez mgłę łez bólu i czekała na trzeci strzał.
Nic.
– Koń...
pthe