Uważaj na internetowych wyłudzaczy.doc

(62 KB) Pobierz
Uważaj na internetowych wyłudzaczy

1

 

http://biznes.onet.pl/uwazaj-na-internetowych-wyludzaczy,18490,5151823,1,news-detal

 

Uważaj na internetowych wyłudzaczy

Urządził się w kilkanaście dni. Nie miał pracy, ani oszczędności, a mimo to w jego mieszkaniu pojawiły się zmywarka, pralka, lodówka i mnóstwo mebli. Ba, nie zapłacił za to ani złotówki. Wyłudził. Zamieścił w Internecie ogłoszenie, że szuka pomocy dla chorej kobiety z trójką dzieci, której dom uległ zniszczeniu w powodzi. Chętnych do pomocy było wielu. Przyjął wszystko. Do dziś szczyci się swoim „pomysłem” i z ochotą dzieli się nim z innymi.

 

Gdy otrzymał do ręki dyplom z tytułem magistra, rodzice stwierdzili, że jest już w pełni dorosły. Postanowili oddać mu mieszkanie po babci. Co prawda było niewielkie – jeden pokój, kuchnia i łazienka, ale na początek wystarczyło. Trzeba było je troszkę odświeżyć, położyć płytki i wymienić kilka rzeczy. Maciek pomyślał - da się zrobić. Poprosi rodziców, brata, może dziewczyna coś dorzuci i będzie dobrze. Tak też zrobił. Wspólnymi siłami całej rodziny i rodziny Zuzanny doprowadził mieszkanie do użytku. Potem pojawił się kolejny problem - było zupełnie puste. Żadnych mebli, stołu, łóżka, sprzętu. To, co zostało po babci wylądowało na śmietniku. Stare było i niemodne. Miał tylko laptopa, wieżę, aparat fotograficzny i kilka pudeł filmów, płyt i książek.

Maciek jednak nie poddawał się - myślał, myślał i w końcu wymyślił.

Maciek - wyłudzacz

Pewnego dnia wpadł na „genialny”, według niego, pomysł. Na kilku portalach ogłoszeniowych nadał kilka anonsów, w których napisał, że przyjmie nieodpłatnie każdy możliwy sprzęt domowy oraz koce, pościel itp. dla chorej kobiety i jej dzieci poważnie poszkodowanych podczas powodzi. Apel był jak najbardziej na czasie. Kilka dni wcześniej woda zalała uprawy, domy i gospodarstwa mieszkańców południowo-wschodniej Polski. To, że mieszkał w Lesznie nie stanowiło przeszkody. Zaoferował się, że osobiście dowiezie dary.

Chętnych do pomocy nie brakowało. Ludzie przywieźli meble, szafki, stół z krzesłami, półki oraz sporo sprzętu RTV i AGD. Pytali o kobietę, jej dzieci i skutki zniszczeń. On perfidnie kłamał, wcześniej wyczytując różne wiadomości na portalach informacyjnych. Darczyńcy wierzyli i cieszyli się, że mogą pomóc. Byli wręcz wdzięczni, że zaoferował się przetransportować wszystko na drugi koniec Polski. Po jakimś czasie wysłał do nich maile lub SMS-y z podziękowaniami od rzekomej ofiary powodzi. Zmienił numer telefonu i zlikwidował skrzynkę mailową.

Maciek – instruktor

W ciągu zaledwie kilku dni umeblował kawalerkę. Do łazienki wstawił pralkę, do kuchni zmywarkę i lodówkę. W kartonach znalazł pościel, ręczniki, sztućce, koce, garnki i sporo środków czystości. Co prawda wszystko używane, ale w dobrym stanie. Wszystko działało i nadawało się  do użytku. To, co uznał za zbędne, oddawał kolegom, albo po prostu wyrzucał do śmietnika. Kilka rzeczy sprzedał – jakieś tostery, czajniki. Jak mówił, pozbył się drobnicy, którą jest w stanie sobie sam kupić. Rodzicom powiedział, że na to wszystko zarobił, że dostał dorywczą pracę w administracji jakiejś restauracji. Rodzice puchli z dumy, że mają takiego obrotnego syna.

Tylko kolegom zdradził szczegóły swojego planu. Uznał, że zrobi to na nich spore wrażenie. Na niektórych i owszem, zrobiło. Po krótkim instruktarzu Maćka zadziałali w Internecie dokładnie w ten sam sposób. Opisywali różne zmyślone historie, wyłudzali to, co im było na daną chwilę potrzebne - biurko, szafkę czy lampę. A gdy dostali dwie lub trzy sztuki, jedną, najlepszą zostawiali sobie, resztę sprzedawali.

- Byłem zszokowany pomysłem Maćka – wyjawia jeden z jego byłych kolegów. - Zawsze był spokojny, choć miał cechy kombinatora. Zamawiał prace zaliczeniowe czy podstawiał kumpla na egzamin pisemny. Kochał się bawić i nie znosił się przemęczać. Jednak to co zrobił, przekreśla go zupełnie w moich oczach. To jest najwyższy stopień draństwa i chamstwa – podkreśla. Dodaje, że nieraz miał ochotę coś z tym zrobić, ale stwierdził, że skoro sami darczyńcy nie zainteresowali się losem rzeczy, które przekazali, to on niewiele mógł zrobić. Nie miał ani jednego dowodu na oszustwo kolegi. Jego słowa to zbyt mało. Jedyne co zrobił, to napisał do kilku administratorów stron z ogłoszeniami z prośbą o baczniejsze kontrolowanie tego typu anonsów. Odpowiedzieli na prośbę. Zapewnili, że zareagują.

- Na naszym portalu zdarzają się tego typu ogłoszenia. Nie zawsze jesteśmy w stanie sami zweryfikować i wyłapywać oszustów – przyznaje jeden z administratorów ogólnopolskiego portalu ogłoszeniowego. - Najczęściej posiłkujemy się informacją od innych użytkowników lub od oszukanych osób. Dajemy wówczas ostrzeżenia, albo kasujemy konto i dajemy ban na IP - mówi i dodaje, że często nawet to nie pomaga. - Jeśli ktoś chce z premedytacją kogoś oszukać, to znajdzie sposób, by ponownie zamieścić takie ogłoszenie – wyznaje.

Nie pisz, tylko koniecznie zadzwoń

Wyłudzanie rzeczy to nie jedyny sposób oszustów na darmowe „bonusy” z sieci. Aby wyłapać podejrzane „kwiatki” wystarczy dokładnie przyjrzeć się rubrykom „przyjmę za darmo”, albo „oddam”. W pierwszym przypadku oszustów podobnych do Maćka jest wielu. Trudno jest bowiem uwierzyć w ogłoszenie: „jestem studentką bez środków finansowych, przyjmę laptopa, potrzebuje go do nauki” albo: „jestem biedny i mam dwoje dzieci, potrzebuję lodówki, najlepiej marki X, mogę po nią przyjechać autem”.

Bardziej perfidne anonse zdarzają się w rubryce „oddam”. A oto treść jednego z nich: „mam do oddania dwa piękne czekoladowe labradory. Proszę o telefon, nie mam dostępu do netu, na SMS-y nie odpowiadam.” Miłośników psów tej rasy nie brakuje. Dzwonią więc zainteresowani. A tu niespodzianka. Koszt połączenia to 99 zł. Na szczęście niektórzy naciągnięci natychmiast dzielą się informacją w tej samej rubryce, ostrzegając innych przed konkretnym ogłoszeniem: „nie dzwońcie do gościa (tu numer telefonu lub numer ogłoszenia), który chce oddać pieski. To oszust. Połączenie do niego zżarło mi stówę!!!!”. Po tym ostrzegający dodaje krótką, acz treściwą litanię mało cenzuralnych określeń pod adresem oszusta.

W ostatnim czasie bardzo modny stał się także  proceder nabijania minut na telefon. Głównymi sprawcami są zazwyczaj młodzi ludzie, najczęściej młodzież szkolna. Za każde połączenie trwające dłużej niż 2 minuty dzwoniący otrzymuje od 2 do nawet 9 dodatkowych minut do wszystkich. - U nas w szkole mnóstwo uczniów tak robi – mówi Bartek, gimnazjalista. - Wystarczy wykonać kilka telefonów i już mamy pulę darmowych minut na cały tydzień – podkreśla z zadowoleniem.

Wyjaśnia, że najlepiej zadzwonić do kogoś, kto daje jakieś ogłoszenie na portalach. Po pierwsze zawsze odbiera, po drugie dzwoniący inicjuje jakąś rozmowę na temat anonsu. Udaje zainteresowanie, pyta o szczegóły i mówi, że musi się jeszcze zastanowić. Nigdy już później nie odpowiada. Dodatkowe minuty dostał, to najważniejsze. - Kiedyś jakiś facet dał ogłoszenie o sprzedaży laptopa. Mój kumpel zadzwonił i tak się wkręcił w rozmowę, że umówił się z gościem na jego kupno. Ustalił nawet spotkanie, ale oczywiście nie pojechał. To było na drugim końcu Polski. Pewnie gościu był nieźle wkurzony, bo potem dzwonił jak szalony. Kumpel w końcu musiał zmienić numer – dodaje, nie kryjąc radości.

Wyłudzanie i filantropia po polsku?

- Jeśli ktoś pomaga z dobroci serca i zostaje oszukany, to jego zaufanie do ludzi zostaje nadszarpnięte. Często później przestaje angażować się w różnorodne akcje charytatywne. Dziś, w dobie przemian technologicznych i globalizacji zdecydowanie łatwiej możemy dotrzeć do osób potrzebujących, łatwiej zorganizować akcje, ale też zdecydowanie łatwiej oszukać i wykorzystać – ubolewa poznańska psycholożka Ewa Kamińska - Żerek.

Prawnik Arkadiusz Domański wyjaśnia, że popularne wyłudzenie (choć tak naprawdę nie istnieje ten termin w prawie polskim) opisane jest jako przestępstwo z art. 286 kodeksu karnego: „Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8”. - By móc powiedzieć, że jest to przestępstwo z tego artykułu, muszą być spełnione dwa warunki. Po pierwsze sprawca musi działać w celu oszukania drugiej osoby, czyli ma zły zamiar i nie ma tu mowy o przypadkowości. Po drugie zaś wprowadza pokrzywdzonego w błąd – wyjaśnia prawnik.

Jednak jak twierdzą funkcjonariusze, wiele oszukanych osób nie zgłasza wyłudzeń na policję. Przede wszystkim z trzech zasadniczych powodów – ze wstydu, z przeświadczenia, że sprawa jest trudna do wykrycia lub udowodnienia, a także dlatego, że oszustwo dotyczy niedużej kwoty lub ma małą wartość. A raporty policyjne alarmują o rosnącej co roku liczbie przestępstw w sieci.

Jak wynika z badań przeprowadzonych na zlecenie Stowarzyszenia Klon/Jawor i Stowarzyszenia Centrum Wolontariatu, w 2011 roku aż 66 proc. Polaków wsparło organizacje społeczne. Z dokumentu wynika, że filantropia rodaków polega głównie na jednorazowym przekazaniu wsparcia, najczęściej podczas dużych akcji charytatywnych, zbiórek z tytułu klęsk żywiołowych i pomocy humanitarnych. Jak mówią eksperci, jest to bardziej pomoc „akcyjna” aniżeli systematyczna.

Najbogatsi Polacy wydają na cele filantropijne miliony złotych. Bardzo rzadko podają jednak konkretne kwoty. Przedsiębiorcy natomiast uwagę konsumenta przyciągają akcjami wspierającymi jakiś cel charytatywny. Przeciętny Polak, nie milioner, może jedynie dorzucić się do wspólnej puli lub przekazać dary często zakupione za ostatnie pieniądze. - Dlatego każdy gest typu „oddam kanapę” lub „pomogę pomalować pokój”, jest bardzo cenny. Często jednak nadużywany przez osoby o kiepskiej moralności i słabych zasadach etycznych – podkreśla psycholożka.

Autor: Agnieszka Pruszkowska-Jarosz

Źródło: Onet Biznes

Zgłoś jeśli naruszono regulamin