247. Thompson Marcella - Jagodowe wzgorze.rtf

(1906 KB) Pobierz

MARCELLA THOMPSON

 

Jagodowe wzgórze

(On blueberry Hill)


PROLOG

 

Jay Thomas zatrzymał się przed szpitalną salą. Przez dłuższą chwilę starał się oddychać równo i głęboko, usiłując przywołać na twarz uśmiech. Patrząc na delikatne zmarszczki, rysujące się na tej opalonej twarzy, można by pomyśleć, że uśmiech gości na niej często i łatwo się pojawia. Dziś jednak było inaczej. Jay z westchnieniem przeciągnął ręką po zmierzwionej czuprynie.

Idź się ostrzyc!tak pewnie zabrzmią pierwsze słowa, które padną z ust ojca. Na myśl o tym w końcu się uśmiechnął.

Właśnie zamierzał otworzyć drzwi, gdy te uchyliły się i z pokoju wyszła jego siostra.

Fatalnie wyglądaszpowiedziała, całując go.

Co z ojcem, Beth?

Dużo lepiej. To ty mnie teraz martwisz. – Przyjrzała mu się badawczo. – Jay, Luke ma zaledwie sześć lat. Nie rozumie, co się stało. Uzbrój się w cierpliwość.

Beth...

Tak, wiem, że to nie moja sprawa, ale musisz wreszcie wyrzucić z siebie ten gniew. – Uśmiechnęła się, dotykając jego policzka długą smukłą dłonią. – Tata potrzebuje teraz beztroskiego syna, którego nie trapią żadne problemy, a nie jakiegoś ponuraka. Zresztą ja też.

Patrzył w ślad za nią, gdy szła przez szpitalny hol, po czym zmusił się do uśmiechu i otworzył drzwi. W pokoju zasunięto żaluzje chroniące przed jaskrawym kalifornijskim słońcem. Zamrugał, przystosowując wzrok do ciemności.

Zmienisz się tutaj w kreta, tato.

Kret stanowi znacznie przyjemniejszy widok niż jaodparł z trudem Luther Thomas.

Jay przełknął ślinę. Twarz ojca pozostawała w cieniu, ale potrafił ją sobie wyobrazić. Lekki niedowład lewej części, zniekształcony uśmiech, który w rzadkich wypadkach udawało się na tę twarz przywołać.

Kilka miesięcy rehabilitacji i, tak twierdzi lekarz, będziesz jak nowo narodzony. – Nie wspomniał, że lekarz dodał: Oczywiście, jeśli zechce poddać się tym wszystkim bolesnym zabiegom”.

To rehabilitacja z piekła rodem. – Luther odwrócił twarz do ściany. – Idź się ostrzyc!

Uśmiech powoli znikał z twarzy Jaya. Zmiana, która zaszła w osobowości ojca, budziła w nim niepokój. Luther Thomas był mężczyzną, który zawsze chętnie podejmował wyzwania. Inwestował w wytwórnię win wówczas, gdy likwidowano większość jej podobnych, zakładał nowe winnice, podczas gdy inni ludzie z tej branży przekształcali ziemię w tereny budowlane.

Jesteś twardy jak skała, potrafisz to wytrzymaćpowiedział Jay, pragnąc zmobilizować siły witalne ojca, a także przeciwstawiając się wrażeniu starości i słabości.

Zamiast przesiadywać w szpitalach, zajmij się lepiej farmą. Już czas na prześwietlanie krzewówodparł Luther.

Jay zesztywniał, zmusił się jednak do zachowania spokoju.

Dziś rano przeszła na własność nowego właściciela. Teraz to już jego sprawa. – Sprzedaż winnicy zakończyła podział majątku, zamykając tym samym sprawę rozwodową.

Wspólnie z Beth i Lutherem sprzedali w maju wytwórnię win, stanowiącą rodzinną własność. Właściwie nie zamierzali tego zrobić, ale tak korzystną ofertę trudno było odrzucić. Luther, który w rok po śmierci żony wciąż nie potrafił odzyskać równowagi, uznał, że nadszedł czas na przeprowadzkę. W dwa tygodnie później Jay otrzymał pozew rozwodowy. Jennifer nie mogła dobrać się do pieniędzy, stanowiących własność jego rodziny, zażądała więc winnicy, będącej wspólną własnością jej i Jaya. Tak więc stracił swoją winnicę, a także swojego syna.

Czy zdołałeś coś ustalić w związku z dzieckiem?

Nie.

Nie chciał rozmawiać o rozwodzie i o Jennifer, wyjaśniać, czemu tak rzadko może teraz widywać syna. Zaczął trzeć dłonią kark tak silnie, aż w końcu rozbolała go skóra.

Moglibyśmy wspólnie wyruszyć do Arkansas, synu. Przygotować plantację do sezonu. – Luther odkaszlnął. – Znalazłem tam kobietę w sam raz dla ciebie. Ona nie boi się kurzu i potu.

Tato, nie zamierzam się więcej żenić. Teraz ani nigdy. Jasne? Co do zbiorów w Arkansas, to zobaczymy.

Po sprzedaży wytwórni Luther wybrał się na wakacje, z których wrócił do Kalifornii we wrześniu, informując, że nabył plantację borówki amerykańskiej w Arkansas. Nikt nie potrafił odgadnąć powodów, dla których tak zrobił, a już najmniej Jay.

Arkansas? pytał zdziwiony.

To piękne miejsceodpowiadał Luther. – Człowiek wreszcie łapie tam oddech.

Luther uniósł się na szpitalnym łóżku.

Kupiłem tę farmę na raty. Jeśli nie będę o nią dbał, ziemia wróci do Harmonów.

Zdaniem Jaya ojciec postąpił lekkomyślnie. Pod pretekstem kilku chwastów Harmonowie mogli zatrzymać pokaźną pierwszą ratę i zerwać umowę. Luther sam mówił, że na tamtych terenach była to powszechna praktyka, służąca ochronie interesów właścicieli plantacji. Podobno właśnie dzięki temu Leonard Harmon lepiej zniósł całą transakcję, nie sprawiała bowiem wrażenia tak nieodwołalnej.

Jesteś zbyt młody, synu, żeby to zrozumiećpowiedział Luther.

Ale Jay rozumiał aż nadto dobrze. Ojciec głęboko wciągnął powietrze.

Oni kochają to miejsce. – Jego świszczący, płytki oddech rozdzierał Jayowi serce. – Wyślij Kate Harmon dwadzieścia tysięcy dolarów, zawiadom, że się spóźnię, poproś, żeby zatrudniła jakiegoś przyzwoitego zarządcę do czasu mojego przyjazdu. – Zakrył ręką oczy. – Nie mów nic o moim wylewie. Będzie się martwić.

Zajmę się wszystkim, tato. Nie denerwuj się i wracaj do zdrowia. Wtedy sam tam pojedziesz i osobiście dopilnujesz zbiorów.

Farma w Arkansas była jedyną rzeczą, która budziła zainteresowanie Luthera od czasu wylewu. Jay wątpił jednak, by ojciec mógł jeszcze kiedyś zarządzać jakąkolwiek firmą, a co dopiero wielkim gospodarstwem rolnym. Chciał zmienić temat, ale Luther zapadł w sen.

Jay podszedł do łóżka, odsunął pasmo włosów z czoła ojca i szepnął:

Kocham cię, tato.


ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Późny luty w Arkansas przyniósł w tym roku wyjątkowo ciepłą pogodę. Przedwcześnie wyrwał żonkile i hiacynty z zimowego snu, przedwcześnie wprawił w ożywienie drzewa brzoskwiń, które długo przed czasem zaczęły myśleć o kwitnieniu. Kate Harmon schyliła się, by obciąć wyjątkowo twardą gałąź krzewu amerykańskiej borówki. Wiedziała, że za te na pozór nie kończące się słoneczne dni, za ten rażący oczy błękit nieba, przyjdzie kiedyś zapłacić. W taki dzień chciałoby się włożyć szorty i biec przez pola aż do utraty tchu. Gdyby nie jej pracownik, George Hartley, który pracował o dwa rzędy krzewów dalej, pewnie by tak zrobiła. George dobiegał siedemdziesiątki, a pracę na plantacji traktował jak sprawę poważną, nie zaś okazję do frywolnych zachowań. Ponadto był to jedyny człowiek na świecie, który potrafił sprawić, że Kate czuła się jak pięcioletnia dziewczynka.

Gdy w końcu uporała się z gałęzią, Chester i Molly, dwa czarne labradory, poderwały się w pełnym napięcia oczekiwaniu.

Nigdy nie skończę tej roboty, jeśli wciąż będę rzucać wam patyki!złościła się, rzucając im gałąź.

Labradory z miejsca jej dopadły, ciągnąc zdobycz w dwie przeciwne strony. Na ten widok dwa kociaki Kate porzuciły wygrzebanego z ziemi chrząszcza i z entuzjazmem zaatakowały ogon Chestera.

Pewnego dnia odwróci się i was pożreostrzegała je Kate...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin