Donna Haraway - Zwierzęta laboratoryjne i ich ludzie.pdf

(1009 KB) Pobierz
213592586 UNPDF
ZWIERZĘTA
LABORATORYJNE
I ICH LUDZIE*
DONNA
HARAWAY
mer A Girl Named Disaster [Dziew-
czyna imieniem Katastrofa], natknęłam
się na opowieść o relacji między starszym
Afrykańczykiem z plemienia Vapostori
a świnkami morskimi, którymi zajmował
się w małej placówce naukowej w Zimbabwe
w okolicach 1980 roku. Gryzonie te, uży-
wane do badań nad śpiączką afrykańską,
znajdowały się w samym centrum węzła
łączącego ze sobą muchy tse-tse, świdrow-
ce, bydło i ludzi. W godzinach pracy świnki
morskie trzymane były w ciasnych koszy-
kach. Nad nimi umieszczano druciane
klatki wypełnione kąsającymi muchami,
a skórę świnek golono i smarowano róż-
nymi trującymi środkami, aby zbadać, co
może zaszkodzić niebezpiecznym owadom
przenoszącym pasożytnicze pierwotniaki.
Muchy opychały się krwią świnek morskich.
Przyglądała się temu Nhamo, dorastająca
dziewczyna z plemienia Shona, nowicjusz-
ka w świecie praktyk nauki.
- Robię to, aby wiedzieć, co znoszą świnki
morskie - wyjaśnił. - Zadawanie bólu to nie-
godziwość, ale jeśli dzielę z nimi ich cierpie-
nie, może Bóg mi to kiedyś wybaczy'.
Słowa Baby Josepha są bardzo poucza-
jące. Dzięki niemu lepiej zrozumiemy, jak
myśleć o pracy zwierząt i ich ludzi w obrę-
bie praktyk naukowych, zwłaszcza w kon-
tekście eksperymentów laboratoryjnych.
Eksperymenty na zwierzętach, którymi
zajmuję się w tym rozdziale, to przede
wszystkim badania medyczne i weteryna-
ryjne. Zwierzęta służą w nich do badania
chorób ważnych z punktu widzenia czło-
wieka. Spory odsetek eksperymentalnych
badań na zwierzętach nie zalicza się do tej
kategorii, a najciekawsze dla mnie badania
biologiczne, w laboratoriach i poza nimi,
nie mają szczególnego związku z gatun-
kiem homo sapiens. Większość znanych
mi biologów wyśmiałaby koncepcję, że
„właściwym tematem badań człowieka jest
rodzaj ludzki". Ich ciekawość kieruje się
w rzeczywistości w stronę innych stwo-
rzeń. Ryzyko „niegodziwego działania"
można uzasadniać ciekawością, nie tylko
praktyczną korzyścią. Jednak Baba Joseph
przejmuje się chorym bydłem, dręczonymi
świnkami morskimi i ich ludźmi.
Opiekując się zwierzętami w labora-
torium, nie podejmuje się on heroicznych
- To okrutne - zgodził się Baba Joseph.
- Ale pewnego dnia wiedza, którą w ten spo-
sób zdobywamy, pozwoli uchronić od śmierci
nasze bydło.
Przycisnął ramię do klatki z muchami
tse-tse. Nhamo zasłoniła usta, powstrzy-
mując krzyk. Muchy obsiadły skórę starego
człowieka, pęczniejąc od jego krwi.
* Trzeci rozdział książki When Species Meet, Minneapolis-London 2008, s. 69-85. Dziękujemy autorce za zgodę na druk.
Nancy Farmer, A Girl Named Disaster, New York 1996, s. 239. Vapostori, należący do niezależnego afrykańskiego kościoła chrześcijań-
skiego, który założył w roku 1932 Johane Maranke, odrzucają poddawanie się jakiemukolwiek leczeniu, W roku 2006 śpiączka dotknęła
- obok innych ssaków - około 300 do 500 tysięcy ludzi w Afryce Subsaharyjskiej. Umiera na nią około 40 tysięcy ludzi rocznie. Obecna
epidemia datuje się od roku 1970, kiedy poluzowano monitoring i nadzór, które wcześniej skutecznie powstrzymywały jej wybuch. Zob.
http://en.wikipedia.org/wiki/Sleeping_sickness.
Zob. Rebecca M. Herzig, Suffering from Science: Reason and Sacrifice in Modern America, New Brunswick, N.J. 2005.
1 0 2
C zytając wczesną powieść Nancy Far-
213592586.002.png
ZWIERZĘTA LABORATORYJNE
C H
LUDZIE
eksperymentów na sobie (co jest obiego-
wym tropem w opowieściach o medycynie
tropikalnej 2 ), lecz przyjmuje praktyczne
i moralne zobowiązanie, aby kiedy to tylko
możliwe, łagodzić cierpienie śmiertelni-
ków - nie tylko ludzi - i by dzielić warunki
pracy, włącznie z cierpieniem, najbardziej
bezsilnych aktorów w laboratorium. Pogry-
zione ramię Baby Josepha nie wyrasta z he-
roicznej fantazji o uśmierzeniu wszelkiego
cierpienia lub niepowodowaniu go. Jego
źródłem jest wystawienie się na ryzyko i na
solidarność w stosunkach instrumental-
nych, bez wyrzekania się ich. Posługiwanie
się organizmem zwierzęcia jako modelem
w eksperymencie jest w nauce powszechną
koniecznością. Jednak konieczność i uza-
sadnienia, jakkolwiek przekonujące, nie
uchylają obowiązku troski i dzielenia bólu.
Jak inaczej ocenić konieczność i słuszność
(usprawiedliwienie) w świecie śmiertelnych
istot, w którym zdobywanie wiedzy nie jest
nigdy niewinne? Istnieje oczywiście więcej
standardów oceny, nie tylko ten jeden. Ale
nie można już dłużej - a może nigdy nie na-
leżało - tolerować zapoznawania kryterium
dzielenia bólu, które pozwala poznać cier-
pienie zwierząt i dzięki temu je łagodzić.
odpowiadania, czyli odpowiedzialności.
Taka zdolność może się kształtować jedy-
nie w ramach i w imię wielokierunkowych
relacji, w których zawsze w proces stawa-
nia się włączona jest więcej niż jedna istota
zdolna do odpowiedzi. To znaczy, że ludzie
nie są jedynymi istotami zobowiązanymi
i zdolnymi do odpowiedzialności. Zwierzę-
ta jako pracownicy laboratoriów oraz zwie-
rzęta w różnych światach, w jakich żyją, są
odpowiedzialne w tym samym sensie, co
ludzie. Odpowiedzialność jest więc rela-
cją wytworzoną w intraakcji, przez którą
istoty - będące podmiotami i przedmiota-
mi - uzyskują istnienie 4 . W laboratorium
ludzie i zwierzęta są dla siebie nawzajem
podmiotami i przedmiotami w zachodzącej
intraakcji. Jeśli ta struktura materialno-se-
miotycznego wiązania załamuje się lub jeśli
nie pozwala się jej powstać, pozostaje tylko
uprzedmiotowienie i opresja. Strony w in-
traakcji nie dopuszczają z góry gotowego
rachunku taksonomicznego, gdyż ten, kto
odpowiada, sam jest w swoim odpowiada-
niu współustanawiany, nie mając ustalonej
wcześniej listy właściwości. Ponadto nie po-
winno się oczekiwać, że zdolność do odpo-
wiedzi, a więc do bycia odpowiedzialnym,
przyjmie dla wszystkich stron symetryczne
kształty i tekstury. W relacjach opartych na
podobieństwie do siebie nie może pojawić
się odpowiedź.
Rachunek, na przykład porównanie ry-
zyka i korzyści ważone za pomocą hierar-
chii taksonomicznej, wystarcza w ramach
stosunków opartych na względnym wza-
jemnym podobieństwie, takich jak huma-
nizm i jego pochodne. Odpowiedź, która nie
dysponuje żadnym kwestionariuszem, jest
zawsze bardziej ryzykowna. Jeśli jakieś labo-
ratorium eksperymentalne jest sceną samej
tylko kalkulacji w odniesieniu do zwierząt
lub ludzi, powinno się je zamknąć. Minima-
lizacja okrucieństwa, chociaż niezbędna,
WSPÓŁDZIELENIE
I ODPOWIEDZIALNOŚĆ
„Wspólne warunki pracy" w laborato-
rium pozwalają nam zrozumieć coś bardzo
ważnego. Nie sposób pojąć tego, co się dzie-
je w laboratorium, jeśli wyobrażamy sobie
zwierzęta lub ludzi jako istoty o w pełni za-
bezpieczonych granicach, przypominające
posesywne jednostki [ possesive individuals] 3 .
Nie znaczy to, że poszczególne zwierzę jest
pozbawione znaczenia, lecz że znaczenie
wpisuje się zawsze w związek oparty na
żądaniu i możliwości odpowiedzi, nie zaś
na chłodnym rachunku czy rankingu. Od-
powiedź wyrasta oczywiście ze zdolności
3 Klasyczne omówienie: C.B. Macpherson, The Political Theory of Possessive lndividualism, London 1962.
4 Karen Barad, autorka Meeting the Universe Halfway: Quantum Physics and the Entanglement of Matter and Meaning, Durham, N.C.
2007, od wielu lat i w licznych publikacjach wypracowuje imponującą feministyczną teorię intraakcji i realizmu sprawczości [agential
realism]. Pozostajemy ze sobą pełnej zgodzie co do tego, że teoria ta ma szerokie zastosowania w odniesieniu do zwierząt uwikłanych
w praktykę naukową.
1 0 3
213592586.003.png
DONNA
HARAWAY
nie wystarcza; odpowiedzialność wymaga
więcej. Jestem przekonana, że instrumen-
talne stosunki ludzi i zwierząt nie są same
w sobie powodem przekształcania zwierząt
(lub ludzi) w martwe obiekty, w maszyny,
których reakcje są interesujące, lecz któ-
re nie mają o b e c n o ś c i, nie mają twarzy
żądającej uznania, troski i współdzielenia
bólu. Instrumentalna intraakcja nie jest
wrogiem; chciałabym wręcz wykazać, że
praca, użytek i instrumentalność wpisane
są w bycie i stawanie się śmiertelników
złączonych cieleśnie w ziemską sieć. Jedno-
kierunkowe relacje użytkowania, którymi
rządzi praktyka kalkulacji i umocowanie
w hierarchii, są czymś odmiennym. Taka
zadowolona z siebie buchalteria dodaje
sobie kurażu pierwotnym dualizmem, roz-
bijając rzeczywistość na ciało z jednej strony
i umysł z drugiej. Dualizm ten już dawno
powinien był rozwiać się w świetle femini-
zmu i wielu innych głosów krytycznych, ale
fantazja o binarnym podziale umysł/ciało
okazała się zadziwiająco oporna. Niezdol-
ność, a w gruncie rzeczy odmowa stanięcia
twarzą w twarz ze zwierzętami zalicza się,
jak sądzę, do przyczyn tego oporu.
dobrobyt i bycie „wrażliwym na innych"
(politycznie/etycznie/w odpowiedniej
relacji) oznacza pozostawanie wewnątrz
współdzielonej semiotycznej materialno-
ści, której częścią jest cierpienie wpisane
w nierówne i ontologicznie wielorakie
relacje instrumentalne. W tym sensie eks-
perymenty naukowe na zwierzętach są lub
też mogą być konieczne, a nawet dobre. To
jednak w żadnym razie nie może „uprawo-
mocnić" ani czysto regulacyjnego, nieza-
angażowanego stosunku do cierpienia, ani
chłodnego podejścia. Interesującym pyta-
niem staje się tedy: jak mogłoby wyglądać
odpowiedzialne „współdzielenie cierpie-
nia" w obrębie historycznie usytuowanych
praktyk? Dzielenie, o którym tu myślę, jest
zarazem epistemologiczne i praktyczne 5 .
Nie chodzi tu o bycie surogatem surogatu
czy o zajęcie samemu miejsca cierpiącego
„innego". Nie potrzebujemy jakiejś newa-
ge'owej wersji uproszczonego i niepraw-
dziwego zdania „Czuję twój ból". Czasami
zapewne „zajęcie miejsca ofiary" jest etycz-
nie pożądanym postępowaniem, nie sądzę
jednak, by na tym właśnie polegało współ-
dzielenie. Ponadto ci, którzy cierpią, także
cierpiące zwierzęta, niekoniecznie są ofia-
rami. Co jeśli nie postrzegamy i nie trak-
tujemy zwierząt laboratoryjnych ani jako
ofiar, ani jako innych wobec człowieka,
a ich cierpienia i śmierci nie uważamy za
poświęcenie? Co jeśli zwierzęta używane
w eksperymentach nie są mechanicznymi
substytutami, lecz znacząco pozbawiony-
mi wolności partnerami, których różnice
i podobieństwa do człowieka, do siebie
nawzajem i do innych organizmów mają
Tkwimy pośrodku splątanej sieci wie-
lu istnień, będąc różnorodnymi istotami
stojącymi we wzajemnych relacjach: to
oto zwierzę, to chore dziecko, ta wioska,
te trzody, te laboratoria, te okolice mia-
sta, te przemysły i gospodarki, te ekolo-
gie tworzące nieskończone powiązania
między naturami a kulturami. Oto brze-
mienny w możliwości gobelin wspólnego
bycia/stawania się między stworzeniami
(także ludźmi), w którym dobre życie,
Moja refleksja nad tym, co może znaczyć współdzielenie cierpienia, wyłoniła się częściowo dzięki licznym e-mailom, jakie wymieni-
łam w lipcu 2006 roku z Thomem van Doorenem, australijskim uczonym i pisarzem zajmującym się nasionami w technonaukowym
rolnictwie. 3 lipca 2006 van Dooren napisał: „Wydaje się, że część cierpienia przynosi korzyści tylko bardzo specyficznym grupom
i w bardzo powierzchowny sposób. Dostrzeżenie, jak to się odbywa, wymaga znalezienia się w czymś w rodzaju wspólnej przestrze-
ni, o jakiej mówisz. Ale to nadal jest jedynie «dzielenie epistemologiczne» i nie mam pojęcia, jak moglibyśmy dzielić się konkretniej,
w bardziej ubabrany i, jak sądzę, sensowniejszy sposób. Myślę, że ważne jest także uwzględnienie tego, co dzieje się w globalnych
relacjach człowieka, poprzez które jesteśmy wszyscy bezdyskusyjnie uwikłani w cierpienie niezliczonych ludzi (np. poprzez sposób,
w jaki nasze style życia są możliwe dzięki nim), a także w przemysłową hodowlę zwierząt. Wszystkie owe «stworzenia» (critters, by
pożyczyć inny z Twoich terminów) także cierpią dla nas - w ten czy inny sposób. Jak moglibyśmy rzeczywiście zamieszkiwać wspólnie
z nimi przestrzeń cierpienia i w jakim celu? Zwłaszcza że tak wiele z tego cierpienia wydaje się tak absolutnie nieusprawiedliwione
i możliwe do powstrzymania. Krótko mówiąc, nie jestem pewien, czy naprawdę to rozumiem. [...] nie jestem pewien, na co przekłada
się solidarność i współdzielenie, jeśli nie jestem gotów zająć ich miejsca. To zaś rodzi mnóstwo pytań o to, dlaczego nie mogę się z nimi
zamienić miejscami, dlaczego na przykład niektórym stworzeniom (a nawet niektórym ludziom) «pozwala» się cierpieć, innym zaś nie".
1 0 4
213592586.004.png
ZWIERZĘTA LABORATORYJNE
ICH
L U D Z
kluczowe znaczenie dla pracy laborato-
rium, będąc w gruncie rzeczy po części
przez pracę laboratorium konstruowane?
Co jeśli pracujące zwierzęta to znaczący
inni, z którymi pozostajemy w doniosłej
relacji w nieredukowalnym świecie ucie-
leśnionych i przeżywanych cząstkowych
różnic, nie zaś Inny oddzielony przepaścią
od Toż-Samego?
Co na dodatek znaczy tu, w odnie-
sieniu do zwierząt w instrumentalnej
relacji z człowiekiem, słowo „pozbawiony
wolności"? Gdzie jest nasz zoologiczny
Marks, kiedy go potrzebujemy? Zwierzęta
laboratoryjne nie są „pozbawione wolności"
w jakimś abstrakcyjnym i transcendental-
nym znaczeniu. Tak naprawdę cieszą się one
mniejszą lub większą dozą wolności w bar-
dziej potocznym rozumieniu, do tego stop-
nia, że eksperymenty nie są możliwe bez
pewnego poziomu współpracy ze strony
zwierząt i innych organizmów. Lubię okre-
ślenie „stopnie wolności"; naprawdę istnieją
niewypełnione przestrzenie; coś, czego nie
przewidziano w rachunku, zawsze może się
zdarzyć. Nawet przemysłowym fabrykom
mięsa grozi katastrofa: mogą się spotkać
z odmową życia ze strony kurczaków lub
świń, jeśli zupełnie zlekceważą ich współ-
pracę w aroganckim ekscesie ludzkiej inży-
nierii. To jednak bardzo niski standard dla
myślenia o wolności zwierząt w relacjach
instrumentalnych.
dzialności za inne zwierzęta i wobec nich
daje pogłębienie kategorii pracy niż kate-
gorii praw, z ich nieodzownym uwikłaniem
w podobieństwo, analogię, rachunek i hono-
rowe członkostwo w rozszerzonej abstrak-
cji Człowieka. Postrzeganie zwierząt jako
systemów produkcji i jako technologii nie
jest żadną nowością 6 . Ale branie zwierząt
poważnie jako pracowników, bez pociechy,
jaką dają humanistyczne ramy ujmowania
ludzi i zwierząt, jest prawdopodobnie
czymś nowym i może pozwoli nam zatrzy-
mać maszyny do zabijania 7 . Posthumani-
styczny szept w moim uchu przypomina,
że zwierzęta pracują w laboratoriach, ale
w warunkach, których same nie projektują,
i że marksistowski humanizm nie bardziej
pomaga w myśleniu o tym - czy to w od-
niesieniu do ludzi, czy do innych zwierząt
- niż innego typu humanistyczne formuły.
Najlepsze z tego jest to, co przypomina mi
marksistowska feministka w mojej biogra-
fii i wspólnocie: że wolności nie sposób
definiować jako przeciwieństwa koniecz-
ności, nie negując zarazem myślącego
ciała [mindful body] w całej jego gęstości.
A takie zanegowanie ma wiele złowrogich
konsekwencji dla tych, którzy przypisani są
do więzów cielesności - kobiet, mieszkań-
ców krajów skolonizowanych i całej listy
„innych", niemogących pozwolić sobie na
życie wewnątrz iluzji, że wolność zaczyna
się dopiero wtedy, gdy pracę i konieczność
przerzuci się na barki kogoś innego. Stosun-
ki instrumentalne trzeba tedy przewarto-
ściować, przemyśleć, znaleźć inny sposób
ich przeżywania.
Feministki marksistowskie nie były
jednak czołówką ruchu na rzecz stanięcia
twarzą w twarz ze zwierzętami. Na ogół
PRACA I NIERÓWNOŚĆ
Mój wewnętrzny Marks każe mi stale
wracać do kategorii pracy, a także przyglą-
dać się faktycznym praktykom wydobywa-
nia wartości z robotników. Podejrzewam,
że większą szansę zbudowania odpowie-
Zob. Susan R. Schrepfer i Philip Scranton (red.), Industrializing Organisms: lntroducing Evolutionary History, New Brunswick, N.J.
2004. Książka Karen Rader, Making Mice: Standardizing Animals for American Biomedical Research, 1900-1955, Princeton, N.J. 2005 jest
niezbędna dla zrozumienia, jak gospodarcze, naukowe, kulturowe i instytucjonalne znaczenia tego, co „naturalne" i „stworzone przez
człowieka", są negocjowane w procesie tworzenia przełomowych organizmów eksperymentalnych.
7 Marksistowskie feministki stanęły w latach 70. i 80. przed częściowo analogicznym zadaniem wydobycia na pierwszy plan tego, co
robią różnicująco usytuowane kobiety, a co nie liczyło się jako praca w klasycznej analizie marksistowskiej, w której figura męskiego
robotnika i jego rodziny przywołuje na myśl strukturalną relację ludzi i ich zwierząt. Fundamentalnego przeformułowania tej kwestii
dokonała Nancy Hartsock w rozprawie „The Feminist Standpoint: Developing a Ground for a Specifically Feminist Historical Materia-
lism", w: Discovering Reality, red. Sandra Harding i Merill Hintikka, Dordrecht 1983, s. 283-310. Dzięki tej historii podjęcie na poważnie
kwestii zmysłowej pracy różnicująco usytuowanych zwierząt może być dziś dla feministek łatwiejsze.
1 0 5
213592586.005.png
DONNA
HARAWAY
zadowalały się kategoriami społeczeństwa,
kultury i ludzkości, zachowując daleko po-
suniętą podejrzliwość wobec natury, biologii
i konstytutywnych relacji człowieka z inny-
mi stworzeniami. Zarówno marksistowskie
feministki, jak i ich bracia skłaniali się do
stosowania kategorii pracy (oraz pragnienia
i seksualności, jeśli nie płci) tylko w odnie-
sieniu do ludzi. Inne jednak feministki od
dawna już dają przykład tego, jak poważnie
współzamieszkiwać - i rozumieć - ziemię
wraz ze zwierzętami, lub, zgodnie z określe-
niem szerokiej różnorodności pozaludzkich
istnień zaproponowanym przez Val Plum-
wood, „ziemskimi innymi" 8 . Owe teoretycz-
ki feministyczne zwróciły uwagę na mięsi-
ste, pokryte śluzem, futrem lub łuskami
zwierzęta wszelkiego rodzaju (a także inne
organizmy) - nie tylko zwierzęta literackie,
mitologiczne, filozoficzne i językowe, cho-
ciaż i o nich miały niejedno do powiedze-
nia 9 . Znam od środka pracę tych feministek,
żywi mnie ona i inspiruje, mimo że jestem
przeciwna tendencji do potępiania wszel-
kich stosunków instrumentalnych między
zwierzętami a ludźmi jako z konieczności
uwikłanych w uprzedmiotowienie i opresję
analogiczną do uprzedmiotowienia i opresji
seksizmu, kolonializmu i rasizmu. Myślę, że
z powodu tych przerażających podobieństw
zbyt wiele energii włożono w krytykę, za
mało zaś w obserwację tego, co poza tym
dzieje się w instrumentalnych zalążkach
ludzko-zwierzęcego świata i czego poza
tym potrzeba 10 .
Pozostawanie ze sobą w relacji opartej
na używaniu nie jest równoznaczne ze znie-
woleniem i gwałtem. Stosunki takie nie są
prawie nigdy symetryczne („równe" czy po-
liczalne). Przeciwnie, relacje oparte na uży-
waniu są właśnie tym, co określa współtowa-
rzyszące sobie gatunki. Ekologie znaczących
innych obejmują towarzyszy podróży i stołu,
z trawieniem i bez pociechy teleologicznego
sensu płynącego z góry, z dołu, z przodu czy
z tyłu. Nie chodzi tu o jakiś naturalistyczny
redukcjonizm. Chodzi o to, by żyć odpowie-
dzialnie jako śmiertelne istoty w świecie,
gdzie umieranie i zabijanie nie są kwestią
wyboru, i gdzie nie można ich wyprać jak
skradzionych pieniędzy, zacierając ślady
w przepływach wartości. Przepływy warto-
ści można prześledzić dzięki Marksowi i jego
dziedzicom, ale odpowiedź musi wkroczyć
8 Val Plumwood, Feminism and the Mastery of Nature, London 1993; Greta Gaard (red.), Ecofeminism: Women, Animals, Nature, Phila-
delphia 1993. Feministki argumentują też od dawna, często i przekonująco za troską, opieką i pielęgnacją [caring] we wszystkich jej
znaczeniach jako tym, czego potrzebujemy jako podstawowej praktyki. W najmłodszym pokoleniu feministek XXI wieku troską zajmuje
się Maria Puig de la Bellacasa, pisząca o „myśleniu z troską" w kontekście europejskiej grupy feministycznej „Nextgenderation". Zob.
www.nextgenderation.net/writings.html i www.nextgenderation.net/belgium/soul/care/html. Zob. też przyp. nr 19 na s. 308 niniejszej
książki [ When Species Meet, Minneapolis-London 2008].
Wśród wielu przykładów warto wspomnieć subtelne dociekania Eileen Crist na temat sposobów, w jakie język kształtuje u autorów
(także autorów naukowych) ich rozumienie relacji ze zwierzętami i same te relacje. Jej książka ma podstawowe znaczenie dla zrozu-
mienia, jak działa przypisywanie świadomego działania wyłącznie ludziom, a pozbawionych świadomości zachowań zwierzętom. Eileen
Crist, lmages of Animals: Amhropomorphism and Animal Mind, Philadelphia 1999. Od zawsze interesując się psami, w naturze i w dru-
ku, uważam książkę Alice Kuzniar, Melancho!ia's Dog, Chicago 2006 za nadzwyczajną. Jest to dzieło ryzykowne i niestosowne, pełne
przenikliwej inteligencji, tak intelektualnej, jak i emocjonalnej, biorące na poważnie to, co dzieje się między psami i ludźmi na poziomie
uczuciowym. Wyczulona na smutek nieuznawanego i odpychanego przywiązania przekraczającego różnicę gatunków, Kuzniar zwraca
się do nas, ludzi, odmawiających przyjęcia do wiadomości, że to właśnie my musimy nauczyć się rozumieć - lub choćby zauważać - głę-
bię, trudność i doniosłość psio-ludzkich relacji, dzięki czemu moglibyśmy się w końcu nauczyć mówić w odpowiedni sposób o takich
sprawach jak strata i śmierć domowego zwierzaka, wspólna podatność na zranienie i głęboki empatyczny wstyd. Melanchołia's Dog
w czarujący sposób wkracza w światy sztuki wizualnej i literackiej, aby unaocznić palącą potrzebę pielęgnowania otwartego szacunku
dla złożoności naszych przywiązań niemieszczących się w okowach różnicy gatunków. Odwołując się do literatury, filozofii, psychoanali-
zy i filmu, Erica Fudge skłania nas w książce Animal, London 2002 do fundamentalnego przemyślenia na nowo, czym są i czym mogłyby
być nasze relacje ze zwierzętami. Cała poświęcona zwierzętom seria wydawnictwa Reaktion Books (Dog, Cockroach, Crow, Oyster, Rat
itp. itd.) pod redakcją Jonathana Burta pełna jest doniosłych wglądów, materiałów i analiz.
1 0 Do najważniejszych prac należą: Carol Adams i Josephine Donovan (red.), Animals and Women: Feminist Theoretical Fxplorations,
Durham, N.C. 1995; Carol Adams, Neither Man Nor Beast: Feminism and the Defense of Animals, New York 1995; Lynda Birke, Feminism,
Animals, and Science: The Naming of the Shrew, Buckingham 1994 oraz Mette Bryld i Nina Lykke, Cosmodolphins: Feminist Cultural Stu-
dies of Technology, Animals, and the Sacred, London 2000. Adams przykłada szczególną uwagę do kwestii rasizmu i przeszkód na drodze
solidarności niezbędnej dla skutecznego aktywizmu antyrasistowskiego, prozwierzęcego i feministycznego. Zob. też Linda Hogan,
Power, New York 1988 i Alice Walker, „Am I Blue?", w: Living by the Word, New York 1987.
1 0 6
213592586.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin