2
WSTĘP 3
Rozdział I 5
Dziejowe tło rozwoju sztuk walki w Japonii. 5
WPROWADZENIE 5
OKRES INNOWACYJNY 5
OKRES RAFINACJI 15
OKRES MODERNISTYCZNY 17
OKRES WSPÓŁCZESNY 19
Rozdział II 22
Geneza aikido 22
SUMO 22
JUJITSU 23
Rozdział III 30
Trening 30
CEL TRENINGU I PRAKTYCZNA FILOZOFIA AIKIDO 30
PO CO PODEJMOWAĆ TRUD TRENINGU? 34
GENERALNE ZASADY TECHNICZNE I TAKTYCZNE - CHARAKTERYSTYKA SYSTEMU 35
ZAGADNIENIA ORGANIZACYJNE 38
MIEJSCE Ćwiczeń 38
UBI ÓR 39
ZASADY PORZĄDKOWE I CEREMONIAŁ 40
KONTUZJE 41
Rozdział IV 43
Przygotowanie ogólnosprawnościowe i specjalne 43
ĆWICZENIA OGÓLNOSPRAWNOŚCIOWE 43
AIKI-TAISO, CZYLI ĆWICZENIA "WPROWADZAJĄCE" 61
KAMAE I DACHI 63
Rozdział V 82
Przegląd technik 82
IKKYO 82
NIKYO 85
SANKYO 85
YONKYO 85
SHIHO-NAGE 85
KOTE-GAESHI 107
KOKYU-NAGE 107
IRIMI-NAGE 107
TENCHI-NAGE 121
KAITEN-NAGE 121
Słownik ważniejszych terminów 130
Żadnej sztuki walki nie można opanować z książki - to oczywiste. Książka może jednak pełnić wartościową funkcję informacyjną - zwłaszcza, gdy brak odpowiedniej liczby instruktorów. Bywa, że tekst książki pobudza zainteresowania - wiele osób zetknęło się ze sztukami walki dzięki wiadomościom zasłyszanym lub przeczytanym. Wreszcie, książka odgrywa istotną rolę w wyjaśnianiu historycznego i kulturowego kontekstu sztuki walki oraz, przynajmniej ogólnie, zapoznaje z filozoficzno-obyczajową aurą, w której tkwią korzenie wszelkiej techniki.
Aikido, judo, karate, kendo - wszystkie te systemy w ich współczesnej postaci są produktem określonej kultury intelektualnej i krzewieniu tej kultury zasadniczo służą. Oczywiście, można je bez trudu zwulgaryzować - w końcu i pędzlem Picassa da się pisać na płocie niektóre krótkie słowa. Jeśli jednak mamy świadomość ciągłości ludzkiej myśli i szacunek dla szlachetnych intencji, to obowiązkiem praktyków sztuk walki
Jest troska o ich kształt współczesny. Nie ma sztuki bez człowieka dany system w konkretnych warunkach wart jest tyle, ile warci są praktycy i propagatorzy.
Czy aikido jest "sztuką walki dla dżentelmenów"?
Twórca i kodyfikator - Morihei Ueshiba, opracował ów system z myślą o tym, aby brutalne starcie nie owocowało ani klęską fizyczną napadniętego, ani też moralną. Jakże, bowiem cenić wysoko postawę, której głupocie, prymitywizmowi, lekkomyślności, upojeniu alkoholowemu lub wręcz chorej psychice przeciwstawia się śmiercionośne czy kaleczące narzędzie obronne? Prawo nie powinno i nie może ustępować przed bezprawiem. Jednakże troską każdego człowieka społecznego jest dobranie takich środków przeciwdziałania złu, które moralnie nie będą stały w jednym szeregu z postawą, którą zwalczamy. Zabicie lub okaleczenie przeciwnika, nawet w walce o życie, zostawia jedynie gorzki posmak pyrrusowego zwycięstwa i dręczące wspomnienia.
Gorąco pragniemy, aby wszyscy zainteresowani aikido mieli na uwadze to naturalne posłanie moralne. Jest ono fundamentem filozofii i techniki sztuki "wirującej kuli". Kultywowane i chronione z troską będzie zawsze punktem moralnego oparcia dla tych, którzy uważają, że nawet w realiach brutalnego starcia trzeba pozostać człowiekiem.
Każda książka powstaje w określonych ramach objętościowych. Ta, przynajmniej w chwili pisania tych słów, zdaje się pierwszą polską pozycją książkową poświeconą, aikido. W tej sytuacji lwią jej część, z konieczności stanowi historyczny kontekst narodzin aikido oraz wykładnia systemu. W części szczegółowej napotkaliśmy na dodatkowe trudności. Aikido jest sztuką jednej odpowiedzi przeciw wielu atakom i wielu odpowiedzi przeciw jednemu atakowi. Nie dość, że techniki są niezmiernie liczne, to jeszcze ich objaśnienie wymaga obszernego opisu, bądź dokładnych ilustracji. W ramach określonej objętości nieustannie pojawia się konieczność wyborów pomiędzy "dobrym" i "jeszcze lepszym". Ostatecznie wybraliśmy te techniki, które są osią systemu, a i to raczej arbitralnie. Zwłaszcza w odniesieniu do rzutów musieliśmy użyć drastycznych cięć - wykorzystano tylko jedenastą część zgromadzonych materiałów, a i te były dalece niekompletne. Dla ratowania sytuacji w końcowej części książki daliśmy przewagę obrazowi nad słowem.
Wreszcie, doświadczenie autorów w szlachetnej sztuce aikido jest skromne. Licząc w latach - mniejsze niż czas, który mistrz Ueshiba poświęcił rafinacji jednej tylko techniki. W tej sytuacji autorytatywnym stylem staramy się pisać tylko o tych zagadnieniach, których sami doświadczyliśmy. Przykre kontuzje nie są małą częścią tych doświadczeń - tę przestrogę polecamy szczególnie pieczołowitej uwadze Czytelników.
Poszczególne odmiany aikido różnią się od siebie stylistycznie nieraz dość znacznie. Kanwą książki były dane ze stylów i szkół, którym przewodzą mistrzowie Koichi Tohei i Gozo Shioda. Rysunki wzorowano na własnych fotografiach, zdjęciach z książek, Shiody, Torei, Villadoraty i Tissiera oraz na pięknych rycinach zawartych w książce Oscara Ratti i Adeli Westbrook - "Aikido and the dynamic sphere". Jednakże w wielu przypadkach układ lub kolejność technik zmieniono stosownie do potrzeb. Postacie na rysunkach nie są w szerokich hakama, lecz w normalnych spodniach, dla lepszego uwidocznienia pracy nóg.
Na koniec, pragniemy wyrazić podziękowanie wszystkim Przyjaciołom i Kolegom, którzy dzielili się z nami opiniami i cennymi materiałami.
Pani red. Ewie Cynke i Panu red. Ryszardowi Lachmanowi dziękujemy za cierpliwość w jednych, a słowa otuchy w innych etapach pracy.
Autorzy
Łódź i Skarżysko-Kamienna, 17 listopada 1987 roku.
Powstanie i rozwój sztuk walki w sensie biegłości technicznej jest zjawiskiem ze sfery militarnej. W decydującej mierze zależało od sztuki wojennej, natężenia działań wojskowych itp. czynników.
Sztuki walki w sensie zjawiska kulturowego kształtowane były jednak na tle szeroko rozumianych dziejów. Istotna jest tu kultura, stosunki polityczne, społeczno-ekonomiczne a nawet obyczajowość i religia.
Obszerne omówienie historii Japonii dla objaśnienia rozwoju sztuk walki byłoby jednak wytaczaniem armaty na mysz. Ponadto zadaniem nie do pogodzenia ze skromną objętością książki i jej głównym tematem.
Dokonaliśmy, więc wyboru tych elementów dziejowych tła, które najsilniej na rozwój sztuk walki oddziałały. Odnosząc ewolucję sztuk walki do biegu historii, można dokonać jej podziału na cztery okresy. I tak pierwszy, czyli innowacyjny lub militarny, mówi o warunkach powstawania tworzywa przyszłej sztuki, jakim jest technika walki. Z kolei okres rafinacji, to czas, w którym rzeczywistość pola bitwy czy ciemnego zaułka konstruowana jest w system i pojawia się dla niego jakieś ideowe spoiwo. Okres modernistyczny mówi o skutkach zderzenia japońskiego średniowiecza ze światem XIX i XX wieku. Okres współczesny dodany jest dla zachowania porządku chronologicznego - tu ewolucja sztuk walki odbywa się przecież na naszych oczach i trudno ją bez dystansu czasowego rozsądnie omawiać.
Dlaczego omawianie dziejów sztuk walki ograniczamy do historii Japonii? Jest wielka trudność w jednoczesnym ujęciu dziejów całej Azji w niewielkiej objętości. Ponadto prawidła relacji pomiędzy określonymi sytuacjami dziejowymi a rozwojem sztuk walki są powtarzalne, stąd zamysł wyboru pewnego modelu. Japonia wreszcie jest nie tylko ojczyzną wielkiej liczby odmiennych systemów, ale również japońscy instruktorzy położyli czołowe zasługi w propagowaniu ich w Europie i Ameryce. Sądzimy, że usprawiedliwia to wybór tego właśnie kraju.
I jeszcze jedna kwestia. Pojęcie "sztuki walki" jest w polszczyźnie nowe. Wydaje nam się, iż powstało ono ze zbitki dwóch terminów
"sporty walki" i "martial arts", tj. sztuki marsowe, wojenne. "Sztuka wojenna" oznacza jednak raczej sztukę dowodzenia na różnych szczeblach niż indywidualną sprawność fizyczną żołnierza, stąd lepszym terminem okazały się "sztuki walki". Czy nie nadużywamy tu słowa "sztuka"? Chyba nie. Jeśli bowiem ruch i przydana mu warstwa intelektualna są nie tylko wyrazem praktycznej biegłości i głębokich przemyśleń, ale posiadają także zdolność przenoszenia treści estetycznych i filozoficznych o uniwersalnym znaczeniu, to słowo "sztuka" jest właściwe. Oczywiście, istotne jest pytanie, które ze sztuk walki zasługują na to miano a które nie, ale... to już rzecz rozważań szczegółowych.
Chronologicznie początek okresu innowacyjnego przypada na wiek XI i XII naszej ery i jest to, czas, w którym rycerstwo japońskie poczyna sprawować faktyczne rządy w państwie. Za koniec tego okresu będziemy uważać wiek XVII, kiedy po wyciszeniu długotrwałej wojennej zawieruchy możliwa staje się refleksja nad walką.
O dawnej historii Japonii wiemy niewiele. Brak wiarygodnych źródeł skazuje historyków tego kraju na mozolne i wieloznaczne interpretacje danych. Jednakże w odniesieniu do tzw. czynników politycznych generalnie można przyjąć, że pomiędzy V a XII wiekiem władza koncentrowała się w rękach dworu cesarskiego i bliskich mu rodów arystokratycznych. Stolicę absorbowały głównie rewolucje pałacowe oraz zakulisowe walki oligarchii czołowych magnatów o uzyskanie największych wpływów na dworze. Na prowincji coraz bardziej rosło znaczenie rycerstwa, ale miało ono niewielki wpływ na wydarzenia w centrum kraju.
W wieku XII pojawia się wyraźnie zarysowany konflikt pomiędzy dwiema koalicjami politycznymi; z których jedna związana jest z rodem Taira (Henshi), druga z Minamoto (Genji). Najpierw supremację uzyskali Taira, potem Minamotowie, ale to mniej ważne. Istotne, że do owej rywalizacji obie koalicje zmobilizowały i ściągnęły do centrum kraju poważne siły wojskowe. Udział rycerstwa w walce o władzę był tak znaczny, że w naturalny sposób poczęło się ono liczyć jako realna siła polityczna. Z końcem XII wieku wojownicy faktycznie sprawują władzę, aczkolwiek nominalnie jej ośrodkiem jest cesarska stolica Kioto. Główny hetman (szogun) ma swoją siedzibę w Kamakura. Zatem ster rządów przechodzi wprawdzie w inne ręce, ale władza wciąż ma zdecydowanie centralistyczny charakter i taki pozostaje aż do połowy XIV wieku. Przez ponad dwieście następnych lat coraz wyraźniej rysuje się dyspersja władzy centralistycznej, tak, że w połowie XVI wieku rządzi kilkunastu potężnych feudałów, którzy na swoim terenie w praktyce nie muszą się z nikim liczyć.
Następne wydarzenia będą już przedmiotem szczegółowych rozważań na dalszych kartach. Zanim do nich przejdziemy, nieco miejsca poświęcimy różnym czynnikom wpływającym na technikę walki.
Japonia rozciągnięta jest pomiędzy północą i południem tak znacznie, że na Hokkaido panuje klimat ostry z długą i mroźną zimą a na Kyushu - klimat podzwrotnikowy. Góry, w tym w znacznej mierze wysokie góry, zajmują 3/4 powierzchni kraju. Terenów rolniczych jest mało - wiele z nich wymaga mozolnej i pieczołowitej kultywacji. Brakuje naturalnych, dogodnych szlaków komunikacyjnych. Z powodów terenowych i ekonomiczno-rolniczych w Japonii nigdy nie rozwinęły się masowo tak charakterystyczne dla Europy formacje ciężkozbrojnej konnicy. Wojny japońskie to wojny wytrwałych piechurów zdolnych do szybkich przemarszów i zaskakujących przejść przez górskie przełęcze, to oblężenia potężnych twierdz, których siłę obronną wspierało naturalne ukształtowanie terenu.
Masywne zbroje, ciężkie tarcze i włócznie, nie są uzbrojeniem dla piechura walczącego i maszerującego w trudnym terenie. Przed strzałami z łuku chroniono się doskonale również bez pomocy żelaza. Skuteczną ochronę dawały grubo plecione maty, worki wypchane słomą, rzadziej zbroje skórzano-metalowe. Broń zaczepna dostosowana była konstrukcją i wagą do środków ochrony. Podstawowe uzbrojenie stanowiła lekka lanca (yari), halabarda podobna do osadzonej na sztorc kosy (naginata) i lekko wygięta dwuręczna szabla długości ok. 1 metra (katana) z czasem uzupełniona o 30 - 40-centymetrowy nóż (wakizashi). Ponieważ powszechnie przyjęto mówić o mieczu samurajskim (a nie o szabli, choć tak należałoby nazwać broń ostrzoną jednostronnie) katanę i wakizashi będziemy nazywać dalej "długim" i "krótkim mieczem". O wspaniałych zaletach mieczów i lanc samurajskich pisano całe rozprawy. W istocie zarówno pod względem walorów materiałowych, jak i przydatności do fechtunku obie bronie, zwłaszcza jednak miecz, należały do najbardziej udanych konstrukcji.
Lekka zbroja nie chroniła przed żadną z tych broni. Miecze i lance musiały być w tej sytuacji zarówno środkami ataku, jak i obrony. Powstały w ten sposób warunki do rozwoju sztuki fechtunku w stopniu tak znacznym, jak w żadnym innym kraju na świecie. Mamy tu na myśli także i czynnik czasu. W Europie również opracowywano znakomite konstrukcje białej broni niezmiernie do fechtunku przydatne, ale żadna z nich nie przetrwała od wieku X do XIX w praktycznie niezmiennej formie! Inne czynniki, które wspierały rozwój sztuki fechtunku to jedynie przejściowe pojawienie się broni palnej na polach bitew i... wielka łatwość wytwarzania broni białej (poza mieczem wymagającym skomplikowanej obróbki technologicznej). Prawie każdy mógł wyekwipować się w broń równą wyposażeniu przeciętnego piechura. Wystarczyło na bambusie osadzić wyprostowany sierp albo ostrze noża, naostrzyć pospolity przyrząd do sadzenia ryżu (sai), zmontować 2 - 3-członowy cep i okuć go żelazem.
Lekka broń, szybkie i gwałtowne starcie pieszo, nadawały też sens wspomaganiu broni przez zręczność ciała. Poza "robieniem mieczem" równie ważny był unik, sprytny zwód, wytrącenie z równowagi przez podcięcie lub przewrócenie. Sekundowe choćby postawienie przeciwnika w tak niekorzystnej sytuacji zwykle definitywnie rozstrzygało losy starcia. W określonych warunkach możliwe było nawet zwycięstwo nieuzbrojonego nad uzbrojonym, rzecz niepodobna, powiedzmy, pod Grunwaldem.
Na rozwój fechtunku istotnie wpłynęła też taktyka wojenna. Pospolicie operowano małymi oddziałami, a nawet, gdy walczyły większe ugrupowania wojsk, to z powodu warunków terenowych bitwa i tak przeradzała się wielokroć w serie pojedynków. Armie często miały charakter koalicyjny a żołnierze byli bez reszty oddani tylko swojemu dowódcy, nie zaś wodzowi naczelnemu. Jednoosobowe manewrowanie wielkimi formacjami, tak pospolite w Europie i Azji, w Japonii było stosunkowo rzadkie. Nie zawsze w walkach uczestniczyło regularne i zdyscyplinowane taktycznie wojsko. Bardzo powszechne były potyczki z oddziałami chłopskimi, grupami maruderów, bezpańskich samurajów, mnichów, piratów, wreszcie pospolitych bandytów. W starciach z tego rodzaju przeciwnikiem, gwałtownych i zaskakujących, indywidualne wyszkolenie szermiercze było bodaj ważniejsze od jakiejkolwiek sztuki taktycznej.
Ciągłe wojny domowe, konflikty lokalne i sąsiedzkie zajazdy stworzyły możliwość i konieczność nieustannego praktykowania walki. Powszechnie wysoki poziom techniczny fechtunku wymagał z kolei zorganizowanego szkolenia. Na dworach różnej rangi i w drużynach samurajskich pospolity był zawód instruktora szermierki. .
Ranga i biegłość techniczna fechtunku w Japonii nie ma odniesienia do żadnego okresu średniowiecznej i nowożytnej historii wojskowości w Europie. Wynika to z kultywacji sztuki szermierczej przez całe wieki - Japończycy, aż do czasów najnowszych, nigdy nie byli zmuszeni do rewizji zasad sztuki wojennej i techniki walki. Z obcymi przeciwnikami zetknęli się tylko dwukrotnie - na swym terytorium z Mongołami, a w Korei z wojskami lokalnymi i chińskimi. Oba starcia rozstrzygnęli zwycięsko - nie było więc żadnego bodźca do rewizji głównych założeń. Zderzenie japońskiej sztuki wojennej z Chińczykami i Koreańczykami omawiamy dalej - nie jest ono zresztą zbyt ciekawe, bo przeciwnik był mało wymagający. Interesujące są natomiast losy kontaktu z najwyższej rangi sztuką wojenną Mongołów. W połowie XIII wieku Mongołowie stanowili jedną z najpotężniejszych sił zbrojnych ówczesnego świata. Na północy granicę ich podbojów wyznaczał mroźny klimat Syberii, na zachodzie docierali aż do zachodnich granic Polski, na południu do Jawy i Sumatry, na wschodzie oparły się im tylko niektóre plemiona mandżurskie - dalej na wschód rozciągał się ocean.
Sukcesy zawdzięczali wieloaspektowo rozwiniętej sztuce wojennej. Nikt nie mógł dorównać manewrowości ich oddziałów, zdolności do raptownego rozpraszania i koncentrowania sił. Systematycznie prowadzili rozpoznanie, niezmiernie pomysłowo wykonywali zadania oblężnicze. Nienaganna technika jazdy oraz mistrzowskie posługiwanie się arkanem i mocnym łukiem niwelowało przewagę bojową oddziałów ciężkozbrojnej konnicy. Powszechnie stosowali podstępy i wojnę psychologiczną, przeciwników zatrważali na długo przed uderzeniem dzięki rozsiewaniu fantastycznych i rzeczywistych wiadomości o swej potędze.
W drugiej połowie XIII wieku Kubilaj-chan - wódz Mongołów (przedstawiony w serialu "Marco Polo" jako sympatyczny starszy pan) wiedział o Japonii niewiele i początkowo nie zamierzał jej atakować żądał jedynie hołdu lennego. Jednakże wysyłanych przez Kubilaja posłów Japończycy bądź odprawiali bez odpowiedzi, bądź ścinali bez większych ceregieli. Po szeregu takich incydentów Kubilaj-chan postanowił uderzyć.
W planowanej kampanii wojennej kluczową rolę odgrywała oczywiście morska operacja desantowa. Mongołowie nie mieli jednak żadnego doświadczenia jako żeglarze, a choć zmusili do współpracy Koreańczyków - żeglarzy znakomitych, to przecież popełnili szereg błędów o poważnych konsekwencjach. Interesujące, że błędy te były antytezami najlepszych cech mongolskiej sztuki wojennej.
Zdecydowali się na atak nie mając prawie zupełnie rozeznania sił japońskich, podczas gdy Japończycy otrzymali od Koreańczyków wiele istotnych informacji. Nie zdawali sobie sprawy ani z warunków klimatycznych (tajfuny), ani z ukształtowania wysp japońskich, ani też z warunków terenowych, w jakich przyjdzie im walczyć. Koreę jako bazę wypadową wybrali słusznie, gdyby... zamierzali zaatakować centralne regiony Japonii. Do ataku na Kyushu znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby przesuwanie przynajmniej części wojsk wzdłuż archipelagu Ryukyu.
Miejsce desantu - wyspa Kyushu, też było źle wybrane. Od dawna zasiedlały ją rody bitne i bogate, doświadczone w wypadach na Koreę i piractwie.
Konieczność podróży drogą morską silnie ograniczała ilość koni i fatalnie wpływała na ich kondycję, Mongołowie jakby zapomnieli, że szybkie i liczne zagony kawalerii są ich główną bronią. Pierwszy desant miał miejsce w 1274 roku. 30-tysięczna armia na blisko 1000 okrętach opanowała małe wyspy Tsushimę i Iki, po czym wylądowała na Kyushu w rejonie Hakaty, już pierwszego dnia napotykając silny opór. Następnego dnia nadszedł tajfun... Z pozoru nie było innego wyjścia jak tylko przeczekać huragan na lądzie - tracąc z pewnością część floty, lecz zachowując trzon oddziałów wojskowych. Wodzowie mongolscy wymyślili jednak inne - fatalne zresztą rozwiązanie. Załadowali wojsko na statki niemal w oku tajfunu, co przyniosło oczywiste konsekwencje. Tę bitwę wygrała przyroda.
Drugi najazd, liczący prawie 100 tysięcy wojowników, przygotowany był nieco lepiej, lecz wciąż niezadowalająco. Oszołomieni sukcesami na kontynencie Mongołowie znów dali się ponieść dumie i zarozumialstwu. Wylądowali w tym samym rejonie, w międzyczasie silnie ufortyfikowanym i obsadzonym wojskiem. Mimo to na licznych odcinkach przełamali obronę i wdarli się w głąb kraju.
Japończycy stawiali rozpaczliwy opór, walcząc do ostatniej kropli krwi w beznadziejnych nawet sytuacjach. Zacięcie i determinacja opłaciły się, pozwalając wytrwać bez większych porażek o strategicznym znaczeniu przez blisko dwa miesiące. Potem nadszedł niezwykle potężny tajfun i... tym razem Mongołowie nie zdecydowali się na przyjęcie go na lądzie, lecz porzucili pozycje i w panice wsiedli na okręty. Wśród szalejącego wichru cała niemal flota rozbiła się na przybrzeżnych skałach lub potopiła. "Kamikze", czyli "boski wiatr" nazwali później ów tajfun Japończycy.
Abstrahując od końcowego wyniku inwazji warto zauważyć, że zaprawiona w bojach armia mongolska nie osiągnęła przez blisko dwa miesiące wielkich sukcesów strategicznych. Japońska sztuka wojenna mizerna taktycznie i operacyjnie w porównaniu z mongolską, przeciwstawiła desantowi nie tylko zażartość obrońców, lecz również znakomite wyszkolenie indywidualnych żołnierzy. Obiektywnie rzecz ujmując, wynik dwumiesięcznych walk wystawił celującą ocenę rycerskiemu rzemiosłu samurajów.
Pora teraz przejść do wydarzeń wielkiej wojny rozpoczętej w 1560 roku a zakończonej, w przybliżeniu, w roku 1600. Omówimy ją nieco dokładniej, ponieważ w jej toku dokonał się najintensywniejszy rozkwit praktyki wojennej w średniowiecznej Japonii. Ponadto towarzyszyły jej ważne wydarzenia społeczne i wyostrzone konflikty, które istotnie wpłynęły na losy późniejszego rozwoju sztuk walki.
Wspominaliśmy już, że w połowie XVI wieku władza samurajów leżała w rękach kilkunastu potężnych rodów, ściślej - koalicji, w których rolę hegemona sprawowały poszczególne klany. Trwał stan delikatnej równowagi. Ktoś, kto chciałby przełamać ją i uzyskać powodzenie, musiałby zacząć od opanowania centrum kraju. Klanom zajmującym strategicznie dogodną pozycję wyjściową bądź to brakowało sił na takie przedsięwzięcie (jak Hojo, czy Hosokawa), bądź też były uwikłane w krwawe zapasy z równym siłą sąsiadem (np. Takeda i Uesugi). Inni, uderzając w kierunku centrum, musieliby wyprowadzić armie poza własne tereny, gdzie względny spokój zawdzięczali bardzo delikatnej równowadze wojskowej (np. Mod obawiający się sąsiadów z zachodu). Potężne klany z Kyushu (np. Shimazu) miały z kolei do przebycia długą i potencjalnie obfitującą w liczne lokalne wojny drogę. Wreszcie część klanów wykrwawiała się w wewnętrznych waśniach lub metodami dyplomatycznymi wzajemnie paraliżowała swoje ruchy.
Sytuacja przypominała, więc rozwiniętą partię szachów z równowagą strategiczną stron. W takich momentach partii do ataku z poświęceniem ruszają zwykle figury, lecz kluczową rolę odgrywają właściwie ustawione piony.
Rolę inicjatora ataku przyjął na siebie Yoshimoto Imagawa. Przeciwnicy po drodze do stolicy wydawali się niepozorni - Oda, Saito, Asai mogli wystawić jedynie kilkutysięczne oddziały przeciw 25-tysięcznej armii Imagawy. Strategicznym pionem okazał się już pierwszy z tych przeciwników - Oda Nobunaga.
Imagawa lekkomyślnie wybrał na postój górski wąwóz Okehazama i ufny w liczebną siłę wojsk czekał na wyniki działań przedniej straży. Tu spadł na niego ledwie dwutysięczny oddział Nobunagi. Nagłość ataku, tłok, fatalne położenie obozu - wszystko to spowodowało panikę i bezładną ucieczkę części oddziałów. Reszta została rozproszona w górskim terenie lub wycięta w boju. Sam Yoshimoto Imagawa zginął.
Sukces był znaczny na, tyle, że Nobunaga stał się kłopotliwym sąsiadem, z którym warto zawrzeć na wszelki wypadek pokój, zwłaszcza, jeśli samemu toczy się wojnę. Tak też pomyślał potężny klan, Takedów uwikłany w walkę z Uesugi. Sojusz Takeda - Nobunaga był aliansem lwa z wilkiem - politycznie i wojskowo korzystnym dla słabszego. Z drugiej strony Nobunaga nie wydawał się rywalem na tyle poważnym, aby w imię zagrożenia położyć kres konfliktom i skierować nań ostrze nowych sojuszów. Zabezpieczywszy się dogodnym przymierzem, Nobunaga manewrował teraz ostrożnie. Pertraktując i wojując na zmianę, umacniał swoje siły. Dogodny moment do ataku pojawił się, kiedy Yoshiaki Ashikaga postanowił objąć stanowisko szoguna a szukając wsparcia zwrócił się do Nobunagi. Obaj bez większego trudu wkroczyli, do Kioto, ale w krótkim czasie Nobunaga zdominował Ashikagę i wypędził go ze stolicy, wyrastając nagle na poważnego rywala w wielkiej partii. Wprawdzie nie był jeszcze zbyt silny, ale zajmował teraz kluczową pozycję strategiczną.
W powadze sytuacji pierwszy zorientował ...
K0NDZl0