Rozmyślania Belli 7.doc

(38 KB) Pobierz

cz.VII

Minęło kilka dni od uleczenia Jacoba. Nasze stosunki uległy zmianie. Carlisle wciąż zajmował się jego leczeniem, bo po przemianie w człowieka okazało się, że ma wiele urazów, które po walkach jeszcze nie zdążyły się zagoić. Esme i Alice dbały o jego wygodę i dostarczały posiłki, Jake potrzebował teraz dużo siły.
Przychodziłam do niego od czasu do czasu z Reneesme. Już nie było tak jak dawniej. Wciąż kochał i uwielbiał moją córeczkę, ale wraz z utratą wilkołactwa, zniknęło wpojenie. Widziałam, że mała trochę posmutniała, bo już nie była w centrum uwagi, ale Jacob wytłumaczył jej, że nigdy nie przestanie jej kochać i zawsze będzie jego księżniczką. Wbrew temu, że jest na etapie rozwoju trzylatka, zrozumiała sytuację. Przestała się smucić. W jej oczach znów dawny blask, trochę zamglony, ale wiedziałam, że już niedługo wszystko wróci do normy.

***

Jake po kilku godzinach od przemiany nabrał sił, ale nie chciał rozmawiać o tym, co przeszedł. Nikt nie naciskał na niego, wszyscy się nim opiekowaliśmy. Leah nie odstępowała go ani na krok, była przy nim gdy zasypiał i gdy budził się. Najwidoczniej już nie irytowało ją przebywanie w naszym domu i zapach, jaki od nas emanował.
Pewnego razu poprosiła mnie o rozmowę. Byłam zaskoczona, ale nie odmówiłam jej. Wyglądała na lekko przestraszoną. Udałyśmy się do lasu tak daleko, aby nikt nas nie usłyszał. Zatrzymałam się nad strumieniem, siadając na odłamanym kawałku głazu. Dziewczyna usadowiła się na trawie, naprzeciwko mnie.
-Bello, mam pewne obawy i myślę, że tylko ty jesteś w stanie pomóc mi zrozumieć… -Ostatnie słowa wyszeptała. Podniosła głowę i spojrzała mi w oczy. Była ostrożna, ale nie bała się. Jej źrenice błyszczały. Nie chciałam sprawić jej krzywdy, w końcu jest przyjaciółką Jake’a.
-Słucham, co się stało? -Zapytałam łagodnym tonem.
-Chciałam się dowiedzieć dokładniej, jak wyglądały stosunki Jacoba i Reneesme.- Takiego pytania się nie spodziewałam. O co jej chodziło? Nie chciałam dać po sobie poznać, że mnie zaskoczyła. Przybrałam kamienny wyraz twarzy.
-Jacob nie chciał jej odstąpić na krok, bardzo ją kocha i dba o jej szczęście. Są bliscy sobie, choć ostatnie zdarzenia oddaliły go od niej. Tak bardzo pragnął jej bezpieczeństwa, że był gotowy oddać za nią swoje życie.
-Jestem ciekawa, co się z nim działo, gdy nie mógł być przy niej? Nigdy nie odczuwałam w nim takich pragnień, bo wtedy zawsze pozostawał w ludzkiej postaci. -Do czego ona zmierza? Tylko to mnie interesowało, ale postanowiłam poczekać do końca rozmowy. Może sama mi powie.
-Był bardzo niespokojny, rozdrażniony. Najmniejsza rzecz wyprowadzała go z równowagi. Kiedyś nawet stoczył walkę z Rosalie, bo nazwała go śmierdzącym kundlem. -Uśmiechnęłam się do swoich myśli, ich walka była wręcz komiczna, szamotali się po salonie jak wściekłe byczki. -Martwił się ciągle, a gdy tylko Reneesme pojawiała się w zasięgu jego wzroku, znów stawał się ostoją spokoju. Był szczęśliwy, bo ona była szczęśliwa -spojrzałam na Leah. Jej wzrok był utkwiony w jakimś punkcie powyżej mnie.
-Do czego zmierzasz, Leah?- Już nie mogłam wytrzymać, musiałam wiedzieć. Dziewczyna spuściła głowę, przez chwilę nie wykonując żadnych ruchów.
-Ja…Ja…wpoiłam się w Jake’a -powiedziała to jednym tchem, zakrywając twarz dłońmi. Po jej policzkach płynęły łzy. Najwidoczniej bała się tego uczucia i na pewno nie była przygotowana na taki zwrot. Próbowała się przed nim bronić. Ja wciąż byłam w szoku. Nigdy nie byłam wylewna w uczuciach do niej, ale teraz było mi jej żal. Chciałam ją przytulić, ale zdołałam się powstrzymać przed tym gestem, położyłam jedynie dłoń na jej ramieniu. Parzyła mnie swoją skórą, ale postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Podniosła twarz. Była delikatnie podpuchnięta od płaczu, a oczy wciąż się szkliły. Co ja jej miałam powiedzieć?
-Bądź dobrej myśli, jakoś się ułoży -sama w to nie wierzyłam, ale tylko tyle byłam w stanie powiedzieć.
Jej szare oczy były utkwione w mojej twarzy. Myślałam, ze tylko mężczyźni mogą przeżyć wpojenie. No cóż, Leah i tak była wyjątkiem, jedyną kobieta-wilkołakiem.
-Rozmawiałaś już z kimś o tym? -Spytałam łagodnie.
-Nie -odparła pochylając głowę.
-Myślę, ze powinnaś udać się do Sama. Wiem, że łączy Was wspólna przeszłość, ale on jeden najlepiej rozumie wasze wilkołactwo. On Ci zapewne to wszystko dobrze wytłumaczy, ja mogę zaoferować jedynie wsparcie.
-Dziękuję -wyszeptała. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Siedziała teraz przede mną, bezsilna, pozbawiona emocji. Jedynie z jej oczu można było odczytać zmartwienie.
-Myślę, że Jacob zrozumie -nie wiedziałam, dlaczego to powiedziałam. Czy ja w to wierzyłam? Teraz, gdy jest człowiekiem, zasługuje na miłość, zasługuje na kogoś tak dobrego i oddanego jak Leah. Po raz kolejny nazwałam ją w myślach po imieniu, przychodziło mi to z coraz większa łatwością. Cóż, może nasze stosunki ulegną zmianie.
Siedziałyśmy w ciszy jeszcze dosyć długo. Nagle poczułam zapach mojej rodziny. Zbliżali się, ale nie spieszyli, co znaczyło, że nic poważnego się nie stało. Po chwili poczułam, ze Edward przykucnął za mną. Pocałował mnie w kark.
-Kochanie, wybieramy się na polowanie, bo nie chcemy narażać Jacoba. Wybierzesz się z nami?- Zapytał. Miałam ochotę udać się z nimi, żeby rozładować trochę emocji na jakimś wściekłym grizzly, ale poczułam, że powinnam zostać z nią.
-Nie, idźcie sami. Ja zostanę z Leah i Jacobem. A gdzie jest Reneesme?- Nie zauważyłam jej wśród nich.
-Została w domu z Esme. Obie opiekują się Jakiem- powiedział, po czym musnął ustami moją skroń i już go nie było. Zamknęłam oczy, skupiłam się i na moment opuściłam moją tarczę. „Wracaj szybko, już za Tobą tęsknię”, pomyślałam, po czym tarcza wróciła na miejsce. Wiedziałam, że mnie usłyszy, zawsze słyszał. Nie bałam się zostać sama, wiedziałam, że jesteśmy bezpieczni. Otworzyłam oczy, ale ku mojemu zdziwieniu, Leah nie było przy mnie. Przeczesałam wzrokiem okolice wokół mnie i dostrzegłam biały materiał jej sukienki za drzewami. Skryłam się w cieniu jednego z nich i obserwowałam.
Klęczała przy strumieniu, dotykając delikatnie palcami tafli wody. Do moich uszu doleciała cicha melodia, współgrająca z szumem wiatru. Nie wiedziałam, jak ona to robi, ale byłam pewna, że to jej dłonie zamieniają dźwięk płynącej wody w przepiękną melodię, kojąca moje emocje. Poczułam się tak, jak wtedy, gdy po raz pierwszy Edward zanucił mi kołysankę. Uspokojona i pełna zachwytu. Tak, tak właśnie się czułam, jakbym znów była tamtą małą, niezdarną Bellą, zanurzoną w bezpiecznych ramionach ukochanego. Gdy wracałam myślami do wspomnień z ludzkiego życia, melodia nagle się urwała.
Skierowałam wzrok ku Leah. Wciąż klęczała, lecz teraz wydawała się taka nieobecna, zapatrzona w głębię zieleni lasu. Chyba godziła się z przeznaczeniem. Przyglądałam się jej jeszcze przez moment, potem, w ułamku sekundy znalazłam się obok niej. Odwróciła głowę w moją stronę. Wyglądała inaczej, jej oczy już nie błyszczały od łez, a twarz nie była podpuchnięta. Wyglądała pięknie, była lekko zarumieniona, ale w jej wzroku dostrzegałam jedynie spokój i iskrę radości.
-Jutro porozmawiam z Samem, ale teraz czuję, że powinnam już wrócić do Jacoba -powiedziała i, nie czekając na moją reakcję, wstała. Powoli zmierzała w stronę domu. Po chwili dorównałam jej kroku i w ciszy przemierzałyśmy las.
Wiatr wciąż szumiał, lecz jego podmuchy nabrały na sile, ciemne chmury spowiły niebo i tylko pojedyncze gwiazdy je rozświetlały. Sama nie wiem, kiedy otuliła nas nieprzenikniona ciemność nocy.
Minęło kilka minut i w końcu stałyśmy przed szklanymi drzwiami. Popatrzyła na mnie i posłała uśmiech. Odwzajemniłam się tym samym i kiwnęłam głową na znak, by weszła do środka. Uchyliła drzwi i po sekundzie znajdowałyśmy się w salonie. To, co zobaczyłam, zupełnie mnie zmroziło. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku…

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin