333_Nr_3.pdf
(
1422 KB
)
Pobierz
Gazeta informacyjna Biebrzańskiego Parku Narodowego
numer 3
grudzień 2009
W numerze:
Drodzy Czytelnicy!
W tym numerze Biebrzańskich Wieści
szczególnie polecamy Państwu tematy związane z historią
i dziedzictwem kulturowym regionu. Przyglądamy się dawne-
mu codziennemu życiu ludzi znad Biebrzy, między innymi
różnym ówczesnym sposobom połowu ryb; dawne techniki
rybackie opisuje Mirosław Kobeszko. Proponujemy też cieka-
wy artykuł o grupie rekonstrukcyjnej Centralnej Szkoły Podo-
ficerskiej Korpusu Ochrony Pogranicza w Twierdzy Osowiec.
Wraz z nastaniem srogich mrozów i śniegów często słyszy się
o konieczności dokarmiania ptaków, dotkliwie odczuwających
zimę. Czy należy im pomagać?
Zapraszamy do lektury polecając „Biebrzańskie Wieści”
na długie, zimowe wieczory.
Zimowe dokarmianie
ptaków
2
Redakcja
CSP KOP i jej grupa
rekonstrukcyjna
3
Ratraki na bagnach
biebrzańskich
O współpracy
z OTOP-em w rozmowie
z Krzysztofem Górskim
4
Zimowe rybaczenie
biebrzańskie
5
Rozmowa
z Franciszkiem Trzaską
ropie. Takim sztandarowym gatun-
kiem jest wodniczka ale również ry-
cyki, krwawodzioby, kszyki czy ku-
liki wielkie.
Cezary Werpachowski
Tradycyjne, ręczne koszenie łąk, z wyjątkiem nielicznych
przypadków, odeszło do lamusa. Pilna potrzeba wykaszania
bagiennych łąk zmusiła do poszukiwań nowych rozwiązań.
Czy istnieją maszyny, które takiemu zadaniu mogłyby sprostać?
7
P
óźnym latem i jesienią tego
roku przejeżdżając Carską
Drogą na wysokości Bagna
Ławki (niedaleko wieży widokowej)
można było dostrzec dziwnie wyglą-
dające maszyny, które z dość dużą
prędkością kosiły biebrzańskie tu-
rzycowiska. Może nie byłoby w tym
nic dziwnego, ale … były to ratraki.
Po wielu latach eksperymentów
mających na celu znalezienie ma-
szyny, która mogłaby kosić bieb-
rzańskie torfowiska przyszedł czas
na śnieżne ratraki. Do wykoszenia
są tysiące hektarów podmokłych,
biebrzańskich łąk – łąk, które w
wielu wypadkach nie były użytko-
wane przez dziesiątki lat i są czasa-
mi mocno zakrzaczone.
W pierwszej kolejności do kosze-
nia – wyznaczono około 8 tys. ha
Bagna Ławki! I właśnie tutaj pracu-
je kilka, specjalnie przerobionych
(zamontowano urządzenia koszą-
ce) maszyn.
Co dalej ze skoszonym
sianem?
W pierwszym etapie całego pro-
jektu – pozyskana biomasa będzie
wykorzystana na podściółkę lub do
produkcji kiszonki. Docelowo po-
szukiwane są inne metody zagospo-
darowania biomasy np. po wysusze-
niu, dodaniu wysegregowanych od-
padków komunalnych ma posłużyć
do produkcji brykietów – biopaliwa
zasilającego lokalne ciepłownie. In-
nym sposobem, przy zastosowaniu
odpowiednich technologii, mogła-
by być produkcja metanu a jeszcze
innym produkcja kompostu, który
mógłby użyźniać nasze ogródki.
Efekty działalności ratraków i
wpływu koszenia na przyrodę po-
zostają pod ciągłą kontrolą zespołu
przyrodników z Biebrzańskiego PN.
Kierowco,
przypominamy
Jaki jest cel
tych działań?
Po pierwsze i najważniejsze – po-
wstrzymanie procesów zarastania
otwartych ekosystemów bagien-
nych, czyli używając naukowej ter-
minologii – sukcesji wtórnej. Nie-
skoszone, bagienne, biebrzańskie
łąki zarastają młodymi drzewkami
brzozy, olszy i kilku gatunków
wierzb. W ostatnich latach dołączy-
ła do nich ekspansywna trzcina.
Drugim równie ważnym powo-
dem jest ochrona wielu cennych
gatunków roślin i zwierząt, które
tylko tutaj przetrwały lub mają na
otwartych bagiennych turzycowis-
kach najliczniejsze populacje w Eu-
Ratrak – przyjęta w Polsce nazwa pojazdu gąsienicowego służącego do
przygotowywania tras narciarskich. Nazwa pochodzi od marki pierwszych
maszyn sprowadzanych do Polski w latach 70., natomiast nie jest używana
w Austrii ani we Francji (w języku angielskim snowgroomer/snowgrooming
tractor lub snowcat) – źródło Wikipedia.
Więcej na str. 2 i 4.
Radosnych Świąt Bożego Narodzenia
oraz pomyślności
w Nowym Roku 2010
życzą
2010
Rok
Wodniczki
Dyrekcja i Pracownicy Biebrzańskiego Parku Narodowego
2
Biebrzańskie Wieści
nr 3
2010
Rok Wodniczki
Biodiesel nad Biebrzą
Rozmawiał A.Wiatr
LISEK (Agro Bras)
Rozmowa z Panem
Stanisławem Komosą
– rolnikiem z Zabiela,
producentem własnego
paliwa biodiesel.
Niezastąpiona odmiana rzepaku na lżejsze
gleby wysoka stabilność plonowania wybit-
na zdolność do przystosowania się do nie-
korzystnych warunków .Jest odmiana popu-
lacyjną, wybitnie pasuje do polskich warun-
ków klimatyczno-glebowych, w której połą-
czono cechy najważniejsze dla rzepaku, tj.
plenność, zimnotrwałość i odporność. Bar-
dzo ważne znaczenie ma duża plastyczność
LISKA, ujawniająca się szczególnie w warun-
kach polskiej mozaiki glebowej. Jest to
najważniejszy powód tak ogromnej popu-
larność tej odmiany wśród producentów
rzepaku.
Skąd pomysł na produkcję biodiesla?
Majsterkowanie i eksperymentowanie lu-
biłem od dawna. O produkcji biodiesla wyczy-
tałem w gazecie i od razu zwróciło to moją
uwagę. Zadzwoniłem do osoby, która się tym
zajmowała (gdzieś pod Siedlcami), wy-
słałem delegację rodzinną na zwiad.
Po powrocie zwiadowcy z wielkim za-
skoczeniem opowiadali jak prosto wy-
gląda cała produkcja. Postanowiliśmy
spróbować sami.
Źródło: www.chempest.com.pl
dukcji musieliśmy kupić na rynku bo nie mie-
liśmy swojej uprawy. Dopiero jesienią posia-
liśmy 3 ha rzepaku żeby być samowystarczal-
nym. I tak zaczęła się nasza przygoda z bio-
dieslem.
dnak myślę, że warto – dlaczego? Z 3 ha ob-
siewu rzepakiem uzyskujemy plon ok. 2 do
2,5 t/ha. Z takiej ilości można wyprodukować
ok. 2500 l paliwa. Oprócz tego zostaje nam
wysokobiałkowa pasza – makuch, którą bar-
dzo polecam krowom. Na nasze słabe ziemie
(IVb i V klasa) do obsiewu najlepiej nadaje się
odmiana rzepaku „Lisek”. Paliwo świetnie
nadaje się do ciągnika.
Jest to zboże ozime. Wysiane we wrześniu
chroni pokrywę glebową od erozji wietrznej.
Może być dodatkowym schronieniem dla np.
zajęcy czy kuropatw. Najważniejsze chyba,
że jest to paliwo odnawialne i nie wykorzystu-
je zasobów naturalnych.
Jak wyglądały pierwsze kroki?
Pierwszy eksperyment zrobiliśmy w
5 litrowym garnku na kuchennym pie-
cu (żony na szczęście nie było wtedy
w domu). Sami się zdziwiliśmy, ale
wyszło rewelacyjnie.
Czy warto taką domową rafinerię pole-
cić innym gospodarzom?
To zależy jakie kto ma oczekiwania. Na
początek trzeba oczywiście ponieść koszty.
Dość droga jest tłocznia i estryfikator, który
ostatecznie można też zrobić samemu. Je-
Wszystkich zainteresowanych odsyłamy
do Pana Stanisława Komosy w Zabielu
– tel.601 406 836
Co było dalej?
Postanowiliśmy kupić lepszy sprzęt
– tłocznie i estryfikator. Olej rzepako-
wy zimnotłoczony do pierwszej pro-
A jak produkcję rzepaku połączyć
z ochroną środowiska?
Dziękuję za rozmowę.
Zimowe dokarmianie ptaków.
TAK?
NIE?
mnikach. Ptaki szybko przyzwycza-
jają się do obecności pokarmu w
karmniku, ograniczają jego poszu-
kiwanie gdzie indziej, co w wypad-
ku przerwy w dokarmianiu może
spowodować śmierć wielu z nich.
Gromadzenie się ptaków w jednym
miejscu (przy karmniku) ułatwia
przenoszenie chorób, pasożytów i
ataki drapieżników. Niewłaściwy
pokarm może spowodować osłabie-
nie i choroby, co w warunkach zimo-
wych często ma śmiertelny skutek.
Dlatego, jeśli zdecydujemy się na
dokarmianie ptaków zimą powin-
niśmy zachować kilka podstawo-
wych zasad:
mrozów, gdy zamarznięte są zbior-
niki wodne;
Piotr Marczakiewicz
Srogie mrozy, duża ilość śniegu
to dla wielu ptaków najtrudniejszy
do przetrwania okres.
Czy dokarmiając je pomagamy
– czy może wyrządzamy jeszcze
większą krzywdę?
karmnik należy umieścić
w ta-
kim miejscu, by uniemożliwić do-
stęp drapieżników (np. kotów);
Ratrak zamiast kosy
utrzymywać czystość
w karmni-
ku – regularnie usuwać resztki po-
karmu i odchody ptaków;
mi jest już gorzej, wydajność jest
mniejsza, łatwiej o usterkę.
Rozmawiał A. Wiatr
W
iele osób mniej lub bar-
dziej regularnie dokarmia
zimą ptaki. Niestety, czę-
sto nie zdają one sobie sprawy, że
robiąc to niewłaściwie, można uczy-
nić ptakom więcej szkody niż po-
żytku. Najbardziej jaskrawym
tego przykładem jest dokar-
mianie ptaków wodnych,
zwłaszcza łabędzi. Podstawo-
we błędy popełniane w tym
wypadku to: zbyt wczesne
rozpoczynanie dokarmiania
– ptaki zamiast odlecieć na
zimowiska, pozostają w kra-
ju w niesprzyjających warun-
kach; stosowanie niewłaści-
wej karmy – zeschnięty lub
spleśniały chleb, produkty
solone (np. resztki jedzenia)
powodują chroniczną bie-
gunkę i chorobę zwaną kwa-
sicą; brak dokarmiania wte-
dy, gdy ptaki naprawdę go potrze-
bują – w trakcie siarczystych mro-
zów i intensywnych opadów śnie-
gu.
Zastrzeżenia ornitologów budzi
także dokarmianie ptaków w kar-
stosować tylko pokarmy
odpo-
wiednie dla ptaków, które karmimy.
W wypadku łabędzi, które są roślino-
żerne, jest to ziarno zbóż, surowe lub
gotowane bez soli warzywa, ewen-
tualnie świeży i drobno pokrojony
chleb. Pokarmu powinno być tyle, by
ptaki zjadły go od razu, pozostawio-
ne resztki psują się i pleśnieją i są
szkodliwe dla ptaków. W przypadku
innych ptaków podawać należy ziar-
na słonecznika, nasiona lnu, można
zakupić gotowe mieszanki tłuszczo-
we z zatopionymi nasionami lub po-
wiesić kawałek słoniny ale nie solo-
nej! Można też podawać suszone
owoce jarzębiny czy bzu czarnego.
Rozmowa z Radosławem
„sierżantem” Marciniakiem
– kierowcą jednego z ratraków
pracujących na Bagnie Ławki
Czy ratraki często się psują?
Czasem zerwie się gąsienica, na-
wali jakieś łożysko. Same ratraki
się nie psują – choć w upalne dni
wymagają lepszego chłodzenia bo
suche resztki traw dostają się w
okolice silnika i wtedy łatwo o po-
żar maszyny. Już pracujemy nad
tym jak udoskonalić to wszystko
przed kolejnym sezonem. Chcemy
poprawić głowice tnące by byłe
trwalsze i lepiej kosiły.
Ratraki kojarzą się nam z góra-
mi – jak radzą sobie na bagnach?
Ratraki świetnie radzą sobie na ba-
giennym podłożu. Gąsienice spra-
wiają, że pojazd dość łatwo pokonu-
je nierówności, kępy turzyc czy na-
wet zagłębienia z wodą. Co ważne,
gąsienice sprawiają też, że ta dość
ciężka maszyna nie powoduje duże-
go zniszczenia podłoża. Obsługa ra-
traka też nie jest wyjątkowo trudna.
Ale po kilkunastu godzinach jazdy i
ta przyjemność potrafi być męcząca.
jeśli zaczęliśmy
dokarmiać pta-
ki, musimy to robić regularnie do
końca zimy. Wyjątkiem w tym przy-
padku są ptaki wodne (łabędzie,
kaczki, łyski, mewy), które powin-
no się dokarmiać tylko w czasie
Czy zamienilibyście pracę na
ratraku na koszenie kosą?
Nie wyobrażam sobie koszenia
tak dużych powierzchni ręcznie.
Kosą odważyłbym się skosić łąkę
wokół domu, ale tu na bagnach
chyba już nie ma odwrotu od ma-
szyny – przy tak dużej skali potrzeb
tylko maszyna jest w stanie temu
podołać. A jak wszystko idzie dob-
rze to i na łosie można popatrzeć,
raz nawet podeszły do nas wilki.
Zadbany i obfitujący w pokarm
karmnik z pewnością odwiedzać
będą regularnie m.in. sikory bogat-
ki, modraszki, dzwońce, trznadle
czy gile. Obserwacja ptasiej stołów-
ki daje dużo satysfakcji i radości
szczególnie najmłodszym.
Jednak pamiętajmy, lepiej nie
karmić ptaków wcale, niż robić to
niewłaściwie.
Jaka jest wydajność koszenia ta-
ką maszyną?
Bardzo dużo zależy od jakości
łąk. Te równe, bez kęp i zarośli ko-
si się łatwiej i w ciągu dnia przez
kilkanaście godzin pracy można
wykosić nawet 10 ha. Na powie-
rzchniach z kępami, zakrzaczenia-
Sikora bogatka to jeden z
najczęstszych bywalców w karmnikach
Dziękuję za rozmowę.
3
nr 3
Biebrzańskie Wieści
www.biebrza.org.pl
Biebrzański Park Narodowy to nie tylko wspaniała przyroda,
to także miejsce o ciekawej historii. Współpracując od lat z Osowieckim
Towarzystwem Fortyfikacyjnym oraz Jednostką Wojskową
w Osowcu-Twierdzy dowiedzieliśmy się bardzo dużo o Twierdzy
i jej różnych losach. W tym numerze pragniemy przedstawić kolejną
ciekawą inicjatywę związaną z Twierdzą.
Grupa Rekonstrukcyjna CSP KOP
pod Muzeum Twierdzy Osowiec
pierwszy raz w mundurach 21.08.2009
St. sierż. Krzysztof K. Szepiel, Dowódca
Grupy Rekonstrukcyjnej CSP KOP
W
dniu 24 sierpnia 1939 roku, w ra-
Pierwszy przemarsz
W dniu 21 sierpnia 2009 r. z okazji organi-
zowanego przez dowództwo garnizonu w
Osowcu – Twierdzy Święta Wojska Polskie-
go, po raz pierwszy przekroczyliśmy dobrze
nam znaną bramę jednostki wojskowej już w
mundurach podoficerów z CSP KOP: starszy
sierżant, dwóch sierżantów, plutonowy i kap-
ral. Od tego pamiętnego dnia rozpoczęła się
nasza wielka przygoda z rekonstrukcją histo-
ryczną.
W dniu 6 września 2009 r. stawiliśmy się na
Górze Strękowej, w związku z obchodami
70 rocznicy bitwy pod Wizną. Byliśmy to win-
ni naszym poprzednikom, dowódcy obrony,
kpt. Władysławowi Raginisowi, byłemu ofice-
rowi CSP w Osowcu, i żołnierzom broniących
odcinka „Wizna” ze 135 pp.
W dniu 26 września 2009 r. udaliś-
my się do Wytyczna (woj. lubelskie), w
miejsce gdzie rozegrała się ostatnia
bitwa Korpusu oraz definitywnie za-
kończyła się oficjalna jego historia.
Tam wzięliśmy udział w uroczysto-
ściach oraz zaciągnęliśmy honorową
wartę pod „Kopcem Chwały” i przy
mogiłach poległych KOP-istów.
W dniu 11 listopada 2009r. na za-
proszenie Starosty Monieckiego
wzięliśmy udział w powiatowych ob-
chodach Święta Niepodległości, ja-
kie odbyły się w Jasionówce. Tu rów-
nież zaciągnęliśmy wartę przy po-
mniku.
W dniu 19 listopada 2009r. spotkaliśmy
się z przewodnikami turystycznymi z Re-
gionalnego Oddziału PTTK w Białymstoku
Celem spotkania była chęć przybliżenia te-
matyki związanej KOP oraz prezentacja
Grupy.
Mija pierwszy rok naszej działalności.
Zdobyliśmy nowe doświadczenia, nawiąza-
liśmy wiele nowych kontaktów. Gdzie będzie
nas można spotkać w przyszłym roku? Na
pewno w Górze Strękowej, w Wytycznie, na
uroczystościach patriotycznych organizowa-
nych przez Jednostkę Wojskową w Osowcu
i powiat moniecki, ale przed wszystkim na
naszej Twierdzy.
mach mobilizacji oraz w obliczu
zbliżającej się nieuchronnie wojny,
przestaje oficjalnie istnieć Centralna Szkoła
Podoficerska Korpusu Ochrony Pogranicza
mająca swoją siedzibę w Osowcu. Na jej ba-
zie zostaje sformowany 135 rezerwowy pułk
piechoty, wchodzący w skład 33 rez. DP. Nie-
mal dokładnie 70 lat później, 21 sierpnia 2009
roku, na teren Fortu I Centralnego Twierdzy
Osowiec wkracza pięciu ludzi w mundurach
podoficerów KOP. Wiele długich lat czekała
Twierdza na powrót KOP-istów w swoje mu-
ry. Udało się. Dzięki grupie pasjonatów dzia-
łających w ramach Osowieckiego Towarzy-
stwa Fortyfikacyjnego, znowu tu wrócili.
CSP KOP i jej grupa
rekonstrukcyjna
Grupa rekonstrukcyjna
Mijają lata. O Korpusie Ochrony Pograni-
cza, jedynej formacji, jaka we wrześniu 1939
r. stawiła czoła Armii Czerwonej, można po-
nownie zacząć mówić głośno. Związane jest
to z przemianami ustrojowymi w naszym kra-
ju po 1989 roku. W 1996 r. na terenie Twier-
dzy Osowiec, powstaje Osowieckie Towarzy-
stwo Fortyfikacyjne. Związki Twierdzy z
KOP, zostają upamiętnione pomnikiem na
terenie Fortu I oraz ekspozycją w Muzeum
Twierdzy Osowiec.
Pod koniec 2008r. wśród członków OTF ro-
dzi się kolejna inicjatywa, której celem jest
powołanie Grupy Rekonstrukcyjnej Central-
nej Szkoły Podoficerskiej Korpusu Ochrony
Pogranicza. Formalnie Grupa swoją działal-
ność rozpoczyna w dniu 4 stycznia 2009 r. Za-
kłada ją 5 osób. Wszyscy z nich są członkami
Osowieckiego Towarzystwa Fortyfikacyjnego
oraz przewodnikami po Twierdzy Osowiec.
Jaki cel nam przyświeca? Pokazanie i przybli-
żenie, jak największej rzeszy ludzi, czym był
KOP. Zadanie jest bardzo trudne, jak i koszto-
wne. W związku z tym, nasze przygotowania
trwają prawie 6 miesięcy. Jaki jest ich efekt?
Powstaje jedyna (wg naszej aktualnej wiedzy)
tego rodzaju Grupa Rekonstrukcyjna, nasta-
wiona tylko i wyłącznie na odtwarzanie KOP
w okresie przed wybuchem II Wojny Świato-
wej. Co za tym idzie, nosimy mundury garni-
zonowe, wykonane wg wz. 1936 z sukna, a nie
z powszechnych wśród innych KOP-istów – re-
konstruktorów polowych „drelichów”. Z tych
samych względów nie bardzo pasujemy do
rekonstrukcji bitew, ale świetnie czujemy się
na wszelkiego rodzaju uroczystościach, hono-
rowych wartach. Mimo, krótkiego czasu od
momentu zaistnienia, można było nas zoba-
czyć już na kilku uroczystościach.
Posiadał własne oddziały piechoty, saperów, ka-
walerii, żandarmerii, artylerii, a nawet świetnie
działającą służbę wywiadowczą. Do Korpusu
można było zostać przeniesionym, po odbyciu za-
sadniczej służby w Wojsku Polskim. Traktowa-
no to, jako znaczny awans i nobilitację.
Korpus wyższą kadrę pozyskiwał ze szkół
oficerskich poszczególnych rodzajów broni.
Sam natomiast szkolił własną kadrę podoficer-
ską. W tym celu 28 sierpnia 1928r. na terenie
dawnej carskiej twierdzy w Osowcu sformo-
wany zostaje Batalion Szkolny KOP, który prze-
mianowano 28 lutego 1930r. w Centralną Szko-
łę Podoficerską KOP. W szkole odbywały się
półroczne kursy, zarówno dla podoficerów za-
wodowych, jak i niezawodowych (nadtermino-
wych). Kursy dla podoficerów zawodowych,
kończyły się zwyczajowo na święto narodowe
3 maja i święto narodowe 11 listopada. Ostat-
nie z nich było również świętem całego KOP.
W ramach mobilizacji w 1939 roku, na bazie
poszczególnych brygad KOP tworzy się od-
działy wojska, których zadaniem jest zasilenie
głównych siły skierowanych do obrony kraju.
I tak dawna CSP w Osowcu, w II Wojnę Świa-
towa wkracza, jako 135 pułk piechoty, dowo-
dzony przez ostatniego komendanta Szkoły
płk. Tadeusza Tabaczyńskiego. Zadaniem puł-
ku jest ochrona kierunku z Prus Wschodnich.
Działania te wykonuje do dnia 11 września
1939r. Następnie zgodnie z wytycznymi Na-
czelnego Wodza, wycofuje się na południe kra-
ju, dalej kontynuując walkę. Szlak bojowy koń-
czy pod Kockiem w składzie Samodzielnej
Grupy Operacyjnej „Polesie” gen. Franciszka
Kleeberga. Kilka dni wcześniej, 1 październi-
ka 1939 r. po bitwie pod Wytycznem, ostatni do-
wódca KOP, gen. Wilhelm Orlik – Rückemann,
zwalnia żołnierzy pozostałych przy nim z przy-
sięgi, kończąc
de facto
15 letnią historię KOP.
Powołanie KOP
Korpus Ochrony Pogranicza został powoła-
ny do życia rozkazem z dnia 12 października
1924r. Mianowany dowódcą formacji, gen. Hen-
ryk Odrowąż-Minkiewicz zwracając się w nim
pisał do żołnierzy: „Na ziemiach, umęczonych
długoletnią wojną, zapanował znowuż gwałt i
terror. Cała ludność Województw Kresowych
spogląda na żołnierzy Korpusu Ochrony Pogra-
nicza, jako swoich właściwych obrońców.”
W słowach tych opisywał sytuację na
wschodnich rubieżach II Rzeczpospolitej.
Miał na myśli długą granicę pomiędzy Polską,
a ZSRR, na której nieustannie dochodziło do
starć, potyczek, a nawet regularnych bitew,
pomiędzy polskimi wojskiem wspieranym
przez policję, a zbrojnymi bandami przycho-
dzącymi z drugiej strony pasa granicznego.
Powyższa sytuacja stanowiła główny powód
decyzji o powołaniu do życia nowej formacji:
Korpusu Ochrony Pogranicza. Jej zadanie w
głównej mierze miało na celu ochronę porząd-
ku na wschodniej granicy i terenach przyleg-
łych. Uznano bowiem, że jedynie zorganizowa-
na, dobrze wyszkolona i wyposażona na spo-
sób wojskowy formacja, będzie w stanie za-
prowadzić na tym terenie ład i porządek.
KOP – coś więcej
niż typowy oddział
Korpus Ochrony Pogranicza, nie był typowym
oddziałem, czy też nowym rodzajem broni, a
formacją wojskową o rozbudowanej strukturze.
4
Biebrzańskie Wieści
nr 3
2010
Rok Wodniczki
„Góra Odpadów”
BIOM Dolistowo
ZK „Biebrza” jest twórcą Biebrzańskiego
Systemu Gospodarki Odpadami – czy
sprawdza się on w praktyce?
Generalnie system ten się sprawdza i mam
nadzieję, że skutecznie rozwiąże problem od-
padów na terenie gmin przyległych do najwię-
kszego i jednego z najcenniejszych parków na-
rodowych. Oprócz działającej sortowni już
wkrótce zaczniemy realizację II etapu tego sy-
stemu. Dzięki dotacjom unijnym i WFOŚiGW
w Białymstoku wybudowane zostanie w Ko-
szarówce pod Grajewem składowisko odpa-
dów, powstaną nowe stacje przeładunkowe,
zrekultywowane zostaną stare wysypiska śmie-
ci – wszystko na kwotę ponad 40 mln złotych.
Rozmawiał A. Wiatr
To chyba najbardziej „zaśmiecone” po-
dwórko w dolinie Biebrzy? Skąd tyle
śmieci?
Zakład Recyklingu – sortownia w Dolisto-
wie przyjmuje odpady z terenu gmin należą-
cych do Związku Komunalnego „Biebrza”.
Rocznie trafia do nas ok. 700 ton odpadów, w
tym papier i tektura, tworzywa sztuczne wraz
z folią po sianokiszonce, szkło oraz metale.
Większość odpadów podlega dalszej segre-
gacji by w efekcie trafić do dalszej przetworze-
nia do huty szkła i żelaza, makulaturowni oraz
zakładów przetwarzających tworzywa sztu-
czne. W końcowym efekcie trafia ponownie na
rynek w formie opakowań, butelek, itp. pro-
duktów, które później kupujemy w sklepach.
Rozmowa z Iwoną Mocniak
- prezesem S-ki BIOM w Dolistowie
Jak przekonać i nauczyć nas, zwykłych
mieszkańców czynnie segregować
odpady?
Jak każda inna rzecz wymaga to trochę
cierpliwości, świadomości i poświęcenia swo-
jej uwagi i czasu. Potem wchodzi to w na-
wyk. Po jakimś czasie czujemy z tego radość,
że puszka po piwie, butelka po napoju za-
miast do pieca czy na wysypisko trafi do sor-
towni i będzie ponownie wykorzystana. Waż-
na jest w tym wszystkim wzajemna edukacja
– dzieci muszą edukować rodziców, rodzice
przypilnować dzieci.
W tym momencie chciałabym serde-
cznie zaprosić wszystkie szkoły podsta-
wowe i gimnazja do odwiedzenia naszej
sortowni w Dolistowie w celu odbycia
zajęć z ochrony środowiska. Poprzez
bezpośredni kontakt z pracą sortowni
łatwiej będzie zrozumieć dlaczego war-
to segregować śmieci, dowiedzieć się
jak śmieci potrafią być niebezpieczne
dla zdrowia i środowiska naturalnego.
Kontakt: tel. 85 716-17-55.
Strach pomyśleć, że część tych odpadów
mogłaby trafić na dzikie wysypiska
śmieci, do lasu czy na bagna. Co my
mieszkańcy powinniśmy zrobić z odpa-
dami powstającymi w gospodarstwie do-
mowym lub rolnym?
W chwili obecnej każdy właściciel posesji
powinien mieć podpisaną umowę z przedsię-
biorstwem zajmującym się odbieraniem od-
padów komunalnych. Taka firma wyposaża
gospodarza w pojemnik na odpady oraz wor-
ki do segregacji szkła i butelek plastikowych
typu PET (najczęściej stosowane butelki pla-
stikowe). Przykładem takiej firmy jest np.
Spółka BIOM, której głównym udziałowcem
jest Związek Komunalny „Biebrza”, którego
członkami jest dużo gmin z doliny Biebrzy.
W ten sposób właściciel posesji nie musi się
martwić co zrobić z odpadami, co gorsze za-
stanawiać się np. czy nocą wywieźć je ukrad-
kiem na dzikie wysypisko. Całą „brudną” ro-
botę wykonana za niego odbiorca odpadów.
Pani Prezes z dumą chwali się swoją
posortowaną „górą śmieci”
Dziękuję za rozmowę.
Współpraca Parku z OTOP-em
Tak, zostały wypracowane dwie
formy koszenia, a w zasadzie zbiera-
nia biomasy. Kosimy głównie ratra-
kami z zamocowanym z przodu wal-
cem koszącym, tzw. „hederem” (wy-
korzystano element koszący z kom-
bajnów zbożowych). Natomiast spo-
sób zbioru siana polega, albo na wy-
korzystaniu dmuchaw, które zasysa-
ją skoszone siano bezpośrednio z wal-
ca i rurami przenoszą je na ciągnioną
za ratrakiem przyczepę – albo po sko-
szeniu jedzie jeszcze raz maszyna i
robi z tego bele. Wszystkie te zabiegi,
a właściwie ich efekty są monitoro-
wane. Sami dzierżawcy zostali zobo-
wiązani do prowadzenia takiego mo-
nitoringu. Oprócz tego badania takie
prowadzą wykwalifikowani pracowni-
cy Parku. Jak na razie, wszystko
wskazuje na to, że. obie metody są do-
bre, trzeba je jednak dopracować.
Komisji Europejskiej następny pro-
jekt, który w skrócie można by opi-
sać jako: wodniczka i biomasa. Czy-
li chcemy pójść trochę dalej i zasta-
nawiamy się jak wykorzystać pozy-
skaną biomasę. My stawiamy w
pierwszym etapie na brykieciarnię.
Taki brykiet jest już od kilku lat pro-
dukowany na obszarze doliny Nar-
wi, czyli niedaleko. Biomasa do je-
go produkcji pozyskiwana jest więc
z podobnych siedlisk jak nad Bieb-
rzą. No może jest tam więcej trzci-
ny. Pojawiła się pierwsza brykie-
ciarnia we wsi Zajki – to już cał-
kiem niedaleko. Na razie wykorzy-
stuje głównie słomę. Już niedługo,
mam nadzieję powstanie brykie-
ciarnia OTOP-u w gminie Trzcian-
ne. Ale wciąż jest to kropla w mo-
rzu tego co można by „wycisnąć” z
biomasy zebranej na naszym tere-
nie. Powstają także nowe pomysły
i inicjatywy budowy kilku biogazo-
wni na terenie gmin biebrzańskich,
które przetwarzałyby oprócz gnojo-
wicy, gnojówki także biomasę z
nadbiebrzańskich łąk na energię
elektryczną i cieplną.
Na koniec pytanie o problemy,
które się pojawiły przy okazji
realizacji programów rolnośro-
dowiskowych?
Nad Biebrzą, a może nawet w ca-
łej Polsce brakuje chyba organiza-
cji – instytucji, która ułatwiała by
rolnikom, tym mniej zasobnym w
pieniądze wchodzenie w programy
rolno-środowiskowe. W moim od-
czuciu Ośrodki Doradztwa Rolni-
czego chyba działają za słabo w tej
kwestii – a szkoda. Nie jest prosto
rolnikowi, który nawet chciałby re-
alizować programy – znaleźć infor-
mację, adres eksperta ornitologa,
botanika, kogoś kto by mu to wszy-
stko w sposób przystępny wyjaśnił.
Pamiętajmy, że pomimo olbrzymich
zmian jakie nastąpiły w naszym rol-
nictwie, w świadomości rolników –
wciąż mamy dużą grupę rolników,
którzy prawie nic o tych progra-
mach nie wiedzą, albo wręcz prze-
ciwnie słyszeli same niedobre rze-
czy. Tu jest olbrzymie pole do dzia-
łania dla organizacji pozarządo-
wych, a może dla reaktywowanego
Towarzystwa Biebrzańskiego? Ce-
lem OTOP-u jest jednak ochrona
dziko żyjących gatunków ptaków i
ich siedlisk w całej Polsce i na świe-
cie, ale gdyby ktoś z dzierżawców
lub indywidualnych rolników chciał
się czegoś o tych programach do-
wiedzieć –
zapraszamy do nas:
OTOP, Podlaskie Biuro Regional-
ne, Trzcianne. Tel. 85 738 50 37
.
Rozmawiał: C. Werpachowski
Rozmowa z Krzysztofem Górskim
z OTOP – kierownikiem projektu
„Ochrona wodniczki w Polsce
i Niemczech – lokalizacja otulina
BPN”, Podlaskie Biuro Regionalne
w Trzciannem
Jak OTOP trafił nad Biebrzę?
Nad Biebrzę trafiliśmy dzięki och-
ronie wodniczki. Pierwsze działania
podjęliśmy w 2005 roku. W 2008 r
Biebrzański PN ogłosił konkurs na
dzierżawę gruntów Skarbu
Państwa w celu realizowania
programów rolnośrodowisko-
wych oraz takiego użytkowa-
nia łąk, które sprzyjałoby
ochronie przyrody. Dzięki
podpisaniu umowy-dzierża-
wy z Parkiem trafiliśmy m.in.
na Bagno Ławki.
Kosimy na terenach, które od wie-
ków były koszone – tyle że ręcznie.
Ten sposób gospodarowania już nie
wróci, a powinniśmy kosić, ponie-
waż w innym wypadku tereny te w
bardzo niedalekiej przyszłości zaro-
sną. Nie ma innego sposobu. Efekt
koszenia ratrakiem różni się zasa-
dniczo od tego do czego przyzwy-
czailiśmy się patrząc na pracę kosia-
rzy. Raz, że jest kilkunastokrotnie
szybszy, dwa – na powierzchni tu-
rzycowiska powstają regularne pasy
ściętych i przygniecionych częściowo
roślin. Ale nie ma innego wyjścia. Na
terenie Bagna Ławki już są obserwo-
wane pewne korzystne zmiany – po-
jawiło się więcej gatunków, osobni-
ków ptaków z rodziny siewkowych.
Wymaga to oczywiście dłużej trwa-
jących badań i obserwacji. Nad tym
czuwają m.in. Służby Parku. Ale
pierwsze efekty już widać „gołym”
okiem: obserwujemy i więcej czajek,
rycyków – zrobiło się głośniej.
Podczas koszenia powstają ol-
brzymie ilości siana w dodatku
nie najlepszej jakości – jak je
zagospodarować?
Jest to dla wielu rolników pro-
blem. Jako OTOP złożyliśmy do
Na jak długi okres opiewa-
ją te umowy?
Umowy zawarte z Bieb-
rzańskim PN, po uzyskaniu
akceptacji Ministerstwa, zawiera-
ne są na okres 10 lat. Czyli są to w
miarę korzystne (w sensie długości
trwania) umowy. Dodatkowo w ka-
żdej chwili można się z takiej umo-
wy wycofać. Osobną kwestią są
programy rolno-środowiskowe – jak
długo one będą obowiązywały?
Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków jest zarejestrowaną,
krajową organizacją pozarządową, zajmującą się ochroną dzikich ptaków i
miejsc, w których one żyją. Naszym celem jest zachowanie dziedzictwa przy-
rodniczego dla dobra obecnych i przyszłych pokoleń. Jesteśmy partnerem
światowej federacji towarzystw ochrony ptaków – BirdLife International
Więcej na www.otop.org.pl
Na Bagnie Ławki obserwowa-
łem kilka sposobów koszenia i
zbierania siana – jak to wyglą-
da?
Dlaczego ratrakiem – czy takie
koszenie nie szkodzi przyrodzie?
Dziękuję za rozmowę.
5
nr 3
Biebrzańskie Wieści
www.biebrza.org.pl
Zimowe rybaczenie
biebrzańskie
śniegową pierzyną powoduje „przyduchę”,
co zawsze było i jest prawdziwą tragedią w ży-
ciu podlodowym rzeki. Ryby same szukają
oddechu, wykorzystując do tego wirującą na
wietrze trzcinkę wokół której lód nie zamarza
lub kopczyki piżmaczych gniazd, których
właściciele dbają aby nie zamarzały. W ta-
kich miejscach piskorze same niemal wy-
chodzą na lód, a jeszcze do nie dawna w ta-
kiej obfitości ze wożone je sankami, a nawet
furami i karmiono świnie.
Dla bardziej wyrafinowanych rybołowców,
doskonałych znawców życia rzeki, były wy-
prawy w poszukiwaniu „odparek” i rze-
cznych oddechów w królestwo wydry, która
niestrudzenie odbywa walkę z rybami, wy-
ciągając je na lód i po wygryzieniu podgar-
dla lub karku pozostawia ją jak w zamrażar-
ce z czego korzystają lodowi wędrowcy. Cza-
sem są to takie ilości, że odnosi się wrażenie,
że zabija te ryby dla samej satysfakcji zabija-
nia. Ponieważ jest ssakiem, pod wodą może
przebywać w określonym czasie a więc sta-
ranie dba o to by jej dziura żywicielka – nie
zamarzła. Przy umiejętnym podbieraniu jej
zdobyczy trafia się niejednokrotnie na swoi-
ste źródło świeżej lub mrożonej ryby.
Mirosław Kobeszko
czyli jak to bywało w dawniejszych czasach,
kiedy nie było jeszcze Parku, a i ludziom tu żyjącym
żyło się może i biedniej, ale i wolniej trochę…
P
óźna jesień, koniec dobrych brań szczu-
paka. Biebrza rośnie w oczach, wyle-
wa się z koryta i zalewa czysto wyko-
szone łąki. To efekt braku parowania i coraz
obfitszych opadów a jednocześnie „wycis-
kanie” wody z ziemi przez pobliskie wyso-
czyzny, otaczające biebrzańską dolinę. Łódki
wywrócone do góry dnem do wiosny będą
drzemać na grądzikach, artach i wszędzie tam
gdzie woda dotrzeć nie powinna. Jeszcze tyl-
ko kusząca wędrówka miętusa na tarło i
oczekiwanie na pierwsze mrozy. Życie rybac-
kie nad Biebrzą zamiera. Miejscowi nazywa-
ją to „ani po wodzie ani po lodzie”.
Pierwszy lód, jeżeli bez pokrywy śniego-
wej, powodował przypływ rybackich namięt-
ności. Coraz częściej na trzeszczącym, ugina-
jącym się lodzie chodzili ludzie z drewnia-
nymi młotami na ramionach i siekierkami za
pasem. Wydawało się, że bezcelowo pukają
w lód, a potem coś tam dłubią. Zapytani o
powód odpowiadali niechętnie, że idą do sto-
gów i drogę badają młotem bo lód słaby.
W rzeczywistości wypatrywali pod lodem
ryby i precyzyjnym uderzeniem w lód ogłu-
szali je, wyrąbując przerębel siekierką a rybę
pakowali do worka. Precyzja uderzenia pole-
gała na tym aby uderzyć nad rybą, a jedno-
cześnie nie zniszczyć lodu pod sobą. Jednak
i tak wielokrotnie dochodziło do nieprzewi-
dzianych kąpieli, a ponieważ odbywało się
to na zalanych płyciznach to oprócz przezię-
bień nie było zagrożenia dla życia.
Jeżeli jednak zdarzyło się, że spotykali się
amatorzy „głuszek” zbyt blisko wyznaczo-
nych przez siebie rewirów, dochodziło, na po-
czątku w formie żartów, do rozbijania lodu
pod nogami drugiego tak aby samemu zo-
stać na suchym. Na koniec taka zabawa naj-
częściej przeradzała się w prawdziwe tłucze-
nie lodu i wszyscy uczestnicy wracali do do-
mu mokrzy.
Wydra potrafi
Wydra to morderca doskonały! Sam
widziałem wywleczone na lód 20-
kilogramowe sumy i to kilka w jednym
miejscu. Znaleźć tam można czasami
cały przekrój biebrzańskiej fauny, z ra-
kami i żabami włącznie. Jednak jej
ulubionym przysmakiem jest piskorz
uskładany wielokrotnie na sporą kup-
ką z odgryzionymi głowami.
Przeciągająca się ostra zima, skuwa-
jąca lodem rzekę prowokuje szczupaki
do tarła pod lodem, które zaczynają
szukać swojej szansy nie czekając na
wiosenne roztopy. Stąd następna moż-
liwość na swoiste rybaczenie i nie ma
co ukrywać kłusowanie! Dla dobrych znaw-
ców rzeki stawianie na „blatach” bomb lub pę-
pów i czekanie na dużego szczupaka to było
prawdziwe wyzwanie. To w taki sposób pada-
ły największe rekordy, często w późniejszym
czasie z odpowiednio spreparowaną legendą.
Umiejętność obserwacji naturalnego środo-
wiska, przekazywana z pokolenia na pokolenie,
prymitywne technologie, które utrwaliły się i
sprawdziły pozwalały na korzystanie z tych do-
brodziejstw rzeki, choć nie zawsze legalnie. Je-
dnak skutecznie i oceniając to z perspektywy
czasu bez większych strat dla środowiska. Mo-
ralna ocena takich poczynań nie jest łatwa.
Rybacka zima nad Biebrzą kończyła się
znowu okresem „ni po wodzie, ni po lodzie”.
Wyczekiwanie wiosny to był czas na napra-
wy sprzętu, często dokonywane zbiorowo,
przy rybackich opowieściach o ogromnych
rybach, które uciekły i sny, że jeszcze kiedyś
znowu się je spotka.
Obcowanie z naturą
Oprócz wymiernej korzyści w postaci ryb
dochodziła nieujarzmiona przyjemność w ob-
cowaniu z naturą, poznanie okolic gdzie nie
można latem dojść lub dopłynąć łódką. Moż-
liwość zajrzenie do wnętrza wody, która jest
w tym czasie przeźroczysta, ostry dźwięk pę-
kającego lodu pod młotem i szybko rozcho-
dząca się pajęczyną pęknięć, najczęściej pod-
czas wybranej słonecznej pogody dawało nie-
zapomniane przeżycia i tak naprawdę więcej
w niej było zabawy niż rybow (jak mówią
miejscowi).
Woda w rzece ściskana lodem szukała uj-
ścia we wszystkich nawet najmniejszych do-
pływach i ciekach zmuszając ryby do podejmo-
wania wędrówek – sytuacja ta stwarzała moż-
liwość stawiania własnoręcznie wykonanych
– wiklinowych wierszy. Przedtem jednak trze-
ba bło zmniejszyć gardło ujścia wody i znowu
„przemyślność” rybołowców była genialnie
prosta. Wystarczyło wepchnąć z obu brzegów
snopki słomy lub ciuki siana i w tak ograni-
czone przewężenie postawić wiersz, zminia-
turyzowaną formę jazu, na które były wyda-
wane specjalne zezwolenia. Takie jazy istnia-
ły jeszcze (już) z nadania Zygmunta Augusta
między innymi na wysokości wsi Szostaki.
Wiadomo, że pierwszy lód to szansa na naj-
lepsze połowy „na szarpaka”. I znów kilome-
try lodowych spacerów w poszukiwaniu miej-
sca, gdzie ryba zgromadziła się w głębo-
Wędkarstwo podlodowe w czasach współczesnych również cieszy się dużą popularnością
nad Biebrzą
czkach i dołach starorzeczy. W wykutą, tym
razem „pieśnią” dziurę wpuszczało się na
żyłce umocowanej na prymitywnej wędce
własnoręcznie odlaną z ołowiu lub cyny ryb-
kę z wkomponowanym w nią haczykiem, któ-
rej kształt to własny patent, a którą szarpiąc
góra-dół prowokowało się okonie do ataku,
który w przypadku wygłodzonej ryby nastę-
pował błyskawicznie. W miejscu gdzie się
okoń zgromadził połów był szybki i obfity.
Okonie złapane w tym okresie były bardzo
smaczne, nie pozbyły się jeszcze tłuszczu na-
gromadzonego na zimę a ikra już mocno na-
rośnięta jest dla smakoszy rarytasem.
niczym po za sposobem ich stawiania. Naj-
pierw wykuwało się podłużne dziury (szpa-
ry) w jednym określonym kierunku, oddalo-
ne od siebie 5-10m, a następnie odpowiednio
przygotowaną, łukowato wygiętą tyczką,
przeciągało się sznurek, po którym już bez
problemu wciągało się sieć.
Aby wszystko szło „jak po sznurku” tyczka
powinna była być możliwie najdłuższa, czę-
sto też była łączona jak wędka bambusówka z
2-3 części. Sieci stawiało się 30m od siebie, a
między nimi kuło się dziury w które rybacy
wpuszczali „brzękadła” z fajerek lub drucia-
nych krążków na lince i potrząsali nimi.
Dźwięk pod wodą rozchodzi się bardzo dobrze,
jednak nawet ryby nie potrafią określić z któ-
rej strony dochodzi. Ponieważ już od dłuższe-
go czasu trwają w swoistym letargu, skupione
w dennym mule, w bezgłośnym i ciemnym
odrętwieniu, każda ingerencja powoduje chao-
tyczną ucieczkę, kończącą się często w sieci.
Stabilny i długotrwały, skuwający wszyst-
ko na „dycht” lód, bardzo często przykryty
Większość opisanych wyżej „technik”
połowu ryb odeszła już w zapomnienie
– odeszli także ludzie, którzy tu żyli w
prawdziwej zgodzie z naturą. Współ-
cześni kłusownicy nie mają już skrupu-
łów i nie podporządkowują się żadnym
regułom naturalnym. Większość z nich
to ludzie nierzadko całkiem dobrze sy-
tuowani, chronieni lokalnymi układzika-
mi i stosującymi wysoce specjalizowane
narzędzia kłusownicze! Ale o tym już in-
nym razem.
Z siecią na lodzie
W miarę narastania lodowej pokrywy, wy-
prawy były coraz śmielsze. A to na zwiezie-
nie złożonych latem i niedostępnych stogów
siana, a to na pobliskie grądy po drzewo. Za-
wodowi rybacy biebrzańscy (posiadający spe-
cjalne licencje), wychodzili kiedyś na lód z
sieciami, które nie różniły się od tych letnich
Plik z chomika:
wilcxek
Inne pliki z tego folderu:
331_Nr_1.pdf
(2088 KB)
332_Nr_2.pdf
(4389 KB)
333_Nr_3.pdf
(1422 KB)
334_Nr_4.pdf
(1951 KB)
421_Nr_5.pdf
(1317 KB)
Inne foldery tego chomika:
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin