Klucze do Królestwa 03 - Utopiona Środa - Nix Garth.pdf

(820 KB) Pobierz
915675174.001.png
Garth Nix
Utopiona środa
Drowed Wednesday
Klucze do królestwa 3
Przełożyła Małgorzata Hesko-Kołodzińska
Dla Anny, Thomasa
Całej mojej rodziny i przyjaciół
Prolog
„Latająca Modliszka”, trójmasztowiec o zielonych żaglach,
opalizujących za dnia i w nocy, był żaglowcem szybkim i na dodatek fortuna
mu sprzyjała. Okręt pływał po wodach Morza Granicznego w Domu, co
oznaczało, że mógł podróżować po oceanach, morzach, jeziorach, rzekach i
wszystkich innych żeglownych akwenach na dowolnie wybranym spośród
milionów świecie w Poślednich Królestwach.
Podczas tego rejsu „Latająca Modliszka” przecinała granatowe wody
Morza Granicznego w drodze ku Portowi Środy. Ładownie żaglowca pełne
były towarów zakupionych poza Domem, a także chorób wydobytych z wód
Morza. W lukach skrywały się prawdziwe rarytasy: herbata, wino, kawa,
przyprawy, smakołyki dla Rezydentów. W skarbcu umieszczono
najwspanialsze precjoza: kaszle, katary, paskudne wysypki, osobliwe
bakcyle jąkania. Wszystko to transportowano pod postacią pigułek,
proszków do wdychania, a także talizmanów z wielorybich fiszbinów.
Tak kosztowny ładunek spowodował pewną nerwowość załogi.
Żeglarze byli niespokojni i mieli przekrwione białka od czuwania. Morze
Graniczne nie należało do bezpiecznych już od kilku tysięcy lat, czyli od
niefortunnej transformacji Pani Środy i późniejszego zatopienia dawnej linii
brzegowej. Doszło wówczas do zaginięcia Środowego Południka i
Zmierzchnika, a także wielu innych jej sług, którzy sprawowali pieczę nad
Morzem Granicznym.
Na granatowej toni roiło się obecnie od nielicencjonowanych
handlarzy i poszukiwaczy skarbów, którzy skwapliwie korzystali z okazji,
by parać się piractwem. Na domiar złego Morze dało schronienie także
korsarzom z krwi i kości, którzy w niewiadomy sposób przedarli się przez
Pas Burz i z jakiegoś ziemskiego oceanu wpłynęli na Morze Graniczne.
Owi piraci pozostali śmiertelnikami (w przeciwieństwie do
Rezydentów), niemniej udało im się częściowo przyswoić magię Domu.
Bezmyślne obcowanie z Nicością sprawiło, że stali się niebezpieczni, a gdy
działali w większej gromadzie, ludzka zajadłość i durne wykorzystywanie
opartych na Nicości zaklęć zwykle zapewniały im zwycięstwo w walce z
ostrożniejszymi Rezydentami.
Obserwatorów na „Latającej Modliszce” rozmieszczono w bocianich
gniazdach na trzech masztach, do tego jeden stał na dziobie i kilku na
tylnym pokładzie. Zadaniem każdego strażnika było wypatrywanie piratów,
zwracanie uwagi na nietypowe zjawiska atmosferyczne i pilnowanie, czy nie
doszło do najgorszego: pojawienia się Utopionej Środy, jak obecnie
nazywano Panią Środę.
Większość żeglujących po Morzu Granicznym statków dysponowała
niekompetentnymi obserwatorami i kiepską załogą. Po Potopie wody Morza
Granicznego zalały ponad dziewięćdziesiąt procent nabrzeży portowych,
magazynów, kantorów i biur. Ponad tysiąc wyżej usytuowanych
pomieszczeń pośpiesznie przerobiono na statki. Te ostatnie zapełnili dawni
ładowacze, urzędnicy, sekretarze, rachmistrze, gryzipiórki, sprzątacze i
zarządcy. Choć wszyscy oni mieli za sobą kilka tysięcy lat praktyki, i tak nie
sprawdzali się w roli marynarzy.
Z załogą „Latającej Modliszki" sprawy wyglądały inaczej. Statek
należał do floty czterdziestu dziewięciu jednostek pływających
zamówionych przez Architektkę i zbudowanych według jej projektu. Załoga
wywodziła się z grona Rezydentów żeglarzy, stworzonych specjalnie po to,
by pokonywać fale Morza Granicznego, a nawet zapuszczać się poza jego
rejony. Kapitanem był nikt inny, tylko sam Herakliusz Fala, numer 15 287 w
hierarchii ważności Domu.
Kiedy więc obserwator z marsa na bezanmaszcie krzyknął: „Coś
wielkiego... eee... bez przesady... płynie do dziobowej bakburty... pod
wodą!”, wówczas kapitan i załoga zachowali się jak starzy wyjadacze.
– Wszyscy na pokład! – ryknął mat, który pełnił wachtę. – Na
stanowiska!
Jego wrzask został podchwycony przez wachtę oraz marynarzy na
pokładzie, a kilka sekund później zabrzmiał ostry warkot werbla – to junga
cisnął kapitańskie buty, które właśnie pucował, oraz pastę do nich, i chwycił
pałeczki.
Rezydenci wylegli spod pokładu. Część skoczyła na wanty i ruszyła w
górę, chcąc w razie potrzeby skorygować żagle. Niektórzy stanęli przy
zbrojowni, aby chwycić za kusze i szable. Inni pognali do dział, by je
załadować i wytoczyć; niestety, „Latająca Modliszka” dysponowała
zaledwie ośmioma czynnymi armatami spośród szesnastu. Działa oraz proch
strzelniczy, który sprawdzał się w warunkach Domu, były niesłychanie
trudne do zdobycia, a materiały wybuchowe zawsze zawierały
niebezpieczne drobiny Nicości. Od obalenia Ponurego Wtorka, co zdarzyło
się rok i dwa miesiące wcześniej, proch pozostawał towarem deficytowym.
Niektórzy powiadali, że zaprzestano jego produkcji; zdaniem innych
tajemniczy lord Arthur, obecnie władca Niższego Domu i Odległych
Rubieży, gromadził zapasy na wojnę.
Kapitan Fala wspiął się na rufówkę, gdy na główny pokład wytaczano
armaty. Ich pomalowane na czerwono koła skrzypiały jakby z dezaprobatą.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin