19 Sztaka budowania 07a - Romańska.doc

(632 KB) Pobierz
Sztuka romańska

Sztuka romańska

Na tym zakończymy krótki i po­bieżny przegląd arcybogatego bu­dowlanego dorobku epoki, w której ośrodkiem promieniującym  było miasto Wielkiego Konstantyna.

Dobre wychowanie historyczne na­kazuje, żeby po rozdziale o Bizan­cjum (a właściwie w połowie tego rozdziału) zrobić dłuższą przerwę, wypełnioną opisem zjawisk, które przyczyniły się do upadku bizantyj­skiego państwa.

Krótko mówiąc, należałoby teraz przejść do wstąpienia na arenę dziejową Mahometa, do wielkich podbojów  wyznawców  Proroka, a w ślad za tym do architektury Islamu.

Otóż ten fragment będzie w naszych kolejnych rozważaniach dosyć prze­korny. Poświęcimy go nie obrazo­wi rozwoju sztuki budowlanej Ara­bów i Turków, lecz uzasadnieniu, dlaczego w tej książce nie będzie rozdziału o Islamie.

Od razu sobie powiedzmy, że to nie jest jakaś umyślna dyskryminacja ani tendencja do umniejszenia wagi i doniosłości dzieł takich arcymajstrów w swej dziedzinie, jak twór­cy meczetów i pałaców Damaszku, Bagdadu, Kairu i Istambułu.

Islam w ostatecznym wyniku starł i unicestwił państwo basileusów, ale nie stało się to nagle — okres pod­bojów, przerywany długimi okre­sami pokojów, zawieszeń broni lub kontrnatarć (jednym z nich były wyprawy krzyżowe), trwał długo z nieuniknionymi tego skutkami. Otóż nieuniknionym skutkiem są­siedzkiego współżycia (nawet w wal­ce) jest wzajemne oddziaływanie, wzajemny wpływ we wszystkich prawie dziedzinach życia.

W dziedzinie kultury przy różnym zaawansowaniu partnerów przemaga wpływ silniejszego.

Tak też było z Bizantyjczykami i arabsko-tureckimi zdobywcami. Ci ostatni (przynajmniej jeżeli chodzi o architekturę) ulegli słabszym woj­skowo przeciwnikom.

Powiedzmy po prostu: wpływ sztu­ki architektonicznej Bizancjum na architekturę Islamu był nieporów­nanie silniejszy niż odwrotnie.

Prawda, że upadł Konstantynopol i w jego murach zapanował Islam. Cesarstwo zginęło bez reszty. Ale wszystkie inne tereny nie dotknię­te najazdem, a rozwijające się w oparciu o niezwykle bogate zdo­bycze architektury bizantyjskiej, nie przejęły nic albo bardzo, bardzo nie­wiele z cech architektury Islamu.

Dla ścisłości trzeba wspomnieć, że silne wpływy arabskie znajdziemy w pięknej architekturze Hiszpanii, odnotujemy je także na Sycylii, w Wenecji... i na podbitych obsza­rach Półwyspu Bałkańskiego. A mi­mo całej ich (tych krajów i obsza­rów) chlubnej tradycji były to nie najważniejsze miejsca i niezbyt du­że terytoria.

W wędrówce architektury z połud­niowego wschodu na północny za­chód, która wytworzyła w konsek­wencji   architekturę   zachodniej i środkowej Europy — udział Isla­mu był zjawiskiem peryferyjnym i mało ważnym.

Dlatego nie będzie rozdziału o Isla­mie i jego sztuce budowlanej.

Każdy prawie człowiek współczes­ny (nawet nie interesujący się spra­wami historii sztuki i architektury) słyszał o stylach, zna na pewno naz­wy: styl romański, gotycki, rene­sans, barok itd.

Nazwy te są oczywiście umowne i zwykle nadawane ex post. Pomagają orientować się w materia­le historycznym i kojarzyć oglądaną formę architektoniczną z określoną epoką.

Zdarzało się, że w okresie formowa­nia się danego stylu określano no­we zjawisko jednym krótkim (a nie zawsze pochlebnym) słowem. Z bie­giem czasu, w miarę ustalania się nowych form i zyskiwania przez nie prawa obywatelstwa, słówko, daw­niej uszczypliwe, traciło swoje po­przednie zabarwienie, stawało się dostojną nazwą stylu i utrwalało swą pozycję, dostając się na karty uczonych ksiąg i podręczników szkolnych.

Tak się rzecz miała na przykład z barokiem. Baroqu.e — znaczy po prostu — „dziwaczny"! A przecież myśląc: „barok" zapominamy o tym jego dawnym znaczeniu; barok — to kościół Sw. Piotra w Rzymie, to Wersal i Louvre, kościoły Wizytek i Sw. Krzyża w Warszawie... Bar­dzo daleko jesteśmy od określenia „dziwaczność".

Trochę odbiegliśmy od tematu, ale nie tak znów daleko, jakby się mo­gło wydawać na pierwszy rzut oka. Przechodzimy do okresu, który w historii sztuki i architektury euro­pejskiej przywykliśmy nazywać ,,ro­mańskim".

Styl romański... już sama nazwa ko­jarzy się z Rzymem.

A więc architektura pochodząca z tradycji rzymskich i niejako je kontynuująca. Otóż niezupełnie jest tak, jak pod­powiada nazwa.

Wielu specjalistów twierdziło na­wet, że w ogóle nie było żadnego „stylu romańskiego". Jedni uważa­li, że to po prostu kontynuacja na terenie zachodniej Europy osiągnięć mistrzów   bizantyjskich,   drudzy uważali go za oryginalny wytwór narodów zamieszkujących północno--zachodnią Europę i proponowali nazwę: „architektura kraju Fran­ków", jeszcze inni... Ale mniejsza z tym. To są krańcowe stanowiska i przytoczyliśmy je dlatego, żeby zilustrować, jak to ustalona i, zda­wałoby się, najdokładniejsza na­zwa nie pasuje do wszystkich, zja­wisk jakiegoś okresu historyczne­go, nie określa ich dokładnie i budzi wiele wątpliwości i sprzeciwów.

Obserwowaliśmy już poprzednio, jak (powiedzielibyśmy tak dzisiaj) inwestycje  budowlane powstają w dużych ośrodkach państwowych, rozporządzających siłą ekonomicz­ną i polityczną. Liczne budowle — to jednocześnie liczne doświadcze­nia w sztuce architektonicznej. Su­ma wielu doświadczeń to udoskona­lenie osiągnięć, kolejne udoskonala­nie osiągnięć to postęp w architek­turze. A postępowa architektura sil­nych politycznie ośrodków państwo­wych promieniuje szeroko i wycis­ka swoje piętno na sztuce innych krajów i innych narodów.

A więc moglibyśmy, znając szerokie rozprzestrzenienie się w Europie form architektury romańskiej, za­pytać: jakież to potężne państwa by­ły ośrodkami sprzyjającymi budow­lanej działalności tych stuleci (VIII, IX, X, XI)?

Odpowiedź na to pytanie będzie brzmiała: organizacjami państwowy­mi, których politycznemu wpływowi uległa cała Europa, było naj­pierw państwo Karolingów, a nastę­pnie Ottonów.

Proszę zauważyć, jak bardzo zbliży­liśmy się już w naszej wędrówce do spraw dotyczących nas bezpo­średnio.

Dotychczas cała akcja rozgrywała się w odległych krajach i wśród ob­cych ludów. A teraz państwo Ot­tonów... Cesarstwo — polityczne zetknięcie się Zachodu z Polską. A wiemy, że w ślad za politycznym wpływem wciska się na nowe te­reny nowa architektura. Ale to uwaga na marginesie. O Pol­sce będziemy mieli okazję mówić gdzie indziej.

Mówiliśmy o państwach, siłach po­litycznych i ekonomicznych... Wszystko to, co było wymienione, jest istotną podstawą rozwoju nowe­go stylu. To prawda. Ale najsilniej- szym motorem rozwoju myśli bu­dowlanej był czynnik ogarniający swym wpływem życie społeczne i wiążący się ściśle z ową siłą po­lityczną i ekonomiczną, o której by­ła mowa.

Jakiż to nowy czynnik o tak potęż­nym zasięgu wpływów? To religia, a mówiąc dokładniej —• katolicyzm. Wiem, że taka odpowiedź musi wy­wołać rozczarowanie i sprzeciw.

Wpływ religii na życie społeczne i państwowe to sprawa odwieczna, znana i uznana, podkreślana już przez nas z okazji poprzednich roz­ważań o historii architektury. Wy­starczy wspomnieć Egipt, Grecję, Bizancjum...

To wszystko prawda. Prawda i to, że mało jest w historii całkiem no­wych zjawisk w dziedzinie życia społecznego. Nowością w danym wypadku jest samo nasilenie zja­wiska.

Nigdy przedtem (na omawianych przez nas terenach) religia nie pod­porządkowała sobie wszystkich dzie­dzin życia i nie przejawiała tak wielkiej tendencji do ekspansji.

Wyjątkiem jest chyba tylko Islam. Sądzić by można, że zjawisko tak silnego przepojenia życia różnych zupełnie narodów w tym samym prawie czasie absolutną pewnością o słuszności wyznawanej idei jest czymś więcej niż przypadkową zbieżnością.

Ale o Islamie mieliśmy przecież nie mówić. Wracamy więc do kraju Franków.

Wczesne średniowiecze to tryumf katolicyzmu.... Wiara jest powszech­na, ugruntowana i... wszechwładna. Wyznacza moralność, obyczaj i po­litykę. Jest głęboka, wszechogarnia­jąca, szczera i nie pozostawiająca wątpliwości. Biskup rzymski staje się pierwszym kapłanem zachodnie­go świata i z czasem, w konsekwen­cji, najpierwszą siłą polityczną.

Organizacje religijne przejmują ro­lę kształtowania nowo powstającej kultury.

Wszyscy wiemy, o jakie to organi­zacje chodzi. Oczywiście o zakony, a przede wszystkim o dwa najbar­dziej w tej dziedzinie zasłużone i najstarsze — o benedyktynów i cystersów (spotkamy się jeszcze z ich pierwszoplanową rolą w kształ­towaniu początków monumentalnej architektury w Polsce).

Otóż zakony były ośrodkami sku­piającymi w sobie wszelkie prace w dziedzinie, którą dziś nazwali­byśmy badaniami naukowymi. I to zarówno w zakresie teorii, jak i praktyki. Można by powiedzieć (używając dzisiejszych pojęć i słow­nictwa), że zakony miały absolutny monopol na działalność kulturalną. Oczywiście zagadnienia techniczne, a między nimi sprawy budownictwa, zajmowały poważne miejsce w ich działalności.

Było już coś takiego w zamierz­chłych czasach. Przypomnijmy so­bie Egipt i jego kapłanów, ośrodki świątynne pielęgnujące naukę.

To podporządkowanie życia religii, a wszelkiej wiedzy organizacjom zakonnym, miało bardzo charakte­rystyczny wpływ na dalszy rozwój architektury (przede wszystkim mo­numentalnej). Oczywiście ludzie mu­szą mieszkać, muszą być bezpieczni i muszą oddawać cześć Bogu.

Te trzy wymagania mają jasne od­bicie w działalności architektonicz­nej.

Ludzie muszą mieszkać — powstają więc domy mieszkalne, muszą się czuć bezpieczni — wznoszą fortyfikacje wokół swych siedzib, muszą czcić Boga — budują klasztory i świątynie.

Przypomnijmy sobie teraz Grecję lub Rzym. Tam przecież też miesz­kańcy mieli te same potrzeby i dą­żyli do ich zaspokojenia. Ale w tym sęk, że żadna z nich nie wyrastała ponad inne. Toteż wynalazczość w dziedzinie ich zaspokajania roz­wijała się mniej więcej harmonij­nie.

Jak było w okresie romańskim? Odpowiedź każdy już ma gotową: czynnik wiary dominował nad inny­mi potrzebami i potrzeba oddawania najkorniejszej i najbardziej pełnej czci Stwórcy spychała w cień bar­dziej przyziemne potrzeby ludzkiej społeczności.

Stąd wniosek: jeżeli cała wynalaz­czość nastawiona jest na zaspoko­jenie tylko jednej z potrzeb, to mu­si nastąpić zacofanie i stagnacja w pokrzywdzonych dziedzinach.

Tak też i było w okresie romań-szczyzny. Wspaniały rozwój archi­tektury sakralnej i powtarzanie tra­dycyjnych, miejscowych wzorów w budownictwie mieszkalnym i ob­ronnym.

Powtarzanie miejscowych wzorów... Ileż tych miejscowych wzorów by­ło? Bardzo wiele. Wiele krajów brało udział w romańskiej wspólno­cie architektury. Włochy i Francja (operujemy tu dzisiejszymi pojęcia­mi geograficznymi), Niemcy i An­glia, Skandynawia i Hiszpania... A co kraj, to obyczaj, i to obyczaj nie­jednolity. Pamiętamy nasze troski i kłopoty w nauce historii tych burz­liwych czasów. Ileż to najróżniej­szych plemion i narodów najeźdź­czych lub wycofujących się przed napadem przewaliło się wówczas przez Europę. Czasami trudno odróżnić najeźdźcę od uciekającego, bo ten z kolei był agresorem dla ludów, na których terenie szukał schronienia.

Słowem: każdy ma swoją żabę, co przed nim ucieka, i swojego zająca, którego się boi.

Efektem tego ( poprzedzającego bez­pośrednio romańską epokę stylową) okresu była przedziwna różnorod­ność ludności na terenach europej­skich, ludności, która zaczynała do­piero stapiać się i ujednolicać.

Dlatego też, mówiąc o architektu­rze,  zaspokajającej  podstawowe ludzkie potrzeby, czyli o budownict­wie mieszkalnym, trudno umieścić ją w szufladce, na której przylepi­liśmy etykietkę „styl romański".

Trudno to zrobić między innymi także dlatego, że stosunkowo niewiele o niej wiemy. Brzmi to nieco dziw­nie! Jak to — możemy bardzo wie­le powiedzieć o dużo wcześniejszych domach mieszkalnych Greków i Rzy­mian, możemy nawet obejrzeć całe dzielnice mieszkalne starożytnych miast, a o tym, co się działo w ser­cu Europy w czasach (w skali histo­rycznej) nie tak znów odległych, nic nie wiemy?

Nic, nie nic, ale w każdym razie nie­wiele.

A dlaczego?

A dlatego, że cały postęp w archi­tekturze odbywał się w dziedzinie budownictwa sakralnego (to już wie­my), a całe budownictwo „ze środ­ków własnych ludności" odbywało się według tradycyjnych wzorów (to także już wiemy) i z tradycyj­nych materiałów. A jakiż to był tradycyjny materiał najbardziej dostępny dla tych sie­dzących w głębokich lasach ple­mion germańskich, celtyckich i in­nych? Oczywiście drewno. Domy mieszkalne budowano z drew­na, i to nie tylko po wsiach, ale i w miastach. Dla nas nie jest to ni­czym zaskakującym, bo przecież pa­miętamy, że np. Warszawa czter­nastowieczna była miastem drewnia­nym.

W czternastym wieku... Warszawa... A kto co wie o tym, jak wyglądały drewniane domy naszej własnej sto­licy?

Prawie nikt i prawie nic. Domyślamy się tylko, wnioskujemy na podstawie bardzo szczupłych da­nych i analogii, tworzymy obraz hipotetyczny i przybliżony.

Tak samo nasze wiadomości odno­szące się do mieszkalnej architektu­ry takiego na przykład IX stulecia we Francji i Niemczech są niepełne i szczupłe.

Architektura drewniana — przede wszystkim w miastach — jest szcze­gólnie nietrwała. Znika nie zosta­wiając po sobie śladów.

Dlaczego przede wszystkim w mias­tach?

No tak. Miasta były najgęściej zabu­dowanymi ośrodkami. Wszelkie ka­tastrofy żywiołowe zbierały tam najbardziej masowe żniwo. Zarazy, pożary... Jak już się miasto paliło, to przeważnie paliło się całkowicie. A przecież ówcześni Piktowie, Frankowie czy Normanowie niezbyt dba­li o przekazanie późniejszym bada­czom szczegółowych danych o włas­nej kulturze materialnej. Nikt. nie sporządzał sumiennej inwentary­zacji prywatnych budowli. Przypa­dek tylko sprawił, że czasami jakieś smętne resztki dotrwały aż do na­szych dni.

A poza tym miasta były (o tym wie­my też z historii) ośrodkiem postę­pu. Tam najszybciej przyjmowały się nowe zdobycze techniczne, tam gromadziły się najbardziej czynne elementy gospodarki krajowej.

Postęp oznacza zaniechanie starych sposobów i przyjęcie nowych, do­skonalszych.

Postęp (przede wszystkim w mias­tach) spowodował zaniechanie dre­wnianego budownictwa i zastąpie­nie go murowanym. Drewniane do­my rozbierano, a na ich miejsce wznoszono trwalsze i mocniejsze. Miasta przekształcały się w ciągu wieków — a po ich ,,drewnianej" przeszłości nie pozostało ani wspo­mnienie. Tak to bywa. Czego nie dokonały pożary i wojny, tego dokonał postęp — starł z powierzchni ziemi rodzi­mą architekturę najwcześniejszego średniowiecza. To, co powiedzieliśmy, brzmi bardzo kategorycznie i oczywiście musi być przyjęte z wieloma zastrzeżeniami. Nie ma w historii takich stwierdzeń i sformułowań, które mogłyby wy­starczyć ,,bez reszty" dla całych epok. A zwłaszcza dla historii kra­jów odznaczających się tak wielką różnorodnością, jak te, o których mowa.

Inaczej było w Italii, inaczej w Nor­mandii, a jeszcze inaczej w dale­kiej Skandynawii i Polsce.

Ale właśnie to ,,inaczej" powoduje niemożliwość znalezienia jednoli­tości stylowej.

Jednakże nawet już w tym okresie możemy zaobserwować pierwsze przejawy, pierwsze jaskółki formo­wania się nowych, trwałych cech w budownictwie mieszkalnym miast, które z czasem doprowadzą do wy­godnej dla nas jednolitości i stwo­rzą stylowy dom...

Trochę zagalopowaliśmy się, bo koń­cząc zaczęte zdanie trzeba by napi­sać: ... tworząc stylowy dom gotycki.

A to już całkiem inna historia. Jakież to są te nowe cechy i co je spowodowało?

Oto budownictwo w miastach zry­wa z ,,parterowością" dotychczaso­wej zabudowy.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin