Mika Waltari Mikael tom I Tom I: Mikael Karvajalka Tlum: Zygmunt Lanowski CZESC PIERWSZA DZIECINSTWO l Urodzilem sie w dalekiej krainie, ktora opisywacze swiata nazywaja Finlandia. Ten piekny i rozlegly kraj malo jest znany ludziom wyksztalconym: Na Poludniu wyobrazaja sobie, ze kraj polozony tak daleko na Polnocy musi byc surowy i nie nadaje sie na mieszkanie dla ludzi i ze jego mieszkancy sa niecywilizowanymi dzikusami, ktorzy odziewaja sie w skory zwierzat i zyja w okowach poganstwa i zabobonow. Poglad ten jest zgola pocieszny. Finlandia wcale nie jest biedna. Lasy pelne sa tam zwierzyny, a w wartkich rzekach dokonuje sie wszedzie zyskownych polowow lososia. Mieszczanie z Abo prowadza ruchliwy handel zamorski, a ludnosc wybrzeza Zatoki Botnickiej zna sie na sztuce budowania okretow dalekomorskich. Nie brak tam drzewa ani masztowych sosen i z Abo wywozi sie do innych krajow, oprocz suszonej ryby i skor oraz artystycznie wykonanych drewnianych naczyn, takze surowe zelazo wytopione z rudy pochodzacej z jezior w glebi kraju. Wywoz suszonej ryby i solonego sledzia jest tak bogatym zrodlem dochodow, ze herezja pewnie dluzej sie tu nie utrzyma, gdyz lekcewazy dni postu, a swiecenie postu wedlug nakazow Kosciola jest nieodzownym warunkiem dobrobytu wielu finskich mieszczan. Tyle o kraju, gdzie sie urodzilem i wyroslem, a opowiadam o tym dlatego, zeby wykazac, ze nie jestem pochodzenia poganskiego. Pewnej nocy, poznym latem, gdy mialem szesc czy siedem lat zycia, admiral Jutow, Otto Ruud, przeplynal z flota niepostrzezenie obok twierdzy w Abo, omijajac spiace straze, i zaskoczyl handlowa czesc miasta niespodziewanym atakiem o swicie. Straszliwa grabiez Abo odbyla sie w roku 1509, na piec" lat przed beatyfikacja swietego Hemminga, wiec musialem zobaczyc swiatlo dzienne w roku 1502 lub 1503. 2 Pamietam, ze ocknalem sie w jakims lozu. Przykryty owcza skora lezalem w miekkich lnianych przescieradlach, a wielkie psisko lizalo mnie po twarzy. Gdy odsunalem jego pysk, pies ogromnie sie rozbawil i chwyciwszy mnie ostroznie zebami za reke, chcial baraszkowac. W jakis czas potem do loza podeszla chuda, szaro ubrana niewiasta, spojrzala na mnie zimnymi szarymi oczyma i nakarmila mnie zupa. Sadzilem, ze dostalem sie do nieba, i wielce bylem zdziwiony, ze kobieta nie ma skrzydel anielskich. Totez zapytalem niesmialo:-Czy jestem w niebie? Dotknela moich dloni, szyi i czola dlonia twarda jak deska i zapytala: -Boli cie jeszcze glowa? Obmacalem glowe i spostrzeglem, ze jest obandazowana. Nie czulem jednak zadnego bolu. Zrobilem wiec szybko znak przeczenia, ale natychmiast zabolalo mnie mocno w karku. -Jak sie nazywasz? - spytala - Mikael - odparlem. Wiedzialem to dobrze, bo ochrzczono mnie imieniem swietego archaniola. -Czyim synem jestes? - pytala dalej. Zrazu zawahalem sie, ale w koncu powiedzialem: -Mikaela Konwisarza! - I sam spytalem ciekawie: -Czy naprawde jestem w niebie? -Jedz zupe - odrzekla zwiezle. - Ach tak, tos ty syn Gertrudy... Przysiadla na brzegu loza i poglaskala mnie lekko po bolacym karku. -Jestem Pirjo, corka Matsa z rodu Karvajalka - powiedziala. - Lezysz w moim domu i pielegnuje cie juz od kilku dni... Wtedy przypomnialem sobie nagle Jutow i wszystko, co sie potem wydarzylo. I tak sie zlaklem, uslyszawszy jej imie, ze nawet zupa juz mi nie smakowala. -Wiec jestes czarownica? - zapytalem, choc wcale nie miala wygladu wiedzmy. Zachnela sie i zrobila znak krzyza. -To tak mnie nazywaja za plecami? - zapytala ze zloscia. Ale opanowala sie i wyjasnila: - Nie jestem wcale czarownica, tylko lecze ludzi. Gdyby Bog i wszyscy swieci nie obdarzyli mnie zdolnoscia uzdrawiania, i ty, i wielu innych zmarloby w czasie tej kleski. Zawstydzilem sie mojej niewdziecznosci, ale z drugiej strony nie moglem przeciez prosic jej o przebaczenie, gdyz wiedzialem, ze jest na pewno slynna w Abo czarownica z rodu Karvajalka. -Gdzie sa Jutowie? - zapytalem Odpowiedziala, ze odplyneli przed kilku dniami, zabierajac z soba jako jencow ksiezy, lawnikow, radnych miejskich i zamozniejszych mieszczan. Abo bylo teraz biednym miastem, bo Jutowie w ciagu ostatnich lat grabili na morzu najlepsze jego statki. A obecnie zrabowali nawet najcenniejsze kosztownosci z katedry. Powiedziala mi tez, ze juz ponad tydzien leze w jej domu, trapiony goraczka i bolami. -Ale jak sie tu znalazlem? - zapytalem wpatrujac sie w nia, a w tejze chwili ujrzalem, ze jej glowa zmienia sie w dobroduszny konski leb. Nic sie jednak nie zlaklem, bo wiedzialem, ze czarownice moga zmieniac postac. Pies podbiegl do mnie, machajac ogonem, i lizal mi rece, a ja znow widzialem moja gospodynie w ludzkiej postaci. Nie watpilem juz dluzej, ze jest czarownica, a rownoczesnie poczulem do niej duze zaufanie. -Masz konska twarz - powiedzialem niesmialo. Poczula sie tym dotknieta, poniewaz, jak to zwykle kobiety, byla prozna, choc jej najlepsze lata minely juz bardzo dawno. Opowiedziala mi, ze wykupila sie od grabiezy, wyleczywszy masciami i masazem Juta, kapitana okretu, ktory skrecil stope, wyskakujac z zadzy lupu jako pierwszy na lad. Trzeciego dnia grabiezy miasta jeden z Jutow przyniosl mnie do niej nieprzytomnego i zaplacil jej trzy grosze srebrem? zeby mnie uleczyla. Ten milosierny uczynek zrobil z pewnoscia dla zmazania swoich grzechow, bo spladrowanie katedry przyprawilo wielu Jutow o ciezkie wyrzuty sumienia. Z opisu domyslilem sie, ze byl to ten sam czlowiek, ktory zabil mego dziadka i babke. Opowiedziawszy mi, w jaki sposob dostalem sie do jej domu, pani Pirjo dodala: -Wypralam twoja koszule z krwi, a portki wisza tam na kolku. Mozesz sie wiec ubrac i isc, dokad chcesz, bo ja dotrzymalam obietnicy, a leczenie bylo warte wiecej niz trzy grosze srebrem. Nie mialem na te slowa zadnej odpowiedzi. Ubralem sie i wyszedlem na podworko. Pani Pirjo zamknela drzwi chaty i poszla opatrywac chorych i rannych, ktorzy nie dostali sie do klasztoru lub do Szpitala Swietego Ducha, i uznali, ze jak juz koniecznie trzeba umierac, lepiej to zrobic u siebie w domu. Siadlem na schodkach, w sloncu, bo nogi wciaz jeszcze mialem slabe od choroby, patrzac bezmyslnie na bujna letnia trawe i dziwne rosliny w ogrodku, i nie wiedzac, dokad mam pojsc. Pies przysiadl kolo mnie, objalem go ramieniem za kark i zaplakalem gorzkimi lzami. i Tak znalazla mnie pani Pirjo, gdy wrocila wieczorem do domu, ale zerknela tylko na mnie z niechecia i weszla bez slowa do wnetrza. Po chwili podala mi przez drzwi kawalek chleba ze slowami: -Rodzice twojej matki nieboszczki sa juz pochowani we wspolnym grobie razem z innymi biedakami pomordowanymi przez Jutow. W calym miescie panuje zupelny zamet i nikt nie wie, od czego zaczynac na nowo. Kawki skrzecza juz pod okapem twego domu. Nie zrozumialem znaczenia tych slow, ale ona wytlumaczyla mi je jasniej: -Nie masz juz domu, biedaku - powiedziala. - Nie mozesz go odziedziczyc, bo jestes nieslubnym dzieckiem twojej matki. Wedlug ustnej obietnicy zlozonej przez Konwisarza Mikaela, syna Mikaela, i jego malzonke dla zbawienia ich dusz klasztor zabral ich dom i ziemie, na ktorej stoi. Takze i w tej sprawie nie mialem nic do powiedzenia. Ale w chwile pozniej pani Pirjo wyszla do mnie jeszcze raz i wetknawszy mi w dlon trzy grosze srebrem powiedziala: -Wez twoje pieniadze! Niech mi sie to liczy na Sadzie Ostatecznym za zasluge, ze z milosierdzia i bez checi zysku uzdrowilam cie, biedaku, choc moze byloby lepiej, zebys umarl. A teraz juz zabieraj sie stad i nie zawadzaj mi dluzej. Podziekowalem pani Pirjo za jej dobroc, poklepalem psa na pozegnanie i zawiazalem trzy srebrne pieniazki w rabek koszuli. A potem powloklem sie w kierunku mego domu brzegiem rzeki, a po drodze widzialem, ze drzwi w domach bogaczy byly tez powywalane, a z ratusza powyrywano i pokradziono szklane okna. Nikt na mnie nie zwracal uwagi, bo mieszczki zajete byly rozdzielaniem zastrachanych krow, przypedzonych z kryjowek po lasach, a sasiedzi bobrowali po opuszczonych zagrodach, ratujac nadajace sie do uzytku ruchomosci, zeby sie nie zmarnowaly albo nie wpadly w rece zlodziei. Wszedlem do naszego domu i nie znalazlem tam juz nic - ani kolowrotka, ani beczki na wode, ani garnka czy lyzki, czy chocby najmniejszej szmatki dla okrycia ciala, nic oprocz zakrzeplych kaluz krwi, ktora nie wsiakla w twarda polepe. Polozylem sie na przypiecku i plakalem gorzko, dopoki mocno nie zasnalem. 3 Zbudzilo mnie wczesnym rankiem wejscie czarno odzianego mnicha. Ale nie przestraszylem sie go, bo twarz mial przyjazna i okragla. Pozdrowil mnie w imie boze i zapytal; - Czy to twoj dom? - A gdy odpowiedzialem twierdzaco, dodal: - Raduj sie, bo klasztor Swietego Olafa przejal to domostwo i oswobodzil cie w ten sposob od wszelkich trosk, jakie pociaga za soba posiadanie dobr ziemskich. To z pewnoscia cudowne zrzadzenie boskie, ze zostales przy zyciu, zeby ogladac tak radosny dzien, bo musisz wiedziec, ze wyslano mnie tu, zebym oczyscil te chate od wszelkich diabelskich podstepow, ktore czyhaja w miejscach, gdzie nastapila gwaltowna smierc.Zaczal sypac sol i kropic swiecona woda z przyniesionego naczynia podloge i piec, zawiasy drzwi i okiennice, kreslil znak krzyza i mamrotal mocne lacinskie zaklecia. Potem rozsiadl sie na przypiecku, wydobyl ze swego zawiniatka chleb, ser i suszone mieso i takze mnie poczestowal jedzeniem, mowiac, ze maly posilek jest konieczny po tak wytezonej pracy. Gdy juz zjedlismy, powiedzialem, ze pragne kupic msze zalobna, zeby wyzwolic dusze Konwisarza Mikaela i jego zony od mak czysccowych, bo wiedzialem, iz meki te sa okropniejsze od wszelkich ziemskich bolow. -Masz pieniadze? - zapytal mnie zacny mnich. Rozwinalem rabek koszuli i pokazalem mu moje trzy srebrne pi...
Spetzjal