Dieta zycia.pdf

(410 KB) Pobierz
Microsoft Word - Blaszczyszyn Maja - Dieta zycia
MAJA BŁASZCZYSZYN - DIETA ŻYCIA
- CZTERY PORY ROKU WIOSNA to chyba najtrudniejsza pora roku dla zwolenników Diety Diamondów.
Przechowywane przez całą zimę warzywa korzeniowe i jabłka są już niesmaczne i mało wartościowe.
Wyhodowane w szklarniach nowalijki - bardzo drogie i przesycone chemią. Co jeść, jeśli w myśl zaleceń
Diamondów, nasze pożywienie powinno zawierać 70 procent produktów naturalnych nieprzetworzonych -
owoców i warzyw. Są co prawda importowane owoce - cytrusy, banany - i część osób na pewno z nich
korzysta. Inni hołdują zasadzie, że należy jeść wyłącznie produkty miejscowe, wyhodowane w promieniu
100 km od miejsca zamieszkania. No cóż, DIETA ŻYCIA, jak to wielokrotnie podkreślałam, nie jest reżimem,
przymusem, więzieniem. Możemy od niej odstępować i ponownie powracać - jak synowie marnotrawni.
Nic się nie stanie jeśli co jakiś czas, na dłuższe lub krótsze okresy wrócimy do dawnego tradycyjnego
sposobu odżywiania. Mamy przy okazji możliwość porównania samopoczucia "diamondowego" i
tradycyjnego. W dalszym ciągu otrzymuję setki listów, zdecydowana większość osób przekazuje swoje
dobre doświadczenia ze stosowania diety. Odnoszą skutek moje apele o swobodne i indywidualne
podejście do zasad. Jeszcze raz powtarzam: KAŻDY CZŁOWIEK JEST INNY, i każdy organizm ma inne
potrzeby. Trzeba brać pod uwagę aktualny stan zdrowia, przyzwyczajenia, tryb życia, możliwości finansowe
i inne. Każdy powinien stworzyć sobie swoją własną DIETÉ ŻYCIA w oparciu o zasady, swoje potrzeby,
kierując się intuicją sterowaną zdrowym rozsądkiem. Biorąc pod uwagę bardzo liberalne i swobodne
podejście do teorii Diamondów, dziwią mnie nieco zajadłe, pełne pasji ataki nazywające ją "niebezpieczną
dietą", określenia typu "włos jeży się na głowie" i temu podobne. Piszę o tym szerzej w STYLU ŻYCIA, ale nie
zaszkodzi przypomnieć, że zawsze powinno być miejsce na różne systemy, teorie i poglądy. Jeśli komuś
sposób życia według Diamondów nie odpowiada lub szkodzi - po prostu przestaje go stosować.
Zastanawiam się dlaczego osoby krytykujące "w czambuł" DIETÉ ŻYCIA nie spróbują znaleŽć zbieżności i
punktów gdzie jesteśmy zgodni. Czyżby nie przyznawali mi racji, gdy walczę o zwiększenie spożycia
świeżych owoców, warzyw, bogactwo naturalnych produktów i przypraw ziołowych, ograniczenie
tłuszczów zwierzęcych, odrzucenie nadmiaru sztucznie barwionych i aromatyzowanych słodyczy i napojów?
Przecież jest to właśnie w zgodzie z racjonalnym żywieniem! Diamondowie również spotykają się w swoim
kraju z zajadłą krytyką. Głównie ze strony profesjonalistów - zawistnych i zazdrosnych, skostniałych w
swoich przestarzałych poglądach oraz producentów tych wszystkich przetworzonych cudów cywilizacji,
dzięki którym jesteśmy "coraz zdrowsi i silniejsi, nie chorujemy i mamy coraz więcej energii" (?!). Zarzuca
mi się, że propaguję niejedzenie mięsa i mleka oraz jego przetworów. A to nie tak! DIETA ŻYCIA to nie dieta
wegetariańska, makrobiotyczna lub wegańska, aczkolwiek jest ich bliską kuzynką i w tym kierunku się
skłania. Dlaczego zatem właśnie ona jest tak zajadle krytykowana, mimo że nie jest tak radykalna i
rygorystyczna, jak wymienione powyżej? No cóż - polskie piekło! Jeśli coś jest popularne należy
skrytykować, ale to mało - bo krytyka jest często pożyteczna i twórcza, a więc opluć, zdyskredytować i
zniszczyć. Na szczęście DIETA ŻYCIA nie potrzebuje obrony, ona broni się sama. Broni się przez swoją
skuteczność, udowodnioną na tysiącach przykładów. Wydawca prosił mnie o podjęcie drobiazgowej
polemiki z zarzutami. Między innymi o ustosunkowanie się w DIECIE ŻYCIA - Wiosna do dwóch bardzo
obszernych listów dr farm. Edwarda Wawrzyniaka z Gdańska. Z kilkoma uwagami Pana doktora zgadzam
się. Między innymi słuszne jest ostrzeżenie przed nadmiernym spożywaniem szpinaku, zawierającego kwas
szczawiowy. Jest to niewskazane, szczególnie dla osób mających tendencję do kamicy nerkowej -
szczawianowej. DIETA ŻYCIA, poza podaniem paru przepisów, nie zachęca specjalnie do jego spożywania.
Do uwag dotyczących mleka nie będę się ustosunkowywać. W DIECIE ŻYCIA napisałam, że "spożywanie
produktów mlecznych jest podobnie kontrowersyjne jak jedzenie mięsa". Są to poglądy Diamondów
którym częściowo przyznaję rację. Sama zresztą piję od czasu do czasu mleko i jem ser. Jeśli ktoś lubi
mleko, nic go nie przekona, aby przestał je pić. Czy tomy napisane na temat szkodliwości palenia
papierosów są w stanie przekonać nałogowców? Ja poza tym nie nakłaniam do odrzucenia mleka i mięsa,
lecz do zaprzestania NADMIERNEGO ich spożywania. To samo dotyczy pieczywa, słodyczy, tłuszczów
zwierzęcych. Są ludzie, dla których przyjemnością i pasją jest wynajdywanie nieścisłości, błędów, potknięć
w tym co ktoś inny napisał. Zastanawiam się wtedy zawsze, dlaczego oni sami nie piszą książek, jeśli tak
dobrze wszystko wiedzą. Oczywiście wskazówki dr Edwarda Wawrzyniaka są cenne i wezmę je pod uwagę
przygotowując dalsze publikacje. Pisząc książkę, zwłaszcza po raz pierwszy w życiu, popełnia się błędy.
Jestem wdzięczna wszystkim, którzy pomagają mi je korygować. Na łamach pisma "Skandale" i miesięcznika
"Nie z tej ziemi" zaatakowana zostałam przez czytelniczkę z Pudliszek - technologa żywienia. Pisze między
innymi: "Uważam, że DIETA ŻYCIA oparta na Diecie Diamondów to "piramidalna bzdura". Szkoda, że Pani
Błaszczyszyn nie wie, że wszystkie owoce, soczki i surówki są bardzo wychładzające, wyziębiające... czynią
wiele złego w organiŽmie. Rano wychładza pani organizm soczkami, a w południe serwuje pani np. "zupę
żniwiarzy", którą powinien jeść raczej Sybirak. Ta nasza wspaniała kuchnia z naszymi wspaniałymi zupami
jarzynowymi, kapuśniakami, grochówkami, fasolówkami, barszczami, to jedyny sposób na przeżycie, na
zdrowie - nasze polskie zdrowie". I dalej: "Biorąc pod uwagę naszą polską rzeczywistość (wzrost
zachorowań u dzieci, młodzieży, dorosłych), sytuacja jest następująca: jesteśmy w dzieciństwie i wieku
młodzieńczym bardzo wychładzani, a w dorosłym życiu dogrzewamy się (?) właśnie paląc papierosy, pijąc
alkohol, jedząc tłustą wieprzowinę. ...dieta Diamondów jest najbardziej groŽna dla naszego społeczeństwa.
Jest nowym stylem kolorowego zachodniego życia, bogatego w gotowe soczki, surówki, sałatki, owoce
najróżniejszego asortymentu" itd. Nie przytoczę wszystkich zarzutów, bo niektóre są absolutnie zgodne z
moimi poglądami. Czyżby Pani Anna Ciesielska z Pudliszek nie czytała książki? Ja przecież też walczę z
gotowymi soczkami, które uważam za bardzo szkodliwe, nie namawiam, a wprost przeciwnie, do jedzenia
słodyczy, nadmiernego spożycia mleka, czosnku i cebuli, krytykuję przejadanie się, odradzam jedzenie
konserw, wędlin i wszelkich potraw ze środkami konserwującymi, aromatyzującymi, barwnikami, itp. A
więc gdzie u naszej Czytelniczki ta równowaga psychiczno - duchowa? Ton wypowiedzi był raczej ostry,
napastliwy, pełen zawiści. Jeszcze raz do znudzenia powtarzam! Propozycja DIETY ŻYCIA to jedna z wielu
jakie są na naszym rynku księgarskim, poza makrobiotyką, kuchnią chińską, wegetarianizmem, dietą dr
Kwaśniewskiego (mięso i tłuszcze zwierzęce w dużych ilościach), dietami cud i wielu innymi. Propozycja to
nie nakaz odżywiania się tak i tylko tak! Każdy ma chyba dość zdrowego rozsądku aby wybrać sobie to co
mu najbardziej odpowiada lub na przykład pomieszać niektóre zasady i stworzyć własny, indywidualny
system. Ponieważ Dieta Diamondów jest niezwykle popularna na Zachodzie - z fanami jej spotkałam się we
Francji Anglii i krajach Skandynawskich (jakoś nie narzekają na "wyziębianie organizmu") - uważam że
przedstawienie złagodzonej, dostosowanej do polskich warunków wersji jest lepsze niż żywe, dokładne
tłumaczenie pasujące bardziej do słonecznej Kalifornii. A oto fragment listu ilustrujący wpływ Diety
Diamondów na "wyziębianie organizmu". Piszą Marianna, Ryszard, Agnieszka i Emilka z Żydowa koło
Gniezna: "Książkę DIETA ŻYCIA kupiłam po dłuższym poszukiwaniu w połowie sierpnia. Mam dwie prawie
już dorosłe córki. Wszystkie trzy przeczytałyśmy książkę i zaczęłyśmy stosować dietę. Mąż też stosuje
niektóre zalecenia. Latem zamiast lodów kupowaliśmy banany. Wszyscy domownicy stracili na wadze po
kilka kilogramów, wszyscy odczuwają pozytywne skutki. Najbardziej cieszy się córka, bo wiadomo, że
młodym dziewczynom najbardziej zależy na zgrabnej sylwetce. Młodszą córkę od zerówki często bolała
głowa, chodziłam z nią po różnych lekarzach. Nie wiem, czy to wpływ diety, ale od dłuższego czasu nie
odczuwa w ogóle bólu. Znajomi wokół nas są zakatarzeni, chorzy, a my czujemy się świetnie. W
paŽdzierniku jeŽdziłam do zrywania jabłek (dorabiam, bo ciężkie czasy) - nieraz przemarzłam - ani katar, ani
kaszel mnie nie chwycił. Inni chorowali, a ja nie. Ostatnio kupiliśmy "Sałatki dla zdrowia" i "Dieta Życia -
Jesień". Pomogły nam one urozmaicić jadłospis. Dietę udaje nam się stosować w 70 - 80 procentach. Dziś
po trzech miesiącach "innego" jedzenia doszłyśmy do tego, że możemy już w ogóle nie jeść mięsa. Z
początku bywało różnie". Jest to dość charakterystyczny list, dlatego przytoczyłam go prawie w całości.
Wiele osób pisze o utracie wagi, poprawie samopoczucia, zaniku migrenowych bóli głowy i o tym, że
przestali się przeziębiać. Ja u siebie też zauważyłam te efekty. Dawniej chorowałam wiosną i jesienią -
grypa, angina, zapalenie gardła, zapalenie oskrzeli - gdy przeszłam na dietę Diamondów zdecydowanie
wzrosła odporność - od półtora roku ani razu nie byłam zaziębiona - ten sam efekt obserwuję u rodziny i
przyjaciół. Aby zakończyć już kontrowersyjną polemikę z wypowiedzią ze "Skandali" pragnę przytoczyć
fragment listu p. Barbary G. z woj. krakowskiego. "Oburzył mnie "napad" na panią w "Skandalach", owszem
ta pani ma trochę racji, pani ma więcej. Jest wielu ludzi, którym pani dieta odpowiada np. pan Makary
Sieradzki (wydał książkę, niedawno pojawiła się w księgarniach) - pt. "Życie bez chorób" (przyp. aut.), oraz
osoby, którym nie jest zimno. Co do mnie to stosujemy dietę od lutego 1991 r. ja i moja 5 - letnia córka. Nie
jest ona całkiem dosłowna. Rano (do południa) jemy owoce lub pijemy soki - nic lepszego sobie nie
wyobrażam na śniadanie (dzięki temu mamy regularne wypróżnienia, mnie zniknęły wypryski z twarzy, u
dziecka znikły bóle brzucha). Jeśli jemy coś co Pani nie zaleca, to tylko na kolację. A jeśli chodzi o zimno to
nie zrezygnowałyśmy z owoców; podgrzewamy je lekko (tzn. soki lub sałatki owocowe) oraz rezygnujemy
czasem z owoców, które "wyziębiają" organizm - jak pomarańcze, cytryny, banany. Pijemy np. sok z
marchwi (daje ciepło), jemy rodzynki i inne suszone owoce oraz świeże: czarne winogrona, morele,
brzoskwinie, ale głównie jemy jabłka. Ponadto wszystkie potrawy przygotowuję według zasady chińskiej
pięciu przemian, nie stosuję również mrożonek gdyż nie mają w sobie życia. Potrawy przez Panią
proponowane są super, ale właśnie jeśli je przygotuję wg pięciu elementów. Próbowałam w ten sam
sposób przygotować nasze tradycyjne posiłki, ale to nie to samo, Žle się czułam. Pani dieta jest bardzo
fajna; wszystko przecież można jeść i nie rozumiem tej pani ze "Skandali" - czym ona jest tak oburzona, czy
rzeczywiście jest zdrowa? Skoro tyle złości w jej liście? Nie wystarczy przeczytać jedną książkę i uwierzyć.
Jest tyle wspaniałych różnych książek, a każda utwierdza nas w swoich racjach. A my, cóż - sami musimy
wypróbować i oceniać CO DLA NAS NAJLEPSZE, a nie od razu krytykować z pasją - każdy człowiek jest inny.
Wielu osobom poleciłam pani dietę i są zadowolone". Przepisałam list niemal w całości sądzę, że nie ma
Pani do mnie żalu Pani Barbaro - to są właśnie moje poglądy często wyrażane. Wiele miesięcy przed tą
polemiką napisałam to samo co Pani pisze - w książce STYL ŻYCIA. A tak naprawdę to moją dewizą jest
TOLERANCJA, ŻYCZLIWOśĽ, SZACUNEK dla poglądów innych niż moje, bo każdy człowiek jest, i ma prawo
być inny, tak jak Pani to napisała. Pragnę zacytować jeszcze kilka listów, bo uważam, że aktualne problemy
różnych ludzi są najlepszą ilustracją skutków i wątpliwości nękających zwolenników "diamondowego życia".
Oddaję głos Anecie M. z Kłodzka: "Ten wspaniały styl odżywiania bardzo mi pomógł. Jestem 17 - letnią
dziewczyną, od 3 lat uczę się w Liceum Ekonomicznym w Kłodzku. Od momentu przejścia z okresu
dziecięcego do tzw. młodzieńczego zaczęły się moje kłopoty z dość znaczną nadwagą, z czasem odkryłam
również, że mam ostre zaparcia, jak na tak młodą osobę (do trzech dni). Z moimi stale narastającymi
problemami nie mogłam dać sobie rady. W końcu popadłam w straszne kompleksy i załamałam ręce. Dziś
odkryłam niektóre przyczyny złego samopoczucia. Od małego mama (niestety, stwierdzam to z przykrością)
przekarmiała mnie: różnego rodzaju kaszkami na mleku, przerażającymi objętościami obiadu (złożonego w
znacznej części z mieszanki mięsno - ziemniaczanej, z niewielką tylko ilością warzyw). Wpojono mi również,
że po obiedzie, śniadaniu lub kolacji należy zjeść, na deser owoce, co wzbogaca w witaminy i prawidłowo
odżywia, dostarczając energii. Po przeczytaniu Pani książeczki, poczułam się oszukana i zdezorientowana:
dlatego też postanowiłam sama spróbować. Efekty były natychmiastowe - lepsze samopoczucie
(początkowo - niezbyt przyjemne ssanie w żołądku), wzrost energii i spadek wagi - z czego najbardziej
byłam zadowolona i co przekonało mnie do stylu odżywiania Diamondów. Zaczęłam się normalnie
wypróżniać - co również napawało mnie szczęściem. Czy nie przyszło Pani na myśl, zorganizowanie
"małego" kursu dla zainteresowanych - wydaje mi się ten pomysł REWELACJĆ. Oświadczam, a nawet
zapewniam, że byłabym pierwszą, która przyjechałaby na taki kurs zdrowego żywienia". Aneto! Na razie o
tym nie myślałam, ale może pomyślę. Rodzajem nauki zdrowego żywienia jest pobyt w Sanatorium
"ATRlUM" w Polańczyku. Oprócz korzystania z wyżywienia zgodnego z DIETĆ ŻYCIA, można nauczyć się tam
przyrządzania potraw i podyskutować z personelem kuchni. Ogromnie ważnym aspektem pobytu w
Sanatorium jest również gimnastyka, dobrana do poziomu sprawności. Po powrocie do domu można ją
nadal stosować. A oto list pani Joanny Z. z Warszawy: "Po przeczytaniu Pani książki "DlETA ŻYCIA" pragnę
przekazać wyrazy najwyższego uznania. Zrobiła Pani "świetną robotę". Czyta się to jednym tchem. Już sam
wstęp i pierwsza część książki wydały mi się niezwykle interesujące i zachęcające do spróbowania nowego
sposobu życia. Nie musiałam wstawać raniusieńko, biec prawie kilometr do przystanku. W pracy również
często nie było czasu by spokojnie zjeść drugie śniadanie tzn. dwie chrupiące bułeczki z wędliną, serem, etc.
Gdy przestałam pracować zawodowo - odetchnęłam radośnie - wreszcie będę miała możność dogodzić
swemu podniebieniu! No i zaczęło się: kilka razy dziennie kanapki, z chrupiącym pieczywem + plasterek
ogórka, pomidora. Prócz tego zaczęłam odczuwać, prawie niemożliwą do opanowania, chęć "na słodycze".
Codziennie w domu musiał być kawałek ciasta, herbatniki, galaretki, lub chociażby torba cukierków czy
budyń. W ten właśnie sposób, mając 168 cm wzrostu ważyłam 70 kg. To już po dietach odchudzających,
które stosowałam, gdy skończyłam karmienie piersią. Pewnie uśmiecha się Pani teraz, myśląc że to jeszcze
nie taka tragedia. Na pewno! Ale przed zajściem w ciążę byłam dość szczupła i lżejsza, aktywniejsza i
bardziej zadowolona z życia. To co przydarzyło się póŽniej spowodowało, że poczułam się stara, obrzydliwa,
otłuszczona i nieustannie rozdrażniona, nie mówiąc już o chęci do życia. Już po przeczytaniu kilku stron Pani
książki, poczułam, że wreszcie to jest to! Sposób odżywiania, który bardzo mi odpowiadał. Postanowiłam
spróbować, prawdę mówiąc bardziej pod kątem korzyści zdrowotnych niż tych estetycznych, związanych z
chudnięciem. Nie stawiam sobie żadnych warunków typu - dieta przez 2 tygodnie czy miesiąc - potem
powrót do starych zwyczajów. Powiedziałam sobie: zaczynam i postaram się nigdy od tego nie odejść.
Zaczęłam od owoców - bo zawsze ogromnie je lubiłam. Kolacja jeszcze przez trzy dni była "tradycyjna". Gdy
zorientowałam się, że jedząc kilka owoców nie odczuwam głodu - zerwałam ostatecznie ze starymi
przyzwyczajeniami. I stał się cud, którego tak naprawdę chyba się nie spodziewałam. Któregoś dnia
założyłam stare spodnie, które raptem zawisły mi na biodrach, jak na manekinie! A jeszcze nie tak dawno
zapinałam guzik z wciągniętym brzuchem. Pobiegłam się zważyć - 3 kg mniej! Poczułam jakby nowy
przypływ energii. Te efekty utwierdziły mnie w przekonaniu, iż jest to najcudowniejsza dieta jaką można
stworzyć, taka rzeczywiście DIETA ŻYCIA. Po trzech tygodniach (bardzo dowolnego zresztą) stosowania się
do podanych w książce zaleceń - schudłam 5 kg, nie uprawiając żadnych ćwiczeń fizycznych (z braku
możliwości - przy dziecku), jedząc na kolację lub obiad parówkę, jajecznicę lub nawet kotlet schabowy,
tylko wszystko z dużą ilością świeżych warzyw, no i oczywiście do południa tylko owoce. Potwierdziło się to,
co Pani pisała we wstępie książki, te występujące w początkowym okresie stosowania diety dolegliwości. Ja
miałam jedynie tzw. "mroczki w oczach", gdy zbyt raptownie wstałam lub schyliłam się. Ale mniej więcej po
tygodniu minęło to jak ręką odjął. Teraz czuję się fantastycznie! Mam w sobie tyle chęci do życia, energii,
pomysłów. Być może częściowo jest to też związane z porą roku, ale główną przyczyną jest - DIETA ŻYCIA.
Pani Maju, stał się kolejny cud - nie czuję potrzeby jedzenia słodyczy! Owszem pozwalam sobie czasem na
kawałek czekolady, czy nawet małe ciastko, ale wówczas, kiedy rzeczywiście odczuwam większą potrzebę.
Lecz na co dzień nie ma absolutnie żadnych problemów. Nie czuję się związana rygorami, w zasadzie jem
podobnie jak reszta rodziny - jedynie odpowiednio zestawiając składniki posiłków. Po zjedzeniu owoców i
świeżych warzyw - zupełnie nie odczuwam pragnienia. Zamierzam pozostać przy tym sposobie odżywiania
na zawsze. Kiedy nadarza się uroczystość z poczęstunkiem, wówczas daję sobie dyspensę po czym następny
dzień jest wyłącznie owocowy. To, co jest rezultatem diety, przeszło moje oczekiwania, a najciekawsze
wydaje mi się to, że nie zauważam u siebie chęci powrotu do dawnego sposobu. I nie ma też miejsca to, co
przy stosowaniu jakiejkolwiek innej diety było na porządku dziennym, mianowicie obsesyjna myśl: "Co to ja
sobie zjem, jak skończę się katować tą dietą". W tej chwili wiem, że jeśli bardzo będę miała ochotę na
określony pokarm - to wcale nie muszę sobie odmawiać, tyle tylko, że staram się stosować zasadę łączenia
(tego prawidłowego) produktów. Muszę się przyznać, że jeszcze nie miałam okazji zastosować żadnego z
przepisów kulinarnych, które Pani podaje ale, gdy wczytałam się dokładniej, coraz bardziej zaczyna mnie
pociągać możliwość przyrządzania zupełnie niespotykanego, a jednocześnie superzdrowego posiłku, który
może skonsumować cała rodzina. Dziękuję za trud i wysiłek, który włożyła Pani w pracę nad tą książką. To
jest naprawdę wspaniałe i skuteczne. Pragnęłam podzielić się z Panią moimi spostrzeżeniami, tak jak czynię
to rozmawiając ze wszystkimi znajomymi mi osobami. Mogę stanowić żywą reklamę DIETY ŻYCIA". Dziękuję
Pani Joanno, cieszę się wraz z Panią i właśnie dla takich osób jak Pani są następne książeczki. Uchwyciła
Pani bezbłędnie moją intencję, aby korzystając z zasad i informacji zawartych w diecie Diamondów -
prowadzić normalny, bezstresowy tryb życia. Przyszedł również list od Pani Janiny z Poznania. "Dziękuję za
dietę Diamondów. Na wstępie muszę się zastrzec, że jestem chuda, byłam zawsze, 164 cm - 53 kg. Nie jest
to jednak ważne. Od lipca stosuję tę dietę (list nadszedł w końcu listopada). Otóż miałam tzw. ciśnienie
skaczące - od niskiego po wysokie i to zdarzało się parę razy dziennie. Przy wadzie serca bez nitrogliceryny
nie poruszałam się w ogóle - byłam przeświadczona, że nie przeżyję jesieni, zapomniałam dodać, że mam
60 lat. Proszę sobie wyobrazić, że od lipca nie musiałam brać ani razu nitrogliceryny, ciśnienie uspokoiło mi
się, nie znaczy, że jest idealnie, ale to już nie jest męka. Nie wydaję więcej pieniędzy, ponieważ mam 800
tys. emerytury i żyję z ołówkiem w ręku, więc wiem ile wydaję. Sama kombinuję potrawy różne". W części z
przepisami podany jest sposób Pani Janiny na przyrządzanie ziemniaków, które na wiosnę nie są już
smaczne a według tego przepisu są wyśmienite. List jest doskonałą ilustracją tego, że nawet mając skromne
fundusze, można korzystać z dobrodziejstwa zasad Diamondów. To nie jest styl życia dla bogaczy, jak mi raz
ktoś zarzucił. To sposób na życie dla ludzi, którzy chcą być zdrowsi. I jeszcze jeden list na temat regulacji
ciśnienia krwi, od Pani Marii K. ze Szczecina, autorki 4 ciekawych przepisów, "...Po przejściu na ten nowy
styl żywienia czuję się bardzo dobrze. Ze względu na to, że byłam niskociśnieniowcem często bolała mnie
głowa, teraz bóle ustąpiły, a ciśnienie jest jakby normalne - 120 na 90, poprzednio miałam 90 na 60. Bardzo
Zgłoś jeśli naruszono regulamin