WAKACYJNA PRZYGODA cz.7.doc

(48 KB) Pobierz
Wakacyjna Przygoda

 

 

 

 

Wakacyjna Przygoda

 

Autor: aga334

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Bella:

 

- Edward...

 

Tylko tyle byłam zdolna z siebie wydusić. Patrzenie na niego w takim stanie sprawiało mi wewnętrzny ból, czułam jak moje serce „coś rozdziera” od środka. I pomyśleć, że to wszystko moja wina! Jaka ja jestem?! Beznadziejna! Wołałabym, żebym to ja tu leżała a nie On. Edward na to nie zasługuję. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Boję się podejść bliżej... Idiotka! Ta, dzięki. Zbliżam się do jego łóżka, śpi. To dobrze, niech odpoczywa - pomyślałam. Klatkę piersiową miał owiniętą bandażem i był podłączony pod jakieś maszyny. Pełno jakiś kabelków, blee.. Nie znoszę szpitali! A krew? Tego to wręcz nienawidzę. Jest taka... taka lepka, ten zapach. Ugh... na samą myśl o niej robi mi się nie dobrze. Twarz Edwarda wyglądała na zmęczoną, taką smutną? Ale nawet w takim stanie wygląda pięknie. Eh.. pewnie wini mnie za to co się stało i bardzo dobrze. Już mi nie wybaczy, wiem to. Siedziałam tak i wpatrywałam się w niego. To straszny widok patrzeć na kogoś na kim Ci zależy ze świadomością, że to właśnie przez Ciebie się tu znalazł. Przypomniał mi się tamten dzień...

 

Retrospekcja:

 

Myśl, myśl – mówiłam sama do siebie. Czego on od nas chce. Nie wiem, ale wiem co muszę zrobić. Wiedziałam, że Edward mnie widziałam. Chciałam, a właściwie się starałam odwrócić uwagę Jamesa od moich przyjaciół. Tak, tak przyjaciół.

- Hej ! – krzyknęłam do Jamesa. Odwrócił się i uśmiechnął. Co za debil – skwitowałam.

- Moja Bella – chyba się przesłyszałam. – Zmartwiłem się kiedy mnie opuściłaś. – ściemnia.

Zobaczyłam kątem oka, że Edward pokazuję mi, abym kontynuowała rozmowę.

- Dlaczego uważasz, że jestem Twoją? – pierwsze pytanie z brzegu.

- Bello zakochałem się w Tobie. Nie mogę bez Ciebie żyć. Wtedy w kawiarni pamiętasz? – przytaknęłam – Podszedłem do Ciebie. Bardzo mi się spodobałaś. Muszę być z Tobą ! Inaczej umrę! – teraz już krzyczał!

 

(...)

 

- ...nie wiem gdzie dokładnie jesteśmy. Znajdujemy się w lesie... Jesteśmy przy Hmm leśniczówce.. Ok, Dowidzenia.

- Za ile będą? – zapytał Jasper.

- Trzymaj się Edward – słyszałam szloch Alice i Rosalie.

- Edward, Edward – zawodziłam. Nie panuję już nad sobą..

 

 

Koniec retrospekcji.

 

 

 

 

Why? Chyba znowu muszę podziękować za mojego pecha. Jak to możliwe, żeby ktoś miał, aż tak wielkiego pecha w życiu? No jak? Głupie pytanie. Tylko ja Bella Swan mogę mieć tak spieprzone życie! Pierw rodzice, teraz On. Cholera! Może są jakieś stowarzyszenia dla takich jak ja. Muszę się nad tym zastanowić. Haha tak to jest żałosne. Nie Bello, to Ty jesteś żałosna. Ta, doszło do tego, że rozmawiam sama ze sobą. Wariatka! Nie wiem ile już tak siedziałam, ale trochę mnie plecy bolą od siedzenia. Ale co tam... niech bolą. Przynajmniej tak mogę „ wesprzeć Edwarda”. Gdy tak o nim pomyślałam to albo mi się wydawało albo wariuję, że ręka Edwarda się poruszyła. Szybko wstałam i zaczęłam monolog.

- Edward, słyszysz mnie? Odezwij się. Daj jakiś znak, że słyszysz mnie? – brak odpowiedzi.

-Odezwij się. Są tu Twoi rodzice, Carlisle i Esme nawet dziewczyny z Emmettem i Jasperem. No Edward, nie daj się prosić. – w tym samym momencie weszła pielęgniarka.

- Proszę pani! Edward chyba się obudził.. tzn. nie zupełnie. Poruszył ręką. Naprawdę!

- Dobrze, zawołam lekarza. Mogłaby Pani poczekać na korytarzu? – było to raczej pytanie retoryczne

- Naprawdę... – nie skończyłam mówić, bo do pokoju wręcz „ wparowała” Alice.

- Bello! Och.. przepraszam Panią. Nie wiedziałam, że ktoś tu jest jeszcze.

- Nic nie szkodzi, a teraz jeśli mogę prosić to opuśćcie to miejsce na chwilę – chyba się trochę wkurzyła.

- Ok. – odpowiedziała Alice.

- Bello – powiedziała jak wyszłyśmy z pokoju. – Musisz odpocząć. Już tak długo tu siedzisz.

Hmm długo? – pomyślałam. W sumie to nawet nie wiem jaki to dzień a co dopiero godzina.

- A ile tu siedzę wg Ciebie ?

- To już dwa dni. Chodź zawiozę Cię do domku, odpoczniesz. Jak Edward się obudzi to na pewno do Ciebie zadzwonię. Proszę.. – wiedziała, że się nie zgodzę.

- Nie, Alice. Będę tu czekała. – mam nadzieję, że mnie rozumie.

- Rozumiem – i mnie przytuliła. Ale coś mi się przypomniało.

- Dlaczego mnie szukałaś? – Alice posmutniała, ale i była wkurzona? – Coś się stało?

- Bello..

- Alice! – co ona przed mną ukrywa Hmm..

- James... – o nie!! Przecież, przecież... nawet nie wiem co z nim zrobili!

- Ale co z nim? – próbowałam być spokojna, ale coś mi nie wychodziło. Zaczęłam się trząść. Tak bardzo nie chciałam go już widzieć. Co za świr.

- Gdy pojechałaś do szpitala z Edwardem, Emmett „zajął” się nim. Wpadł w furię. Wiesz trochę go połamał. I wcale się jemu nie dziwię, też chciałam mu dołożyć, ale mnie powstrzymali. Zadzwoniliśmy po policję i zgłosiliśmy sprawę jaka wtedy zaistniała. Oczywiście James nie był w stanie się poruszyć tak go Emmett urządził, ale.. Cholera! On jest tu w szpitalu. Policja nie mogła go zatrzymać, dopóki nie wydobrzeje i dopiero, wtedy założą sprawę sądową! Bello, nie pozwolimy mu się zbliżyć do Ciebie. Obiecuję! – nie wiem co się ze mną działo, miałam wrażanie, że wszystko wokół się trzęsie, zaczęłam płakać i poczułam tylko ból głowy, a potem już tylko ciemność.

 

 

 

Kilka minut później.

 

- Doktorze, za ile ona się obudzi? – słyszałam zmartwiony głos Esme.

- Przeżyła ostatnio dość dużo. Pozwólmy, żeby jej organizm sobie z tym poradził. Powinna niebawem się obudzić. Nie wykluczam, że już nas słyszy.

- Bello, kochanie. Słyszysz mnie? Obudź się, wszyscy na Ciebie czekamy.

Tak słyszałam, ale miałam problem z wypowiedzeniem slowa. Dlaczego? Po prostu zaschło mi w gardle. Otworzyłam oczy, bo na tyle było mnie aktualnie stać.

- No nareszcie – zapiszczała Rosalie.

- Wo...oo..dyy – wydusiłam z siebie.

- Już, już slońce. – powiedziała pielęgniarka. Napiłam się i teraz mogła zapytać.

- Co się stało?

- Zemdlałaś Bello. Ale wszystko jest wporządku. – Zemdlałam? Tak to do mnie podobne. Mdleje tylko przy silnych emocjach jakie mną targają.. O nie! James.

- Gdzie jest James? – zapytałam przestraszona.

- Spokojnie – uspokajał mnie Jasper. – Jest piętro wyżej, chyba nawet nie wie, że tu jesteś. Pilnuje go policja.

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak on teraz wygląda. Haha tak go połamałem! – pochwalił się Emmett. Tak ten to zawsze ma radochę.

- Emmett – zganiła go Ross.

- No co? Należało się świrowi. Nikt nie będzie strzelał do mojego brata! – i dopiero teraz zdałam sobie z czegoś sprawę. Nie wiem ile tu leżałam.

- Co z Edwardem? Obudził się?

- Ni jeszcze się nie obudził – powiedział Jasper.

- To ja idę do niego – powiedziałam, i zaczełam wstawać. Ale mi się w głowię kręci. Od razu podbiegł do mnie Emmett.

- Dam radę.

- No właśnie widzę – prychnął.

- Możesz mnie zaprowadzić? – naprawdę bym nie doszła sama. Szłam, w zasadzie to się toczyłam, ale dałam radę.

- Dziękuję.

- Nie ma sprawy, Bello. – uścisnął mnie i poszedł.

Znowu to samo. Stoję przed drzwiami i zastanawiam się czy wejść. Czy to, aby na pewno dobry pomysł. Nie wiem, naprawdę, ale muszę. Tak długo go nie widziałam. Otwieram drzwi. Wchodzę.. Podnoszę głowę do góry. I co widzę? Edward ma otwarte oczy.

- Edward! – krzyknęłam – Tak się martwiłam – oho chyba za dużo powiedziałam. Głupia! Zbeształam się w myślach. Przecież ja nawet nie wiem czy będzie chciał ze mną rozmawiać.

A jeśli nie? To co ja wtedy zrobię? Jest tylko jedno wyjście.. Będę musiała usunąć się w cień.. odejść.. wyjechać.. Edward patrzył na mnie. Jego twarz wyrażała zdziwienie i namiastkę radości? Zdziwienie to rozumiem, ale radość? A już wiem.. cieszy się, że się obudził.

- Bel..llo

- Zaraz zawołam pielęgniarkę. – jestem pewna, że chce mu się pić. Wzięłam patyczek i zanurzyłam go w  wodzie. Podeszłam bliżej i „posmarowałam” mu usta, tak jak to robią w filmach.

- Dziękuję. – powiedział już normalnie.

- Nie ma za co. Idę po pielęgniarkę. – już chciałam wychodzić ale..

- Poczekaj – starał się podnieść na łóżku.

- Ani mi się waż – zagroziłam. – Nie wolno Ci się podnosić -  to też z filmów.

- Podejdź bliżej – zrobiłam to o co poprosił.

- Usiądź.

- Ok. Coś się stało? –oczywiście, głupie pytanie. Pewnie chce mnie ochrzanić a może i gorzej.

- Gdzie są wszyscy? – zapytał. Totalnie zbił mnie z pantałyku.

- Czekają na korytarzu, chyba.. – bo w sumie nie wiem gdzie oni się podziewają.

- Chyba..? – wychwycił niepewność w moim głosie.

- Po tym jak zemdlałam.. – i po co głupia to mówiłaś?

- Zemdlałaś?

- Tak, ale to nie ważne. Więc potem Emmett mnie tu przyprowadził i nie wiem gdzie są.

- Aha.. Siedziałaś tu cały czas? – co za głupie pytanie.

- Prawie.. Nie było mnie tylko przez... przez moment omdlenia.

- Dziękuję – za co?

- Za co? – powtórzyłam na głos.

- Za to, że tu przy mnie siedziałaś. – on mi za to dziękuję? Powinien być wściekły, że to przeze mnie tu jest! To ja do tego doprowadziłam. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Ciągle się we mnie wpatrywał. Zaraz się rozpłaczę. Nie mogę.. Mogłam teraz zrobić tylko jedno..

- To ja idę po pielęgniarkę. – usłyszałam tylko swoje imię i wyszłam. Stałam jeszcze chwilę za drzwiami, żeby się uspokoić i poszłam po pielęgniarkę.

 

 

 

Edward:

 

To był chyba jakiś koszmar. Pamiętam Belli twarz. Wtedy w lesie, gdy James wyznał jej miłość. To chyba jakiś sen. Chciałem jej pomóc. On miał broń. Kazałem Bells, żeby odwróciłam jego uwagę. Był chętny z nią rozmawiać, w końcu ją kochał. A wtedy ja się na niego rzuciłem. Tak, pamiętam to. Tak jakby to się stało przed chwilą. Pamiętam jeszcze jak Bella wymawiała moje imię a potem już nie wiem co się stało. Wiem gdzie się znajduję. To już coś. Widziałem Bellę. Ją jako pierwszą zobaczyłem po „ przebudzeniu”. Miała smutną i zmęczoną twarz, czerwone oczy. Płakała? Coś się stało? Musze się tego dowiedzieć. Jak tylko wróci od razu się jej zapytam czy coś się stało. Może to przeze mnie? Ale dlaczego miałaby płakać z mojego powodu? To nie dorzeczne. Mam nadzieję, że się nie wini. To nie była jej wina. Ja chciałem ją tylko chronić. Pierwszy raz tak się poczułem, że chce kogoś bronić. Tak, zależy mi na Bells. Tak bardzo chce, żeby była szczęśliwa. Moje rozmyślania przerwał krzyk Belli.

- Puść mnie !

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin