Diamond_Jared_-_Strzelby,_Zarazki,_Maszyny.doc

(2129 KB) Pobierz

JARED DIAMOND

 

 

STRZELBY, ZARAZKI, MASZYNY

Losy ludzkich społeczeństw


DO POLSKICH CZYTELNIKÓW

Polskie wydanie tej książki sprawia mi potrójną radość. Po pierwsze, odświeża miłe wspomnienia z mojej wizyty w Polsce oraz ze spotkań z polskimi krewnymi, przyjaciółmi i kolegami. Rodzice mojej żony - Marysi - są Polakami. Z Polski, a właściwie z polskich kresów należących teraz do ościennego państwa, pochodziła też rodzina mojej matki. W czasie pierwszej randki z Marysią zagrałem jej kilka preludiów Chopina, a potem zaproponowałem, byśmy się razem uczyli polskiego. Rzecz jasna, zrobiłem to po części dlatego, że szukałem sposobu na zacieśnienie naszego związku, lecz również z powodu szczere] chęci opanowania tego języka. Choć Marysia nie przystała wówczas na tę propozycję, zaakceptowała później moje oświadczyny, dzięki czemu zyskałem polskich powinowatych. Jestem szczęśliwy, że moja książka ukazuje się teraz w ich Języku.

Po drugie, miałem wyjątkowe szczęście do tłumaczenia Strzelb, zarazków i maszyn, podobnie Jak do tłumaczenia mojej poprzedniej książki - Trzeciego szympansa. Większość autorów wydawnictw przekładanych na języki obce nie wie nic o swych tłumaczach. Jednakże polskiego przekładu tej książki dokonał mój przyjaciel, będący wybitnym polskim naukowcem. Polska znana jest w świecie z badań w dziedzinie fizjologii ekologicznej. Owa sława stała się powodem mojego przyjazdu do tego kraju w 1990 roku. Chciałem się uczyć od naukowców pracujących na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. W czasie pobytu w Polsce poznałem dwóch wybitnych polskich biologów, dr. Ja-nuarego Weinera z Uniwersytetu Jagiellońskiego i dr. Marka Konarzewskiego z Uniwersytetu w Białymstoku. W rezultacie mojej wizyty January rozpoczął tłumaczenie Trzeciego szympansa, a Marek przez dwa lata pracował ze mną na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles, mojej macierzystej uczelni, potem zaś przystąpił do pracy nad przekładem Strzelb, zarazków i maszyn. Jest rzadkim przywllejem autora, by wiedzieć, że jego tekst tłumaczą przyjaciele i jednocześnie podziwiani naukowcy.

Wreszcie, wydaje się, że temat tej książki szczególnie zaciekawi polskich czytelników. Strzelby, zarazki i maszyny to próba zrozumienia, w jaki sposób geografia wpływała na losy wszystkich ludów świata na przestrzeni ponad 13 tysięcy lat. O ile mieszkańcy wielu innych krajów nie dostrzegają wpływu geografii na ludzkie losy, położenie Polski sprawia, że każdy jej obywatel rozumie i czuje znaczenie tej kwestii. Polska leży w środku północnej części Niziny Europejskiej, rozciągającej się (pomijając niewielkie bariery geograficzne) od Oceanu Atlantyckiego aż po Ural. Około 7 tysięcy lat temu do obszarów dzisiejszej Polski dotarła sztuka uprawy roli, będąca częścią kultury ogarniającej swym zasięgiem Europę Środkową, w tym znaczną część Niziny. Ziemie te były podbijane przez armie mongolskie pod wodzą wnuka Czyngis-chana, Batu-chana. W 1241 roku hordy mongolskie dotarły aż do Legnicy. W kolejnych stuleciach przez Nizinę przemaszerowali najeźdźcy z Prus, Szwecji, Francji l Austrii. Wiele zamieszkujących ją uprzednio ludów zostało przez te inwazje zgładzonych i znikło z kart historii. Polskiej odwadze i sile zawdzięczamy, że ten naród, otoczony przez potężnych sąsiadów, zdołał przetrwać wszelkie próby, na jakie wystawiało go położenie geograficzne.

Jestem bardzo dumny, że moimi przemyśleniami na temat geografii i historii mogę się podzielić z polskimi przyjaciółmi i krewnymi i cieszę się, że przeczytają je w ich własnym języku - wspaniałym pomniku ludzkiej wytrwałości.

Jared Diamond


PROLOG

PYTANIE YALEGO

Wszyscy wiemy, że losy ludów zamieszkujących rozmaite części naszego globu były różne. W ciągu 13 tysięcy lat, które minęły od ostatniego zlodowacenia, w jednych rejonach świata powstały posługujące się pismem l metalowymi narzędziami społeczeństwa industrialne, w innych rozwinęły się społeczeństwa niepiśmiennych rolników, w niektórych zaś przetrwały plemiona zbieracko--łowleckie. Historycznie uwarunkowane odmienności wywarły silny wpływ na współczesność, gdyż to właśnie społeczeństwa industrialne podbiły i eksterminowały inne społeczności. I chociaż zróżnicowanie to jest jednym z podstawowych zjawisk w historii świata, jego przyczyny pozostają niejasne i są przedmiotem sporów. Pytanie o pochodzenie owych nierówności postawiono mi w prostej i bardzo osobistej formie 25 lat temu.

W lipcu 1972 roku spacerowałem po wybrzeżu jednej z tropikalnych wysp nowogwinejsklch, na której prowadziłem badania nad ewolucją ptaków. W owym czasie słyszałem już o Yalim, niezwykłym miejscowym polityku, który właśnie wtedy odwiedzał najbliższą okolicę. Traf chciał, że Yali wybrał się na spacer wzdłuż tej samej plaży. Spacerowaliśmy więc razem godzinę, cały czas rozmawiając.

Yall wręcz promieniował charyzmą i energią. Jego oczy hipnotyzujące błyszczały. Z wielką pewnością mówił o sobie, ale mnie też wypytywał i z zainteresowaniem słuchał odpowiedzi. Nasza rozmowa rozpoczęła się od tematu absorbującego wówczas wszystkich Nowogwinejczyków - szybkich zmian w polityce. Państwo Papua-Nowa Gwinea - taką nazwę nosi dziś kraj Yalego - było wtedy z mandatu ONZ administrowane przez Australię. Wszyscy wyczuwali już jednak powiew niepodległości. Yall wyjaśnił mi swoją rolę w przygotowywaniu mieszkańców kraju do samorządności.

Po chwili zmienił jednak temat dyskusji i zaczął zadawać mi pytania. Choć skończył tylko szkołę średnią i nigdy nie wyjeżdżał z Nowej Gwinei, wszystko go ciekawiło. Najpierw spytał o moją pracę (również o wynagrodzenie). Wyjaśniłem mu więc, że prowadzę badania nad tym, jak różne grupy ptaków kolonizowały Nową Gwineę na przestrzeni ostatnich milionów lat. Poprosił wówczas, bym mu wyjaśnił, jak jego przodkowie dotarli na wyspę dziesiątki tysięcy lat temu i w jaki sposób biali Europejczycy zdołali skolonizować Nową Gwineę w ciągu dwustu lat.

Nasza rozmowa była przyjacielska, mimo że obaj zdawaliśmy sobie sprawę z istnienia napięć między reprezentowanymi przez nas społecznościami. Dwa wieki temu Nowogwinejczycy żyli w "epoce kamiennej". Używali narzędzi podobnych do tych, które w Europie zostały wyparte tysiące lat temu przez wyroby z metalu, i mieszkali w wioskach pozbawionych jakiejkolwiek formy scentralizowanej władzy. Centralistyczne rządy wprowadzili biali koloniści, razem z wieloma przedmiotami, od metalowych siekier, zapałek i leków, po ubrania, parasole i napoje chłodzące. Tubylcy natychmiast docenili przydatność tych rzeczy. Na Nowej Gwinei wszystkie te dobra materialne określa się mianem "towaru".

Wielu białych kolonistów otwarcie pogardzało Nowogwinejczykami, uważając ich za dzikusów. Nawet najmniej rozgarniętemu z "panów" (białych wciąż tak tytułowano w 1972 roku) żyło się znacznie lepiej niż tubylcom, nie wyłączając charyzmatycznych polityków, takich jak Yali. Mimo tych różnic

Yali prowadził rozmowy na różne tematy z wieloma białymi, podobnie jak ze mną, ja zaś rozmawiałem z tubylcami. Dzięki temu obaj doskonale wiedzieliśmy, że przeciętny Nowogwinej-czykjest przynajmniej tak samo Inteligentny jak Europejczyk. Wszystko to Yall musiał mieć na uwadze, kiedy znów spojrzał na mnie badawczo swoimi błyszczącymi oczami l zapytał:

"Dlaczego wy, biali, wytworzyliście i przywieźliście na Nową Gwineę tyle •towaru*, podczas gdy my, czarni, wytworzyliśmy go tak mało?".

To proste pytanie dotyczyło Istoty losu, który był udziałem Yalego. Tak, wciąż istnieje ogromna dysproporcja w stylach życia przeciętnego Nowogwinejczyka, Europejczyka czy Amerykanina. Równie wiele różnic dzieli poziom życia społeczeństw zamieszkujących inne rejony współczesnego świata. Można by sądzić, że przyczyny tak ogromnego zróżnicowania są oczywiste.

A jednak odpowiedź na pozornie proste pytanie Yalego wydaje się bardzo trudna. Wtedy, na plaży, nie umiałem jej udzielić. Nie znaleźli jej historycy, a wielu z nich po prostu już się nad tym problemem nie zastanawia. Czas, który minął od mojej rozmowy z Yalim, poświęciłem na badania nad innymi aspektami ewolucji człowieka, jego historią i językiem. Niniejsza książka, napisana dwadzieścia pięć lat później, jest próbą odpowiedzi na pytanie Yalego.

Chociaż pytanie to dotyczyło jedynie różnic w poziomie życia Nowogwinejczyków l białych Europejczyków, można je rozszerzyć na inne kontrasty cywilizacyjne współczesnego świata. Obecnie zarówno pod względem bogactwa, jak i potęgi militarnej dominują ludy pochodzenia euroazjatyckiego, szczególnie żyjące w Europie l wschodniej Azji oraz Ameryce Północnej. Inne ludy, wśród nich większość Afrykanów, wyzwoliły się spod kolonialnego panowania białych, lecz biorąc pod uwagę zamożność l potencjał militarny Ich krajów, wciąż pozostają za białymi daleko w tyle. Jeszcze inne ludy, na przykład australijscy Aborygeni, Indianie z obu Ameryk i szczepy południowej Afryki, nie są już panami własnej ziemi, lecz zostały zdziesiątkowane, podbite albo wręcz wybite przez europejskich kolonizatorów.

Pytanie dotyczące nierówności między społeczeństwami współczesnego świata można zatem sformułować następująco:

dlaczego bogactwo i potęga rozłożyły się w taki a nie inny sposób? Dlaczego to na przykład Indianie, Afrykanie czy też Abo-rygeni nie zdziesiątkowali, podbili czy też nie zgładzili Europejczyków i Azjatów?

Aby spróbować odpowiedzieć na to pytanie, cofnijmy się nieco w czasie. Około pięciuset lat temu, kiedy to zaczynała się europejska ekspansja kolonialna, społeczeństwa poszczególnych kontynentów znacznie różniły się już pod względem poziomu rozwoju cywilizacyjnego i systemu politycznego. Większą część obszarów Europy, Azji i Afryki Północnej zamieszkiwali ludzie posługujący się metalowymi narzędziami, a niektóre państwa leżące na tych kontynentach stały u progu uprzemysłowienia. W tym samym czasie w obydwu imperiach Ameryki - Azteków i Inków - używano narzędzi kamiennych. Z kolei część subsaharyj sklej Afryki była podzielona między małe państewka i plemiona, w których wytwarzano żelazo. Większość pozostałych ludów, a wśród nich mieszkańcy Australii, Nowej Gwinei, wielu wysp Pacyfiku, obu Ameryk oraz małej części subsaharyj sklej Afryki, żyła w plemionach rolniczych lub nawet w grupach zbieracko-łowleckich i używała kamiennych narzędzi.

Rzecz jasna, zaznaczające się już około 1500 roku różnice w poziomie technicznym i strukturze politycznej stanowiły bezpośrednią przyczynę nierówności rozwoju społeczeństw współczesnego świata. Imperia zbrojne w stal były zdolne do podboju albo eksterminacji plemion wyposażonych w broń kamienną lub drewnianą. Jak więc doszło do tego, że w XV wieku świat był urządzony właśnie tak, a nie inaczej?

Poszukując odpowiedzi na to pytanie, cofnijmy się jeszcze dalej w przeszłość. Niezwykle pomocne okażą się przy tym zarówno zapiski historyczne, jak i odkrycia archeologów. Do końca ostatniego zlodowacenia, czyli do okresu około 11 tysięcy lat p.n.e., wszyscy ludzie żyli w grupach zbieracko-łowiec-kich. Polityczne i techniczne dysproporcje widoczne w XV wieku są wynikiem tego, iż między jedenastym tysiącleciem p.n.e. a 1500 rokiem n.e. rozwój poszczególnych społeczeństw następował nierównomiernie. Podczas gdy Aborygeni i Indianie pozostali łowcami i zbieraczami, większość ludów Eurazji, obu Ameryk oraz subsaharyj sklej Afryki stopniowo opanowała uprawę roli i hodowlę bydła, nauczyła się wyrabiać metalowe narzędzia, a także wytworzyła złożony system władzy. Na części obszaru Eurazji i obu Ameryk niezależnie powstało pismo. Jednakże wszystkie te innowacje najwcześniej pojawiły się na terenie Eurazji. Na przykład produkcję narzędzi z brązu, którą na terenie Andów rozpoczęto kilka wieków przed 1500 rokiem, na obszarach Eurazji opanowano ponad 4 tysiące lat wcześniej. Z kolei techniki wytwarzania narzędzi kamiennych, z którymi zetknęli się w 1462 roku biali odkrywcy Tasmanii, były prostsze niż te dominujące na terenie Europy przed dziesiątkami tysięcy lat, w górnym paleolicie.

Pytanie o przyczyny nierówności poziomu rozwoju współczesnych społeczeństw sformułujemy więc następująco: dlaczego na różnych kontynentach rozwój ludzkości przebiegał w różnym tempie? Owo zróżnicowane tempo wyznacza podstawowe procesy historyczne i ono właśnie jest tematem mojej książki.

Chociaż książka ta dotyczy głównie historii i. prehistorii, przedstawione w niej rozważania nie mają jedynie charakteru akademickiego dyskursu, lecz jak się wydaje, odgrywają istotną rolę praktyczną. Mają też olbrzymie znaczenie dla polityki. Historię współczesnego świata kształtowały znaczone podbojami, epidemiami i ludobójstwem stosunki między różnymi ludami. Skutki owych cywilizacyjnych starć objawiały się przez wieki i wciąż są widoczne w najbardziej niespokojnych częściach naszego globu.

Ze spuścizną niedawnego kolonializmu do dziś zmaga się, na przykład, większa część Afryki. W pewnych rejonach świata - między innymi na znacznych obszarach Ameryki Środkowej, Meksyku, Peru, Nowej Kaledonii, byłego Związku Radzieckiego, a częściowo i Indonezji - wciąż liczne rdzenne społeczności prowadzą mniej lub bardziej otwartą wojnę przeciw rządom zdominowanym przez potomków dawnych kolonizatorów. Wiele innych społeczności tubylczych - takich Jak rdzenni Hawajczycy, mieszkańcy Syberii, Aborygeni, Indianie zamieszkujący tereny Stanów Zjednoczonych, Kanady, Brazylii, Argentyny i Chile - zostało przetrzebionych przez choroby i ludobójstwo do tego stopnia, że potomkowie dawnych najeźdźców mają dziś na ich ziemiach wyraźną przewagę liczebną. Mimo braku możliwości prowadzenia otwartej walki rdzenni mieszkańcy coraz częściej dopominają się o swoje prawa.

Następstwa minionych konfliktów cywilizacyjnych pozostają ;(i oczne nie tylko we współczesnej polityce i ekonomii. Ich elektem jest także coraz szybsze zanikanie większości spośród 6 tysięcy używanych jeszcze języków. Są one wypierane przez angielski, chiński, rosyjski i kilka innych języków, którymi posługują się duże grupy ludzi. Liczebność tych grup ogromnie wzrosła w ciągu ostatnich stuleci. Wszystkie te problemy współczesnego świata są następstwem uwarunkowań historycznych, wpisanych w pytanie Yalego.

Zanim zaczniemy szukać odpowiedzi na to pytanie, powinniśmy najpierw ustosunkować się do zastrzeżeń wobec samego podejmowania tych rozważań. Z pewnych powodów część czytelników, być może, poczuje się dotknięta roztrząsaniem tej kwestii. Po pierwsze, czy udana próba wyjaśnienia przyczyn zdobycia przez jednych ludzi władzy nad innymi nie zostanie wzięta za uzasadnienie takiej dominacji? Czy nie będzie oznaczać, że powstanie przewagi było nieuniknione, a zatem wszelkie wysiłki zmierzające do jej zniesienia są skazane na niepowodzenie? To zastrzeżenie wynika z powszechnej tendencji do nieodróżniania wyjaśnienia przyczyny od usprawiedliwiania lub akceptacji skutków. Użytek, jaki można zrobić z wyjaśnienia historycznego, jest zupełnie odrębną kwestią. Zrozumienie częściej prowadzi do próby zmiany rezultatu niż do osiągnięcia go po raz kolejny bądź jego utrwalenia. Właśnie dlatego psycholodzy usiłują wniknąć w psychikę morderców i gwałcicieli, historycy społeczni chcą poznać przyczyny ludobójstwa, a lekarze zbadać podłoże chorób. Celem badaczy nie jest sankcjonowanie analizowanych zjawisk, lecz poznanie łańcucha przyczyn i skutków, które leżą u ich podstaw, po to, by go przerwać.

Po drugie, czy próba odpowiedzi na pytanie Yalego nie wiąże się z przyjęciem eurocentrycznego podejścia do historii, gloryfikacją zachodnich Europejczyków i obsesją na punkcie wyjątkowej pozycji Europy Zachodniej i Ameryki w dzisiejszym świecie? Czyż owa wyjątkowość nie jest jednak zjawiskiem' efemerycznym, trwającym zaledwie ostatnie kilka wieków i blednącym obecnie na tle rosnącej potęgi Japonii i południowo-wschodniej Azji? W rzeczy samej. Dlatego też większa część książki poświęcona jest ludom nieeuropejskim. Zamiast koncentrować się wyłącznie na relacjach między Europejczykami a resztą świata, przyjrzymy się interakcjom zachodzącym między społeczeństwami pozaeuropejskimi, szczególnie między rdzennymi mieszkańcami subsaharyj sklej Afryki, południowo-wschodniej Azji, Indonezji i Nowej Gwinei. Przekonamy się. że podstawowe elementy cywilizacji o zachodnioeuropejskich korzeniach zostały wytworzone przez ludy żyjące gdzie indziej i dopiero później przeniesiono Je na kontynent europejski.

Po trzecie, czy słowo "cywilizacja" i sformułowanie "powstanie cywilizacji" nie sprawiają fałszywego wrażenia, że cywilizacja jest dobra, plemienna egzystencja łowców-zbieraczy żałosna, a ostatnie 13 tysięcy lat to historia postępu, osiągania przez ludzi szczęśliwości? W istocie nie zakładam, że uprzemysłowione kraje są lepsze niż plemiona zbieracko-łowieckie czy że rezygnacja z łowlecko-zbierackiego stylu życia i powstanie państwowości, które opanowały umiejętność wytwarzania żelaza, decydowało o postępie zapewniającym szczęście ludzkości. Dzieląc życie między pobytem w miastach Ameryki i wioskach Nowej Gwinei, mam mieszane uczucia co do tak zwanych błogosławieństw cywilizacji. W porównaniu do łowców-zbieraczy mieszkańcy nowoczesnych państw przemysłowych rzeczywiście mają większy dostęp do opieki medycznej, są mniej narażeni na to, że zostaną zabici, żyją dłużej, lecz Jednocześnie znacznie mniejszą pomoc otrzymują od rodziny i przyjaciół. Przyczyną podjęcia przeze mnie badań nad zróżnicowaniem geograficznym społeczności ludzkich nie była chęć wywyższenia jednych społeczności ponad inne, lecz pragnienie zrozumienia ich historii.

Czy rzeczywiście trzeba napisać jeszcze jedną książkę, by odpowiedzieć na pytanie Yalego? A może znamy już wyjaśnienie tej kwestii? Jeśli tak, to jak ono brzmi?

Najczęściej milcząco lub otwarcie zakłada się istnienie biologicznie uwarunkowanych różnic między ludźmi. Począwszy od XVI wieku, europejscy odkrywcy uświadamiali sobie, iż ludy świata są niezwykle zróżnicowane pod względem rozwoju techniki i systemu politycznego. Domniemywali oni, że różnorodność ta jest przejawem odmiennych wrodzonych zdolności. Od czasu sformułowania teorii darwinowskiej poglądy takie wyrażane są w kategoriach doboru naturalnego l dziedzictwa ewolucyjnego. Społeczeństwa prymitywne pod względem rozwoju techniki zaczęto uważać za ewolucyjną pozostałość po podobnych do małp przodkach człowieka. Wypieranie ich z ziem przez kolonistów rekrutujących się ze społeczeństw przemysłowych podawano jako przykład przeżywania najlepiej dostosowanych. Wraz z rozwojem nauki o dziedziczeniu, do formułowania tych poglądów zaczęto używać terminologii genetycznej. Europejczyków uznano za bardziej inteligentnych od Afryka-nów, nie wspominając o Aborygenach.

Dziś znaczna część zachodniego społeczeństwa odżegnuje się od rasizmu. Mimo to wielu (być może większość!) jego przedstawicieli wciąż po cichu bądź podświadomie akceptuje takie poglądy. W Japonii i wielu innych krajach głosi się je otwarcie. Nawet wykształceni biali Amerykanie, Europejczycy l Australijczycy, dyskutując o Aborygenach, zakładają, że jest w nich coś prymitywnego. Z pewnością wyglądają oni inaczej niż biali. Większości potomków tych Aborygenów, którym udało się przeżyć okres europejskiej kolonizacji, wciąż źle się powodzi w białym społeczeństwie Australii.

Na poparcie tezy o niższości Aborygenów przytacza się na pozór przekonujący argument: w ciągu niespełna wieku od rozpoczęcia kolonizacji biali imigranci stworzyli w Austfalii wolne od analfabetyzmu, scentralizowane, demokratyczne państwo, opierające swój byt na produkcji żywności i stali. Dokonali tego na kontynencie zamieszkanym przez nieznające metalu plemiona Aborygenów, od 40 tysięcy lat wiodących łowiecko-zbierackie życie. Oto dwa następujące po sobie doświadczenia dotyczące rozwoju ludzkości. Oba przeprowadzono w tym samym środowisku. Jedyną zmienną byli ludzie, którzy je zamieszkiwali. Czyż potrzeba bardziej namacalnego dowodu na to, że różnice między społecznościami Aborygenów i Europejczyków są następstwem odmienności przedstawicieli obu grup?

Wyjaśnienia odwołujące się do rasizmu budzą sprzeciw nie tylko dlatego, że są odrażające, ale przede wszystkim ze względu na fakt, że tkwi w nich błąd. Nie ma przekonujących dowodów na to, że ludzkie społeczności różnią się poziomem inteligencji i że różnice te odpowiadają stopniowi ich rozwoju cywilizacyjnego. W rzeczywistości, co dalej wyjaśnię, współcześni ludzie tkwiący w epoce kamiennej są zapewne, ogólnie rzecz biorąc, bardziej inteligentni niż członkowie społeczeństw industrialnych. W rozdziale czternastym postaram się udowodnić, że choć brzmi to może paradoksalnie, biali imigranci australijscy nie zasługują na podziw ze względu na stworzenie oświeconego społeczeństwa przemysłowego, którego zalety często się podkreśla (wymieniłem je wyżej). Co więcej, ludzie, którzy do niedawna stosowali prymitywne techniki - tacy jak Aborygeni i Nowogwinejczycy - z łatwością opanowują technologie przemysłowe, jeśli tylko mają do tego sposobność.

Psycholodzy zajmujący się procesami poznawczymi włożyli wiele wysiłku w badanie ilorazu inteligencji ludzi pochodzących z odległych geograficznie rejonów świata, lecz żyjących w tym samym kraju. Biali psycholodzy amerykańscy spędzili dziesięciolecia na próbach wykazania, że poziom wrodzonej inteligencji czarnych Amerykanów pochodzących z Afryki jest niższy od poziomu inteligencji ich białych współobywateli, mających europejski rodowód. Oczywiste jest jednak istnienie różnic środowiskowych dzielących porównywane grupy. Utrudnia to udowodnienie hipotezy o występowaniu różnic intelektualnych leżących u podstaw zróżnicowania poziomu technicznego społeczeństw. Po pierwsze, na możliwości intelektualne ludzi w wieku dojrzałym wpływa środowisko społeczne, w którym oni dorastali. Fakt ten niemal uniemożliwia wyodrębnienie zdolności wynikających ze zróżnicowania genetycznego. Po drugie, testy służące do badań nad potencjałem intelektualnym (na przykład test na iloraz inteligencji) odzwierciedlają raczej zdolności do uwarunkowanego kulturowo uczenia się niż poziom czystej, wrodzonej inteligencji, czymkolwiek ona jest. Ze względu na niewątpliwy wpływ środowiska z okresu dzieciństwa oraz wiedzy nabytej na rezultaty testów inteligencji dotychczasowe wysiłki psychologów nie doprowadziły do wykazania istnienia postulowanej, genetycznie uwarunkowanej niższości intelektualnej ludzi o innym niż biały

kolorze skóry.

Stanowisko, które dziś zajmuję w tej sprawie, wynika z 33 lat pracy z Nowogwinej czy karni w ich własnych, nieskażonych cywilizacją społecznościach. Od samego początku wywarli oni na mnie wrażenie inteligentniejszych, bystrzejszych, odznaczających się większą siłą wyrazu i bardziej zainteresowanych otaczającym światem niż przeciętni Europejczycy czy Amerykanie. Nowogwinej czy cy bez porównania lepiej niż biali dają sobie radę z takimi zadaniami, jak tworzenie mapy pamięciowej nieznanego otoczenia. Rozwiązywanie problemów tego typu zapewne wiernie odzwierciedla funkcjonowanie mózgu. Rzecz jasna, rdzenni mieszkańcy Nowej Gwinei znacznie gorzej radzą sobie z tymi zadaniami, do których rozwiązywania, w przeciwieństwie do białych, nie byli wdrażani od dzieciństwa. Dlatego właśnie odwiedzający miasto niewykształcony Nowogwinej czyk z odległej wioski sprawia wrażenie osoby ograniczonej. Jestem jednak świadom tego, jak głupio muszę wypadać przed Nowogwinej czy karni, kiedy przebywając z nimi w dżungli, nie wykazuję umiejętności wykonywania najprostszych zadań (takich jak trzymanie się ścieżek i wznoszenie szałasu), do których oni - w przeciwieństwie do mnie - wprawiają się od dzieciństwa.

Łatwo dostrzec dwa argumenty świadczące o prawdziwości mojej tezy, że Nowogwinej czy cy są inteligentniejsi niż biali. Po pierwsze, Europejczycy od tysięcy lat żyją w gęsto zaludnionych krajach o scentralizowanym systemie władzy, z policją i sądownictwem. W takich społecznościach najczęstszą przyPROLOG; PYTANIE YALEGO

czyną śmierci były dawniej choroby (na przykład ospa) związane z przeludnieniem, podczas gdy morderstwa zdarzały się rzadko, a stan wojny był raczej wyjątkiem niż regułą. Większość Europejczyków, Jeśli tylko zdołała uchronić się przed fatalną w skutkach infekcją, najczęściej unikała również innych potencjalnych przyczyn śmierci i przekazywała swe geny potomkom. Dziś w krajach zachodnich większość dzieci, które urodziły się zdrowe, z łatwością wychodzi z niegdyś śmiertelnych infekcji i po osiągnięciu dojrzałości z powodzeniem się rozmnaża, niezależnie od poziomu inteligencji i posiadanych genów. W przeciwieństwie do białych, Nowogwinej czy cy żyli w zbyt małych społecznościach, aby wyewoluowały i rozpowszechniły się w nich choroby epidemiczne związane z przeludnieniem. Głównym powodem śmierci były morderstwa, chroniczny stan wojny międzyplemiennej, wypadki i niedożywienie.

W tradycyjnych społecznościach Nowej Gwinei ludzie obdarzeni dużą Inteligencją mieli większe szansę na uniknięcie śmierci niż mniej inteligentni. Natomiast w społeczeństwach europejskich uniknięcie śmierci, następującej przede wszystkim wskutek epidemii, miało niewiele wspólnego z inteligencją ofiar. Było raczej związane z genetycznie uwarunkowaną odpornością ludzi, zależną od drobnych zmian biochemicznych, zachodzących w ich organizmach. Na przykład, osoby z grupą krwi B lub O są bardziej odporne na zarażenie ospą niż ludzie z grupą A. Oznacza to, że dobór naturalny faworyzujący geny, które warunkują inteligencję, był prawdopodobnie znacznie ostrzejszy na Nowej Gwinei niż w gęściej zaludnionych krajach o złożonym systemie politycznym. Tam przeważał dobór naturalny związany ze zmianami biochemicznymi organizmów.

Poza przyczynami genetycznymi jest jeszcze jeden powód, dla którego Nowogwinej czy cy mogli stać się inteligentniejsi niż biali. Europejskie i amerykańskie dzieci spędzają obecnie większość czasu pasywnie - zabawiane przez telewizję, kino i radio. W przeciętnym amerykańskim domu telewizor jest włączony przez siedem godzin dziennie. Natomiast typowe dziecko nowogwinejskie praktycznie nie ma okazji, by uprzyjemniać

sobie czas w ten sposób. Żyje aktywniej. Więcej rozmawia i bawi się z rówieśnikami i opiekunami. Niemal wszystkie wyniki badań nad rozwojem dzieci potwierdzają opinię, iż dziecięca aktywność ma olbrzymie znaczenie dla rozwoju umysłowego. Zgodnie z tymi wynikami, istnieje ścisly związek między brakiem takiej stymulacji a nieodwracalnym opóźnieniem umysłowym. Bez wątpienia ten niezwiązany z dziedziczeniem mechanizm przyczynia się do przeciętnie wyższej sprawności umysłowej Nowogwinejczyków.

Pod względem dziedziczonych zdolności intelektualnych Nowogwinejczycy prawdopodobnie górują więc nad białymi. Z pewnością lepiej radzą sobie z unikaniem niekorzystnych, wręcz rujnujących warunków, w których dorasta obecnie większość dzieci w społeczeństwach wysoko rozwiniętych. Należy podkreślić, iż nie ma żadnych przesłanek wskazujących na istnienie umysłowej niższości Nowogwinejczyków. Nie można więc użyć tego argumentu, odpowiadając na pytanie Yale-go. Zapewne te same czynniki genetyczne i rozwojowe odróżniają nie tylko Nowogwinejczyków od białych, lecz również zbieraczy-łowców i innych członków prymitywnych społeczności od przedstawicieli wszystkich społeczeństw zaawansowanych pod względem rozwoju techniki. Podstawowe założenie rasizmu powinno więc ulec odwróceniu i przyjąć następującą formę: jak to się stało, że Europejczycy, pomimo swej prawdopodobnie genetycznie uwarunkowanej niższości i (w czasach współczesnych) niewątpliwie niekorzystnych warunków rozwoju, zgromadzili tak wiele "towaru"? Dlaczego Nowogwinejczycy pozostali ludem prymitywnym pod względem technologicznym mimo -jak sądzę - wyższej inteligencji?

Udzielenie odpowiedzi na pytanie Yalego przez odwołanie się do uwarunkowań genetycznych to nie jedyna możliwość. Inne wyjaśnienie, dość rozpowszechnione wśród mieszkańców północnej Europy, nawiązuje do domniemanego, stymulującego wpływu chłodnego klimatu na ludzką kreatywność i energię oraz do działającego hamująco ciepła tropików i ich wilgoci. Być może, sezonowa zmienność klimatu wysokich szerokości geograficznych stwarza bardziej różnorodne wyzwania niż niePROLOG: PYTANIE YALEGO

zmienny klimat tropikalny. Prawdopodobne jest też, że przeżycie w niskich temperaturach wymaga większej inwencji technicznej, gdyż chłód wymusza budowę trwałych, chroniących przed zimnem domostw i produkcję ciepłej odzieży. Natomiast w tropikach można przeżyć w prostszych schronieniach i bez ubrania. Do tego samego wniosku dochodzi się, odwracając tok rozumowania: długie północne zimy dają ludziom wiele czasu, by w przytulnym wnętrzu oddawać się wynalazczości.

Taka interpretacja, choć niegdyś popularna, również nie wytrzymuje krytyki. Jak się przekonamy, mieszkańcy północnej Europy aż do początku ostatniego tysiąclecia nie wnieśli niczego istotnego do cywilizacji euroazjatyckiej; po prostu mieli szczęście żyć na obszarach, do których stosunkowo łatwo docierały wynalazki (metody uprawy roli, koło, pismo i sposoby wytwarzania metali) dokonane w cieplejszych częściach kontynentu. Zimne rejony wysokich szerokości geograficznych Nowego Świata należały do jeszcze bardziej zacofanych. Jedynym rdzennie amerykańskim społeczeństwem, które rozwinęło pismo, byli Indianie z południa dzisiejszego Meksyku (na południe od zwrotnika Raka). Najstarsza ceramika Nowego Świata pochodzi z okolic równika w tropikalnej części Ameryki Południowej, a indiańskie społeczeństwo powszechnie uważane za najbardziej zaawansowane między innymi w takich dziedzinach, Jak sztuka i astronomia - społeczeństwo Majów - rozwinęło się w pierwszym tysiącleciu naszej ery na półwyspie Ju-katan i na terenie dzisiejszej Gwatemali.

Trzeci typ odpowiedzi na pytanie Yalego odwołuje się do przypuszczalnego znaczenia nizinnych dolin rzek znajdujących się na terenach o suchym klimacie. Zgodnie z tym wytłumaczeniem Istnienie wydajnego rolnictwa było tam uzależnione od stworzenia dobrego systemu nawodnień, co z kolei wymagało scentralizowanej administracji. Wyjaśnienie to proponowano, opierając się na fakcie, iż pierwsze ze znanych imperiów powstały w dolinach Tygrysu i Eufratu znajdujących się na obszarze Żyznego Półksiężyca, czyli na Bliskim Wschodzie, oraz w dolinie Nilu w Egipcie. Tam też narodziło się pismo. Stworzenie systemów kontroli poziomu wody wydaje się związane z powstaniem scentralizowanych organizacji państwowych także w innych częściach świata, między innymi w dolinie Indusu na subkontynencie indyjskim, dolinie Rzeki Żółtej i rzeki Jangcy w Chinach, na Nizinie Maya w Ameryce Środkowej i na przybrzeżnych pustyniach Peru.

Jednakże drobiazgowe badania archeologiczne wykazały, że budowa złożonych systemów irygacyjnych nie postępowała wraz z tworzeniem się scentralizowanych biurokracji państwowych, lecz dużo później. To rozwijająca się z jakiejś innej przyczyny centralizacja polityczna pozwoliła konstruować skomplikowane systemy wodne. Żadne z ważnych wydarzeń prowadzących do stworzenia ośrodków władzy nie było związane z dolinami rzek czy też z nawadnianiem. Na przykład, w Żyznym Półksiężycu produkcję żywności i osiadły tryb życia zapoczątkowano na terenach górzystych, a nie na nizinach dolin rzecznych. W dolinie Nilu kulturalne zacofanie trwało jeszcze przez ponad 3 tysiące lat po tym, Jak w osadach na wzgórzach Żyznego Półksiężyca zaczęła kwitnąć produkcja żywności. Rozwój społeczny i związany z nawodnieniami rozkwit rolnictwa w dolinach rzek w południowej i zachodniej części dzisiejszych Stanów Zjednoczonych nastąpiły dopiero gdy sprowadzono z Meksyku innowacje tworzące podstawę tych procesów. Z kolei na nadrzecznych obszarach południowo-wschodniej Australii do dziś spotykamy plemienne społeczności nie zajmujące się rolnictwem.

Jeszcze inna interpretacja zwraca uwagę na bezpośrednie czynniki, które umożliwiły Europejczykom podbicie innych ludów, a nawet ich zgładzenie - zwłaszcza na broń palną, choroby zakaźne, stalowe narzędzia i produkty przemysłowe. Wyjaśnienie to jest bliskie prawdy, jako że wymienione czynniki rzeczywiście były bezpośrednią przyczyną sukcesu europejskich podbojów. Jednak hipoteza ta jest niepełna, gdyż opiera się jedynie na bezpośrednich czynnikach. Zachęca natomiast do poszukiwania nadrzędnych przyczyn, stanowiących odpowiedź na pytanie, dlaczego właśnie Europejczycy, a nie Afryka-nie czy rdzenni Amerykanie stworzyli broń palną, pokonali najzjadliwsze mikroby i otrzymali stal.

PROLOG: PYTANIE YALEGO

O ile osiągnięto postęp w identyfikacji takich przyczyn w odniesieniu do europejskiego podboju Nowego Świata, o tyle w stosunku do Afryki nadal pozostają one wielką zagadką. Afryka jest kontynentem, na którym najdłużej przebiegała ewolucja człowlekowatych, gdzie, być może, powstał człowiek współczesny i gdzie miejscowe choroby - takie jak malaria i żółta febra - zabijały białych odkrywców. Jeśli zdobycie przewagi na początku, już na starcie, ma Jakiekolwiek znaczenie, to dlaczego broń palna i stal nie pojawiły się najpierw w Afryce, pozwalając jej mieszkańcom na podbój Europy? Co spowodowało, iż australijscy Aborygeni nie przekroczyli poziomu łowców-zbieraczy wyposażonych w kamienne narzędzia?

Pytania, które wynikają z porównywania cech rozrzuconych po świecie społeczności, od dawna przykuwały uwagę historyków i geografów. Najbardziej znanym współczesnym przykładem dzieła poświęconego tej problematyce jest licząca dwanaście tomów książka Arnolda Toynbeego A study of history (w tłumaczeniu polskim dokonanym przez Józefa Marzeckiego niewielki wybór: Studium historii). Badacz ten zajmował się przede wszystkim wewnętrzną dynamiką rozwoju 23 zaawansowanych cywilizacji - 22 z nich były piśmienne, a 19 pochodziło z Eurazji. Mniej interesowały go społeczeństwa niepiśmienne i prehistoria. A właśnie w prehistorii tkwią korzenie nierówności występujących we współczesnym świecie. Toyn-bee ani nie postawił pytania Yalego, ani też nie podjął się przedstawienia prawidłowości historycznych. Nie zrobili tego również autorzy pozostałych książek poświęconych historii świata. Skoncentrowali się przede wszystkim na rozwiniętych, znających pismo cywilizacjach europejskich z okresu ostatnich 5 tysięcy lat. Pozycje te zawierają jedynie bardzo krótkie wykłady na temat prekolumbijskich cywilizacji amerykańskich i jeszcze bardziej zdawkowe omówienia dotyczące pozostałej części świata, z wyjątkiem jej najnowszych związków z cywilizacją europejską. Od czasu prac Toynbeego historycy nie podejmowali prób uogólnienia przyczynowości w historii powszechnej, uznając najwyraźniej, iż problemu tego nie da się rozwiązać.

Specjaliści reprezentujący różne dyscypliny stworzyli całościowe omówienia poszczególnych tematów. Dla moich rozważań niezwykle przydatne okazały się dokonania geografów--ekologów, antropologów kultury, biologów badających udomowienie roślin i zwierząt oraz uczonych zajmujących się wpływem chorób zakaźnych na historię ludzkości. Badacze ci zwrócili jednak uwagę tylko na niektóre fragmenty układanki, nie dostarczając wszystkich elementów do wciąż niepełnej ogólnej syntezy.

Ciągle nie ma więc powszechnie przyjętej odpowiedzi na pytanie Yalego. Łatwo podać wyjaśnienia szczegółowe odwołujące się do przyczyn bezpośrednich. Otóż pewne ludy, szybciej niż inne, wytworzyły broń palną i stal oraz uodporniły się na zarazki, co przesądziło o zdobyciu przez nie przewagi ekonomicznej i militarnej nad ludami, które dokonywały tego wolniej lub nigdy im się to nie udało. Trudniej o wyjaśnienia bardziej ogólne. Wciąż nie znaleziono bowiem przyczyn nadrzędnych. Nie odpowiedziano na przykład na pytanie, dlaczego narzędzia z brązu pojawiły się tak wcześnie w niektórych rejonach Eurazji, późno i tylko lokalnie w Nowym Świecie, a nigdy nie powstały w Australii.

Brak odpowiedzi na tego typu pytania tworzy wielką intelektualną lukę. Niewyjaśnione pozostają bowiem prawidłowości historyczne. Z nieznajomości przyczyn nadrzędnych wynika ponadto problem znacznie poważniejszy - dylematy moralne. To, iż na przestrzeni dziejów pozycja różnych ludów była niejednakowa, jest oczywiste dla każdego, niezależnie od tego, czy jest rasistą, czy nie. Współczesne społeczeństwo Stanów Zjednoczonych jest wzorowane na modelu europejskim. Zagarnęło ono tereny Indian i wchłonęło miliony potomków czarnych Afrykanów przywiezionych do Ameryki w charakterze niewolników. Natomiast dzisiejsza Europa nie została ukształtowana, na przykład, przez subsaharyjskich Afrykanów, którzy sprowadzili miliony Indian jako niewolników.

W wyniku procesów historycznych nie powstał harmonijny obraz rzeczywistości. Nie stało się tak, że 51% powierzchni obu Ameryk, Australii i Afryki podbili Europejczycy, natomiast

PROLOG: PYTANIE YALEGO

49% obszaru Europy zajęli Indianie, Aborygeni czy Afrykanie. Cały dzisiejszy świat został ukształtowany jednostronnie. Musi istnieć jakieś bardziej wyczerpujące wyjaśnienie tej sytuacji niż odwołanie się do takich zdarzeń, jak zwycięstwo w bitwie czy przypadkowe dokonanie jakiegoś wynalazku kilka tysięcy lat temu.

Logiczne wydaje się przypuszczenie, iż koleje historii odzwierciedlają wrodzone zróżnicowanie ludzi. Oczywiście wiemy, że wygłaszanie podobnych poglądów publicznie nie należy do dobrego tonu. Czytamy o specjalistycznych badaniach, których wyniki potwierdzają istnienie takich różnic, ale dowiadujemy się również, że w owych badaniach znalazły się poważne błędy merytoryczne. Sami zauważamy, że setki lat po podbojach i zniesieniu niewolnictwa niektóre z podbitych ludów nadal należą do najuboższych warstw społecznych. Przekonuje się nas jednak, że sytuacji tej nie należy wiązać z biologicznymi ułomnościami.

Wszystko to budzi nasze wątpliwości. Wciąż dostrzegamy bowiem jaskrawe różnice w statusie społecznym ludzi. Zapewnia się nas jednak, że błędne Jest, na pozór zrozumiałe, biologiczne wytłumaczenie pojawienia się na świecie nierówności (istniały one już w XVI wieku). Ale Jednocześnie nie podaje się, jakie są prawdziwe przyczyny tego stanu rzeczy. Dopóki nie otrzymamy przekonującego, szczegółowego wyjaśnienia prawideł historii, większość ludzi wciąż będzie podejrzewać, że odwołujące się do biologii poglądy rasistowskie są mimo wszystko słuszne. Był to decydujący argument przemawiający za napisaniem niniejszej książki.

Dziennikarze zwykle proszą autorów obszernych dzieł o streszczenie ich jednym zdaniem. Treść tej książki można ująć w następujący sposób: "Dzieje ludów toczyły się niejednakowo z powodu różnicy środowisk, w których te ludy żyły. a nie ze względu na biologiczne zróżnicowanie samych ludzi".

Rzecz jasna, pogląd dotyczący wpływu geografii środowiskowej i biogeografii na rozwój społeczny nie jest pomysłem nowym. Dziś jednak nie zyskuje on uznania historyków, którzy uważają go albo za błędny, albo za nadmiernie uproszczony.

Badacze wyśmiewają to wytłumaczenie, podając je jako przykład środowiskowego determinizmu. Podejmowanie jakichkolwiek prób wyjaśnienia różnic między ludźmi odkłada się na później uważając, iż problem jest zbyt trudny. A jednak geografia z pewnością ma jakiś wpływ na historię. Otwarta pozostaje natomiast sprawa, jak duży jest ten wpływ i czy poznanie go pomoże wyjaśnić bieg dziejów.

Ostatnie osiągnięcia w dziedzinach na pozór niezwiązanych z historią umożliwiły nowe spojrzenie na interesujące nas problemy. Mowa tu przede wszystkim o genetyce, biologii molekularnej i biogeografii, które znajdują zastosowanie w badaniach nad roślinami uprawnymi. Dyscypliny te wraz z ekologią beha-wloralną wykorzystuje się także do badania udomowionych zwierząt i ich dziko żyjących przodków. Wśród pomocnych mi w tej pracy dziedzin znalazły się także: dział biologii molekularnej badający relacje między ludzkimi patogenami i ich odpowiednikami u zwierząt, genetyka człowieka i epidemiologia, a także lingwistyka. Dla moich rozważań istotne są również badania archeologiczne prowadzone na wszystkich kontynentach i najważniejszych wyspach oraz studia nad historią techniki, pismem i organizacją polityczną społeczeństw.

Szeroki zakres wymienionych dyscyplin jest poważnym problemem dla każdego, kto chciałby napisać książkę, która byłaby próbą odpowiedzi na pytanie Yalego. Jednak aby dokonać właściwych uogólnień, trzeba mieć wiedzę ze wszystkich wymienionych wyżej dziedzin. Książka powinna zawierać syntetyczny przegląd historii i prehistorii każdego z kontynentów. Choć zasadniczym tematem takiej pozycji byłaby historia, niezbędne wydaje się, a...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin