Dziewictwo Magii - całość.rtf

(2316 KB) Pobierz

Autorka: Vergithia

 

Do oryginału: http://dziewictwo-magii-yaoi.blog.onet.pl/

 

 

Dziewictwo Magii

 

             

Lord Voldeort

 

 

Przekonany o swojej potędze i nieśmiertelności ściga zawzięcie Pottera. Dzięki ignorancji, chłopak nagle mu znika. Trafia na jego ślad w Egipcie i rusza w pościg, który rozpoczyna nadchodzącą katastrofę i zniszczenie...

             

Remus Lupin

 

 

Przerażony Atakiem na dom Pottera, kłóci się z Zakonem. Próbuje odnaleźć chłopaka i przez to wpada w pułapkę wroga. Nieoczekiwanie zostaje darowane mu życie i zostaje zakładnikiem Voldemorta...

             

Harry Potter

 

 

Harry cudem ucieka z napaści. Ratuje go archeolog, który wyrusza na misję do Egiptu. Zabiera ze sobą chłopaka i ten poznaje techniki magiczne starożytnej cywilizacji. Dzięki temu dowiaduje się, jak pokonać Voldemorta mimo zabezpieczeń w postaci horkruksów...

 

 

Priest Mahado

 

 

Młody, aczkolwiek najbardziej utalentowany mag medyczny w starożytności. To jego przez pomyłkę budzi z hibernacji Potter. Dla zabawy spuszcza łomot Voldemortowi i przez to ojciec Atemu rozkazuje mu podszkolić Pottera. Wyraża się bardzo źle o użytkownikach różdżek, ale z czasem zaczyna lubić Harry'ego, gdy ten zaczyna używać magii bez niej...

             

Książę Atemu

 

 

Przyszły faraon i zarazem "zabaweczka" swojego ochroniarza. Lubi rozmawiać z nowym kolegą i troszkę mu współczuje, gdy jego ojciec w przypływie szału wymierza mu taką karę. Sam wykorzystuje szkolenie do powtórzenia magii obronnej.

             

Priest Seth

 

 

Wiecznie okrutny i arogancki podwładny ojca Atemu wciąż są na niego skargi, zwłaszcza od kochanek. Przez to staje się katem Pottera, gdy ten nie może wyzwolić magii. Z czasem zaprzyjaźnia się z ofiarą...

 

 

 

 

Rozdział 1.

 

 

 

 

 

Tego dnia nic nie zapowiadało się dobrze. Stanowczo można było stwierdzić, że działo się wręcz masakrycznie. Młody chłopak odsunął krwawiącą dłoń od równie zakrwawionego boku. Stracił za dużo krwi i przez to był otępiały i senny. Z daleka słyszał już kroki wrogów. Ich śmiechy i kpiny. W końcu zostawiał za sobą krew i nie miał przez to jak uciec. Nagle znikąd pojawiły się obok niego drzwi samochodu, otworzyły się i ktoś wciągnął go do środka. Chwilę później auto odjechało. Nie miało zapalonych świateł, dzięki temu kierowca mógł idealnie poradzić sobie z ucieczką przez nieoświetlone ulice. Chłopak oparł się o siedzenie. Przymknął oczy i zemdlał.

 

 

 

***

 

 

 

[czternaście godzin wcześniej]

 

 

 

Harry Potter rzadko miał zwykłe sny. Tym razem poderwał się już o trzeciej nad ranem. Był niedzielny poranek a on dopiero dwie godziny temu wrócił z prywatnych lekcji u dyrektora. To, co go zbudziło, to zakrwawiona twarz ciotki, którą widział we śnie. Pospiesznie ubrał się i pobiegł do swojej opiekunki. Na tyle już ją znał, że wiedział iż nie zostawi go samego.

 

-          Pani profesor?! – załomotał do drzwi.

 

Po chwili usłyszał mamrotanie i drzwi otworzyły się. Potter wytrzeszczył oczy, gdy zobaczył Severusa Snape’a. Do tego w szlafroku i wyraźnie podnieconego. Za nim widział poprawiającą się opiekunkę i zagwizdał.

 

-          Niezły gust. Bynajmniej lepszy niż Bellatrix. – wślizgnął się i przypadł do McGonagall.

 

-          Potter, won stąd! – Minerva była wściekła.

 

Że też musiał im przeszkodzić. Chyba zmieni o nim opinię...

 

-          Pani profesor, miałem jeden z „tych” snów. – jęknął chłopak.

 

Dwóch nauczycieli zesztywniało. Wiedzieli, że chłopak czasem widzi wizje tortur lub śmierci.

 

-          Co widziałeś? Co on wyprawiał?! – Snape założył szatę.

 

-          Nie widziałem go… żadnego z jego ludzi też nie. Tylko jeden obraz. – Potter zamyślił się. – To była moja ciocia, w jakiś chaszczach. Cała zakrwawiona.

 

-          Rozumiem. Sprawdzę, czy jest w domu. – Snape wyszedł.

 

Opiekunka zrobiła im herbatę i siedzieli w fotelach. Po godzinie wrócił mistrz eliksirów.

 

-          Twoja rodzina w domu. Bezpieczna. Voldemort siedzi u Malfoyów. – usiadł naprzeciwko.

 

Potter odetchnął z ulgą.

 

-          Przepraszam, że przeszkodziłem. Dyrektor pojechał po zajęciach a ja spanikowałem, że on jakimś cudem dorwał mi rodzinę.

 

Wstał i opuścił pomieszczenie. Oczywiście nie zamierzał nikomu mówić o takich romansach. Ale nagle zamarł. Znów widział krew, tym razem na rękach. Coś musi się dziać! Zaklął i kopnął zbroję. Zza niej wyskoczył z piskiem skrzat, rozsypując szaty.

 

-          Och, wybacz. – Harry machnął różdżką i odesłał je do pralni.

 

-          Harry Potter, sir. – okazało się, że to był Zgredek. – Panicz jest zły?

 

-          Nie… tylko…moją ciocię spotkało coś złego, nikt o tym nie wie a w szkole nie chcą mnie przenieść. – Harry wbił ręce w kieszenie.

 

-          Zgredek przeniesie przyjaciela do domu wuja. – skrzat złapał go za rękę i teleportował się.

 

Harry poczuł się, jakby ktoś przeciągnął go przez wąską rurę i po chwili usłyszał wrzask kuzyna. Zgredek pożegnał się z nim a on szybko obiegł dom. Ciotki nigdzie nie było, za to Vernon darł się na niego wyjątkowo głośno.

 

-          Wuju, gdzie ona jest?! – Potter drżał.

 

To zwróciło uwagę kuzyna i ten przyłożył z pięści ojcu, by się uciszył. Potter i Vernon zamarli, zaskoczeni.

 

-          Mama jest na urodzinach koleżanki. Miała wrócić godzinę temu, ale się spóźnia. – wyjaśnił niepewnie Dudley. – Coś jej grozi?

 

-          Miałem sen, jak leży zakrwawiona w krzakach. Ale nauczyciel widział dwie osoby chodzące po kuchni a w twoim pokoju na łóżku była górka i uznał, że ty śpisz a tu jest wuj z ciocią. – Harry zaczął krążyć. – Przyjacielski sługa przeniósł mnie tutaj, bo wciąż czuje, że coś jej jest…

 

Nie musiał kończyć. Dudley porwał telefon i zadzwonił do znajomych. Potem obdzwonił szpitale i policję. Sam wsiadł do samochodu i odjechał. Harry pomógł więc wujowi z bólem brzucha i usadził go przy stole. Zrobił mu kawę.

 

-          Przepraszam, ale boję się o ciocię. Nie chciałem wpaść tak bezczelnie…

 

-          Milcz. Nie mam ci za złe. Teraz rozumiem. – wuj wypił gorącą kawę. – Myliłem się do ciebie. Ty naprawdę zasługujesz na życie.

 

-          Nie mów tak, wuju. Przecież to normalne, oddałbym życie za rodzinę.

 

Siedzieli do rana. Dopiero o ósmej zadzwonił telefon. Vernon odebrał. Po chwili zbladł. Pożegnał się z rozmówcą i zaczął szukać w dokumentach.

 

-          Wuju, co mam znaleźć?

 

-          Dokumenty cioci. Jest w szpitalu.

 

Harry przywołał je zaklęciem i podał mu. Vernon nie powiedział nawet jednego złego słowa. Tym razem był wdzięczny magii, że mu pomogła.

 

-          Miała wypadek. Potrąciła ją ciężarówka. Znaleźli ją koledzy Dudleya, poprosił ich o pomoc. Ale widział też zakapturzone postacie. Nie wychodź z domu, to niebezpieczne.

 

Vernon wyszedł z dokumentami i złapał taksówkę. Po chwili Potter też wybiegł, zamknął dom i wsiadł do niej.

 

-          Nie ma mowy, jadę z tobą. Tak będzie bezpieczniej. – rzucił.

 

Kierowca wzruszył ramionami i ruszył. Wkrótce dotarli do szpitala. Petunia siedziała na łóżku w towarzystwie syna. Grzebała widelce ziemniaki. Kiedy weszli, uścisnęła męża i spojrzała na Pottera. On już wiedział, że ciocia poznała jego wersję. Przytulił ją niepewnie. Ta mocno go usciskała.

 

-          Mama jest po operacji, na razie nie mówi. To przez leki, ale jej przejdzie. – wyjaśnił Dudley.

 

Potem opisał, jak poruszył pół miasta, byle tylko znaleźć ją i jak wyglądała, gdy Piers i on na nią trafili.

 

 

 

***

 

 

 

Harry ziewnął i zaraz to ukrył, ale nikt na to się nie nabrał. Wuj wcisnął mu do ręki dwadzieścia funtów i wysłał go do baru piętro wyżej, by zamówił sobie kawę i ciepły obiad. Chłopak skinął głową i ospale ruszył do kawiarni. Zamówił makaron z serem i kawę zbożową, cokolwiek to było. Potem usiadł przy wolnym stoliku. Bezmyślnie obserwował okno. Kiedy podano mu jedzenie, zamarł. Za oknem widział kogoś w płaszczu. To był Malfoy, był tego pewny. Używał zaklęcia maskowania, ale Harry, jako czarodziej, mógł go widzieć. Chłopak udał, że go nie widzi i zabrał się za jedzenie. Nawet nie zwrócił uwagi, jak ktoś usiadł naprzeciwko niego. Był przekonany, że to kuzyn, który też nic dzisiaj nie jadł.

 

-          Pan Potter zapomniał o szkole?

 

Drgnął. To nie był jego kuzyn. Przed nim siedział sam Voldemort. Nawet zaklęcie maskujące nos nie było w stanie go zwieść.

 

-          Jakim cudem?! Przecież tarcza…

 

-          Działa tylko na wasz dom. Tu nie działa. Trzeba było posłuchać wuja a nie się pchać do miasta. – zakpił mężczyzna.

 

Harry wzruszył ramionami. Było tu sporo osób, więc mu w razie czego pomogą. Dwa stoliki dalej siedziała ochrona. Skończył więc posiłek i odniósł talerze. Widząc, że Voldemort staje przy drzwiach, podszedł do ochrony i poprosił o interwencję. Ci zaraz ruszyli na niego. Ale wróg nie był lekkim przeciwnikiem. Rozpoczęła się bójka i Harry umknął wraz z innymi klientami na korytarz. Tam też roiło się od śmierciożerców. Zaczęli strzelać w nich zaklęciami. Jedno z nich trafiło Pottera, aż wrzasnął a na ścianę wystrzeliły strugi krwi. Na szczęście wpadł do windy i zdążyła się zamknąć. Spojrzał na siebie. Prawą ręką miał rozciętą a lewy bok był poszarpany. Zaklęcie sectrusempry, jak nic. Wysiadł piętro niżej i zaczął uciekać schodami. W końcu wypadł z przejścia na podziemnym parkingu.

 

-          Szybki jesteś.

 

Zamarł i spojrzał przed siebie. Już tu był?!

 

-          Zapomniałeś, że łączy nas umysł? Widziałem twoją trasę ucieczki. – Voldemort bawił się różdżką.

 

Śmierciożercy otoczyli ich obu. A Potter już wiedział, że tego nie przeżyje. Rozcięta ręka nie była w stanie skupić mocy. Po chwili zobaczył szare światło i odrzuciło go na wspornik sufitu. Osunął się po nim, znacząc trasę krwią.

 

-          Ojej, jesteś ranny? – Voldemort podszedł i obejrzał mu rękę.

 

-          Odwal się. – odepchnął go, ale ten się wycofał.

 

-          Biedactwo. Nie możesz utrzymać różdżki? To mogę się troszkę pobawić.

 

Tym razem zdołał się odtoczyć, ale jakiś śmierciożerca kopnął go w ranny bok, przez co potoczył się znów na środek. Chwilę zwijał się w spazmach. Najwyraźniej chcieli go wykończyć bardzo powoli. Na szczęście wjechały właśnie dwa auta na sygnale i zajęli się mugolami. Chłopak poderwał się i uciekł stamtąd.

 

-          Nie uciekniesz mi. – usłyszał głos Voldemorta. – Widzę twoją krew, dostanę cię!

 

Zerknął za siebie. Faktycznie, zostawiał ślady. Rozejrzał się po ulicy. Skręcił w zaułek i pobiegł na murek. Przesadził go i niemal nie wpadł na auto jakiegoś mężczyzny, który pakował do bagażnika dwie walizki. Ten spojrzał z przerażeniem na krew rozpryskującą się na szybie, ale Harry szybko uciekł. I przebiegł tak kilka zaułków, zanim nie trafił na zablokowaną uliczkę. Z trudem przesadził przeszkody, ale przez to stracił siły. Usiadł na samym wyjeździe z uliczki i oddychał. Wkrótce usłyszał śmiech. Już tu byli...

 

 

 

***

 

 

 

Mężczyzna spokojnie wyjechał z miasta. Specjalnie przejechał po sporej kałuży, by zgubić ślady krwi, które niechybnie zostały na kołach. Poza miastem włączył światła i skręcił na autostradę. Kiedy wmieszał się między inne pojazdy, odetchnął. Chłopiec był już bezpieczny. Zerknął w bok. Okulary mu się przekrzywiły. Nie, to dziecko nie było rzezimieszkiem. Raczej trafił w nieodpowiednie miejsce o złej porze i chcieli się go pozbyć. Jego ręka i bok były ranne. Na szczęście niedaleko był zajazd. Zjechał tam i opatrzył chłopaka. Posmarował mu rany maściami i krwawienie ustąpiło. Zamrugał w szoku, jak rany zaczęły się zasklepiać.

 

-          Nie do wiary. Ta maść nigdy nie była taka szybka. – szepnął.

 

Owinął miejsca bandażami i wyruszyli w dalszą drogę. Prowadząc rozmyślał o tym, co zobaczył. Maść była stosowana na rany magiczne po pojedynkach magów. Więc albo chłopak jest potomkiem maga, albo ci, co go zaatakowali znali się na magii. Albo jedno i drugie. Spojrzał na zegarek. Mieli jeszcze pięć godzin jazdy. Nagle zobaczył we wstecznym lusterku ludzi, którzy zaatakowali chłopca. Lecieli na miotłach.

 

-          Więc magowie?! Ale nie tędy droga. – zachichotał i wyciągnął flakonik.

 

Otworzył okno i wylał troszkę esencji na asfalt. Potem przyspieszył. Wkrótce wrogowie zniknęli. Schował resztę do kuferka. Substancje te powstały tak dawno temu, że teraz nikt o nich nie wiedział. Dzięki temu mógł zgubić magów na kilka dni. Zgodnie z celem, opary miały sprawić, że stracą moce na tydzień i nie będą pamiętali, jak wrócić do domu.

 

-          Dobra nasza, chłopcze. – spojrzał w bok. – Teraz cię nie znajdą a ty przez ten tydzień wydobrzejesz. Ewentualnie zabiorę cię z sobą. Wydaje mi się, że przyda ci się małe szkolenie w magii.

 

Zaśmiał się i spojrzał jeszcze raz na chłopca. Wciąż spał, z głową opartą o siedzenie...

 

 

 

             

 

Rozdział 2.

 

 

 

 

 

Pokój był ciemny. Oświetlała go tylko samotna świeczka. Mimo to widać były kontury mężczyzny, który niósł jakąś miskę. Powoli postawił ją na stoliku. Potem dotknął różdżką czoła i wyciągnął z siebie srebrną smugę. Wpuścił ją do misy, potrząsnął nią i spojrzał na obraz. Nie widział kierowcy. Jednak był pewny, że na siedzeniu pasażera siedzi Potter. A potem ta mgła... Odwrócił się i usiadł w fotelu. Kim był kierowca?! Mugolem… Nie… to była magia. Tylko dlaczego nie zaklęcie? Eliksir?! Złapał za różdżkę i wezwał jednego ze sług. Potem usiadł blisko kominka i wyciągnął nogi. Po chwili usłyszał pukanie.

 

-          Wejdź, Severusie. – machnięciem ręki zapalił dodatkowe świece.

 

Po chwili drzwi się uchyliły i wkroczył ciemnowłosy mężczyzna. Niepewnie uklęknął.

 

-          Bez takich, wierny sługo. Ty nie musisz się płaszczyć, jak jesteśmy sami. – wskazał mu fotel.

 

-          Panie, wzywałeś mnie? – Severus usiadł naprzeciwko Voldemorta.

 

-          Zastanawiał mnie ten kierowca. – Voldemort wyczarował wino i podał kielich Severusowi.

 

-          Mnie też. Szukałem tej substancji. Eliksirem to nie jest. Zaklęciem też nie. – Snape pogładził palcem nóżkę kielicha. – Z drugiej strony Mugolskie produkty są nam nieznane. Może jakiś krewniak szlamy i zrobił coś takiego do obrony?

 

Voldemort napił się wina, po czym odstawił kieliszek i podniósł się. Obszedł stół i oparł się o fotel Severusa. Ten spojrzał na niego zdziwiony.

 

-          Panie? – szepnął, gdy mężczyzna wyjął mu z ręki kielich i również odstawił.

 

-          Cii. – mruknął Voldemort, przeczesując mu włosy palcami.

 

Powoli ujął go i podniósł zaskoczonego mężczyznę. Poprowadził go do łóżka i popchnął na nie.

 

-          Pa… panie?! – Snape zamarł, przerażony takim zachowaniem.

 

-          Mój mały. – Voldemort usiadł przy nim i jednym ruchem różdżki pozbawił go odzieży.

 

Snape poderwał się, ale czerwonooki zasyczał coś w mowie wężów i po chwili na łóżko wpełzła Nagini. Owinęła się wokół ramion mężczyzny, unieruchamiając go.

 

-          Dlaczego? – po policzkach Severusa spłynęły łzy.

 

-          Nie bój się, maleńki. Nie zabiję cię.

 

Voldemort położył się między jego nogami i zaczął gładzić palcami jego brzuch. Severus jęknął i wygiął się lekko.

 

-          Kochałeś się kiedyś z facetem, Severusie? – Voldemort podparł głowę na dłoni i spojrzał się na podwładnego.

 

-          Nie?

 

-          Ty mnie pytasz? – tym razem uniósł brew.

 

Po chwili wsunął dwa palce do ust i nawilżył je. Spojrzał figlarnie na wpół wzwiedzionego członka Snape’a. Przesunął palcami po jądrach i dotarł do pośladków. Powoli pogładził wejście odbytu, po czym wsunął w niego od razu dwa palce. Zachichotał, jak poczuł zacisk mięśni na palcach i zobaczył zwijającego się mężczyznę. Puścił brodę i przesunął palami po swoim torsie, kierując się do spodni. Rozpiął je i opuścił na dół. Potem szybko podciągnął nogi mężczyzny i wszedł w niego, wcześniej zabierając palce. Severus wrzasnął i wygiął się w jakąś dziwną pozycję. Ale Voldemort się nie ruszał. Sam się sobie zdziwił, zazwyczaj od razu się zabawiał. Lucjusz to z tydzień go unikał, jak się upił i przeleciał go. Ale może fakt, że Severus zrobił dla niego ten eliksir, który częściowo zwrócił mu magię, działał dla niego jak stoper. Poczekał więc, aż rozluźnił się i dopiero wówczas pchnął delikatnie.

 

-          Rozluźnij się, Severusie. - poradził, obejmując mu członka dłonią.

 

Mężczyzna skinął głową i spróbował skupić się na oddychaniu. Po chwili poczuł silniejsze pchnięcie i zobaczył gwiazdy.

 

-          Jeszcze raz! – jęknął chrapliwie.

 

-          Tu cię mam! – Voldemort zaśmiał się.

 

Puścił jego członka, położył się na nim i zaczął pchać brutalnie, cały czas ocierając się o prostatę mężczyzny, przez co Nagini odsunęła się od nich. Severus objął go i pozwolił, by ten całował mu usta.

 

-          Ja…

 

Zanim zdołał coś więcej powiedzieć, doszedł. Ale to nie powstrzymało Voldemorta od poruszania się. On doszedł dopiero po kilku minutach. Wtedy, gdy Severus miał go już odepchnąć. Wyprostował się. Raptem znieruchomiał.

 

-          Panie? – cichy szept.

 

Snape przestraszył się, że za próbę odepchnięcia zostanie ukarany. Ale nie, Voldemort opuścił jego ciało i rozsunął mu uda. Chwilkę obserwował odbyt mężczyzny, po czym położył się obok niego i objął go.

 

-          Nie pokazuj mi tylko twarzy. – mruknął, liżąc go za uchem.

 

-          Eeee…

 

-          Potter przypadkiem połączył się ze mną, jak doszedłem. Nie musi widzieć, kto mi dał takie rozkosze, prawda?

 

Voldemort złapał za kołdrę i okrył nią kochanka. Sam stanął nad nim, rozebrał się, wiedząc o tym, że Severus go obserwuje. Po czym położył się koło niego i pogasił światła.

 

 

 

***

 

 

 

Wysoki mężczyzna napił się kawy. Po chwili odłożył kolejne zdjęcie tablicy. Zerknął na łóżko w rogu ściany. Chłopiec właśnie uchylił powieki. Ale zaraz je zamknął. Uznał, że dopiero dochodzi do siebie, więc wstał i sięgnął po napar. Nalał kilka kropel do filiżanki i zalał je letnią wodą. Przeszedł z tym do łóżka i usiadł na jego krawędzi. Wkrótce chłopiec znów uchylił powieki, więc podniósł go i zmusił do wypicia kilku łyków. Po chwili oparł go na miękkich poduszkach i odstawił filiżankę na stolik.

 

-          Lepiej? – obrzucił spojrzeniem rękę i bok.

 

-          Tak… dziękuję… panu…

 

Przyjrzał się lepiej dziecku. Na oko miał dopiero szesnaście lat. Włosy w totalnym nieładzie, jakby często mył nimi toaletę. Spod włosów świeciły jasne, zielone oczka. W sumie, dzieciak miał swój urok.

 ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin