Autoprezentacja-z psychologii spolecznej.doc

(104 KB) Pobierz
Autoprezentacja

Autoprezentacja.

 

Schneidera koncepcja, która jest taką koncepcją bardzo radykalną, tzn. w odróżnieniu od tych koncepcji, które ja określiłem jako koncepcje tradycyjne, w których zakładano, że autoprezentacja to jest zachowanie odświętne, które się pojawia, albo tylko u pewnego typu ludzi, którzy mają specyficzne predyspozycje do tego, żeby się autoprezentować bo np. chcą wywołać efekt, albo jest to zachowanie, które się pojawia w pewnych takich specyficznych okolicznościach, gdy człowiek szczególnie stara się. W przeciwieństwie do tych koncepcji Schneider mówi, że autoprezentacja jest zjawiskiem powszechnym społecznie, że nie ma zachowań społecznych, w których nie występowały by zachowania autoprezentacyjne. Więc autoprezentacja jest powszechna i naturalna jak oddychanie. Koncepcje Schneidera w większym skrócie dała by się przedstawić następująco: kilka podstawowych pojęć.

Autoprezentacja

Autoidentyfikacja

Tożsamość

One jakby określają sposób rozumienia tego zjawiska. Centralne w tym zjawisku jest pojęcie tożsamości. Tożsamość to nic innego, jak teoria, albo pewien schemat po prostu, opisujący, interpretujący jej właściwości, dyspozycje jednostki. Schlenker rozumie tożsamość bardzo szeroko, podobnie jak to było u W. Jamesa, tożsamość to była tożsama z tym jakie są normy społeczne, jaka jest czyjaś pozycja społeczna, funkcja, wygląd, przyjaciele, krewni, dążenia. Każdy z nas pełni jakieś role społeczne: córki, syna, żony, matki itd.; każdy z nas ma jakąś pozycję społeczną, każdy z nas uprawia jakiś zawód, każdy z nas pełni jakieś funkcje, każdy jakoś wygląda, posiada przyjaciół, krewnych, czegoś pragnie, coś osiągnął. Tak rozumiana tożsamość jest wg Schlenkera pewnym obiektem, tzn., każdy z nas taką tożsamość posiada, ale też każdy z nas jest tożsamością, chociaż – nie musimy być tego świadomi, a nawet – jak mówi Schlenker – to jest niemożliwe, żeby człowiek w jednym akcie świadomości był w stanie jakby ogarnąć całą swoją tożsamość. To jakby wynika z takich naturalnych wielkości, rozległości sfery poznawczej, pamięć operacyjna ma dość ograniczoną pojemność. W związku z tym jak państwo tutaj siedzą, to każdy z państwa oczywiście te obiektywne możliwości czyniące z was jedyną i niepowtarzalną istotę, czyli jedyną i niepowtarzalną tożsamość, to prawdopodobnie nikt z państwa w tym samym momencie całości tej tożsamości sobie nie uświadamia. Schlenker powiada: tożsamość, podobnie zresztą jak system doświadczenia indywidualnego człowieka, jest ogromnie szeroka w sensie opisywania. Natomiast różnego rodzaju działania, które on podejmuje wymagają od nas najczęściej jakby zaktywizowania pewnych fragmentów naszego doświadczenia, albo pewnych fragmentów naszej tożsamości, w związku z tym – jak mówi Schlenker – istotą tego co on nazywa samoregulacją jest taki proces, który się nazywa autoidentyfikacją. Autoidentyfikacja, to jest taki proces, który on formalnie definiuje jako celową aktywność podczas której są specyfikowane informacje o własnej osobie, czyli: wydobywamy z pamięci pewien fragmentorganizowany ze względu na cele jednostki, sytuacje, fragment zadania oraz audytorium, czyli otoczenie społeczne, z którym jednostka kontaktuje się albo bezpośrednio, albo symbolicznie. Czyli obiektywnie jesteśmy jakąś tam tożsamością, ale jakieś zadanie, które musimy wykonać, np. musimy zdać egzamin, wymaga od nas, abyśmy szczególnie wykorzystali pewne obszary tej naszej tożsamości, w związku z czym musi nastąpić proces autoidentyfikacji, czyli tworzenie takiej sytuacyjnej tożsamości, tymczasowej tożsamości, która jest potrzebna do tego, żeby sobie poradzić z pewnego rodzaju zadaniem. Inaczej będzie ta tożsamość wyglądała wtedy, kiedy musimy przygotować się do eleganckiego wystąpienia na seminarium, a inaczej, tzn. z innych fragmentów naszej tożsamości, z innych fragmentów naszego doświadczenia musimy skorzystać wtedy, kiedy np. musimy się obronić przed atakiem jakiegoś człowieka, który nas po wyjściu z instytutu psychologii na przystanku autobusowym albo tramwajowym napadnie. Schlenker mówi – zawsze tak jest, każde zadanie wymaga od nas wytworzenia takiej sytuacyjnej tożsamości. Podkreśla on jeszcze jedno: autoidentyfikacja dokonuje się zawsze w określonym kontekście i odzwierciedla interakcję aktora z jednym, albo większą ilością jakichś audytoriów. Najczęściej przebiega automatycznie, a więc można powiedzieć tak, że autoidentyfikacja zawsze dokonuje się w kontekście jakichś społecznych sytuacji. A więc autoidentyfikacja dokonuje się ponieważ bierzemy udział w sytuacjach społecznych. Ten proces dokonuje się zawsze w relacji do pewnych osób z tej grupy interakcji, a więc tak naprawdę zależy to raz od tego jaki my mamy kontakt z tymi ludźmi – czy to jest kontakt bezpośredni, czy tylko symboliczny, a więc np. w wyobraźni, to nasza wiedza, wyobrażenie o tych ludziach, nasze przewidywanie dotyczące tego jak będzie przebiegała z nimi interakcja, nasze pragnienia dotyczące tego, jak chcielibyśmy, żeby ona przebiegała, nasze pragnienia dotyczące tego, co byśmy chcieli osiągnąć w tej interakcji, determinuje to, co się nazywa procesem autoidentyfikacji. Czyli, za każdym razem jakby zostaje wynegocjowana pewna sytuacyjna tożsamość, wynegocjowana w ten sposób, że z jednej strony my sobie jakoś tam odzwirciedlamy, wyobrażamy, najczęściej my to czynimy nieświadomie, te wszystkie cele, pragnienia, oczekiwania, dotyczące tych osób , z którymi będziemy prowadzili interakcje, a to decyduje o tym, które z elementów tworzących obiektywnie tę naszą wielką tożsamość zostaną w danym momencie zaktywizowane. W efekcie powstaje właśnie coś w rodzaju takiej nowej sytuacyjnej tożsamości. Autoprezentacja wg Schlenkera, to nic innego jak proces autoidentyfikacji, który przebiega w kontekście wyobrażania sobie relacji z pewnym obiektem, a więc z jakąś inną osobą, z jakąś grupą osób. Z tej perspektywy właściwie nie ma zachowania bez autoprezentacji, ponieważ prawie zawsze albo to jest tak, że my się kontaktujemy z innymi ludźmi, to jacy oni są, jak my sobie wyobrażamy, że się będą zachowywać, jak chcielibyśmy, żeby oni się zachowywali, jak pragnęlibyśmy zostać potraktowani, decyduje o tym jakiego rodzaju tożsamość my w tym kontakcie statycznym przyjmiemy. Więc autoprezentacja jest właściwie zachowaniem, które jest wszechobecne i nieuniknione, w gruncie rzeczy każde nasze zachowanie ma charakter autoprezentacyjny. Ale ten proces najczęściej jest procesem automatycznym, bezrefleksyjnym, czyli my zmieniamy swoje zachowanie, pod wpływem obecności innych ludzi, ale najczęściej nie zdajemy sobie sprawy z takiej zmiany. I w drugą stronę – nasza obecność wpływa na prezentowanie się innych ludzi, ale my sobie nie zdajemy sprawy z tego, że swoją obecnością wpływamy na jego zachowanie, a oni też sobie nie zdają sprawy z tego, że obecności naszej ich zachowanie ulega. Konsekwencją tego jest przyjęcie takiego założenia, że autoprezentacja dokonuje się w każdej sytuacji, niezależnie od tego, jak dobrze znamy osobę, jak bardzo jesteśmy do niej przyzwyczajeni – mówi Schlenker – autoprezentacja zawsze zachodzi, ponieważ ona po prostu jest niezbędna do tego, żeby sprawnie przebiegał sposób funkcjonowania społecznego, bo inaczej po prostu się nie da, tak jak nie da się rozpoznać konia jako konia, kota jako kota, bez aktywizacji odpowiedniego schematu. Właściwie to podejście schlenkera do autoprezentacji jest niczym innym jak taką kalką z funkcjonowania systemu poznawczego. Nie można rozpoznać czegoś, jeśli nie ma się odpowiedniego schematu. Nie można funkcjonować społecznie bez tworzenia czegoś w rodzaju labiryntu tożsamości. Ta tożsamość zawsze jest węższa, mniej obszerna w stosunku do obiektu, treści, która tę naszą tożsamość tworzy. W ten sposób pojawia się następna cecha autoprezentacji tego człowieka......... ta nasza obiektywna tożsamość, czyli to, czym my obiektywnie jesteśmy, to jest mniej więcej ten wielki zbiór informacji zapisanych na twardym dysku. To, jaka mamy sytuacyjną tożsamość, zależy od tego, które z tych informacji zostały zaktywizowane, z więc od tego, co się tworzy w pamięci operacyjnej. W pamięci operacyjnej z definicji nie może się znaleźć nic, czego nie ma na twardym dysku, w związku z czym, choć dla zewnętrznego obserwatora możemy być zmienni jak kameleon, pokazując w różnych sytuacjach jakby różne twarze, czy różne warstwy, to w gruncie rzeczy te wszystkie warstwy są prawdziwe, bo one tak naprawdę mogą czerpać z tego magazynu jakim jest ta nasza obiektywna tożsamość.

 

Trzecia koncepcja, to koncepcja autorstwa Leary’ego i Kowalskiej, którą by można określać jako koncepcję środka, taka koncepcja, można by powiedzieć – zrównoważona. Oni mówią tak: Są pewne motywy, czy też powody, dla których ludzie podejmują zachowania autoprezentacyjne i są pewne wyznaczniki siły autoprezentacji. Ale niezależnie od tego jaki motyw steruje autoprezentacyjnym dążeniem człowieka, ani też niezależnie od tego jaka jest siła tej autoprezentacyjnej motywacji, to jeszcze są pewne dodatkowe wyznaczniki, które decydują ostatecznie jakiego rodzaju autoprezentacyjnym zachowaniem zostanie ujawnione przed tym co możemy określić jako audytorium, czy też jako społeczne otoczenie.

W gruncie rzeczy możemy mówić o takich trzech głównych motywach, dla których ludzie podejmują zachowania autoprezentacyjne. Tymi głównymi motywami autoprezentacji są:

(1) po pierwsze taki motyw, który można by określić jako dążenie do uzyskania maksymalnie korzystnego obrazu korzyści, kosztów w naszych kontaktach społecznych. Te korzyści i koszty rozumie się w ich ujęciu dość szeroko: ludzie podejmują zachowania autoprezentacyjne po to, aby zwiększyć szansę na maksymalne uzyskiwanie ze strony innych ludzi zysków materialnych – poprzez kreowanie odpowiedniego wizerunku własnej osoby ludzie dążą do tego np., żeby otrzymać podwyżkę w pracy, albo poprzez kreowanie odpowiedniego wizerunku ludzie dążą do tego, żeby otrzymać większy datek, jeśli parają się żebractwem, ale również ludzie poprzez odpowiednią autoprezentację próbują uzyskać od innych ludzi to, co można by nazwać takimi niematerialnymi nagrodami społecznymi albo poprzez odpowiednią autoprezentację ludzie próbują zmniejszyć prawdopodobieństwo, że będą otrzymywali różnego rodzaju kary społeczne. Drugi z tych motywów, dla których ludzie zachowują się autoprezentacyjnie, to jest motyw regulowania poczucia własnej wartości. Czyli generalnie możemy swoje poczucie własnej wartości podwyższać, utrzymywać, bądź kreować. Można tego dokonywać na dwa sposoby: albo bezpośrednio – rzecz polega na tym, że po prostu jest tak, że demonstrowanie umiejętne wizerunku własnej osoby może zwiększać szanse otrzymania od innych, czyli od tego audytorium, zachowań sprzyjających podwyższaniu samooceny, tzn. mówiąc prościej audytorium jest nam potrzebne do tego, żeby pełniło rolę czegoś w rodzaju wzmacniacza, pudła rezonansowego dla tych sygnałów, które skądinąd mają zdolność do podwyższania poczucia własnej wartości. Ludzie próbują poczucie własnej wartości opierać np. o swoje osiągnięcia, ale w myśl Leary’ego i Kowalskiej jest tak, że właściwie wtedy, kiedy człowiek potrafi jakąś rzecz, a jednocześnie wie, że inni o tym wiedzą, że on to potrafi, a jeszcze lepiej, kiedy wie, że inni o tym wiedzą a ci inni za pomocą np. aplauzu pokazują, że wiedzą, to korzyść, jaką on uzyskuje dla poczucia własnej wartości w tych sytuacjach społecznych ekspozycji jest o wiele większa, niż wtedy, kiedy on po prostu sam tylko wie, ze tego typu umiejętności posiada. A więc poprzez kreowanie odpowiedniego wizerunku własnej osoby od innych ludzi otrzymujemy oznaki podziwu, uznania, różnego rodzaju głaski społeczne, które utwierdzają nas w tym, albo pozwalają nam wierzyć w to, podwyższając tym poczucie naszej własnej wartości. I oczywiście odwrotnie – pewne zachowania, czy też pewne wizerunki mogą nas narażać na różnego rodzaju społeczne ukłucia, które mogą nasze poczucie własnej wartości skutecznie obniżyć. W związku z tym w kontakcie ludzie mogą tylko i wyłącznie się autoprezentować, żeby od innych otrzymać takie zachowania, które są jakby dowodem na to, że oni są w porządku, że inni myślą, że oni są piękni, mądrzy, bogaci, jacyś tam jeszcze. Ale to regulowanie poczucia własnej wartości może się dokonywać również w sposób pośredni poprzez takie działanie polegające na tym, że z wyobrażonych zachowań i ich konsekwencji mają podobny wpływ na poczucie własnej wartości jak bezpośrednie zachowania. W związku z tym tego typu przeżycia jak: „dobrze, że mama nie wie”, „chłopaki pękliby z zazdrości”, to są właśnie pośrednie drogi za pomocą których nasze autoprezentacyjne zachowania mogą podbudowywać albo chronić nmasze poczucie własnej wartości, tzn. że – jak podkreślają Leary i Kowalska – ludzie stosunkowo często podejmują pewne próby autoprezentacyjne tylko w wyobraźni. Ale jeśli potrafią sobie dostatecznie dobrze wyobrazić reakcję audytorium na pewne swoje zachowania, to ma to na poziomie emocjonalnym przeżyć podobny wpływ na poczucie własnej wartości, to oczywiście nie tak jest jak rzeczywiste odebranie od realnego audytorium takich sygnałów.

Trzeci z motywów autoprezentacji to jest dążenie do kształtowania, bądź podtrzymania określonej tożsamości. Leary i Kowalska mówią tak, że życie społeczne oferuje nam, a czasami nawet od nas wymaga, abyśmy my realizowali czy też byli pewnego rodzaju tożsamością, np. role płciowe to są tego typu tożsamości, które są jakby narzucone i wymagane ze strony społeczeństwa. W związku z czym to jest tak, że każdy z nas – świadomie czy nieświadomie – dąży do tego, aby być sobą pewnego rodzaju, aby być osobą, która ma jakąś tam określoną tożsamość, być interesującym człowiekiem, krytycznym menadżerem. Natomiast żeby taką tożsamością zostać to jedyna droga do tego, to zachowywać się z wymogami takiej właśnie tożsamości czy też zgodnie z wymogami pewnej roli społecznej. A jedynym czynnikiem, który jest w stanie sankcjonować nasze roszczenia do jakiejś tożsamości, jest to czy ktoś nas traktuje jako osobę pewnego typu. Czyli, żeby podtrzymać tożsamość tenisisty noto trzeba posiadać rakiety tenisowe, grywać na korcie tenisowym, wiedzieć co to znaczy backhand, co to znaczy forehand, parę jeszcze innych rzeczy, ale inni ludzie muszą jakby okazywać nam swoim zachowaniem, że te nasze roszczenia są przez nich otrzymywane, że oni nas uznają za tenisistę. W związku z czym (mówią Leary i Kowalska) właściwie jedyną drogą do tego abym był w stanie osiągać i utrzymywać pewnego rodzaju tożsamość – kobiety, mężczyzny, tenisisty, zbrodniarza – jak tylko poprzez podejmowanie publicznie jakichś zachowań, które byłyby typowe dla danej tożsamości i zwrotnie otrzymywać od odbiorców tychże komunikatów potwierdzenia, że oni je przyjmują, że oni akceptują te nasze aspiracje do określonej tożsamości. A więc tylko i wyłącznie poprzez właśnie zachowania o charakterze autoprezentacyjnym dążymy do tego, że my możemy osiągać i utrzymywać pewnego rodzaju tożsamość. To się troszkę różni od dążenia do podtrzymywania poczucia własnej wartości zależnie od tego czy my chcemy najczęściej, że jednym z głównych motywów autoprezentacji jest dążenie do podwyższania poczucia własnej wartości, to my jesteśmy zainteresowani najczęściej tym, żeby inni traktowali nas jak mężczyznę, kobietę, badacza, sprawnego studenta. Te motywy oczywiście mogą działać jakby zgodnie ze sobą w pewnych sytuacjach, np. jak człowiek chciałby uzyskać podwyżkę, to prezentując się jako skrajnie kompetentny, przystosowany osobowościowo do wykonywania roli społecznej młodego, energicznego maklera młody człowiek, noto oczywiście skuteczna autoprezentacja pozwala mu na podwyższenie samooceny – dostanie podwyżkę, jak dostanie podwyżkę to ma prawo się uważać za jeszcze lepszego maklera i jeszcze sprawniejszego, w związku z czym jego poczucie własnej wartości rośnie noi jednocześnie utwierdza się w tej tożsamości, w tej swojej roli społecznej związanej z tą tożsamością. Ten motyw dążenia do maksymalizacji bilansu zysków i kosztów może wchodzić w konflikt albo z dążeniem do podtrzymania poczucia własnej wartości albo do podtrzymania określonej tożsamości. Maksymalizowanie bilansu zysków i kosztów w kontaktach społecznych sprzyja kreowaniu określonego wizerunku, a ten wizerunek może być np. niezgodny z tą wizją tożsamości, jaką człowiek chciałby posiadać i wierzyć że ją posiada. Jak wykazują badania bardzo dobrym sposobem uzyskania podwyżki jest poprostu ingracjowanie szefa w celu maksymalizacji własnych korzyści czyli podlizywanie się szefowi. Jeżeli ktoś jednocześnie ma taki standard, że swoje poczucie własnej wartości wiąże z tym, że wierzy w to, a przynajmniej pragnie utrzymywać wizerunek, tożsamość osoby niezależnej, nieprzekupnej i takiej właśnie niepodatnej naciskom, noto te dwa motywy pozostają ze sobą w silnym konflikcie. Albo można dostać podwyżkę ingracjując szefa, ale wtedy boli, bo jako cierń w poczuciu tożsamości nie jestem tak niezależny jak mi się wydawało, albo odwrotnie, bo wprawdzie utrzymujemy poczucie swojej niezależności ale nie maksymalizujemy bilansu zysków i kosztów.

Jeśli chodzi o wyznaczniki siły autoprezentacyjnej motywacji to jest ich trzy. Pierwszy z nich to jest używanie odpowiedniego wizerunku do osiągnięcia pożądanej cechy społecznej, czyli tak na prawdę przekonanie człowieka, że istnieje jakiś związek polegający na tym, że jeśli się zasugeruje innym ludziom odpowiedni wizerunek własnej osoby, to to może się przyczynić do osiągnięcia pożądanej cechy społecznej. Oczywiście istnieją obiektywne, w sensie – istniejące w realnym świecie – zróżnicowania dotyczące owej elewantności, tzn. są takie miejsca na tym świecie, gdzie związek pomiędzy tym jakie ludzie sprawiają wrażenia a tym nas ile to jest pomocne w osiąganiu pożądanych celów społecznych jest stosunkowo niewielki i bywają też takie miejsca na tym świecie, gdzie taki związek jest stosunkowo silny. Najważniejsze jest tutaj to jak to jest odzwierciedlane w systemie przekonań potencjalnego autoprezentera. Leary i Kowalska mówią mniej więcej tak, że te dawniejsze podejścia do autoprezentacji, które zakładały, że autoprezentacja to jest pewna przypadłość osób pewnego typu, np. makiawelicznych, w gruncie rzeczy są związane z tym, że osobnik, którego się nazywa makiawelistą ma pewną specyficzną wizję świata, taką właśnie, że poprostu „jak cię widzą, tak cię piszą”, podczas gdy u niemakiawelisty jest to w mniejszym stopniu nasilone. W związku z tym makiawelista z definicji, to jest taki osobnik, który częściej poprostu spostrzega elewantność pomiędzy stworzeniem określonego wizerunku na użytek innych osób a tym co udało się od tych osób uzyskać, to czego może w danym momencie od tych osób pożądać.

Drugi wyznacznik tej pozytywnej wartości pożądanej cechy społecznej to jest zdefiniowanie wartości, poprostu zgodnie z najprostszymi wzorami na siłę motywacji, im mniejsza wartość celu, tym silniejsza motywacja, w związku z czym w zależności od tego jak bardzo pożądam tych celów, które chcę uzyskać za pośrednictwem odpowiedniej autoprezentacji, tym bardziej siła tej autoprezentacyjnej motywacji rośnie.

Trzeci wyznacznik siły tej autoprezentacyjnej motywacji to jest spostrzegana przez autoprezentera rozbieżność pomiędzy aktualnym wrażeniem jakie sprawia na ludziach a przez niego pożądanym. Im większa jest ta rozbieżność, tym siła autoprezentacyjnej motywacji jest większa.

Leary i Kowalska mówią, że to nie tak jest, że tak na prawdę motywacja autoprezentacyjna jest oczywiście ważna i jej siła, ale one jeszcze nie decydują tak do końca o tym jak będzie wyglądało owo autoprezentacyjne zachowanie. Czyli osobna grupę jakby czynników, czy osobną część stanowią rozważania dotyczące tego, co poza motywacją decyduje o wyborze i realizacji określonego autoprezentacyjnego wizerunku, dlatego tę teorie autorzy nazywają dwuczynnikową, bo w niej trzeba oddzielić dwie rzeczy: motywację autoprezentacyjną i jej siłę, czyli to dlaczego ludzie podejmują autoprezentację i z jakim motywem byłaby ona silniejsza, motywacja do tego aby ją podejmować byłaby silna lub słaba, od tego, co jeszcze sprawia, że ludzie pokazują w kontaktach społecznych określony autoprezentacyjny wizerunek. Leary i Kowalska mówią, że jest pięć takich wyznaczników owego wyboru autoprezentacyjnego wizerunku. Pierwszy i najważniejszy z nich to samowiedza. Ludzie odzwierciedlają w samowiedzy swoją osobę w postaci tego, co się najczęściej w psychologii nazywa strukturą Ja i najczęściej to jest tak, że w tym autoprezentacyjnym wizerunku używają tych cenionych i najczęściej używanych fragmentów swojego Ja. Czyli najczęściej autoprezentacja, czyli to jakie ludzie autoprezentacyjne zachowania podejmują daje się sprowadzić do tego, że oni starają się pokazać innym siebie w taki sposób, jak gdyby byli przede wszystkim jacyś, pokazując poprostu te fragmenty swojej pozytywnie odzwierciedlanej własnej osoby, które sami w sobie najbardziej cenią. Czyli w zależności od tego jak u ludzi wygląda ta relacja między Ja realnym i Ja idealnym co mam w sobie najlepszego, to tu najczęściej jest traktowane jako taki prototyp autoprezentacyjnego wizerunku. Jeśli się więc uważamy za inteligentnego, to staramy się prezentować innym ludziom swoją inteligencję, jak sądzimy, że nasze walory fizyczne są tym, co jest w nas najcenniejszego, noto postępujemy odwrotnie, itd.

Po drugie, samowiedza decyduje o subiektywnym prawdopodobieństwie skutecznego wykreowania i eksponowania naszego wizerunku, czyli zawartość Ja określa jak wiarygodne, atrakcyjne, relewantne wydają się jednostce możliwe do zaprezentowania wizerunki własnej osoby. Jak mówią Leary i Kowalska „samowiedza określa horyzont dostępnych jednostce autoprezentacyjnych wizerunków. Czyli z jednej strony to jest tak, że wtedy, kiedy my wiemy o tym jacy jesteśmy, mamy jakiś pogląd na temat tego co w naszych strukturach siedzi, przeważnie to staramy się co jest w nas dobre prezentować, ale również wiemy nie tylko to co jest w nas OK, ale wiemy również i o różnego rodzaju swoich słabościach i przypadłościach – ta wiedza jest też bardzo ważna, bo ona określa nasze przekonanie dotyczące tego, czy jesteśmy w stanie w wiarygodny sposób wykreować taki wizerunek autoprezentacji, który w danym momencie chcielibyśmy. A więc zakładamy, że jesteśmy inteligentni, ale jednocześnie wiemy, że wtedy, kiedy musimy występować publicznie, to się bardzo denerwujemy i zaczynamy się jąkać, w związku z tym demonstrowanie własnej inteligencji przed wielkimi audytoriami byłoby dla nas niezgodne, mogłoby nas narażać na jakąś autoprezentacyjną gafę, w związku z czym w tego typu sytuacjach nie próbujemy realizować tego typu wizerunku – jak jesteśmy sam na sam z kimś, wtedy jesteśmy kompetentni, wygadani, jacyś tam jeszcze. Można powiedzieć, że kiedy mamy więcej inicjatyw to staramy się zastosować jakąś inną strategię autoprezentacji a nie tą, która polegałaby np. na eksponowaniu własnej rozmowności i inteligencji.

Trzeci powód, dla którego samowiedza jest takim najważniejszym elementem decydującym o takim ostatecznym kształcie, tego autoprezentacyjnego wizerunku, jest to, że w samowiedzy, czyli w Ja mieszczą się określone normy zakazujące okłamywania. Są różnice indywidualne – niektórzy z nas charakteryzują się większą tolerancją na to co można by nazwać trendami myślowymi i w zależności od tego pewne autoprezentacyjne zachowania czy pewne autoprezentacyjne wizerunki stają się dla nas albo dostępne, albo mniej dostępne. Chodzi mniej więcej o coś takiego, ze ci ludzie, którzy są mniej wrażliwi na kłamstwo, jeśli byli np. w jakimś średnio renomowanym miejscu na wakacjach, to żeby sobie dodać poczucia własnej wartości i podwyższyć nieco cośtam, dla tych, dla których te reguły okłamywania są bardziej rygorystyczne tego typu zachowanie autoprezentacyjne jest niedostępne.

Oprócz samowiedzy, drugim takim wyznacznikiem tego, jakiego rodzaju wizerunek autoprezentacyjny my pokazujemy otoczeniu społecznemu, to jest wyobrażenie tożsamości pożądanej i niepożądanej – jak to nazywają Leary i Kowalska. Wyobrażenie tożsamości pożądanej oni definiują w taki prosty sposób: to jest przekonanie ‘jaki chciałbym być’, plus poczucie, że w swojej najlepszej formie taki mogę być. Czyli można powiedzieć, że tak paradoksalnie, ze to jest coś w rodzaju takiego realistycznego ja idealnego, tzn. my wiemy, ze nie jesteśmy tacy – chcielibyśmy być tacy i wierzymy, że w swojej najlepszej formie, albo jak byśmy się sprężyli i wreszcie np. zadbali o siebie i zaczęli chodzić na siłownię, to mniej więcej tacy możemy być. To jest to wyobrażenie tożsamości pożądanej. I oczywiście dążymy do tego, żeby ten autoprezentacyjny publiczny wizerunek był najbliższy tej tożsamości pożądanej. Ale samowiedza trzyma to ale również spłyca, nobo my wiemy np., że niestety leniwi jesteśmy albo odporni na takie mocne postanowienia poprawy, w związku z czym zdajemy sobie sprawę, że kreowanie tego typu autoprezentacyjnego wizerunku jest nierealistyczne. Wtedy zaczynamy budować ten publiczny wizerunek w oparciu o tzw. tożsamość niepożądaną: z jednej strony wiemy, jacy chcielibyśmy być plus to przekonanie, że w najlepszym układzie i w najlepszej formie moglibyśmy tacy być, z drugiej strony doskonale wiemy, jacy byśmy być nie chcieli. Wtedy, kiedy jest tak, że my spostrzegamy bardzo nisko prawdopodobieństwo wykreowania takiego wizerunku, który byłby dostatecznie blisko temu wyobrażeniu pożądanej tożsamości, pozostaje nam kreować wizerunek w oparciu o dystansowanie się od tego wizerunku tożsamości niepożądanej – a więc nie tyle chcemy sprawić wrażenie maksymalnie korzystne, ile uniknąć sprawienia wrażenia maksymalnie niekorzystnego. W gruncie rzeczy powstawanie tego publicznego wizerunku można by przedstawić jako grę trzech sił. Ten publiczny wizerunek powstaje w interakcji naszej samowiedzy, wyobrażenia pożądanej tożsamości i niepożądanej tożsamości. Oczywiście wyobrażenie pożądanej tożsamości i niepożądanej tożsamości pozostają pod dość wyraźnym wpływem samowiedzy. Gra sił pomiędzy tymi trzema elementami ostatecznie wyznacza to, jaki publiczny wizerunek my próbujemy zasugerować osobom z naszego otoczenia społecznego.

Trzecim źródłem tych publicznych wizerunków są wyobrażone wymagania dotyczące pełnionej roli społecznej. Ponieważ poprostu żyjemy w społeczeństwach, te społeczeństwa mają dość sprecyzowany zestaw ról, w związku z czym każdy z nas pełni jakąś rolę społeczną. Generalnie w tych autoprezentacyjnych wizerunkach, poza tym że samowiedza, poza tym że wyobrażenie pożądanej tożsamości, staramy się dążyć do niesprzeczności naszego wizerunku z pełnioną rolą społeczną – to następny wyznacznik ostatecznej formy autoprezentacji. Wg Leary’ego i Kowalskiej często wyobrażenie naszej pełnionej roli społecznej staje się prototypem wizerunku, którym się najczęściej posługujemy w kontaktach społecznych. Oczywiście to jest też zróżnicowane ze względu na różnego rodzaju role społeczne – są takie role społeczne, które mają takie właśnie totalitarne oddziaływanie, jak się jest prezydentem, to właściwie nie ma innego wyjścia, zawsze się jest prezydentem, bo jak nie, to są oskarżenia. Tego typu role jak męża stanu, kapłana, autorytetu moralnego szczególnie mocno mogą determinować to, jakiego rodzaju wizerunkami będą się ludzie posługiwali. Prawdopodobnie każdy z nas w momencie, kiedy próbuje wykreować jakiś autoprezentacyjny wizerunek, w pewien sposób jakby pozostaje pod kontrolą tych wyobrażonych wymagań roli społecznej, jaką pełni. Można by powiedzieć, że złamanie tego wymogu polegającego na tym, że pojawia się pewna sprzeczność pomiędzy wizerunkiem, który się kreuje a pełnioną rolą społeczną, podlega też pewnym sankcjom społecznym, czego najlepszym przykładem może być to, że zanim jeszcze Aleksandra Jakubowska została negatywną bohaterką ‘sprawy Rywina’, to już wcześniej społeczeństwo miało do niej straszną pretensję, że wystąpiła kiedyś w jakimś takim zabawnym przedsięwzięciu i jak się pokazała w jakiejś krótkiej spódniczce, co właściwie nogi to miała dobre, to nic jej nie szkodziło, no ale pełniła rolę, czy wizerunek posła, damy stanu, w krótkiej spódniczce wywołała właśnie taką lawinę oskarżeń. W związku z tym prawdopodobnie to jest tak, że większość tych dam, które pełnią rolę społeczną biznes women, to w jakiś sposób ogranicza ekspresję ich kobiecości, czy kokieterii.

Czwarty z wyznaczników to są spostrzegane oczekiwania widowni. Poprostu bierzemy pod uwagę to jakie są oczekiwania otoczenia dotyczące wyobrażenia pożądanej tożsamości, jak to się ma do naszej samowiedzy, jak to się ma do oczekiwanej roli społecznej, ale również bierzemy pod uwagę oczekiwania konkretnego audytorium, z którym wchodzimy w interakcję. Co prawda np. rola społeczna w jakiś tam sposób  określa oczekiwania jakie żywią wobec osoby pewni ludzie, ale z drugiej strony, jeśli ci ludzie kontaktują się z różnymi audytoriami, powiedzmy koledzy ze studiów albo koledzy z liceum, to te oczekiwania ze strony takiego audytorium są trochę inne, niż wtedy, kiedy oni się kontaktują z tłumem pod tytułem ‘szary wyborca’. Gdyby to zachowanie prezydentów czy jakichś innych ministrów wobec kumpli z wojska, albo kumpli z liceum było dokładnie takie samo jak wobec przeciętnych obywateli, z którymi oni mają spotkania wyborcze, to prawdopodobnie w oczach tego audytorium by stracili. A więc w tym autoprezentacyjnym wizerunku, czyli tym, jak my się zachowujemy wobec innych ludzi również te oczekiwania widowni są brane pod uwagę, choć mogą być prawie różne, np. w wielu przypadkach to jest tak, że te autoprezentacyjne oczekiwania widowni działają na autoprezentację odwrotnie, bo w ten sposób jakby niespełnienie tych oczekiwań daje np. autoprezenterowi okazję zademonstrowania własnej niezależności, zademonstrowania własnej niezłomności. Więc powinniśmy zawsze szukać zgodności ale to jak on spostrzega te oczekiwania widowni zawsze jest istotnym elementem....

Piątym z wyznaczników ostatecznej formy autoprezentacji, jest to co autoprezenter wie bądź też wyobraża sobie na temat aktualnych oraz przyszłych i potencjalnych konsekwencji wykreowania określonego publicznego wizerunku. Jeśli autoprezenter wie, domyśla się, że audytorium, przed którym on tej autoprezentacji dokonuje może dysponować albo już teraz dysponuje albo może dysponować w przyszłości jakimiś innymi informacjami na jego temat niż te, które on ujawnia w swojej autoprezentacji, to jest również istotny czynnik determinujący to, jak on kształtuje swój wizerunek. Dlatego, że ludzie generalnie próbują podejmować takie autoprezentacje, żeby one nie popadały w sprzeczność z tą wiedzą, którą on domniemuje, że mają mieć, albo mają, albo mogą mieć na jego temat ci, którzy tę autoprezentację odbierają. Z drugiej strony to jest tak, że zazwyczaj każdy autoprezenter nie jest taką ‘czystą kartą’, ma już jakąś społeczną reputację. Ta społeczna reputacja jaką on sądzi, że posiada jakby z jednej strony uprawnia do takiej autoprezentacji, z drugiej strony obliguje do pewnych autoprezentacji, z trzeciej też strony na pewne wizerunki autoprezentacyjne jakby nie pozwala i poprostu ta wiedza, czy też to poczucie jakie autoprezenter ma na temat tejże właśnie wiedzy jaką mają albo mogą mieć odbiorcy autoprezentacji jest takim też istotnym wyznacznikiem  jego autoprezentacyjnego zachowania. Teoriaq Leary’ego i Kowalskiej w gruncie rzeczy odpowiada na takie jedno podstawowe pytanie: „Od czego zależy, że zachowanie autoprezentacyjne jest takie, jakie jest?” Odpowiedź na to pytanie brzmi: „Od dwóch czynników – od motywacji i od tych pięciu czynników, które dookreślają to jak wygląda autoprezentacyjne zachowanie.” Od strony motywacji mamy trzy motywy: bilans zysków i kosztów, dążenie do podtrzymywania pozytywnej samooceny i dążenie do kreowania i podtrzymywania określonej tożsamości. Siła tej motywacji zależy od: relatywności wizerunku dla uzyskania jakichś celów społecznych, wartości pożądanych celów społecznych i rozbieżnością między pożądaną a sprawianą impresją. A samowiedza, wyobrażenie tożsamości pożądanej i niepożądanej, wymagania normy społecznej, spostrzegane oczekiwania widowni, wyobrażenia o wiedzy widowni na temat własnej osoby, w ostatecznym rozrachunku decydują o tym, że autoprezentacja wygląda tak a nie inaczej. Albo jest bardziej nakierowana na pokazywanie jaki jestem miły, albo na to jaki jestem groźny, albo na pokazywanie tego jaki jestem kompetentny, albo jaki jestem moralny itd.

Można by przewidywać, że wbrew temu, co by się dało nazwać zdrowym rozsądkiem, to powinno być tak, że ludzie powinni się autoprezentować tak samo silnie przed takimi osobami, które je właściwie doskonalą, jak i przed takimi osobami, które są dla nich mało znane. Nobo właściwie każda sytuacja kontaktu społecznego wywołuje jakąś autoprezentacyjną tożsamość. Natomiast to takie bardziej tradycyjne podejście sugeruje, że ta intensywność tych autoprezentacyjnych zachowań powinna być dość wyraźnie zróżnicowana, że wtedy kiedy ludzie wiedzą, że ktoś na ich temat wie sporo, to właściwie nie ma sensu się jakby kontrolować tych informacji na własny temat w jakichś konkretnych autoprezentacyjnych celach. Żeby to w jakiś sposób sprawdzić, to wykonaliśmy takie proste badanie, które polegało na tym, że prosiliśmy pary o to, żeby zechciały wziąć udział w badaniach nad jakością komunikacji w związkach erotycznych – było ich 40. Te pary losowo podzieliliśmy na dwie grupy. Pierwsza grupa była przekonana (tak też było), że badanie jest całkowicie anonimowe i nawet partner nie będzie wiedział w jaki sposób ta osoba zachowała się, co ona powiedziała na temat siebie, partnera, tego jak widzi ich wzajemne relacje. Drugiej połowie badanych natomiast przedstawialiśmy sytuację nieco inaczej: mówiliśmy że to jest taki projekt badawczy-terapeutyczny w związku z czym to będzie tak, ze najpierw pani/pan osobno odpowie na pewien zestaw pytań o sobie partnerze, własnym związku, potem się zamienicie wynikami i zobaczycie czy wasze spostrzeganie partnera było... itd. Badani wypełniali taki plik papierów, w których chodziło o to, żeby ocenić partnera/siebie czy szczupły, gruby, wysoki, niski, atrakcyjny seksualnie, nieatrakcyjny seksualnie. Trzecia grupa pytań dotyczyła właśnie satysfakcji z pozostawania w tym związku – szczęśliwy/nieszczęśliwy, zadowolony/ niezadowolony, często mi się zdarza myśleć, że byćmoże z jakimś innym osobnikiem tę przyszłość mógłbym lepiej ułożyć, itd. A czwarta grupa pytań to były pytania dotyczące lojalności/nielojalności wobec partnera. Wyniki były następujące. Wtedy kiedy partner się nie dowie, to jeśli chodzi o samoocenę – nie ma różnicy, ale jeśli chodzi o ocenę partnera, to widać, że ci badani, którzy sądzili, że partner się dowie, opisywali partnera jako bardziej atrakcyjną osobę, niż ci, którzy sądzili, że partner nie będzie wiedział co oni tam napisali. Również jeśli chodzi o satysfakcję ze związku, to ci, którzy myśleli, że partner za chwileczkę zajrzy w ich kartkę mówili że o ni są o wiele bardziej szczęśliwi, o wiele bardziej ten związek ich satysfakcjonuje, itd. Najważniejsze jest, że w tym badaniu brały udział pary o bardzo zróżnicowanym stażu – były takie pary, które miały rok, były takie pary, które miały 20 lat staży za sobą i efekty związane z trwałością związku były takie same.

Druga rzecz ze wszystkich koncepcji zakłada taki automatyzm czy też refleksyjność, że to jest taki proces, który w momencie, kiedy się pojawia drugi człowiek, czy to rzeczywiście, czy w myśli tylko to wywołuje zmiany w naszym zachowaniu. Badanie Baumeister’a próbuje pokazać jak przebiega autoprezentacja podczas interakcji. Hipoteza jest taka, że tak naprawdę ludzie reagują na zachowanie partnera podczas interakcji, w zależności od tego jak on się zachowuje, oni zmieniają swoje zachowanie, ale z jednej strony autoprezentujący się jako pierwszy nie jest świadomy tego jaki wpływ ma jego zachowanie na zachowanie drugiej osoby, a osoby, które podlegają temu wpływowi, nie są świadome, że temu wpływowi podlegają. Schemat badania był bardzo prosty. Zawsze było dwóch badanych, przy czym jeden był takim częściowym współpracownikiem eksperymentatora, bo do pewnego momentu on wiedział jaką ma pełnić rolę, a potem już rzecz toczyła się naturalnym torem. Badanie polegało na tym, że z tymi dwoma badanymi prowadzono taki jakby wystandaryzowany wywiad, czyli był eksperymentator, który zadawał ludziom pytania. Te pytania dotyczyły po prostu samoopisywania się, czyli pytanie np. brzmiało „W skali dziesięciostopniowej jak by pan ocenił swoją inteligencję” – on mówił siedem/sześć, a potem drugi badany robił to samo. Ten współpracownik eksperymentatora zawsze odpowiadał jako pierwszy i on dostawał jedną z dwóch instrukcji: mówiono połowie tych poinstruowanych, że badacze by chcieli, żeby on tak odpowiadali na to pytanie, żeby sprawić wrażenie osoby kompetentnej, pewnej siebie, takiej, która wierzy we własne umiejętności i zdolności, ale nie zarozumiałej; drugiej połowie poinstruowanych mówiono, że chcieliby, żeby oni tak odpowiadali, żeby sprawić wrażenie osoby skromnej, nie buńczucznej, ale też i nie autodeprecjonującej się. Układ jest taki, że zawsze pierwsze pytanie pada do tego poinstruowanego, on zawsze w pierwszej kolejności odpowiada, a ten drugi badany kompletnie nic nie wie o tym, że ten jest poinstruowany. Pierwsza rzecz jak ci badani zachowują się w wywiadzie, czyli jak odpowiadali na te pytania, które zadaje eksperymentator. Oczywiście poinstruowani starają się spełnić oczekiwania eksperymentatora, jak się ich prosi, żeby oni skromnie mówili o sobie, to są skromni i odwrotnie. Ale ci którzy po nich odpowiadali robią to samo – oni po prostu naśladują zachowanie tego, który jako pierwszy odpowiadał. Jak partner interakcji mówi, że on jest piękny i mądry, to my też mówimy, że jesteśmy piękni i mądrzy – jak partner interakcji mówi, że on jest raczej skromny, to my też zachowujemy się skromnie. Zakończył się wywiad. Potem prosimy o oszacowanie każdego badanego jak oni by oszacowali samoocenę partnera. Niezależnie od tego, czy człowiek jest naiwnym badanym, czy poinstruowanym, to po prostu jest tak, że ten poinstruowany, który realizował skromny wizerunek autoprezentacji i na jego skromną autoprezentację ten naiwny też odpowiadał skromnymi odpowiedziami, mówił, że ten facet jest raczej skromny; naiwny badany też mówił, że tamten się też nie wysoko ocenia. Natomiast w warunkach takich, kiedy ten poinstruowany miał się przedstawiać w dobrym świetle, to on spostrzega tego swojego naiwnego partnera jako obdarzonego wyższą samooceną. Czyli tak naprawdę ten, który realizuje scenariusz „bądź skromny” albo „bądź pewny siebie”, obiektywnie wpływa na to jak tamten się zachowuje, natomiast nie zdaje sobie sprawy z tego, że taki fakt zaistniał. Gdyby sobie zdawał sprawę, noto mógłby wpaść na to „aha, był facet, starał się naśladować mnie, a więc, jak ja mówiłem o sobie dobrze, to on też mówił o sobie dobrze” to wtedy oczywiście powinien wprowadzić taką poprawkę. A on przyjmuje za dobrą monetę te odpowiedzi partnera, czyli po prostu nie zdaje sobie sprawy z tego, że swoim zachowaniem rzeczywiście wpływa na zachowanie partnera. Pytano również badanych, jak sądzą, „jak partner oszacował twoją samoocenę. Poinstruowani, którzy wiedzieli, że albo mają udawać ludzi skromnych, albo pewnych siebie i odpowiednio różnicowali te swoje samoopisy, no jakby są skłonni sądzić, że partner zauważył to, że oni mówią o sobie albo korzystnie, albo raczej skromnie i ci, którzy realizowali scenariusz faworyzujący mówią „no, musiał mnie ocenić jako człowieka o wyższej samoocenie”, a ci, którzy realizowali skromny scenariusz mówili, że musiał mnie spostrzegać jako skromnego bo ja się tak zachowywałem. Naiwni badani w ogóle nie zauważyli tego, ze jedni się jakby chwalą, a drudzy idą typem skromności choć obiektywnie rzecz biorąc kalkowali zachowanie tego osobnika, który jako pierwszy udzielił odpowiedzi. I wreszcie ostatnie pytanie brzmiało „ Jak byś siebie opisał w innej sytuacji”. Ci poinstruowani oczywiście wiedzą, ci którzy realizowali skromny scenariusz, że oni się zaniżali, a ci którzy realizowali faworyzujący scenariusz, że oni ciut przesadzali; no więc w przyszłości ci, którzy realizowali skromny scenariusz opisaliby się troszkę lepiej, ci którzy realizowali faworyzujący troszkę skromniej, w efekcie nie ma różnicy. Natomiast ci naiwni po prostu jak się skromnie opisywali w reakcji na tą wyjściową autoprezentację tego poinstruowanego, to mówią, że w innej sytuacji by się podobnie opisali; ci którzy się faworyzująco opisywali jakby kalkując zachowanie tego modela, który realizował scenariusz „bądź pewny siebie i asertywny”, po prostu opisaliby się lepiej. Czyli oni po prostu tę autopezentację swoją, która jak wiemy wyraźnie pozostawała pod wpływem tego, co robił ten pierwszy, przyjmują tak jakby to było ich prawdziwe ja czy jak gdyby to było odzwierciedlenie jak najbardziej prawdziwego i autentycznego zachowania, w efekcie ten układ wyników można podsumować konkluzją, jaką zaproponowali badacze, tzn. że oto mamy taki układ, że jak się spotykają dwie osoby i dochodzi do interakcji to zachowanie pierwszej osoby (nazwijmy, że to jest autoprezentacja), która otwiera tę interakcję tworzy coś w rodzaju takiej sytuacyjnej normy – albo skromnie się autoprezentujemy albo faworyzująco, ale partner odpowiada autoprezentacją tego samego typu, ale prawdopodobnie jest nieświadomy tego. Z kolei otwierający wydaje się być nieświadomy skutków, jakie jego otwarcie ma na zachowanie partnera, tzn. traktuje jego zachowanie jako odzwierciedlenie tego, co można by nazwać prawdziwym ja – tak się ta gra toczy. To całkiem ładny wynik potwierdzający w całości tę hipotezę Schneidera, że najprawdopodobniej w rzeczywistym życiu nasze zachowania autoprezentacyjne w podobny sposób przebiegają, tzn. nawzajem osoby podlegają swojemu wpływowi, ale są tego wpływu nieświadomi. Z jednej strony nie jesteśmy świadomi tego, że podlegamy wpływowi partnera interakcji, z drugiej strony dostosowujemy zachowanie do jego zachowania, on z kolei nie zauważa (nawet wtedy jak mu się wyraźnie powie, że jakiś scenariusz przeprowadza), nie jest w stanie zauważyć, że zachowanie tej drugiej strony może być jak gdyby kalkującą odpowiedzią na to w jaki sposób on się zachował. A więc są całkiem sensowne przesłanki do tego, aby sądzić, że w większości sytuacji takich normalnie życiowych autoprezentacja również przebiega w taki właśnie automatyczny a nieświadomy sposób, mimo tego, że wzajemny wpływ tych partnerów na siebie jest bardzo jasny.

/Koniec/

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin