Sąsiadom trzeba pomagać - o aborcjach Polek w Niemczech.doc

(54 KB) Pobierz
http://www

http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96950,8386038,Sasiadom_trzeba_pomagac.html?as=1&startsz=x

 

Sąsiadom trzeba pomagać

...

Lidia Ostałowska 2010-09-22, ostatnia aktualizacja 2010-09-22 11:42:49.0

Dziennikarka z Warszawy przyjechała z narzeczonym. Byli tak zakochani, że zaproponowałem, aby urodziła. Powiedziała: 'Nie mogę, to nie jego dziecko'. Zapytałem, czy on o tym wie. Odpowiedziała: 'Ależ oczywiście' - rozmowa z dr. Januszem Rudzińskim

Ile aborcji zrobi pan jutro w szpitalu w Prenzlau?

U Polek, bo o nich rozmawiamy, siedem - pięć w narkozie, a dwie tabletkami, tzw. farmakologiczne. W zeszłym roku w naszej klinice przerwaliśmy ciążę 350 Polkom, w tym - już ponad 400. Szacuję, że do końca grudnia będzie powyżej 600.

W internecie są strony niemieckich szpitali po polsku. To już rynek?

Niektóre ośrodki w Berlinie i Austrii zatrudniają polskojęzyczny personel w nadziei na wielki biznes. O ile wiem, bez specjalnych rezultatów. Robienie biznesu na nieszczęściu tych kobiet bardzo mi się nie podoba. Ale polskie kobiety korzystają z oddziałów ginekologicznych rozsianych po całych Niemczech.

Kiedy zgłosiła się do pana pierwsza Polka?

W 1995 roku.

Niezbyt długo od wprowadzenia zakazu aborcji.

Przeniosłem się do szpitala w Schwedt, blisko granicy. Ta pani dowiedziała się z gazet, że na ginekologii pracuje polski ordynator. Błagała o zabieg z narkozą. Uczyniłem to. Wcześniej odbyła wizytę u psychologa, bez tego nie wolno wykonać aborcji.

Kobiety z początku nie wiedziały, czy to w Niemczech legalne, i bały się cen. Faktycznie, relacja między marką niemiecką a złotym była kiedyś inna.

Ile teraz kosztuje aborcja w Prenzlau?

410 euro. To szpital komunalny, cena uwzględnia tylko koszty własne. Ale już w Schwedt po prywatyzacji kliniki opłatę podniesiono do 550-600 euro.

Niemki też płacą?

Tak. Tylko za najbiedniejsze kobiety płaci pomoc społeczna. Muszą wypełniać papierki, tłumaczyć się przed urzędnikiem, dość upokarzająca procedura.

Polkom wizyta w Prenzlau może się kalkulować.

Przez ostatnie dwa, trzy lata polskich pacjentek przybywa. Orientują się już, że w Niemczech mogą przerwać ciążę zgodnie z prawem, bezpiecznie. A w polskim podziemiu ceny poszybowały nawet do 5, 6 tys. Przez działalność PiS i CBA.

Przede wszystkim przez restrykcyjną ustawę. Jak pan ją przyjął?

Za czasów socjalistycznych Polki legalnie przerywały ciążę. Pracowałem wtedy w Gdańsku. W moim instytucie położnictwa było 20-25 zabiegów dziennie, a w spółdzielni lekarskiej - 15-20. Na ubezpieczenie lub z własnej kieszeni, bez problemów. Kiedy wprowadzali tę ustawę, wiedziałem, że ktoś na tym zarobi. I tak się stało.

Styka się pan z konsekwencjami?

Ostatnio dobry interes to nielegalna aborcja arthrotekiem. To lek na wrzody żołądka, wywołuje skurcze macicy. Kosztuje może 50 zł, ale w Polsce lekarze, pielęgniarki, aptekarze sprzedają go masowo po ok. 1,6 tys. zł. Stosowany w znacznych dawkach wywołuje duże bóle, krwotok. Najczęściej prowadzi do aborcji. Ale bywa, że kobieta krwawi i nie wie, że ciąża w najlepsze sobie rośnie, a płód jest uszkodzony. To sytuacje tragiczne. Pacjentki zgłaszają się w 15.-16. tygodniu.

Co pan im radzi?

Żeby jechały do Holandii.

W Polsce też można przerwać taką ciążę.

Ale słyszę, że lekarze się wzbraniają. Niedawno miałem pacjentkę, leżała w klinice uniwersyteckiej. Były wskazania medyczne do aborcji. Profesor wyjechał na urlop, a asystenci bali się podjąć decyzję bez niego. Kobiecie zabrakło cierpliwości. Część Polek w podobnej sytuacji wybiera zagraniczną klinikę z obawy przed napiętnowaniem.

Dlaczego właśnie Holandia?

Bo tam większość klinik robi aborcję na życzenie do 17. lub 21. tygodnia, legalnie. Obecne prawo niemieckie pozwala na to do 12. tygodnia od poczęcia lub do 14. tygodnia, licząc od ostatniej miesiączki.

Jak jest w Niemczech z aborcją ze wskazań medycznych?

Wykonujemy ją właściwie bez ograniczenia czasowego. Wskazania są indywidualne, muszą być pewne i ustalone przez innego lekarza niż ten, który wykonuje zabieg. Od stycznia obowiązuje porada u psychologa lub genetyka na trzy dni przed zabiegiem. Bo były zarzuty, że niektóre kobiety zszokowane diagnozą bez namysłu poddawały się aborcji.

Skoro to w Niemczech dozwolone, po co wysyła pan Polki dalej?

Bo to prawnie niemal szara strefa dla obcokrajowców. A zabieg nie jest prosty, ceny duże. Wiele klinik niemieckich w ogóle nie wykonuje usług medycznych dla Polek, obawiają się komplikacji. Kto wtedy pokryje dodatkowe koszty? W przypadku uszkodzenia płodu w zaawansowanej ciąży pacjentka płaci za zabieg, za dwu-, trzydniowy pobyt w klinice, za poradę psychologiczną. Diagnoza musi być stuprocentowa, a nie ma pewności, na ile dokumentacja od polskiego lekarza mogłaby być uznana w Niemczech. Więc tego nie robię, bo nie chcę ponosić ryzyka prawnego.

Nie ufa pan naszym lekarzom?

Ufam, ale pacjentki jadą do mnie z Warszawy - 500 km - na dwie minuty badania kontrolnego. To one nie ufają ginekologom. Twierdzą, że są lekarze 'nawiedzeni' i zamiast wykonywać usługi medyczne, zajmują się 'duszpasterstwem'.

Polskie prawo nie karze kobiet, które przerywają ciążę.

Tylko nieliczne Polki uważają: 'Robię, co chcę, moja sprawa'. Kobiety ze wsi mówią: 'Żeby się, nie daj Boże, nie dowiedział ksiądz'. Urzędniczki obawiają się kłopotów w pracy. Większość wie, że byłoby to źle odebrane. Poziom lęku Polek jest niewyobrażalny.

Czego się jeszcze boją?

Nie mają pewności, czy lekarz je właściwie zbadał, skoro coś zataiły. Czasem nie myślą o tym, ale w końcu chodzi o ich zdrowie. Dzwonią po nieudanej aborcji arthrotekiem. Co dalej? Niechętnie udzielam takich porad, bo nie ocenię przez telefon. Mówię, że trzeba do lekarza. On będzie wiedział, czy krwotok zagraża życiu, czy wyłyżeczkować. Tłumaczę: 'Nie musi się pani zwierzać, czy pani coś brała, czy nie'. Lekarz tego nie udowodni, a co pomyśli, to inna rzecz. Ale kobiety nie chcą kłamać.

Co jeszcze?

Prawie każda, która się zgłasza do aborcji, pyta, czy znów zajdzie w ciążę. Niby wiedzą, że tak, ale są zastraszone. Nie mam pojęcia przez kogo. Czy to lekarze straszą, czy ksiądz na kazaniu, czy wyczytały głupstwa w portalach. Przyjeżdżają zestresowane, sterroryzowane. Ale przyjeżdżają. I po czterech godzinach opuszczają klinikę przeszczęśliwe. Są uściski, pocałunki i podziękowania, również dziękczynne telefony po. A niby zabiły dziecko.

Te ze wsi też się tak cieszą?

Miałem pacjentkę w Schwedt, wiedziałem, że ze wsi. Zażartowałem: 'Niech pani przyjedzie na zabieg po sumie, w niedzielę o 13'. A ona poważnie: 'Jak po sumie, to o 14'. Kobiety z małych miasteczek i wiosek rzadziej do mnie trafiają. I nie mają problemu, żeby przerwać, tylko żeby po cichu. Polska wiara nie jest głęboka.

Spowiadają się z tego?

Wątpię. Znają się na antykoncepcji. W ciążę zachodzą zwykle przez przypadek. Na przykład usunęły spiralę przed pierwszą komunią dziecka, właśnie żeby nie mówić o niej na spowiedzi. Bo księża nie lubią spiral. Jajeczko się nie zagnieżdża, dla nich to 'permanentna aborcja'.

W małych ośrodkach antykoncepcja jest dostępna?

Kobiety mają problemy z lekarzami. Są niechętni. Jak ksiądz się dowie, że ginekolog masowo wypisuje recepty, to będzie miał do niego żal. A plotki szybko się rozchodzą.

Obrońcy życia, katechetki, nawet nauczyciele przestrzegają: antykoncepcja jest niezdrowa.

Antykoncepcja nie szkodzi. Przeciwnie, zapobiega ciąży i konfliktowi sumienia, który powstaje przy aborcji.

Czuje się pan mordercą?

Absolutnie nie. Żadna kobieta nie przerywa ciąży dla przyjemności, tylko dlatego że z tych czy innych powodów czuje się do tego zmuszona. Nie jest to mój ulubiony zabieg. Moim głównym zajęciem jest ratowanie życia - onkologia, a także położnictwo. Ale kobietom trzeba pomóc, żeby nie zagrażały swojemu życiu i zdrowiu. Widziałem wiele poważnych komplikacji po nielegalnej aborcji, dlatego zmieniłem podejście do tego problemu.

Kościół mówi inaczej.

Nauk Kościoła katolickiego nie przyjmuję, bo to papieże decydują, co jest grzechem. Ich stosunek do przerywania ciąży zmieniał się, to kwestia poglądów. W 787 roku sobór nicejski uznał, że zarodek męski do 40., a żeński do 80. dnia od poczęcia nie posiada duszy. Św. Tomasz z Akwinu głosił: aborcja płodu bez duszy to nie grzech. Dopiero w 1869 roku Pius IX zlikwidował pojęcie 'płód bez duszy' i aborcja stała się złem. Podobnie było z celibatem. Twierdzenie, że nie wolno zmieniać, co Bóg ustalił, jest nieprawdziwe, bo sam Kościół z różnych powodów zmieniał te ustalenia. Dziś stanowisko Kościoła wobec aborcji i antykoncepcji nie uwzględnia rozwoju cywilizacji i ludzkości.

A co duchowni niemieccy na to, że przerywa pan ciąże Polkom?

Kościół ewangelicki też stara się ograniczyć aborcję. Organizacje prokościelne próbowały zablokować porady psychologiczne dla Polek, a tym samym uniemożliwić zabiegi. Musiałem stoczyć walkę. Sprawę rozstrzygnęła minister zdrowia Brandenburgii pani Ziegler. Stwierdziła: 'Jesteśmy w Unii, sąsiadom trzeba pomagać'. Porady są legalne, więc i aborcje są legalne. Ale niektóre poradnie należące do Kościołów Polek nie przyjmują.

Jakie są te Polki?

Mają od 15 do 48 lat. Wykształcone, zwykle nieźle sytuowane, świetne. Najczęściej przyjeżdżają z Warszawy, Poznania i Wrocławia, ale też z Lublina, Rzeszowa, Przemyśla, niemało z Krakowa, Częstochowy, a nawet z Wadowic. Reprezentują różne środowiska. To bizneswoman, dziennikarki, pisarki, pracownice akademickie, artystki, urzędniczki - również te z ministerstw. Są studentki, rzadziej uczennice. Mają albo chcą mieć dzieci, ale w tym momencie im nie pasuje, bo interesy, praca, studia. Ale są też i takie, które wcale dzieci nie planują.

Jak zaczynają rozmowę?

Dzwonią: 'Znalazłam w internecie pana klinikę, czy to możliwe '. Pytam wprost: 'Chodzi o aborcję?'. 'No tak'. Wyjaśniam spokojnie zasady i wtedy się uspokajają, dostosowują. Polki są konkretne. Najgorzej, jak dzwonią mężczyźni. Taki kręci, sto pytań zadaje. Obawiam się, że może chce zmusić partnerkę, a to w Niemczech jest też zabronione.

Przyjeżdżają samotnie?

Każda z osobą towarzyszącą. Często jest to narzeczony, mąż, siostra, koleżanka. Nieletnie z rodzicami, chociaż próbują mnie przekonać, że rodzice są zbyteczni. Nie puszczę pacjentki samej po zabiegu i o tym uprzedzam.

Są umówione z psychologiem.

Mniej czy bardziej to zorganizowałem. Przed zabiegiem większość pacjentek wysyłam do pani psycholog, która nauczyła się polskiego. Porozmawia, pocieszy. Jeśli nie ma czasu, pacjentki idą do niemieckiego psychologa. Tłumaczka bierze 20-25 euro za wizytę. Podobnie we Frankfurcie nad Odrą. Psychologowie nie mówią po polsku, ale są dwie Polki, które tłumaczą.

Potem kobiety zjawiają się u pana.

Przychodzą jak na skazanie. Ale są wsparte przez niemiecki system i przeze mnie. Rozumiem je. Od tylu lat pracuję jako ginekolog, że się czuję prawie półkobietą. Nie unikam rozmów światopoglądowych, czytam Biblię i Koran.

Wypytuje pan?

Młode, ładne kobiety proszą, żeby założyć im spiralę. Zagaduję. Ma pani narzeczonego? 'No, mam'. Sypia pani z innymi mężczyznami? 'No, wie pan, jak mnie ktoś pociąga'. A co na to przyjaciel? 'Nie musi o wszystkim wiedzieć'. Mieszkacie razem? 'Nie'. Albo: 'Tak, ale przecież wyjeżdżam służbowo'.

To i spirale pan Polkom zakłada?

Lekarze najczęściej proponują spiralę jednej firmy, która źle wpływa na cerę i kosztuje 1,2 tys. zł. Dlaczego zawsze tę? Są spirale tańsze, równie dobre, a nie pogarszają stanu skóry.

Co jeszcze mówią Polki?

Wyjaśniają, czemu się zdecydowały na aborcję. 'Przeleciałam go i zaszłam w ciążę'. Moralność seksualna Polek zmienia się. Wielu Polaków nie zauważyło, że kobiety postępują jak mężczyźni. Dziennikarka z Warszawy przyjechała z narzeczonym. Byli tak zakochani, że zaproponowałem, aby urodziła. Powiedziała: 'Nie mogę, to nie jego dziecko'. Zapytałem, czy on o tym wie. Odpowiedziała: 'Ależ oczywiście'.

Coś pana zaskakuje?

Badam pacjentkę przed zabiegiem, zapraszam partnera. Kim pan jest? Czasem kręcą, ale paru się przyznało: 'Jestem księdzem'. Któryś stwierdził: 'Są w życiu sytuacje, że lepiej dokonać aborcji, niż dziecko urodzić'. Przyjąłem też dwie wyemancypowane zakonnice. Może było ich więcej, ale te dały się rozpoznać. Jedna mi wyjaśniła, że dziś to tylko debil wierzy, że tam na górze siedzi staruszek z brodą i patrzy, kogo by ukarać. Ona wierzy w Boga i siłę wyższą, ale w interpretacje biskupów już nie. Jeżeli Bóg dał nam popęd seksualny, to nie po to, aby człowiek go hamował. Podzielam ten pogląd! Każdy ma prawo do seksualności, a jej tłumienie jest złe.

Jakie z tego wnioski?

Przemiany w Polsce idą w kierunku swobody seksualnej z czasów socjalizmu. Wtedy kobiety częściej wychodziły za mąż z miłości, a nie dlatego, że muszą. Później to przyhamowano. Kapitalizm to inny system. Polki, które mogą sobie pozwolić na swobodę, korzystają z niej. I dalej będą tak czynić.

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - www.gazeta.pl © Agora SA

Zgłoś jeśli naruszono regulamin