Tom 17 - Pora kruków - Pedersen Bente.pdf

(460 KB) Pobierz
127208267 UNPDF
BENTE PEDERSEN
PORA KRUKÓW
Roza znad Fiordów 17
1
Róże zakwitły i pusząc się swą urodą, roztoczyły wokół odurzającą woń. Nawet stara
altana wydawała się ładniejsza, mimo że od wielu lat nie była malowana i spod odrapanej
farby prześwitywało zszarzałe drewno.
- Mógłbym się do tego przyzwyczaić - odezwał się Ole. Zerwał czerwoną pełną różę i
włożył ją siostrze we włosy.
Roza uśmiechnęła się leciutko. Uczesana w miękki węzeł na karku, w rękach niosła
naręcz czerwonych i białych róż, które ścięła, by postawić w wazonie na grobie Hugona. Ich
krewny był wielkim estetą i cenił sobie piękno, dlatego Roza i Ville dbali o to, by od
wczesnej wiosny, gdy tylko pierwsze roślinki wystawiały swe główki spod śniegu i roz-
chylały płatki w słonecznych promieniach, mogiłę Hugona zdobiły kwiaty.
- Wprawdzie nie takie róże miał na myśli tata, wybierając imię dla ciebie - uśmiechnął
się Ole i przesunął nieco kwiat we włosach Rozy, by lepiej się trzymał w gęstwinie rudych
loków. - Ale one pasują do ciebie. Pomyśleć, że ta wyspa także istnieje jakby specjalnie dla
ciebie. Ze odkryła przed tobą swoje tajemnice. Rysunki, malowidła i srebrne ozdoby.
Wszystkie te skarby leżały tu przez sto lat i czekały na ciebie, Roza!
- Te skarby czekały na kogoś z naszego rodu, kto potrafi docenić ich wartość -
poprawiła brata Roza. - Niekoniecznie na mnie, Ole. Gdybyś interesował się historią rodziny,
kochał te stare opowieści, zastanawiał się nad ukrytymi w nich zagadkami, to wszystko to
czekałoby na ciebie.
Ole zacisnął usta i podążył za Rozą. Wziął od niej nóż, którym ścinała róże. Jego
błękitne oczy lśniły zupełnie jak tego dnia, kiedy po raz pierwszy przestąpił próg białego
pałacu na wyspie i pojął, jakie dziedzictwo przypadło Rozie w udziale. On nie pasjonował się
tak jak siostra historią rodu, ale wyspę pokochał od pierwszego wejrzenia.
A w minionych miesiącach dotarł do każdego jej zakątka . Wędrował z zapałem
wzdłuż i wszerz, poznając wszystko, co miała do zaoferowania. W nim, który zawsze marzył
o posiadaniu własnej ziemi, Hailuoto obudziło pożądanie silniejsze od wszelkich
dotychczasowych pragnień.
Ole sądził, że Roza zdaje sobie z tego sprawę, choć nigdy o tym nie rozmawiali. Nie
zamierzał błagać jej o odstąpienie spadku. Miał jednak nadzieję, że siostra zrozumie, jak
bardzo pragnie tej wyspy, i wspaniałomyślnie mu ją odda. Byli przecież rodzeństwem, on
najstarszym spośród braci. W głębi serca uważał, że taki skarb nie powinien trafić w ręce
Rozy, skoro on tak bardzo pragnął, by Hailuoto należało do niego. Gotów był nawet
zaoferować siostrze Samuelsborg jako rekompensatę. Oddałby ojcowiznę, gdyby tylko Roza
zgodziła się zrobić to, co należy, czyli oddać mu wyspę.
Cmentarz na wyspie był niewielki, ale każda mogiła oznaczona była głazem. Ville
opowiedział Rozie, że na tutejszych mogiłach nie stawiano krzyży, lecz kamienie, na których
ryto napisy, następnie powlekane warstwą złota.
Tu spoczywały prochy Mai z Lyngen, Marii Runefelt. Tuż obok został pochowany jej
trzeci i ostatni mąż, William Samuli Hugo Runefelt, w ich nogach leżeli: ich syn zwany
Henrikiem, choć oficjalnie nosił imiona: William Henrik Reijo Runefelt, i jego żona Kristina.
Trzy rzędy mogił.
W tym trzecim spoczywało tylko jedno ciało.
„Hugo Reijo Marcus Runefelt 1799 - 1847”. Napis wykonany odręcznie przez
Villego, skopiował w kamieniu przewiezionym na ląd miejscowy kamieniarz, a potem już na
wyspie Ville starannie i z wielkim oddaniem pokrył każdą literę warstwą złota. Głaz znaleźli
Roza i Ville na plaży u zachodniego brzegu wyspy. Był kanciasty jak skaliste wzniesienia na
wybrzeżach Norwegii, szary, poprzetykany czerwonymi żyłkami i nakrapiany żółtymi
plamkami, które lśniły złoto, kiedy kamień był mokry. Zgodnie stwierdzili, że piękniejszego
nie znajdą. Mattias zaś i Ole przewieźli go wozem zaprzężonym w konia. Uznali, że jest zbyt
ciężki, by przewozić go łodzią. I rzeczywiście, Mattias czuł w plecach jego ciężar jeszcze
przez wiele dni później. Pod nosem mamrotał, że równie dobrze mógłby przytransportować
górę na grób Hugona.
Roza wyjęła z wazonu polne kwiaty i wstawiła róże. Nachyliła się, by je powąchać.
Kiedy przymykała oczy, widziała inne ogrody, gdzie pachniało jeszcze intensywniej. Ale nie
trawiła jej już tęsknota. Wspominać nie zawsze znaczy tęsknić. Nic już nie ciągnęło jej do
Ameryki.
- Oddam szylinga za twoje myśli, siostro - zażartował Ole, obserwując ją uważnie. Nie
pierwszy raz bowiem przyłapywał ją na tym, że myślami jest gdzieś daleko. Wiedział, jak
bardzo przeżywa to Mattias, chociaż szwagier nigdy się nikomu nie żalił.
- Nie są tyle warte - odparła beztrosko.
- Czy ktoś tam dba o jego grób? - zapytał Ole wprost. Znał swoją siostrę. Nie była
zbyt wylewna. Nawet gdy została wyprowadzona z równowagi, nie mówiła wiele.
- Czyj grób? - zapytała, pobladłszy, a jej oszpecony przez ojca policzek jeszcze
bardziej spurpurowiał.
- Jego - odparł Ole z pewnością w głosie i otoczył siostrę ramieniem. Drżała. Nigdy
jeszcze nie widział jej w takim stanie. - Ojca Lily, którego imię brzmi zbyt obco, bym zdołał
je zapamiętać.
- Nazywał - się Seamus - odparła. Jej szept przypominał lekki wietrzyk muskający
płatki kwiatów i łopotanie skrzydeł motyla, który przysiadł na jednej z róż.
- Czy ktoś się opiekuje jego mogiłą? - powtórzył swoje pytanie Ole.
- Tak - odpowiedziała. - Czemu o to pytasz? Spojrzała na brata zdziwiona, bo nie
spodziewała się po nim głębszej refleksji.
- Patrząc, z jakim oddaniem dbasz o grób Hugona, pomyślałem sobie, że w ten sposób
pielęgnujesz pamięć o tamtym...
Pokręciła głową i uśmiechając się lekko, odparła ze spokojem:
- Przy nagrobku Seamusa rosną lilie. Nie brakuje tam jego krewnych. Wystarczy rąk,
by utrzymać porządek na jego mogile. Nie został sam.
- Kochałaś go bardziej niż Jensa? Na dźwięk tego imienia poczuła ukłucie w sercu.
Dawno już nie myślała o Jensie. Nie zaprzątał jej myśli na jawie, a i w snach pojawiał
się tylko z rzadka. Przestały ją dręczyć koszmary.
- Byłam opętana Jensem - odpowiedziała. - Nie miało to nic wspólnego z miłością.
Nie kochałam go, nawet nie lubiłam, to był tylko ślepy instynkt, niszczące pożądanie. -
Wysunęła brodę, a jej twarz zdawała się promienieć pięknem, gdy mówiła dalej: - A Seamusa
kochałam. Kochałam ponad wszelki rozsądek, a to całkiem inne uczucie. Dla takich chwil
warto nawet długi czas żyć w mroku. Oddałabym całe swoje życie za tych kilka lat z
Seamusem. Kochałam go i uwielbiałam każdym oddechem.
- A Mattiasa?
- Mattias jest mi bardzo bliski - powiedziała Roza. Ole nie nalegał, by wyjaśniła mu
różnicę, bo domyślał się, co chciała wyrazić.
- Czasami wydaje mi się, że tutaj jest moje miejsce - odezwał się.
- Ale nie moje - odpowiedziała z uporem.
- Tylko że to twoje imię i nazwisko jest umieszczone na wszystkich dokumentach,
Rozo. Może warto to zaakceptować? Pogodzić się z tym...
- Jak z losem? - zapytała Roza.
- Tak, jak z losem, twoim losem. Ole omiótł spojrzeniem bujny ogród, odwrócił się w
stronę lasu, który rozciągał się za ich plecami, popatrzył na plażę i przystań, na duży, biały,
piękny pałac, w którym spędzili zimę: siedmioro dorosłych i dwoje dzieci i nikomu nie było
ciasno.
- Co stoi na przeszkodzie, byś przyjęła ten spadek, Rozo? - zapytał, nie mogąc jej
zrozumieć. - Co w tym złego, by mieć na własność miejsce takie jak to? Przecież
gospodarstwo w Alta w żaden sposób nie może się z tym równać? Poza tym tu wszyscy
odnoszą się do ciebie z szacunkiem. Jesteś dla nich krewną Runefeltów, a to nie byle co.
Masz służbę i majątek. W Alta spluwają na ścieżkę, którą stąpałaś, obgadują cię za plecami i
obchodzą cię szerokim łukiem. Straszą tobą swoje dzieci. Za tym tęsknisz?
Miał rację, patrząc na to w ten sposób. W słowach, które rzucił jej w twarz, nie było
cienia przesady. W rodzinnej osadzie na pewno nikt za nią nie tęsknił, za Rozą córką
Samuela. Przeciwnie, zapewne życzyliby sobie, aby w ogóle nie wracała. I chyba właśnie z
tego powodu tak się uparła.
- Tam jest mój dom, nie tutaj - odezwała się po chwili milczenia.
- Ale my wszyscy tutaj czujemy się jak w domu - odparł Ole. - Dzieci się
przyzwyczaiły, Mattiasowi też tu dobrze i nawet Liisa wygląda na zadowoloną, co, uwierz mi,
nieczęsto się zdarza...
- Nie jesteś dla niej dobry - wytknęła mu.
- W naszej rodzinie to normalne, Rozo. Nie zwykliśmy okazywać zbyt gorących uczuć
najbliższym. Poza paroma wyjątkami, kiedy węzeł małżeński połączył osoby kochające się do
szaleństwa. Ty zresztą wiesz o tym najlepiej.
- Jesteś niesprawiedliwy, Ole! Pokręcił głową.
- Nie, Rozo. Nie jestem niesprawiedliwy, lecz szczery. Czasami prawda bywa bolesna.
Wiem, że dotknęły cię moje słowa, bo w gruncie rzeczy jesteśmy do siebie bardzo podobni.
- Liisa zasługuje na więcej, niż od ciebie dostaje - stwierdziła.
- Być może - odparł i bez specjalnego namaszczenia przysiadł na płycie nagrobkowej
ojca Hugona. - Liisa jest moją żoną. To dobra dziewczyna, ale nie potrafię udawać i przyznaję
otwarcie, że jej nie kocham.
- Mimo wszystko jest twoją żoną i powinieneś traktować ją z należnym szacunkiem.
- Tak jak ty Mattiasa? - zapytał, unosząc brew i marszcząc czoło.
Ole miał dwadzieścia pięć lat, ale wydawał się kilka lat młodszy. Długie do ramion
włosy, na złość Liisie i Marji, nosił rozpuszczone, co przydawało mu chłopięcego wyglądu.
- Nie zniosłabym takiej krytyki z żadnych innych ust - odezwała się Roza po chwili
milczenia. - Zresztą Mattias nie narzeka - dodała.
Uśmiechnął się krzywo i nachylił się, by wyrwać kilka suchych liści.
- Nie chcesz podarować Mattiasowi życia pozbawionego harówki? - zapytał i
zmrużywszy oczy, popatrzył na otaczający ich raj.
- Nigdy nie planowaliśmy pozostać tu na stałe, Ole. I tak skorzystaliśmy na tej
podróży więcej, niż ktokolwiek z nas się spodziewał. Wspólnie z Mattiasem jechaliśmy w te
Zgłoś jeśli naruszono regulamin