Deighton Len - SS-GB.pdf

(1254 KB) Pobierz
Deighton Len - SS-GB
LEN DEIGHTON
SS-GB
Rok 1941 Wielka Brytania pod okupacją hitlerowską
Przełożył: SŁAWOMIR KĘDZIERSKI
W Anglii są zdziwieni i wciąż pytają: „Dlaczego on nie przychodzi?” Bądźcie
spokojni. Bądźcie spokojni. Nadchodzi! Nadchodzi!
Adolf Hitler, 4 września 1940 na zjeździe pielęgniarek i pracowników
pomocy społecznej w Berlinie.
Akt kapitulacji - tekst angielski.
Wszystkie siły zbrojne Wielkiej Brytanii w Zjednoczonym Królestwie
Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej oraz na wszystkich wyspach.
1. Brytyjskie dowództwo zgadza się na kapitulację wszystkich podległych mu
sił zbrojnych w Zjednoczonym Królestwie Irlandii Północnej, na wszystkich wyspach
oraz na terytoriach zamorskich. Dotyczy to także jednostek marynarki wojennej we
wszystkich częściach świata, w portach i na morzu.
2. Wszelkie działania wojenne na lądzie, morzu i w powietrzu prowadzone
przez brytyjskie siły zbrojne zostaną przerwane o godzinie 08.00 czasu Greenwich 19
lutego 1941 roku.
3. Dowództwo brytyjskie bezdyskusyjnie i niezwłocznie wykonywać będzie
wszelkie dalsze rozkazy wydawane przez dowództwo niemieckie.
4. Nieposłuszeństwo wobec wydanych rozkazów, bądź ich niespełnienie,
będzie rozpatrywane jako złamanie warunków kapitulacji i traktowane przez
dowództwo niemieckie zgodnie z prawem i zwyczajami wojny.
5. Niniejszy akt kapitulacji jest autonomiczny i bezwarunkowy, i zostanie
zastąpiony przez ogólny akt kapitulacji wystosowany przez, bądź też w imieniu
dowództwa niemieckiego i dotyczyć będzie Zjednoczonego Królestwa i
sojuszniczych narodów Wspólnoty Brytyjskiej.
6. Niniejszy akt kapitulacji został spisany w językach niemieckim i
angielskim. Tekstem oryginalnym jest wersja niemiecka.
7. W przypadku zaistnienia wątpliwości bądź kwestii spornych odnośnie
znaczenia lub interpretacji warunków kapitulacji, decyzja dowództwa niemieckiego
będzie traktowana jako ostateczna.
 
Rozdział 1
Himmler zamknął króla w londyńskiej Tower - powiedział Harry Woods. -
Ale teraz niemieccy generałowie uważają, że to armia powinna go pilnować.
Drugi mężczyzna zajmował się papierami leżącymi na jego biurku i nie
skomentował tych słów. Uderzył pieczątką w poduszeczkę do tuszu, a potem
przystawił ją na dokumencie. Scotland Yard, 14 listopada 1941 r. Aż trudno
uwierzyć, że wojna wybuchła zaledwie dwa lata temu. Teraz było już po wszystkim -
walki się skończyły, sprawa została przegrana. W dwóch kartonowych pudełkach od
butów, do których wkładano przychodzącą i wychodzącą korespondencję, leżało
wiele papierów. Buty ze sklepu Dolcis - skórzane pantofelki na wysokim obcasie,
wąska szóstka. Detektyw nadinspektor Douglas Archer znał tylko jedną kobietę, która
kupiłaby takie obuwie - swoją sekretarkę.
- Cóż, tak ludzie mówią - dodał Harry Woods, starszy mężczyzna w stopniu
sierżanta, który stanowił drugą połowę „grupy zabójstw”.
Douglas Archer postawił parafę na dokumencie i wrzucił go do pudełka.
Potem spojrzał w drugi kąt pokoju i pokiwał głową. Biuro wyglądało żałośnie. Jego
pomalowane na zielono i kremowo ściany pociemniały z latami, a małe okienka z
grubymi ramami i szybami zapaćkanymi przemieszanym z sadzą deszczem
przepuszczały tak niewiele światła, że przez cały dzień musieli mieć włączoną
274284740.001.png
elektryczność.
- Nie rób tego nigdy w swoim najbliższym otoczeniu... - powiedział nagle
Harry Woods. Ktoś inny niż Harry, ktoś mniej śmiały czy mniej życzliwy, na tym by
zakończył. Ale Harry nie zwrócił zupełnie uwagi na zakłopotany uśmiech swojego
starszego stopniem kolegi. - Rób to z tą blondyną z góry, z Rejestracji. Albo z tą
cycatą Niemrą z Biura Łącznikowego Waffen-SS - mówią, że jest nie od tego. Ale ze
swoją własną sekretarką... - Harry Woods skrzywił się.
- Zbyt wiele czasu tracisz na słuchanie tego, co ludzie wygadują - odparł
spokojnie Douglas Archer. - To twój słaby punkt, Harry.
Woods wytrzymał pełen dezaprobaty wzrok Douglasa bez mrugnięcia okiem.
- Gliniarz nigdy nie traci czasu, jeżeli słucha, co ludzie mówią,
nadinspektorze. I gdybyś spojrzał prawdzie w oczy, też byś o tym wiedział. Możesz
być cholernie dobrym detektywem, ale zupełnie się nie znasz na ludzkich
charakterach - to jest twój słaby punkt.
Nie było zbyt wielu sierżantów detektywów, którzy odważyliby się mówić w
ten sposób do Douglasa Archera, ale oni dwaj znali się od 1920 roku, kiedy Harry był
młodym i przystojnym konstablem z baretką Military Medal na piersi. Wtedy cały
jego rewir pełen był złamanych serc młodych przystojnych pokojówek i wszędzie u
zapatrzonych w niego kucharek czekały gorące pierożki z mięsem. W tym czasie
Douglas Archer był dziewięcioletnim chłopaczkiem, który pękał z dumy, jeżeli
widziano go rozmawiającego z konstablem Woodsem.
Kiedy Douglas Archer został młodym, zielonym aspirantem służby śledczej,
świeżo wypuszczonym z college’u policyjnego w Hendon, zaprzyjaźnił się z nim
właśnie Harry Woods. A były to czasy, kiedy absolwenci takich szkół mieli ciężkie
życie ze swoimi starszymi kolegami-praktykami.
Harry wiedział wszystko to, co policjant wiedzieć powinien, a nawet więcej.
Wiedział, gdzie każdy nocny stróż gotuje sobie herbatę i koło której kotłowni można
go znaleźć, gdy zaczyna padać. Orientował się też, pod którą wielką kupą śmieci
mogą znajdować się pieniądze, i nigdy nie brał więcej niż jedną trzecią, bo w
przeciwnym razie sklepikarze znaleźliby inny sposób, by opłacać zamiataczy ulic za
ich dodatkową pracę. Było to jednak dawno temu, zanim hojność właścicieli pubów i
barmanów na londyńskim West Endzie poszerzyła go w talii i nadała jego twarzy
czerstwy wygląd. I zanim upór Douglasa Archera doprowadził go do CID, a potem do
Wydziału Zabójstw Scotland Yardu.
 
- Sekcja C ma tu ładny gips - stwierdził Woods. - Wszyscy są zajęci. Czy
mam przygotować walizkę śledczą?
Douglas zdawał sobie sprawę, że sierżant spodziewa się po nim, iż okaże
zdziwienie, uniósł więc brew.
- Skąd u diabła o tym wiesz?
- Mieszkanie na Shepherd Market, a w nim pełno whisky, kawy, herbaty, i tak
dalej. Na stole pełno talonów na paliwo, wystawionych przez Luftwaffe. Ofiarą jest
dobrze ubrany mężczyzna, najprawdopodobniej spekulant handlujący na czarnym
rynku.
- Tak sądzisz?
Harry uśmiechnął się. - Pamiętasz ten gang z czarnego rynku, który
zamordował zarządcę magazynów w Fulham...? Fałszowali kupony na paliwo
wystawiane przez Luftwaffe. To może być ta sama banda.
- Posłuchaj, Harry. Czy powiesz mi, skąd masz tę informację, czy też masz
zamiar wyjaśnić tę zbrodnię nie ruszając tyłka?
- Sierżant z komisariatu na Savile Row jest moim starym kumplem od
kielicha. Właśnie do mnie telefonował. Sąsiad znalazł ciało i powiadomił policję.
- Nie ma pośpiechu - odparł Archer. - Będziemy działać powoli.
Harry przygryzł wargę. Jego zdaniem nadinspektor Douglas Archer nigdy nie
działał inaczej. Harry Woods należał do policjantów starej szkoły. Nie cierpiał
papierkowej roboty, kartotek i mikroskopów. Lubił pogadać z ludźmi, wypić,
przesłuchiwać i dokonywać aresztowań.
Douglas Archer miał trzydzieści lat, był wysoki i szczupły. Zaliczał się do
nowego pokolenia detektywów i zrezygnował z noszenia czarnej marynarki,
sztuczkowych spodni, kapelusza z podwiniętym rondem oraz sztywnego kołnierzyka,
które w Wydziale Zabójstw stanowiły niemal strój służbowy. Douglas wolał ciemne
koszule i kapelusz z szerokim rondem - taki, jaki nosił George Raft w
hollywoodzkich gangsterskich filmach. Dopasowując się do tego obrazu, często
sięgał po niewielkie czarne cygara.Właśnie po raz trzeci próbował zapalić jedno z
nich. Tytoń był nędznej jakości i nie szło mu zbyt dobrze. Poszukał wzrokiem
zapałek. Harry rzucił z kąta pokoju pudełko.
Archer był londyńczykiem, błyskotliwym i o wyrafinowanych
zainteresowaniach, z których londyńczycy słynęli, jednak - podobnie jak wielu innych
wychowujących się bez ojca - był zamknięty w sobie i trzymał się na dystans.
 
Łagodny głos i oksfordzki akcent lepiej pasowałyby do bardziej spokojnej profesji
prawniczej, ale nigdy nie żałował tego, że został policjantem. Uświadomił sobie
obecnie, że zawdzięcza to przede wszystkim Harry’emu. Dla samotnego bogatego
chłopczyka mieszkającego w wielkim domu Harry Woods, nawet nie zdając sobie z
tego sprawy, stał się niemal ojcem.
- Załóżmy, że kupony na paliwo z Luftwaffe nie są falsyfikatami. Załóżmy, że
są autentyczne - powiedział Archer. - Wtedy będziemy mogli mieć prawie pewność,
że wmieszany w to jest niemiecki personel i sprawę przejmie Feldgericht der
Luftwaffe na Lincolns Inn. Nasze działania będą tylko stratą czasu.
- To przecież morderstwo - odparł Harry. - Parę kuponów na paliwo nie
zmieni postaci rzeczy.
- Nie próbuj pisać na nowo prawa, Harry. Mamy wystarczająco dużo pracy
starając się zapewnić przestrzeganie tego, które już mamy. Wszelkie przestępstwa, w
które wmieszany jest w najmniejszym nawet stopniu personel Luftwaffe, podlegają
jurysdykcji sądów Luftwaffe.
- Możemy tego uniknąć, jeżeli właściwie rozegramy sprawę - zaoponował
Harry, przesuwając dłonią po wiecznie nieposłusznych włosach. - Jeżeli uda się nam
wycisnąć zeznania, a potem wyślemy ich kopie do Geheime Feldpolizei i
Kommandantur, dając im w ten sposób wyrok na talerzu. W przeciwnym razie te
niemieckie pierdoły zaklajstrują wszystko z powodu braku dowodów winy albo wyślą
winnych na jakąś ciepłą posadkę do innego kraju.
Dla Harry’ego walka nie kończyła się nigdy. Jego pokolenie, które walczyło i
zwyciężyło w błocie Flandrii, nigdy nie mogłoby się pogodzić z klęską. Ale Douglas
Archer nie był żołnierzem. Dopóki Niemcy pozwalali mu wykonywać jego pracę i
ścigać morderców, wykonywał ją tak jak zawsze. I zamierzał przekonać Harry’ego o
słuszności swojego punktu widzenia.
- Bardzo byłbym ci wdzięczny, Harry, gdyby twoje prywatne opinie nie miały
wpływu na przyjęty tryb postępowania. - Douglas stuknął palcem w wyciągi z
raportów SIPO. - I wcale nie uważam, że oni traktują łagodnie swój niemiecki
personel. Pięć egzekucji w ciągu ostatniego miesiąca. W tym majora z dywizji
pancernej, odznaczonego Krzyżem Rycerskim. Jego jedynym przewinieniem było to,
że spóźnił się o godzinę na kontrolę parku samochodowego. - Cisnął arkusze
informacyjne na biurko sierżanta.
- Czy ty rzeczywiście czytasz ten cały pasztet?
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin