05. Harbringer April - Tajemniczy pierścień.pdf

(554 KB) Pobierz
Harbringer April - Tajemniczy pierœcieñ.rtf
April Harbringer
Tajemniczy pierścień
PrzełoŜyła Barbara Taborska
130838245.002.png
1.
rocznicę tragicznej śmierci narzeczonego Ce-
lia bezsennie przewracała się z boku na bok
w swym staromodnym wysokim łóŜku. Szalejący od
trzech dni sztorm stopniowo cichł, a wraz z ciszą do domu
na farmie powróciły wspomnienia — i łzy.
Celia zapaliła lampkę nocną i wstała. śeby teŜ szybko
się rozwidniło! Podeszła do okna i utkwiła wzrok w mo-
rzu. Ciągle jeszcze było wzburzone, a grzebienie fal lśniły
w bladym świetle księŜyca. Tego dnia, kiedy Gavin
wypłynął w małej łodzi, morze było spokojne i gładkie.
Wydawało się, iŜ nie przedstawia Ŝadnego niebezpie-
czeństwa.
Właściwie Celia miała mu wtedy towarzyszyć, ale tego
ranka wstała z silnym bólem głowy, została więc w domu.
Później, kiedy juŜ nie było wątpliwości, Ŝe Gawin nigdy
nie wróci, zrozpaczona Ŝałowała, Ŝe nie zginęła z nim
razem. Wraz ze śmiercią Gavina Ŝycie straciło dla niej
sens. Nie przestawała powtarzać sobie, Ŝe byłoby lepiej,
gdyby leŜała teraz na dnie morza, zamiast co dzień od
nowa gryźć się i uskarŜać na los.
Dopiero w ostatnich tygodniach przynajmniej na tyle
przezwycięŜyła ból, Ŝe juŜ nie musiała obsesyjnie myśleć
o stracie ukochanego. Łzy oschły, radość jednak nie
powróciła. A dziś, w rocznicę jego śmierci, ledwo zabliź-
nione rany otworzyły się na nowo.
Świtało, gdy Celia wreszcie zapadła w niespokojny sen.
Słońce stało juŜ wysoko, a ona dopiero otworzyła oczy.
W
130838245.003.png
Niebo po burzy lśniło błękitem, a na drzewie pod oknem
śpiewał ptak. Poderwała się i spojrzała na zegar. Z przera-
Ŝeniem stwierdziła, Ŝe spała za długo. Wujek Bert wydoił
juŜ pewnie krowy i jej czarno-białe ulubienice z pewnoś-
cią czekały na karmę.
Szybko wyskoczyła z łóŜka i sięgnęła po leŜące na
krześle znoszone dŜinsy i podkoszulek. Wystarczyło jej
czasu, by ochlapać twarz zimną wodą, umyć zęby i przeje-
chać szczotką po krótkich lokach.
Szerokimi schodami zbiegła na dół, zmierzając prosto
do drzwi.
Powoli, powoli — w ostatnim momencie cioci Meg
udało się chwycić ją za ramię. — Wypij przynajmniej łyk
herbaty. Wujkowi nic się nie stanie, jak raz nakarmi
krowy.
Ale juŜ jest późno. Zaspałam — broniła się Celia.
Wiem — Meg ze współczuciem spojrzała na swoją
siostrzenicę. AŜ za dobrze wiedziała, jak dziewczyna
spędziła noc. — Usiądź, zrobię ci grzankę.
Wypiwszy łyk gorącej herbaty Celia poczuła się zdecy-
dowanie lepiej, a gdy jeszcze Meg podała jej gorącą
grzankę z masłem i marmoladą domowej roboty, uświa-
domiła sobie, Ŝe jest głodna.
Ciocia Meg krzątała się przygotowując obiad, a Celia
w milczeniu rozglądała się po wielkiej, lecz przytulnej
kuchni. Doskonale pamiętała, kiedy przeraŜona i zagubiona
siedziała tu po raz pierwszy. Było to po śmierci jej
rodziców. Zginęli w wypadku. Miała wtedy czternaście lat.
Wujostwo w sobie właściwy, czuły sposób pomogli jej
przetrwać pierwsze cięŜkie miesiące i od początku trak-
towali ją jak własną córkę. Celia była nieskończenie
wdzięczna tym dwojgu starym ludziom, którzy bez zbęd-
nych słów i gestów z taką miłością się nią zajęli.
Nagle jej spojrzenie padło na duŜy kredens, na którym
stało zdjęcie Gavina. Natychmiast uczuła ból w sercu.
Odsunęła talerz.
130838245.004.png
— Muszę wypędzić krowy — rzekła wstając. — Za
długo stoją w oborze.
Wybiegła na rozsłoneczniony świat i wciągnęła głęboko
czyste morskie powietrze. Kiedyś w takie dnie szła do
obory wesoło nucąc. Ale te czasy naleŜały juŜ do prze-
szłości.
Gavina znała zaledwie pięć miesięcy, zanim rozłączył
ich bezsensowny wypadek. Wujek i ciotka wyłoŜyli w któ-
rymś momencie wszystkie oszczędności, aby mogła wyje-
chać na rok do Toronto. UwaŜali, Ŝe młoda dziewczyna
powinna zobaczyć kawałek świata, poza tym tamtejsza
szkoła miała ustaloną renomę.
Celia wybrała kurs dla sekretarek. Podczas świąt BoŜe-
go Narodzenia poznała Gavina Browna, młodego zapalo-
nego nauczyciela nauk przyrodniczych. Zakochali się
w sobie od pierwszego wejrzenia. Teraz, kiedy myślała
o tamtych zimowych miesiącach, wydawały jej się snem.
KaŜdą wolną chwilę spędzali razem. Jak dzieci brnęli
w głębokim śniegu i obrzucali się śnieŜkami, aby następ-
nie paść sobie w ramiona.
Kiedy nadeszła wiosna, Gavin przyjechał na farmę.
Ciocia Meg i wujek Bert przyjęli go z otwartymi ramiona-
mi. Dano na zapowiedzi, ustalono termin ślubu z probo-
szczem małego kościółka w sąsiedniej miejscowości —
tak, nawet suknia ślubna z delikatnego białego tiulu
wisiała w szafie.
A potem patrol brzegowy znalazł łódź. Płynęła do góry
dnem, a po Gavinie nie było śladu.
— No cóŜ, prądy morskie są tu wyjątkowo niebez-
pieczne — mówili męŜczyźni w zatroskaniu kręcąc głowa-
mi. — Trzeba być nie lada pływakiem, aby przy wzburzo-
nym morzu wydostać się na ląd.
Skamieniała z przeraŜenia Celia wróciła do domu.
Tylko tutaj, u dwojga starych ludzi, mogła szukać pocie-
chy, a oni robili wszystko, by udało jej się pogodzić
z losem.
130838245.005.png
Celia kochała farmę. Myśl o tym, Ŝe miałaby pracować
w jakimś bezsensownym biurze wśród całkiem obcych
ludzi, wydawała jej się odstręczająca, postanowiła więc
pozostać w starym domu i pomagać wujostwu w gos-
podarstwie. Pracy było dość, a oni nie mogli sobie
pozwolić na przyjęcie kogoś do pomocy. W ten sposób
Celia pogrzebała się w samotności i uparcie przy tym
obstawała.
Z westchnieniem otrząsnęła się z ponurych myśli i ot-
warła wrota obory. Wujek juŜ zdąŜył wypędzić krowy na
pastwisko, mimo to poszła w przygrzewającym słońcu
wąską dróŜką w tamtą stronę.
Pastwisko ciągnęło się od brzegu lasu aŜ po plaŜę.
Krowy pasły się zapamiętale i nawet nie podniosły głów,
gdy Celia przedostała się przez ogrodzenie, które miało
powstrzymać zwierzęta przed wtargnięciem na wąskie
pasmo nadbrzeŜnego piasku.
Gdy była w tej okolicy, zawsze wybierała krótszą drogę
powrotną przez plaŜę. Co prawda w pierwszym okresie po
śmierci Gavina unikała bliskości wody, z czasem jednak
powróciła do swego starego zwyczaju. Niestety, zbyt
późno uświadomiła sobie, Ŝe akurat tego dnia nie powinna
była iść tędy. Wspomnienia tak jej ciąŜyły, Ŝe czuła się
jakby przeniesiona w pierwsze tygodnie po wypadku. Jak
często biegała brzegiem morza z Gavinem! Obejmowali
się, całowali, pełni nadziei z ufnością patrzyli w przy-
szłość. Gavin często wdrapywał się na skałę sięgającą
głęboko w morze.
— Stąd mogę oglądać przepiękne syreny — draŜnił się
z nią ze śmiechem. — UwaŜaj, pewnego dnia jedna z nich
moŜe wypłynąć i zabrać mnie ze sobą.
Celia tak była pogrąŜona we wspomnieniach, Ŝe zapom-
niała o boŜym świecie. Dopiero gdy potknęła się o coś, co
leŜało przed nią na piasku, brutalnie została przywrócona
do rzeczywistości. Nie zdołała nawet krzyknąć, tak była
oszołomiona.
130838245.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin