Coulter Catherine - FBI 12 - Górska tajemnica.pdf

(1767 KB) Pobierz
Tail Spin
270278325.001.png
Catherine Coulter
Górska tajemnica
- 1 -
Piątek w nocy Jezioro Black Rock Oranack, Maryland
Gardło piekło ją dotkliwie. Jakby wypełnione żrącym kwasem. Nie była w stanie jasno myśleć, w głowie miała
pustkę, gęstą i ciężką niczym łańcuch. Wiedziała, że ciemność, która ją otacza podszyta była przemocą. Nozdrza
drażnił jej zapach czegoś zjełczałego, jakby starego oleju. Co to był za zapach? Co oznaczał? Jednak nie była w
stanie go rozpoznać. Ale wiedziała, że musi to zrobić, albo - co się stanie? Umrę, to się stanie. Muszę wziąć się w
garść, muszę się obudzić albo umrę.
Zapach był coraz silniejszy, zbierało jej się na wymioty. Wiedziała, że nie wolno jej zasnąć, w przeciwnym razie
udusi się. Musi się ruszyć, obudzić się.
Przełknęła ślinę i nieomal zwymiotowała, kiedy kwas w jej gardle wymieszał się z tym zjełczałym zapachem.
Próbowała lekko oddychać, całą energię wkładając w otwarcie oczu, w poczucie własnego ciała, wyrwanie się z tej
ciemnej matni, gdzie nie była w stanie poruszać się i mówić. Jej głowa była ciężka, gardło płonęło żywym ogniem, a
umysł - gdzie był jej umysł? Doprowadzony do kresu wytrzymałości, szarpany przez ból i strach, porywany przez
zamęt, unosił się coraz wyżej, zupełnie odrętwiały.
Usłyszała jakieś głosy. Głos pana Cullifera? Raczej nie. Jego głos był bardziej charakterystyczny, jak chrzęst
mokrego żwiru pod stopami. Nie słyszała, kto i o czym rozmawiał, czy byli to mężczyźni, czy kobiety. Ale
wiedziała, że to, co mówili, było złe. Złe dla niej.
Zapach stawał się tak silny, że palił ją w oczy i w nozdrza. Oddychaj, oddychaj, weź się w garść. Odetchnęła głęboko,
Catherine Coulter
1
Górska tajemnica
ignorując mdłości i w końcu poczuła, jak wraca jej świadomość, przedzierając się przez ciemność.
W końcu rozpoznała ten zapach: to był zapach zdechłej ryby, który stawał się coraz trudniejszy do zniesienia.
Dobiegł ją zapach łodzi i mokrych oparów benzyny.
Dokądś ją zabierali. Kim byli? Nieśli ją, a ona wdychała ten cuchnący odór. Oddychaj, oddychaj. Słyszała
skrzypienie desek i odgłosy nocy - świerszcze, pohukiwania sowy, plusk wody.
Powiew wiatru sprawił, że otworzyła oczy w chwili, kiedy plecami uderzyła o taflę wody. Nagły ból opanował jej
ciało i umysł. Instynktownie wzięła głęboki oddech, przeczuwając, że za chwilę woda pokryje jej twarz i głowę,
zanim powoli opadnie na dno. Ruszaj się, ruszaj. Ale nie mogła. Chociaż jej ręce nie były skrępowane, przywiązane
były liną wzdłuż tułowia, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Stopy miała związane i przyczepione do czegoś
ciężkiego. Naoglądała się za dużo filmów o mafii. Nie chcieli, żeby po prostu utonęła, ale żeby zniknęła na zawsze,
jakby nigdy nie istniała, i nigdy nie wkroczyła w ich życie.
Nie chciała umrzeć. Nie umrę!
Da radę, na pewno jej się uda. Szybko przesunęła linę oplatającą jej pierś tak, że mogła poruszać palcami. Jej ruchy
były niezdarne, ale to było bez znaczenia, nie chciała umrzeć i tylko to się w tej chwili liczyło. Ku swojemu
zdziwieniu była w stanie przejrzeć wodę i wiedziała, że nie mogła być zbyt głęboka, bo nad sobą czuła blask
księżyca i to jej wystarczyło. Rozpaczliwie i bardzo cierpliwie rozpracowywała węzeł, aż w końcu udało jej się go
poluzować. Poczuła pieczenie w klatce piersiowej, ale skupiła się na rozplątywaniu węzłów.
Na studiach była kapitanem drużyny pływackiej i wiedziała, jak kontrolować oddech i wykorzystać go do
maksimum. Wiedziała też, że czas szybko ucieka. Środek, który zażyła, nie pomógł. Wiedziała, że długo już nie
wytrzyma. Zbyt wiele wysiłku kosztowało ją zaciskanie ust i wstrzymywanie odde-
Catherine Coulter
2
Górska tajemnica
chu. Widziała niewyraźnie, ciśnienie w klatce piersiowej ciągle narastało, niemal ją rozsadzając.
Zaraz utonę. Udało jej się poluzować węzeł. Kopnięciem zrzuciła balast i wypłynęła na powierzchnię wody.
Pierwszą jej myślą było głęboko odetchnąć, ale zmusiła się do krótkich wdechów nosem. Musiała zachowywać się
cicho i pozostać w bezruchu, nie mącąc wody z obawy, że oni mogli nadal tam być i wpatrywać się w miejsce, gdzie
ją wrzucili, patrzeć, jak spod wody wydobywają się pęcherzyki powietrza i czekać, aż upewnią się, że ona już na
pewno nie żyje. Będą czekać, o tak, z rozkoszą zaczekają, aż zyskają pewność, że pozbyli się jej na zawsze.
Jej mózg znowu pracował na pełnych obrotach. Słyszała, jak woda delikatne pluska o deski drewnianego pomostu.
Wyszli na pomost i wrzucili ją do wody, myśląc, że jest dostatecznie głęboka. Zanurzyła się z powrotem i podpłynęła
pod pomost, aby się pod nim ukryć.
Bardzo powoli i cicho wynurzyła głowę, starając się nabrać tyle powietrza, ile tylko mogła. Starała się oddychać
lekko i spokojnie. Żyła. Stopniowo oddychała coraz głębiej. Jej płuca wypełniły się powietrzem. Cóż za wspaniałe
uczucie.
Znowu usłyszała głosy, ale nie była w stanie zrozumieć nic z tego, co mówią, bo oddalały się. To byli mężczyźni czy
kobiety? Nie mogła ich odróżnić, ale wiedziała, że były to dwie osoby. Słyszała oddalający się stukot stóp na
drewnianym pomoście, odgłos silnika i odjeżdżającego samochodu. Wypłynęła spod pomostu i w oddali zobaczyła
tylne światła samochodu.
Dobrze. Są przekonani, że ją zabili.
Jak udało im się nafaszerować ją jakimiś prochami? Kolację jadła sama, w swojej kuchni. To wino, pomyślała,
butelka czerwonego wina, którą znalazła przed drzwiami i którą ona otworzyła. Skąd się wzięła? Nie wiedziała, nie
zwróciła na to uwagi.
Uśmiechnęła się. Nikt z nich nie wiedział o tym, że wypiła
Catherine Coulter
9
Górska tajemnica
tylko odrobinę wina. Parę łyków więcej i teraz leżałaby martwa na dnie jeziora. Nikt nie wiedziałby, gdzie jej
szukać. Po prostu by zniknęła. Na zawsze.
Wyszła z wody i zaczęła drżeć, więc objęła dłońmi ramiona i rozejrzała się. Nie było tutaj żadnych zabudowań,
domków letniskowych ani zacumowanych łodzi, tylko wąska, dwupa smowa droga prowadząca w ciemną nicość.
Zadrżała z zimna i strachu, ale to nie miało znaczenia. Najważniejsze było to, że żyła.
Dostrzegła tablicę Jezioro Black Rock. Gdzie było Jezioro Black Rock?
To nie miało znaczenia. Ruszyła w kierunku, w którym odjechał samochód.
Zdawało jej się, że minęła cała wieczność, ale w rzeczywistości po jakichś piętnastu minutach zobaczyła światła
małego miasteczka. Było to Oranack w stanie Maryland, jak głosiła niewielka czarno-biała tablica.
Było późno. Nie wiedziała, która dokładnie była godzina, bo jej zegarek pod wpływem wody przestał działać. Szła
przez opustoszałe miasteczko, kierując się w stronę świecącego na pomarańczowo neonu Restauracja u Mel. Lokal
był cały oszklony, więc widać było, co dzieje się w środku. Przy stoliku naprzeciw okna siedziało dwoje ludzi, a
obok nich stała zmęczona kelnerka, gotowa przyjąć zamówienie. Na zewnątrz dostrzegła zaparkowaną taksówkę, a
przy barze siedział taksówkarz, pijąc kawę. Uśmiechnęła się.
Kiedy taksówka wjechała na podjazd Jimmy'ego, poprosiła taksówkarza, żeby zaczekał, a w duchu modliła się, żeby
nie zabrali jej portfela. Dzięki Bogu alarm nie był uzbrojony, a okno w jej sypialni nadal było otwarte na oścież. Jej
portfel leżał na kuchennym blacie, tam, gdzie zostawiła go wcześniej tego wieczora. Czy to naprawdę było zaledwie
trzy, cztery godziny temu? Wydawało się, że minęły wieki.
Catherine Coulter
10
Górska tajemnica
Pół godziny później po raz ostatni spojrzała na wielki dom Jimmy'ego w stylu georgiańskim z czerwonej cegły,
zbudowany w latach trzydziestych ubiegłego wieku, usytuowany pośród zadbanego sąsiedztwa pomiędzy
ogromnymi dębami na Pinchon Lane. Nawet nie zdążyła pomyśleć o nim jak o ojcu, zacząć nazywać go ojcem, i
zastanawiała się, czy na zawsze pozostanie dla niej Jimmym.
Spędziła z nim zaledwie sześć tygodni.
Jechała swoim białym chargerem poprzez ciche ulice, aż dojechała do obwodnicy. Doskonale wiedziała, dokąd
zmierzała, i wiedziała, że to czyste szaleństwo ruszać w podróż nocą, bo była skrajnie wyczerpana. Zjadłszy dwa
batoniki, poczuła nagły przypływ energii. Musiała coś wymyślić, zaplanować. Musiała się ukryć. Wzmocniwszy się
Zgłoś jeśli naruszono regulamin