Celmer Michelle - Kusicielka.pdf

(454 KB) Pobierz
106657329 UNPDF
Michelle Celmer
Kusicielka
106657329.002.png
PROLOG
Z dziennika Jessamine Golden 11 października 1910
Kochany Dzienniczku,
właśnie wtedy, gdy myślałam, że nie chcę już odwetu,
kiedy uwierzyłam, że miłość Brada rozproszy mrok, co zalągł
się w mym sercu, właśnie wtedy zostałam znów zdradzona.
Edgar Halifax zabrał mi rodzinę i bezpieczeństwo, mordując
mego Ojca. Zrujnował mi życie i przekreślił nadzieję na to, że
zostanę kiedyś nauczycielką. A teraz jeszcze z jego powodu
odsunął się ode mnie jedyny mężczyzna, którego w życiu
kochałam i który mógłby kochać mnie. Więc jednak chcę
odwetu, o, bardzo chcę, i pali mnie ta chęć żywym ogniem.
Zostałam wrobiona, Dzienniczku! Nie ukradłam tego złota
i powiedziałam o tym Bradowi. Przysięgałam mu na grób
Ojca, że to nie ja, że to jest sprawka samego Halifaksa. Że to
on zabrał gdzieś złoto i ukrył je, pozorując włamanie. Jednak
w oczach Brada zobaczyłam niedowierzanie i to rozdarło mi
serce. Poczułam się zdradzona, dopiero teraz zdradzona do
końca. I od razu zrozumiałam, że on i ja nigdy nie będziemy
razem, bo jak mogą być razem ci, co sobie nie ufają ?
Mój Boże.. .jednak wciąż kocham tego mężczyznę.
Tęsknię za jego pocałunkami, za rękami, co umiały mnie tak
czule pieścić. I nie zdjęłam z szyi wisiorka, który mi kiedyś
dał. Zatrzymam go, choć wiem, że Brad już nie wróci do
mnie... No tak, w oczach Brada Halifax był przedstawicielem
prawa i oczywiście raczej jemu się wierzy niż mnie. Płonie we
mnie chęć zemsty i nie uspokoję się dopóty, dopóki morderca
mego Ojca nie poniesie zasłużonej kary.
Nie popuszczę mu! Teraz, kiedy straciłam Brada i jego
miłość, nie mam już nic do stracenia.
106657329.003.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nita Windcroft nie należała do gatunku kobiet, które łatwo
się poddają.
Płakała po raz ostatni może jeszcze w szkole. Tak, było to
wtedy, gdy w czwartej klasie spadła z drabinek i wywichnęła
sobie rękę. Śmiał się z niej wtedy Buck Johnson, który mówił,
że Nita jest fajtłapą, na co ona zacisnęła tylko zęby, podniosła
się i zdrową ręką wykonała nieprzyzwoity gest. Nie
imponowały jej żadne płaczliwe dziewczyny i dziś również
nie szanowała kobiet bez charakteru. Jednak ostatnie
wydarzenia w rodzinnej stadninie - rozmyślne łamanie płotów,
rycie jam, zatrute karmniki, które omal nie uśmierciły paru
koni, listy z pogróżkami, domagające się ustąpienia z ziemi -
wszystko to zaprowadziło ją w końcu na krawędź załamania
nerwowego.
Doktor Willard, miejscowy weterynarz, wyszedł z boksu
Ulissesa ze smutnym wyrazem twarzy. I nagle Nita poczuła,
że pieką ją w kącikach oczu łzy. Ale nie pozwoliła im spłynąć.
- Przykro mi, Nita - odezwał się doktor. - Złamanie jest
tak poważne, że... Cóż, możemy tylko uśpić to zwierzę.
Zresztą, sama osądź.
Oparła się plecami o ścianę stajni.
- Cholera... Może Ulisses był tylko starym koniem do
roboty, ale ojciec go bardzo kochał. Będzie niepocieszony.
Willard wytarł ręce w ścierkę.
- No właśnie, a jak tam z twoim ojcem? Słyszałem, że
mocno się przy tym upadku potłukł?
- W tej chwili jest na badaniach. Zadzwonili do mnie, że
chcą tatę zapakować na parę tygodni do szpitala, a potem
jeszcze urządzić mu rehabilitację. - Nicie przypomniał się
widok ojca leżącego na zakurzonej drodze po tym, jak
wyleciał z siodła. Objeżdżał północną część corralu, gdy nagle
Ulisses wpadł w jakiś wilczy dół. Cóż to za złośliwość! Kto
106657329.004.png
mógł wykopać coś takiego? Bez wątpienia byli to ci sami
ludzie, którzy psuli od dawna płoty i zatruwali karmniki:
Devlinowie.
Tym razem posunęli się za daleko. Nita nie zamierzała im
już nic darować. Przecież oni mogli zabić jej ojca!
Przełknęła łzy, czując, jak pieką ją w gardle. Najpierw,
dawno już temu, straciła matkę, która umarła na raka, potem
straciła starszą siostrę, Rose, która przepadła gdzieś w
wielkim mieście. A teraz miałaby jeszcze zostać bez ojca,
sama jedna w świecie? O nie, nie pozwoli się Devlinom dalej
terroryzować.
Słyszała, że Teksański Klub Ranczerów jest przykrywką
dla pewnej grupy interesów, która działa na szeroką skalę i
zajmuje się „upowszechnianiem dobra". Zdążyła ich już nawet
poprosić o pomoc. Przysłali wtedy człowieka, który miał się
rozejrzeć po okolicy; przypadkowo był to nowy mąż Alison,
jej najlepszej przyjaciółki, Mark. Jednak Mark nie dopatrzył
się w działalności Devlinów, których poddał dyskretnej
obserwacji, nic niewłaściwego. Z niedowierzaniem przyjął od
Nity do wiadomości, że Devlinowie już prawie od wieku mają
chrapkę na ziemię Windcroftów i że próbują ją na różne
sposoby zagarnąć.
Mark, podobnie jak policja stwierdził, że aby podjąć jakieś
kroki przeciw sąsiadom, potrzebowałby lepszych dowodów.
- Pewnie odwiedzisz teraz swego ojca w szpitalu? -
odezwał się doktor Willard.
Nita splotła ramiona.
- Nie wiem, czy uda im się go tam dłużej przytrzymać.
Kiedy go zabierali, przysięgał, że zaraz tu wróci, że nic mu nie
jest i że nie zostawi stadniny na łasce losu.
Na zewnątrz stajni dał się słyszeć stukot podków.
106657329.005.png
- No, doktorze - Nita oderwała się od ściany. - Czyń
swoją powinność, idź do Ulissesa. A ja zobaczę, kto tam
przyjechał. Kto to może być?
Na zewnątrz zobaczyła Jimmy'ego Bradleya, stajennego,
jak zsiada właśnie z wierzchowca. Słońce chyliło się już ku
zachodowi i wiał chłodny wiatr.
- I co? - spytała Nita. - Coś znalazłeś?
Jimmy wzruszył ramionami.
- Parę nowych dołów. Tym razem ktoś je wykopał wzdłuż
południowych ogrodzeń. Posłałem już chłopaków, żeby to
pozasypywali.
- A może to borsuki tak ryją?
- E tam, jakie borsuki. Borsuki zostawiłyby borsucze
ślady. A nic takiego nie widziałem. To muszą być ci
Devlinowie, jak amen w pacierzu. Nikt, tylko oni.
Jimmy, mieszkający na ranczu co najmniej od czasu
narodzin Nity, był od dawna wprowadzony w konflikt
sąsiedzki i dlatego nie miał złudzeń.
- Coś z tym trzeba zrobić, panno Windcroft - westchnął
Jimmy.
Nita poczuła, że coś aż zaciska się w niej z głębokiej
frustracji.
- Jasne, Jimmy, ale póki nie mamy niezbitych dowodów,
policja ani nikt nam nie pomoże. Kiedy do nich ostatnio
dzwoniłam, powiedzieli, że to pewnie jakieś „szczenięce
figle".
- To nie są figle.
Wobec braku zainteresowania policji wiedziała, że
pozostaje tylko jedna droga. I że musi na nią wkroczyć, nawet
gdyby to oznaczało dyskomfort, gdyby trzeba było się
poniżyć, prosić i błagać. Jednak bezpieczeństwo jej rodziny i
zwierząt warte było poświęcenia.
Sięgnęła do kieszeni po kluczyki od półciężarówki.
106657329.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin