Waide Peggy - Potęga uroku.pdf

(878 KB) Pobierz
Phoebe jest najbardziej zdesperowan¹ kobiet¹ na œwiecie
Phoebe jest najbardziej zdesperowaną kobietą na świecie. I najbardziej czarującą... Lecz
Stephen, książę Badrick, wie, że nie zazna szczęścia u jej boku. Winna jest temu
cygańska klątwa, która skazuje na klęskę każdy jego związek.
I nie zmieni tego ani upór Phoebe, ani próby zdjęcia zaklęcia.
A Phoebe potrzebuje męża i to już - odziedziczy majątek, jeżeli szybko zmieni stan.
Starających się ma wielu, ale jej serce skradł Stephen. Cóż jednak zdoła odwrócić zły czar
ciążący od stu lat nad jego rodem? Chyba tylko potęga innego uroku...
Peggy WAIDE
POTĘGA UROKU
Przekład
Anna Cichowicz
Kevinowi, Dakocie,
Jordanowi i Aleksowi.
Kocham Was wszystkich.
PROLOG
Penrith, Anglia, rok 1723
Błyskawica przecięła niebo i grzmot wstrząsnął ziemią. Wiatr wył, a drzewa i cienie
kołysały się w niesamowitym tańcu w takt muzyki matki natury. Bicze deszczu zaczęły
chłostać ziemię. Tej nocy lepiej było nie wychodzić z domu. Lord Badrick przyglądał się
spod płachty namiotu pomarszczonej staruszce, która przystanęła poza kręgiem światła
rzucanego przez ognisko.
- Książę! - zawołała. - Ośmielisz się spojrzeć mi w oczy?
Wyłoniła się z mgły jak nocna zjawa z lasu. Dwaj towarzysze lorda Badricka zerwali
się na nogi, chwytając za szpady. Książę powstrzymał ich gestem.
- Cóż to ma znaczyć?
- Widzę, że mnie nie poznajesz - powiedziała starucha. Uczyniła trzy małe kroki w
jego stronę. Jej kolczyki ze złotych monet zabłysły w blasku ognia. Wielobarwna spódnica
falowała wokół kostek, gdy starucha się poruszała.
- Jesteś Cyganką.
- Jestem kimś więcej. Nazywam się Juliana Romov, jestem matką Rosali. Podmuch
wichru szarpnął grubą wełnianą peleryną lorda Badricka, który przestępując z nogi na nogę,
zmrużył oczy, by lepiej przyjrzeć się kobiecie.
- To imię niewiele mi mówi.
- Obiecując bogactwo i małżeństwo, uwiodłeś moją Rosalę. Potem bez skrupułów
porzuciłeś ją by poślubić swoją panią. Rosala ze wstydu odebrała sobie życie. Leży teraz w
grobie. Zapłacisz mi za to.
- Zaraz, do diabła, chwileczkę...
- Ay Romale, ay Chavale, sa lumiake Roma. - Głos Cyganki recytującej pradawne
zaklęcie nabierał mocy. - Ake vryama. Vi...
- Na litość boską, mówże zrozumiałym językiem.
- Bóg nic ci teraz nie pomoże. Już zlatują się kruki, czekające na śmierć, która
nadejdzie.
- Skończ te sztuczki. Nie dam ci ani grosza.
- Myślisz, że za pieniądze kupisz moje przebaczenie? - Cyganka splunęła na ziemię. -
Głupcze. Twój tytuł, władza i groźby są dla mnie niczym. Odtąd nieszczęście stale będzie
towarzyszyć twojemu bogactwu. - Wyciągnęła w stronę księcia poskręcany korzeń, chwytając
lewą dłonią złoty amulet wiszący jej na szyi. - Przez pokolenia synowie twego rodu będą
płodzić synów. Każdy z synów poślubi szlachetnie urodzoną damę, a każde małżeństwo
zakończy się samotnością, żałością i śmiercią, póki Romowie będą przemierzać ścieżki tej
ziemi.
Niesamowity rechot wydobył się z ust Cyganki, gdy Badrick, jak zahipnotyzowany,
ruszył w jej stronę. Uniosła ku niebu sękate palce.
- Przyzywam klątwę z niebios. Niech ściga cię na twojej drodze do piekła.
Piorun rozszczepił drzewo za plecami kobiety. Kiedy dym opadł, pozostał tylko strzęp
czerwonego płótna z warkoczem czarnych jak noc włosów splecionych barwnymi wstążkami
z nanizanymi na nie złotymi monetami.
1
Londyn, rok 1817
W długiej, wąskiej sali balowej pary wirowały na białej marmurowej posadzce, od
której odcinała się tęcza barwnych sukien. Mimo radosnej atmosfery Phoebe Rafferty czuła
się pośród trzystu osób bardziej samotna niż kiedykolwiek. Tydzień wystarczył, by
znienawidziła Anglię i brytyjską sztywność. Zadanie znalezienia męża stawało się coraz
wstrętniejsze.
Niewielka orkiestra zagrała taniec ludowy. Phoebe zaczęła przytupywać w rytm
muzyki, ukazując atłasowe pantofelki. Miała ochotę zaklaskać i na pewno zrobiłaby to, gdyby
nadal była w Georgii. Ale tu... ukryła tylko dłoń zaciśniętą w pięść w miękkich fałdach sukni,
przeklinając swój los. Przenikliwy szept ciotki przerwał tok jej ponurych myśli.
- Tak, cioteczko? - spytała.
Lady Hildegard Goodliffe wzruszyła patykowatymi ramionami i pokręciła głową.
- Przestań się wiercić, Phoebe. Inaczej wszyscy pomyślą, że pchły cię oblazły albo że
nie umiesz usiedzieć spokojnie.
Kuzynka Charity zachichotała zza swego wachlarza. Pierzaste ptaszki zdobiące jej
włosy w kolorze błota zakołysały się niebezpiecznie z boku na bok, a jeden nawet spadł na
podłogę. Dlaczego kobiety w Anglii nosiły we włosach wypchane ptactwo, tego Phoebe nie
mogła pojąć. Zacisnęła zęby. W akcie buntu wyprostowała plecy i wypięła piersi do przodu,
bardziej niż ciotka Hildegard mogłaby sobie życzyć. Zerknąwszy na swoją nową opiekunkę,
spostrzegła to, co widziała codziennie. Wyraz wyższości i potępienia.
- Pamiętaj, w jakim celu tu przyjechałaś, dziewczyno. Robisz wszystko, by utrudnić
sobie to zadanie.
Phoebe z całkowitą obojętnością przyglądała się migocącym płomieniom świec w
jednym z trzech ogromnych żyrandoli zwisających spod kopuły sali. Wielkie nieba, miała
bardzo mało czasu. Gdyby nie znalazła męża, majątek matki - zgodnie z jej wolą -
przepadnie.
- Fakt, że wnosisz w posagu tytuł i posiadłość, przekona wielu dżentelmenów, bez
względu na twoje niedostatki. Jednakże ja nie zgodzę się, by miało to przynieść wstyd mnie
lub mojej córce. Dość się już wycierpiałam, gdy moja siostra zbiegła do kolonii z twoim
ojcem. Był tylko biednym irlandzkim szlachcicem. Nie miał przyszłości i za grosz zdrowego
rozsądku. Masz wielkie szczęście, że mój ojciec zostawił ci Marsden Manor. Słuchasz mnie,
młoda damo? - Ze zwykłym sobie gniewnym wyrazem twarzy Hildegard boleśnie celnie
uderzyła Phoebe w rękę. - Skup się. Mamy gości.
Phoebe zerknęła we wskazanym kierunku, skąd zbliżało się trzech panów. Zdusiła w
sobie przemożne pragnienie, by czmychnąć i gdzieś się ukryć. Na czele nadciągał sir
Lemmer, dość przystojny mężczyzna, który jednak miał zwyczaj wydawania dziwnych
dźwięków przez zęby. Sir Milton, napuszony nudziarz przypominający strączek zielonej
fasolki z kępką blond włosów, podążał tuż za Lemmerem. Wielce szanowny pan Ellwood
kroczył jako trzeci. Był ubrany w nazbyt obcisłe spodnie barwy oliwkowej, białą koszulę z
dziwacznie zawiązanym krawatem i zielony frak w indyjskie wzory. Mając skłonność do
ulegania wypadkom, omal nie zderzył się ze służącym.
Litości, tylko nie to. Zeszłego wieczoru większość czasu spędziła na grze w wista z
owymi trzema panami. Karty miały ożywić konwersację.
- Pamiętajcie, dziewczęta, nie zwracajcie na nich uwagi, dopóki nie dam wam znać.
Okażcie stosowne zainteresowanie, kiedy ja to uczynię - powiedziała z uśmiechem.
Phoebe z trudem stłumiła jęk. Według ciotki Hildegard wszyscy trzej panowie mieli
cechy, jakich wymagała od zalotników Phoebe. Wszyscy byli młodszymi synami, bez tytułu,
mieli więcej niż dwadzieścia, ale mniej niż sześćdziesiąt lat i roztaczali prawdziwie
arystokratyczny wdzięk. Phoebe wzdrygnęła się na samą myśl o tym, że niewiele brakuje, by
jeden z tych mężczyzn został jej mężem. A ona chciała wyjść za mąż z miłości. Tymczasem
miała większe szanse, by wyrwać włos z głowy łysego niż zrealizować swoje marzenie. Na tę
myśl jęknęła. Głośno.
- Phoebe - warknęła Hildegard. - Przestań wydawać takie okropne dźwięki. Ludzie
gotowi pomyśleć, że cierpisz na żołądek. Charity, postaraj się podtrzymywać rozmowę bez
żadnych potknięć.
Dziewczyna skwapliwie przytaknęła. Wyglądała tak, jakby miała zemdleć, nie mogąc
znieść oczekiwania. Kuzynka chętnie przyjmowałaby wszystkich zalotników razem i każdego
z osobna, pomyślała Phoebe zazdrośnie. Ponieważ był to pierwszy sezon Charity, gdyby nie
udało jej się znaleźć partii, mogłaby spokojnie poczekać jeszcze rok.
Phoebe miała ochotę tupać i krzyczeć. W wieku osiemnastu lat powinna mieć taką
samą możliwość. Niestety, jej zostało zaledwie sześć tygodni, by uporać się z tym zadaniem.
Hildegard nadal półgębkiem udzielała pouczeń.
- Możecie zatańczyć z każdym po dwa tańce ludowe. Zabraniam tańczyć walca.
Phoebe, trzymaj język za zębami. Mężczyźni nie tolerują kobiet, które wygłaszają śmiałe
uwagi, a jeszcze mniej tolerancji mają dla tych, które przejawiają skłonność do mówienia
tego, co myślą. Zapomnij o przeszłości. Pamiętaj, że teraz jesteś w Anglii.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin