13. Oczami Belli
Obudziłam się i rozejrzałam nerwowo. Gdzie ja byłam? Czysty, elegancji pokój, dużo płyt, ściany zastąpione szklanymi szybami. Zaraz, coś mi to przypomina. No jasne – to pokój Edwarda. Tak, na pewno tak. Z chwilą, gdy rozpoznałam jego pokój, w mojej głowie ukazały się powoli obrazy z poprzedniego dnia.
Ostatnie, co pamiętam to cichy szept Edwarda i jego zimny dotyk.
- Kocham Cię – szeptał mi do ucha. Ta wizja utrwaliła się w mojej pamięci najbardziej. Chciałam mu odpowiedzieć, ale moje usta, oczy i wszystko inne niezdolne było do jakiegokolwiek ruchu.
Teraz zresztą też czułam się niewiele lepiej.
- Bello – ktoś wypowiedział cicho moje imię. Dziwne, zdawało mi się, że w pokoju byłam całkiem sama. Ach, te wampirze przyzwyczajenia.
Nagle zdałam sobie sprawę, że to właśnie mój ukochany to powiedział.
-Edward – chciałam, naprawdę chciałam móc wypowiedzieć to słowo, lecz wyszło mi coś na wskutek ochrypłego szeptu
.
- Edwardzie – ponowiłam próbę.
- Tak? – spytał. Nadal nie mogłam uwierzyć, że był przy mnie. Przez pamięć przeleciały mi te wszystkie chwile, kiedy tak bardzo za nim tęskniłam. A teraz po prostu BYŁ. Tu, ze mną.
- Jesteś ze mną – uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Tak, jestem – zrewanżował się tym samym. – i zawsze już będę – wyszeptał w moje włosy. To dobrze, tylko to się teraz liczyło. Ten, który znaczył dla mnie najwięcej. Przymknęłam oczy, ale nie byłam śpiąca. Rozkoszowałam się tą bliskością z Edwardem. Przytulił mnie mocno i całował lekko moje usta.
Lodowaty pocałunek okazał się być najlepszym lekarstwem na moje złe samopoczucie, gdyż zaraz potem przylgnęłam do niego całym ciałem, splotłam ręce w pięknych, miedzianych włosach i pocałowałam z wielkim żarem. Oczy iskrzyły mi się od tak solidnej dawki namiętności. Ukochany zaraz zaoponował.
- Ja też się cieszę – rzucił beztrosko i uśmiechną się moim ulubionym – łobuzerskim uśmiechem.
Chyba znów musiałam przysnąć, bo otworzyłam oczy z ogromnym bólem głowy.
Wszystko wokół mnie się kręciło.
Zimna ręka dotknęła moje czoło.
- Gorące – stwierdził Carlisle.
- Och, dzień dobry kochanie – przywitała się Esme.
Przypomniałam sobie tą niezwykłą wampirzycę walczącą z nowonarodzonym.
- Esme – krzyknęłam.
- Bello, dobrze się czujesz? – spytała Rosalie. Rosalie? Ją obchodził mój stan zdrowia?
- Ee, tak. Dziękuje – bąknęłam.
- Nieźle im pokazałaś z tą tarczą – zaśmiał się Emmett i wyciągnął rękę, żeby przybić mi piątkę.
Uniosłam powoli dłoń i słabo ją przyłożyłam do silnej ręki Emmetta. Wszyscy się zaśmiali i zaczęli mówić na raz, w bardzo szybkim tempie.
Jasper chyba wyczuł moje zdeterminowanie, bo powiedział:
- Dajmy teraz Belli odpocząć, potem wytłumaczysz nam swoje magiczne zdolności. – Mrugną do mnie i wyszli.
Zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest Edward? Tylko go teraz potrzebowałam. Musieliśmy porozmawiać.
Westchnęłam.
Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi.
-Proszę – szepnęłam zrezygnowana.
-Przyszłam powiedzieć, że twój Książe nie uciekł, załatwia po prostu, coś. – zaszczebiotała Alice swoim melodyjnym głosem. Tak bardzo mi jej brakowało!
- Alice?
-Tak, Bello?
- Co z ciebie za wróżka, choć do mnie – szepnęłam.
Uśmiechnęła się i podeszła, aby mnie uściskać.
-Brakował mi ciebie – powiedziała.
- Mi również. Was wszystkich – mruknęłam.
- Zaraz, zaraz. Co Edward załatwia? – zapytałam.
- Nic, nic. – odpowiedziała zmieszana.
- Alice – warknęłam ostrzegawczo.
- No wiesz, Bello. Nie było cię parę dni. Trzeba to jakoś wytłumaczyć Charliemu. – Jęknęłam. Charlie! Tylko nie to, on mnie zabije..
- Nic się nie martw. Jesteśmy bardzo pomysłową rodziną – zaśmiała się.
- Nie zaprzeczę. – Alice wyszła przymykając drzwi.
- Odpoczywaj – szepnęła tylko i już jej nie było.
Nie miałam już ochoty na sen. Podniosłam się pomału i zakręciło mi się w głowie.
Głośnie burczenie w brzuchu chyba przypomniało mojej rodzinie wampirów, że przetrzymują w domu człowieka.
- Obiad – zawołała Rosalie wpadając do pokoju z tacą jedzenia.
Apetyczne zapachy doleciały do mnie natychmiast.
Ale nie pozbawiło mnie to zdrowego rozsądku.
-Rose? – byłam w szoku.
- Tak? – zapytała niewinnie,
-Co ty wyprawiasz? – uśmiechnęła się przygryzając dolną wargę.
- Jestem ci wdzięczna, Bello. – przyznała.
- Mi? – Dobrze usłyszałam?
- Tak, tobie. Za tą tarczę, czy cokolwiek to było. Uratowałaś nas. Mnie. Każdym bądź razie, dziękuje. – powiedziała i znowu obdarzyła mnie uśmiechem.
Chyba naprawdę mocno musiałam uderzyć się w głowę.
Uratowałam Cullenów? Wybuchnęłam śmiechem.
Człowiek uratował wampirów.
- Nie ma za co, Rose. – szepnęłam czując pod powiekami łzy.
Wyszła a ja przypomniałam sobie o jajecznicy na bekonie stojącej przede mną.
- Dzień dobry – przywitał mnie wesoło mój ukochany.
-Och, Edward. – byłam zaskoczona. Był taki cichy.
- Tak, to ja – wyszczerzył zęby. – Jak się miewasz?
- Bywało lepiej.
-Co prawda, to prawda.
Zamilkliśmy.
- Nie chcesz wiedzieć, jakie masz obrażenia? – spytał z niechęcią.
- Starałam się o tym nie myśleć – zmrużyłam oczy.
Spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
- Słucham – westchnęłam.
- Nie muszę ci tego mówić, jeśli nie chcesz.
- Chcę – odpowiedziałam.
- Nie wydaje mi się – spierał się.
Popatrzyłam na niego zirytowana.
- Po prostu powiedz – westchnęłam jeszcze raz długo i przeciągle.
- Wstrząs mózgu, złamaną prawą nogę, zwichnięcia, urazy, zaszyte rozcięcia i dużo siniaków – mrukną.
Przyznam, że nie obchodził mnie w tej chwili mój stan zdrowia. Ważne było, że odzyskałam Edwarda.
- Powiesz mi coś? – zapytałam po chwili.
-Co tylko zechcesz, ukochana – szepnął w moje włosy.
- Jak ja to zrobiłam? To znaczy, tą tarczę?
- Nie wiemy. Jesteś człowiekiem, ale posiadasz tą zdolność.
Być może to coś w rodzaju ochrony. Nie mogę czytać twoich myśli, a ty potrafisz obronić się za pomocą tarczy. – tłumaczył Edward.
- Carlisle nadal to bada – dodał.
To było coś niezwykłego, nie byłam nawet świadoma jak to działa.
Edward przerwał moje rozmyślania długim i wyczekiwanym pocałunkiem.
Kiedy już myślałam, że wreszcie uda mi się normalnie żyć, kiedy byłam w końcu szczęśliwa u boku Edwarda.. Sprawy przybrały zaskoczony i zbyt szybki, jak na moje słabe i ludzkie nerwy, tok nieszczęsnych wydarzeń.
Myszka1998