Eutanazja.doc

(157 KB) Pobierz
Umrze po szwajcarsku

Umrze po szwajcarsku

Drukuj

 

Marek Rybaczyk   

 


Fot. Rafał Milach

 

– Nie bawię się w Pana Boga. Ci ludzie przecież sami chcą umrzeć – mówi Ludwig Minelli. Jego stowarzyszenie od siedmiu lat pomaga obcokrajowcom popełniać samobójstwa. Tą czerwoną windą wjeżdżają do mieszkania, gdzie podaje się im pentobarbital

Zurych staje się europejską stolicą śmierci. Pomoc w samobójstwie bez zbędnych pytań oferują już dwie prywatne organizacje, jedna sprzedaje śmierć także obcokrajowcom. Od stycznia wspomagane samobójstwo możliwe jest także w szpitalu. Nadchodzi „cywilizacja śmierci”.

Johann K. zmarł 6 stycznia. Miał azbestozę płuc, z bólu trudno mu było zakładać marynarkę. Nie chciał dalej żyć, więc postanowił wyjść śmierci naprzeciw. Wsiadł w samolot do Zurychu, na miejscu zjadł pożegnalny lunch, a po południu wypił roztwór pentobarbitalu sodu. Nazajutrz jego trumna była już w drodze do rodzinnego miasta w Niemczech.
Człowiek, który podał mu truciznę, siedzi przede mną w czarnym skórzanym fotelu. W hotelowym lobby z resztkami świątecznych dekoracji siwy starszy pan wygląda trochę jak spóźniony Święty Mikołaj. Ale Ludwig Minelli nie przynosi zwykłych prezentów. Za sprawą tego 73-letniego prawnika Zurych jest dziś nazywany europejską stolicą śmierci.
Jego organizacja działa od siedmiu lat. Dignitas jest jednym z dwóch stowarzyszeń non profit, które oferują śmierć na żądanie. Pomoc w samobójstwie jest w Szwajcarii całkowicie legalna, miejscowe prawo nie wymaga też, by chętny był śmiertelnie chory. Wystarczy trwała chęć rozstania się z tym światem. – Prawo do wspomaganego samobójstwa to prawo człowieka. Pisał o tym Tomasz Moore – rzuca Minelli.
Dignitas znaczy „godność”, a Minelli uważa się za dobroczyńcę niosącego wybawienie od upadlającej agonii. Członków stowarzyszenia kosztuje to niespełna 700 euro, ludzi z ulicy – jak twierdzą poważne źródła w Zurychu – średnio pięć tysięcy. Dignitas pomogła w samobójstwie już kilkuset osobom. Ilu dokładnie? – Do połowy zeszłego roku zmarło u nas 450 osób. Ale nie mamy czasu na statystyki – wyjaśnia Minelli.
Dyrektor Dignitasu wie, że liczby są porażające – przez ostatnich 10 lat liczba wspomaganych samobójstw wzrosła w Szwajcarii aż dziesięciokrotnie. Zmęczeni życiem, często schorowani ludzie ciągną do Zurychu z całej Europy, bo Dignitas świadczy swoje usługi także obcokrajowcom i nie zadaje zbędnych pytań. Wśród 5300 członków stowarzyszenia są ludzie z 52 krajów świata, w tym dwie osoby z Polski. Na 138 osób, którym Minelli pomógł się zabić w ubiegłym roku, było 78 Niemców i 12 Brytyjczyków. W Europie działa już turystyka samobójcza.
Dignitas działa jak szwajcarski zegarek.
– Nocleg w hotelu zwykle nie jest konieczny – mówi Minelli. Dyrektor Dignitasu sam odbiera swoich klientów z lotniska lub dworca. Ostatni raz pyta, czy na pewno chcą umrzeć, potem wiezie samobójcę do lekarza, który po obejrzeniu zaświadczeń o chorobie wypisuje środek na epilepsję z dużą zawartością pentobarbitalu sodu. Minelli szybko realizuje receptę. Samobójca je pożegnalny posiłek z rodziną.

Herbata w pokoju śmierci

Minelli lubi spełniać ostatnie życzenia. Uwielbia wdzięczność w oczach ludzi, którzy wyczekują śmierci. Dwa lata temu pomógł się zabić 80-letniej Niemce chorej na stwardnienie zanikowe. Przed śmiercią chciała pójść do restauracji, więc wybrał najlepszą w mieście, zjedli grillowane grzyby i popili dwoma kieliszkami drogiego wina. – Namawiałem ją, by zamówiła na deser tort bezowy. Ale nie chciała – wspomina Minelli.
Pod koniec dnia wszyscy samobójcy trafiają pod ten sam adres – Gertrudstrasse 84. Minelli najwyraźniej lubi to miejsce. – Jedźmy. Nie mogę się powstrzymać – mówi, godząc się na pokazanie nam „pokoju śmierci”. Wsiadamy do tego samego czerwonego auta, którym
Minelli wozi swoich samobójców w ostatnią podróż. Wkrótce jesteśmy na miejscu.
Dzielnica przypomina Holandię: schludne, wysprzątane odkurzaczem uliczki, niebieskie okiennice, nowoczesne, kolorowe bloki. Stajemy pod szaroburą plombą z lat 60. z ciężkimi, kremowymi roletami. Należy do krewnych Minellego. To od nich wynajął swój lokal. – Tych pomieszczeń nie widział żaden dziennikarz – mówi szef Dignitasu w mieszkaniu na parterze. Tu umierają obłożnie chorzy. Razem z fotoreporterem wchodzimy do windy.
– Jakiej herbaty się panowie napiją? Jaśminowej, japońskiej, zielonej czy nepalskiej z trawami? – pyta Minelli w kawalerce na czwartym piętrze. Na środku okrągły stół ze świecą. Na krześle pod ścianą sprzęt grający z płytą CD „Relaksujące sny”, dwa kroki dalej łóżko z szafką nocną. To na niej pomocnik Minellego stawia szklankę z zabójczym koktajlem – prócz trucizny samobójca dostaje środek nasenny i przeciwwymiotny. Jeśli trzeba, także kilka kostek szwajcarskiej czekolady, by nie zwrócił bardzo gorzkiej mieszanki.
Asystent filmuje moment, gdy samobójca przechyla szklankę z trucizną. To dla policji, by mogła się upewnić, że denat zabił się sam. Ludzie sparaliżowani naciskają specjalne urządzenie, które wstrzykuje truciznę. Wkrótce potem samobójca zasypia i po mniej niż godzinie umiera. Pentobarbital prowadzi do komy, a następnie uduszenia. Po stwierdzeniu śmierci Dignitas dzwoni każdorazowo po policję.
– Jeśli zachoruję na raka, też wybiorę tę drogę – zapewnia Minelli. Chętnie pozuje do zdjęć obok łóżka. Śmieje się i powtarza żart o kanclerz Merkel, która nie znała różnicy między brutto i netto. Opowiedział go niedawno samobójczyni z Bawarii. Tu, w pokoju śmierci.


Umrzeć jak Szwajcar

Poza tabliczką z napisem Exit nic nie zdradza tego, co się dzieje w schludnej willi na przedmieściach Zurychu. Wewnątrz budynek wygląda jak połączenie biura z prywatną przychodnią – dyskretny personel w czarnych garniturach, swetrach i garsonkach. Exit od 23 lat pomaga w samobójstwach Szwajcarom. Tylko Szwajcarom.
W willi znajdują się przede wszystkim kartoteki – miejscowi wolą popełniać samobójstwa we własnych domach lub w ośrodkach opieki. Ale i tu, dwa kroki od miejsca, gdzie stoję, jest pokój śmierci. Korzysta z niego około 10 osób rocznie. Na pierwszy rzut oka jasny pokój robi lepsze wrażenie niż nora Minellego, ale gdy zna się jego przeznaczenie, uczucie mdlącego niepokoju jest dokładnie to samo. – Wczoraj wieczorem zmarła tam starsza pani – mówi Hans Muralt, dyrektor Exitu.
Muralt wierzy w sens śmierci na życzenie. – Na przykład chorzy na raka czują się o wiele lepiej, kiedy wiedzą, że w razie wielkiego bólu mogą do nas przyjść – mówi Muralt. Do stowarzyszenia zapisało się już ponad 60 tysięcy osób. Co roku płacą symboliczną kwotę
– 35 franków, równowartość około 100 złotych. Jeśli się zdecydują na samobójstwo, muszą już tylko uzgodnić termin i dopłacić 200 euro. Od 2003 roku Exit pomógł się zabić 600 osobom.
Bezpośrednim kontaktem zajmują się wolontariusze, których bliscy cierpieli przed śmiercią. W przeciwieństwie do Dignitasu Muralt nie przyjmuje ani obcokrajowców, ani ludzi z ulicy. – Proces rozpatrywania prośby trwa minimum kilka tygodni, zwykle kilka miesięcy, a często ponad rok. Nasi wolontariusze dobrze znają pacjentów – zastrzega Muralt. Exit niezmiernie rzadko umożliwia samobójstwo osobom chorym psychicznie.
Kim są członkowie stowarzyszenia? Średnia wieku to 72,5 roku, najczęściej zgłaszają się protestanci z kantonów, gdzie większość stanowi ludność miejska. Katolików jest trzy razy mniej. 80 procent samobójców to ludzie śmiertelnie chorzy albo bardzo starzy, „pozbawieni wszelkiej chęci do życia”, jak mówi szef Exitu. Pozostałe 20 procent to „inne przypadki”.
Muralt jest bardzo krytyczny wobec konkurencji z Dignitasu, ale Exit też ma na koncie kilka niejasnych zgonów. W 1998 roku organizacja ułatwiła samobójstwo mężczyźnie z początkami choroby wieńcowej, choć mówił, że przyczyną jego decyzji jest depresja. Z pomocą Exitu zabił się także zdesperowany muzyk, który nagle stracił słuch. – W różnych kulturach jest do tej sprawy odmienne podejście. Proszę pamiętać: naszym jedynym obowiązkiem jest ustalić, czy dana osoba ma trwałą wolę odejścia – mówi Muralt. Od czasu tych przypadków Exit ma się jednak na baczności.

Na tropie Minellego

Zabytkowy pałacyk prokuratury w Zurychu mieści się przy małej, stromej uliczce w centrum miasta. Antyczne drewniane biurko jest pokryte stosem dokumentów, które uzbierały się przed rozpoczynającym się właśnie weekendem. Prokurator Andreas Brunner to jeden z najpotężniejszych ludzi w mieście bankierów – przez jego ręce przechodzą sprawy dotyczące prania brudnych pieniędzy z całego świata. Ale nie tylko.
Brunner wierzy w słuszność legalizacji wspomaganego samobójstwa, bo – jak mówi – ta idea jest akceptowana przez Szwajcarów. Ale prokurator wolałby ograniczyć wybujałą swobodę. – Taksówkarze w Zurychu są pod większą kontrolą niż organizacje ułatwiające samobójstwa – mówi Brunner, wręczając mi swój projekt nowego prawa, które zakazuje pomagania w samobójstwie obcokrajowcom. Obawia się o reputację i honor Szwajcarii.
Głównym problemem jest Dignitas. Po kilku przypadkach samobójstw obcokrajowców, którzy nie cierpieli na śmiertelne choroby, władze szwajcarskie znalazły się pod ostrzałem obcych rządów, a europejska prasa zaczęła pisać o Zurychu jako stolicy śmierci. W 2003 roku u Minellego samobójstwo popełniło brytyjskie małżeństwo, któremu zabrakło woli życia. Bob Stokes, 59 lat, cierpiał na epilepsję, a jego żona Jenny, 53 lata, na cukrzycę i bóle krzyża.
Jednak Minellemu najbardziej zaszkodziła sprawa z maja ubiegłego roku. W kawalerce przy Gertrudstrasse zabiła się 69-letnia Niemka chora na raka wątroby. Po sekcji zwłok w Niemczech okazało się jednak, że była zdrowa jak ryba. Przed śmiercią namówiła niemieckiego lekarza na wystawienie fałszywego zaświadczenia o chorobie, twierdząc, że chce ubiegać się o rentę. Zamiast do kasy chorych pojechała jednak do Zurychu. To nie koniec horroru. Szwajcarski lekarz, który na podstawie zaświadczenia przepisał Niemce truciznę, nagle popełnił samobójstwo u Minellego. – To nie były wyrzuty sumienia – zapewnia szef Dignitasu. – Doktor cierpiał na bardzo złośliwy nowotwór mózgu.
– Sami zadajemy sobie pytanie, jak to się dzieje, że Minelli nie jest jeszcze w więzieniu – zastanawia się szef Exitu Hans Muralt. Ale prokuratura nie może oskarżyć nikogo o podanie trucizny zdrowemu człowiekowi. Kodeks nakłada tylko jedno ograniczenie – za aktem pomocy samobójcy nie może stać żaden „motyw egoistyczny”.
Jak dotąd Brunner nie znalazł twardych dowodów na to, że Dignitas zarabia na śmierci, ale prokuratura gromadzi materiały. Na podstawie informacji od byłych członków stowarzyszenia wiadomo, że w niektórych przypadkach Minelli pobierał po pięć tysięcy euro. Niemiecka telewizja oskarżyła go o przyjęcie czeku na 60 tysięcy euro, ale nikt nie złapał Minellego z walizką pieniędzy. Niezrażony podejrzeniami szef Dignitasu rozwija tymczasem swoją działalność. Jedna trzecia jego klientów to obywatele niemieccy, więc w październiku otworzył biuro informacyjne w Hanowerze.

Triumf pana Merza

Szpital uniwersytecki kantonu Vaud w Lozannie przypomina standardem dobry hotel. Od stycznia jest pierwszą placówką służby zdrowia na świecie, która dopuszcza wspomagane samobójstwa. – Po dwuletniej dyskusji zdecydowaliśmy, że wpuścimy do nas Exit, ale tylko do tych pacjentów, którzy bardzo chcą umrzeć, a nie mogą wrócić do domu – mówi dyrektor szpitala Jean-Blaise Wasserfallen.
Prawnik szpitala podkreśla, że jego personel nie będzie pomagał w samobójstwie. – Lekarzy i pielęgniarki obowiązuje przysięga Hipokratesa – mówi. Inaczej niż w Zurychu, w Lozannie droga do śmierci na życzenie jest długa i trudna, prowadzi przez opiekę paliatywną, pomoc psychiatryczną i długie rozmowy z lekarzami. – Zgodzimy się tylko wtedy, gdy będzie to ostateczny akt miłosierdzia wobec pacjenta. Nie chcemy, by ludzie zgłaszali się do nas tylko po to, by domagać się pomocy w samobójstwie – zastrzega Wasserfallen.
Jak na liberalną Szwajcarię, gdzie pomoc w samobójstwie nie tylko jest dozwolona, ale nikogo już nie szokuje, ostatnia zmiana prawa wydaje się niewielkim krokiem. A – mimo starań i wrażliwości lekarzy z Lozanny – wcale tak nie jest. Po wejściu do szpitali śmierć na życzenie przestaje być już tylko produktem cywilizacji industrialnej stosowanym dyskretnie w prywatnych domach, umieralni Ludwiga Minellego czy schludnym pokoju w willi na przedmieściu Zurychu. Samobójstwo z pomocą bliźniego stało się akceptowaną życiową opcją dostępną dla wszystkich.
W szpitalu w Lozannie spotykam człowieka, który na pewno z niej nie skorzysta. Rudolf Merz przypomina ufoludka. Sparaliżowany od dziecka przez polio jest niemal zrośnięty z wózkiem. W szpitalu spędził 56 lat, praktycznie całe życie. Żyje dzięki aparatom tlenowym, strzykawkom i plastrom, porusza się na elektronicznym wózku, mówi przez głośnik. Wydawałoby się – idealny kandydat.
Obok łóżka pana Merza ćwierkają papużki w klatkach. – Najbardziej lubię jeździć do kafeterii, patrzeć na ludzi i pić kawę – mówi metalicznym głosem, błyskając przy tym oczami. Merz ma do pomocy dwie pielęgniarki, a codzienna opieka nad nim to ciężka praca. – Będę teraz miał komputer. Już go przywieźli. Będę mógł chodzić po Internecie – mówi. Jego matka codziennie pojawia się w szpitalu, by pomagać w pielęgnacji syna. Żadne z dwojga nie ma zamiaru popełniać samobójstwa.


Śmierć na życzenie

·         Eutanazja (po grecku „dobra śmierć”) to zabicie drugiego człowieka na jego żądanie i pod wpływem współczucia. Odbywa się najczęściej w szpitalu i polega na zaniechaniu leczenia lub odłączeniu urządzeń podtrzymujących życie (eutanazja bierna) albo na podaniu substancji zatrzymującej pracę serca i płuc (eutanazja czynna).

 

·         Samobójstwo wspomagane to targnięcie się na własne życie z pomocą drugiego człowieka. W odróżnieniu od eutanazji dotyczy osób sprawnych fizycznie, które są w stanie własnoręcznie zadać sobie śmierć. Pomoc drugiej osoby polega na stworzeniu warunków do samobójstwa – na przykład przez udostępnienie trucizny i instrukcji jej zażycia. Legalizacja eutanazji zwykle pociąga za sobą legalizację pomocy do samobójstwa.


NIEMCY

·         PRAWO - Czynna eutanazja jest zakazana i zagrożona karą do pięciu lat więzienia. Pomoc w samobójstwie jest traktowana jak zabójstwo przez zaniechanie.

·         PRAKTYKA - W niektórych szpitalach umierającym podaje się na życzenie śmiertelne dawki środków przeciwbólowych, często szanuje się też odmowę dalszego leczenia. Lekarz może również bezkarnie wypisać pacjentowi receptę na koktajl śmierci – nie wolno mu tylko być obecnym przy samobójstwie. Większość Niemców popiera legalizację eutanazji.



HOLANDIA

·         PRAWO - Dozwolona jest zarówno eutanazja, jak i samobójstwo wspomagane. Truciznę wstrzyknąć może jedynie lekarz na podstawie pisemnej zgody pacjenta. Pacjent nie musi być śmiertelnie chory. Rząd pracuje nad poprawką, która umożliwi również eutanazję dzieci nieuleczalnie chorych. Prawo do samobójstwa ma każdy, nawet dzieci od 12. roku życia.

·         PRAKTYKA - Eutanazję praktykuje się w holenderskich szpitalach od kilkudziesięciu lat, a sądy nie skazywały za nią nawet w czasach, gdy była jeszcze nielegalna. Lekarze nie zgłaszają przypadków eutanazji urzędom, choć mają taki obowiązek; bywa, że zabijają bez wyraźnej zgody pacjenta. Pomoc w samobójstwie jest powszechnie dostępna.



BELGIA

·         PRAWO - Od ustawy holenderskiej belgijską odróżnia to, że nie określa formy przeprowadzenia zabiegu ani nie wymaga obecności lekarza.

·         PRAKTYKA - W ubiegłym roku pojawiły się w aptekach zestawy do eutanazji na receptę w cenie 45 euro. Ustawa dotyczy tylko osób pełnoletnich mieszkających w Belgii.



SZWAJCARIA

·         PRAWO - Eutanazja jest karalna, pomoc w samobójstwie – nie. Z odpowiedzialności karnej zwolnione są osoby pomagające z przyczyn „godziwych”. Pacjent musi wypić truciznę sam.

·         PRAKTYKA - Niekiedy stosuje się zaniechanie leczenia na prośbę pacjenta. Działają dwa stowarzyszenia oferujące pomoc w samobójstwie, od stycznia możliwa jest także w szpitalu w Lozannie.



USA

·         PRAWO - Eutanazja jest nielegalna na całym terytorium, a pomoc w samobójstwie dopuszcza jedynie stan Oregon.

·         PRAKTYKA - Pełnoletni, śmiertelnie chorzy obywatele Oregonu sami biorą przepisaną przez lekarza truciznę.



AUSTRALIA

·         PRAWO - Terytorium Północne przegłosowało w 1997 roku bardzo liberalną ustawą o eutanazji, zanim zakwestionował ją ogólnoaustralijski parlament.

·         PRAKTYKA - Wykonano jedynie cztery zabiegi, truciznę podawał chorym komputer. Po zawieszeniu ustawy eutanazję praktykuje się nadal, prokuratura jej nie ściga.



CZECHY

·         PRAWO - Ustawa z grudnia ubiegłego roku zmienia kwalifikację prawną czynnej eutanazji. „Zastrzyk śmierci” na życzenie nie jest już morderstwem (10–15 lat), tylko zabójstwem na życzenie i sąd może orzec za nie karę w zawieszeniu.



POLSKA

·         PRAWO  - Według kodeksu karnego eutanazja i pomoc w samobójstwie podlegają karze pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat. W wypadku eutanazji sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie lub odstąpienie od wymierzenia kary.




Marek Rybarczyk, Zurych, Lozanna

3/2006

 

 

 

Tytuł: W klubie samobójców

Autor: Jacek Głuski

Data: 2002-07-22

Numer: 29/2002

 

Początek formularza

Prześlij ten artykuł znajomemu:

Do kogo:

Od kogo:

 


Dół formularza

znajdź podobne

Powrót na stronę główną archiwum

 


Sto tysięcy osób należy do holenderskiego stowarzyszenia domagającego się prawa do dobrowolnej eutanazji

W klubie samobójców

- Chcemy zalegalizować prawo do samobójstwa. Wielu członków naszego stowarzyszenia to ludzie, którzy mają już dosyć życia i chętnie by je sobie odebrali, ale w sposób cywilizowany i legalny.
Słowa te szokują w ustach eleganckiego pięćdziesięciolatka, który siedzi przy biurku prezesa w nowoczesnym biurze w centrum Amsterdamu. Za oknem - widok na malowniczy kanał i przeglądające się w jego wodzie kamienice starówki - dawne spichrze, przed którymi fotografują się roześmiani turyści. Przyjechali tu, żeby się zabawić, bo Amsterdam uchodzi za najweselsze miasto Europy. Tymczasem w biurze stowarzyszenia, któremu prezesuje Rob Jonquiere, panuje atmosfera powagi, którą bez przesady można nazwać śmiertelną. Bo jest to Stowarzyszenie Dobrowolnej Eutanazji zwane przez mieszkańców Amsterdamu "klubem samobójców".
- Ludzie, którzy chcą popełnić samobójstwo, zazwyczaj skaczą z okna, strzelają sobie w łeb lub rzucają się pod pociąg - mówi Rob Jonquiere. - Może to spowodować zagrożenie dla innych osób, a w każdym razie zakłócenie porządku publicznego. Naszym zdaniem, jeśli ktoś poważnie myśli o samobójstwie i sprawia mu to cierpienie, powinien móc legalnie zwrócić się do lekarza, a ten - także zgodnie z prawem - poda mu odpowiedni środek, który pacjent zażyje, by zakończyć życie w sposób cywilizowany i humanitarny.

Holendrzy nie znają tematów tabu,

przeciwnie, wszystkie problemy, nawet najbardziej kontrowersyjne, stają się przedmiotem ogólnonarodowej dyskusji. Tak było z eutanazją, narkomanią, małżeństwami par homoseksualnych. W wyniku tych debat parlament przyjął ustawy o ograniczonym zalegalizowaniu sprzedaży miękkich narkotyków, zezwolił na małżeństwa homoseksualistów.
Około 70% Holendrów akceptuje te rozwiązania prawne, jak również ustawę o eutanazji, która funkcjonuje od 1 stycznia 2002 roku. Dzięki niej osoby nieuleczalnie chore mogą zażądać od lekarza, aby pomógł im w samobójstwie. Lekarz może spełnić życzenie chorego i uniknąć kary, jeśli spełnione będą określone przez ustawę warunki. Najważniejszym z nich jest stan chorego, nie dający nadziei na wyleczenie i wyrażona przez pacjenta, w sposób samodzielny, wola zakończenia życia. Jeśli jednak lekarz uzna, że istnieje choćby najmniejsza szansa na ocalenie życia chorego, wtedy odmawia dokonania eutanazji. Tak dzieje się w trzech czwartych przypadków.
W opracowanym przez rząd holenderski komentarzu do ustawy o eutanazji czytamy: "Możliwość odrzucenia prośby o eutanazję lub o pomoc w samobójstwie jest dla lekarza gwarancją, że nie musi on postępować wbrew swoim normom etycznym, moralnym czy religijnym. Założeniem ustawy jest to, że pacjent ma prawo do eutanazji oraz że lekarz nie ma obowiązku dokonania eutanazji".
Członków stowarzyszenia kierowanego przez Roba Jonquiere ustawa o eutanazji nie zadowala. Ich zdaniem,

legalna pomoc w samobójstwie

powinna być dostępna nie tylko dla nieuleczalnie chorych, ale dla wszystkich, także dla ludzi w pełni zdrowych, którzy postanowili rozstać się ze światem.
- Nasza organizacja - mówi Rob Jonquiere - nie poprzestaje na obecnej ustawie. Chcemy iść dalej. Ustawa nie legalizuje eutanazji w stosunku do osób cierpiących na demencję, depresję, schizofrenię, czy inne choroby psychiczne. Nie mogą też poddać się eutanazji wszyscy ci, którzy mimo iż cieszą się znakomitym zdrowiem, to jednak z różnych względów uznali, że nie chcą dłużej żyć.
Stowarzyszenie Dobrowolnej Eutanazji nie zadaje swoim członkom pytania, dlaczego pragną się zabić. To ich sprawa prywatna. Wiadomo jednak, że do organizacji należą nie tylko kandydaci na samobójców, lecz także osoby, które chcą aktywnie działać na rzecz zasady, że każdy powinien mieć możliwość wyboru między życiem a śmiercią.
Natomiast większość tych członków stowarzyszenia, którzy chcą popełnić samobójstwo, rzadko wywodzi się ze środowisk ludzi bezrobotnych lub pozbawionych perspektyw życiowych.

Skończyć z sobą

chcą zazwyczaj ludzie zamożni, którym życie po prostu się znudziło.
Stowarzyszenie Dobrowolnej Eutanazji liczy około stu tysięcy członków, zatrudnia 20 pracowników etatowych i 125 wolontariuszy. Działalność finansowana jest za składek członkowskich, wynoszących 20 euro rocznie od osoby. Stowarzyszenie wydaje własny kwartalnik "Relevant" i prowadzi aktywną działalność propagandową. Jej efekty są jednak mierne. Legalizacja samobójstwa nie znajduje społecznego poparcia. Wydaje się, że niemal wszyscy zwolennicy legalizacji samobójstw wstąpili już do Stowarzyszenia. Koncepcję Roba Jonquiere potępiła zarówno prawica reprezentowana przez partię chrześcijańsko-demokratyczną, jak i główna siła lewicy, partia socjaldemokratyczna. Prasa chadecka uznała próbę legalizacji samobójstwa za działalność zbrodniczą, bo skierowaną przeciwko życiu, natomiast zdaniem komentatorów socjaldemokratycznych "klub samobójców" działa przeciwko społeczeństwu. Wprawdzie Stowarzyszenie Dobrowolnej Eutanazji deklaruje dążenie do uznania pełnej swobody jednostki, w istocie jednak gwałci zasady prospołecznego państwa opiekuńczego i chce pozbawić jednostkę wsparcia ze strony państwa. Zadaniem państwa jest bowiem udzielanie pomocy swoim obywatelom, którzy znaleźli się w krytycznej sytuacji. Jeśli ludzie zdrowi chcą pozbawić się życia, to sytuację taką trudno uznać za normalną. A jeśli jest nienormalna, to - zdaniem socjaldemokratów - państwo powinno starać się ją uzdrowić, zamiast legalizować akty samobójcze. Opinię w tym duchu wyraziło także środowisko holenderskich lekarzy, a Ministerstwo Zdrowia, Dobrobytu i Sportu uznało ustawę o eutanazji za całkowicie wystarczający instrument prawny, który umożliwia lekarzowi uniknięcie kary, gdy pomoże w samobójstwie, ale tylko osobie beznadziejnie chorej i cierpiącej ponad miarę. Zdaniem doradcy tego ministerstwa, Jaapa Vissera, legalizacja eutanazji musi nadal pozostać ograniczona wyłącznie do osób nieuleczalnie chorych. Dotychczasowe prośby o eutanazję uwzględniane są zazwyczaj w przypadku osób znajdujących się w ostatnim stadium choroby nowotworowej lub AIDS, a ludzie cierpiący na schorzenia dające choćby najmniejszą nadzieję na wyzdrowienie, spotykają się z odmową. Eutanazja jest też niedostępna dla cudzoziemców, gdyż nie znajdują się pod stałą opieką holenderskich lekarzy.
- Jeśli członkowie Stowarzyszenia Dobrowolnej Eutanazji chcą skracać sobie życie - dodaje doradca Ministerstwa Zdrowia Jaap Visser - to jest to

ich prywatna sprawa

i niech nie wymagają od państwa aby im w tym pomagało.
Żądań "klubu samobójców" nie zamierza też rozpatrywać holenderski parlament. O zdanie na temat dążeń "klubu samobójców" zapytałem znajomego holenderskiego dziennikarza z pisma deklarującego polityczną neutralność. Usłyszałem, że Holendrzy chcą żyć i umierać w świecie uporządkowanym, a jednocześnie wierzą w wolność jednostki. Prawo do eutanazji pozostaje w zgodzie z taką postawą i jest smutną koniecznością pójścia na rękę ludziom, którzy proszą o śmierć, bo i tak wkrótce umrą, a nie mogą znieść cierpień. Natomiast dążenie do legalizacji samobójstw osób zdrowych, to - zdaniem holenderskiego publicysty - wynaturzenie, zaś członkowie "klubu samobójców" nie powinni do realizacji swych dążeń angażować społeczeństwa i państwa.
Jacek Głuski

 

Tytuł: O życiu decyduje mózg

Autor: Paulina Nowosielska

Data: 2005-03-29

Numer: 13/2005

 

Początek formularza

Prześlij ten artykuł znajomemu:

Do kogo:

Od kogo:

 


Zgłoś jeśli naruszono regulamin