ROZDZIAŁ 11 DEPRESJA.doc

(51 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ 11.  DEPRESJA

„Mam doła,

bo bolą mnie wspomnienia…”

 

Nie mogłam się pozbierać po dzisiejszym śnie. Ciągle widziałam zdanie napisane krwią. Wstałam z łóżka i poszłam się umyć. Stałam pod prysznicem dość długo. Potrzebowałam czasu, by ochłonąć po wczorajszej nocy. Nic nie pomogło. Wytarłam się ręcznikiem i wysuszyłam włosy. Ubrałam się w to co wczoraj, bo nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. Nie miałam ochoty na nic. Włączyłam laptopa, by poszukać czegoś ciekawego. Gdy weszłam na moje ulubione forum internetowe, nagle wyskoczyła mi reklama, a za nią druga i trzecia. A za nimi kolejne. Było ich chyba z 20. Jak ja nie lubie tych reklam. Zaczęłam zamykać wszystkie po kolei, gdy zobaczyłam czarną reklamę, na której był tylko wielki księżyc. Zaraz pojawił się na niej wielki wilk, wyjący w jego stronę, a pod nim napis „Wilkołaki… Czy naprawdę sądzisz, że nie istnieją?” Bez namysłu zamknęłam komputer i wtedy usłyszałam, że wujek Charlie woła mnie na śniadanie.  Powoli zeszłam na dół. Razem w kuchni z wujkiem siedziała Alice.

-Dzień dobry. –powiedziała, uśmiechając się do mnie.

-Dzień dobry wujku. Dzień dobry Alice.- odpowiedziałam ze spuszczoną głową.

Alice postawiła mi  wielki talerz naleśników, a wujkowi talerz z jajecznicą. To był chyba cel jej wizyty. Przewidziała, że nie będę miała na nic ochoty i przyszła, by wujek nie umarł z głodu. Mogłam mu oddać swoją porcję naleśników. Nie byłam głodna. Chciałam tylko iść do swojego pokoju i tam pogrążyć się w samotności.

-Jedz mała.- powiedziała Alice głaszcząc mnie po włosach.

-Nie jestem głodna.- odpowiedziałam odsuwając od siebie talerz.

-W takim razie idź się przebierz i zejdź na dół. Zabieram cię na zakupy.- powiedziała- Trzeba wyrwać cię z tej depresji.

-Nie mam ochoty.- odpowiedziałam.

-Proszę, proszę,  proszę… -zaczęła błagać Alice.

-Alice. Naprawdę nie chcę nigdzie jechać. –powiedziałam, kierując się w stronę schodów.

-Dobra nie ma sprawy. –odpowiedziała smutnym głosem, ale mimo to dziwnie się uśmiechała.

Weszłam do swojego pokoju. Chciałam zacząć krzyczeć, ale się powstrzymałam. Na parapecie mojego okna siedział młody chłopak. Równie blady jak doktor Cullen, Alice czy Bella, ale również był piękny. To chyba była cecha wampirów, o ile i on nim był. Poczułam się obłudnie. Miałam ochotę pojechać na te zakupy. Chłopak przełożył nogi tak, że zaraz stał na podłodze, zamiast wisząc nimi poza oknem. Odwróciłam się w stronę drzwi. Chłopak poszedł za mną. Już na schodach zaczęłam krzyczeć.

-Alice. Jeżeli on ma z tym coś wspólnego, to ci się udało. Jadę.

Alice zaczęła się śmiać, za jej przykładem poszedł wujek i chłopak, który stał za mną. Nagle powiedział.

-Przepraszam. –przeskoczył nade mną i zaraz znalazł się przy Alice.

-To ja pójdę się przebrać.

-Czekamy. –powiedziała Alice, patrząc czule na blond chłopaka.

Weszłam do pokoju i zaczęłam przeszukiwać swoje torby. W końcu wyjęłam jasne jeansy i białą bluzkę na ramiączkach. Przebrałam się, a gdy miałam wychodzić wzięłam do reki szarą bluzę, tę samą, którą miałam na sobie tego feralnego dnia prawie dwa tygodnie temu. Wspomnienia powróciły. Wzięłam jeszcze swój portfel i zeszłam na dół. Bluzę przewiesiłam sobie przez ramię. Pomachałam wujkowi i wyszłam przed dom. Stałam chwilę w miejscu. W tym samym, kiedy pierwszy raz zobaczyłam Seth ‘a wsiadając do taksówki. Wbiłam się na tylne siedzenia.

-Kierunek- Seattle- krzyknęła Alice, a chłopak tylko kiwnął głową.

-Błagam nie. Wszędzie tylko nie Seattle.

-Czemu nie?- spytał chłopak

-Bo tam mieszka ktoś, kto mnie zranił i nie chcę go spotkać.- wyjaśniłam

-Jasper. Wiesz co masz robić. –zwróciła się do chłopaka Alice.

Więc Jasper. O ile sobie przypominam to Bella o nim mówiła, że potrafi kontrolować emocje. Znów poczułam się dziwnie. Czułam się zmęczona. Było mi wszystko jedno gdzie jedziemy. Do Seattle dojechaliśmy niecałą godzinę później. Pierwsze co to Alice poprowadziła mnie do sklepu z sukienkami. Wybrała kilka i wepchnęła mnie z nimi do przymierzalni. Sukienki były piękne, ale gdy zobaczyłam metkę z ceną odechciało mi się je przymierzać. Były strasznie drogie. Alice kazała mi przymierzyć jeszcze kilka sukienek. Były również śliczne, ale i również drogie.

Wyszłam z przymierzalni, a Alice od razu podskoczyła do mnie.

-I jak?- zapytała

-Są piękne, ale Alice one są zbyt drogie. Chciałam kupić sobie samochód, a na te sukienki nie będzie mnie stać.

-Ale mnie stać.- powiedziała i pociągnęła w stronę kasy.

Chwilę później stałam obładowana pudełkami.

-A o samochód się nie martw. Też coś znajdziemy.

-Alice, nie mogę tego przyjąć. Nie chcę byś traciła na mnie pieniądze. Nie chcę, byś robiła sobie kłopot.

-To żaden kłopot.- powiedziała uśmiechając się.

-Ale samochód kupię sobie sama.- uparłam się.

-Za późno.- powiedział Jasper śmiejąc się.

-Jak to za późno?- spytałam

-Alice kazała mi pojechać do salonu samochodowego i wybrać ci jakieś fajne autko.

-Jesteście niemożliwi. – zaczęłam się śmiać razem z nimi, ale zaraz przerwałam i dodałam –Ale za ten samochód muszę oddać wam pieniądze.

-Nic nie musisz.- Alice oburzyła się.- Nie przyjmę od ciebie żadnych pieniędzy.

-W takim razie ja nie przyjmę samochodu.- odpyskowałam.

-Potraktuj to jak prezent powitalny. –powiedział Jasper zabierając ode mnie pudełka z sukienkami i wkładając je do porsche.

-Nie, nie i jeszcze raz nie.- zaczęłam tupać nogami, niczym małe dziecko, które chce zabawkę, ale nie może jej dostać. Tyle, że ja miałam odwrotnie. Dostałam coś, czego nie chciałam. Nie chciałam od Alice i Jaspera.

-Proszę, proszę, proszę…

Te Alice „proszę…” doprowadzało mnie do szaleństwa.

-Dobra. Przyjmę, ale obiecaj mi, że już nie sprawicie mi tak drogiego prezentu, aż do mojego ślubu.

-Dobra.- powiedział Jasper, a Alice zaczęła się śmiać. Jazz poszedł za jej przykładem.

Wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy w stronę salonu samochodowego. Ale w między czasie Alice zabrała mnie do sklepu z bielizną. Za bieliznę pozwoliła zapłacić mi sama, bo nie była tak droga jak sukienki. Potem pojechaliśmy do sklepu obuwniczego, skąd wyniosłam mniej więcej 7 par butów na różne okazje. Były tam adidasy, w których zawsze czułam się najlepiej i buty wizytowe, na wysokim i na niskim obcasie. Dopiero pod wieczór dojechaliśmy do upragnionego salonu samochodowego. Chciałam mieć już ten dzień za sobą. Jazz poszedł po samochód. Po chwili wyjechał z srebrnym mercedesie. Podeszłam bliżej. Mercedes SCL 63. Mój mercedes. Był piękny.

-I jak ci się podoba prezent?- spytał Jasper uchylając okno.

-Jest świetny.- odpowiedziałam – Ale przecież ktoś go może ukraść, jeśli będzie stał przed domem.

-Nikt go nie ukradnie. –zapewniła mnie Alice- A jeśli nawet to kupimy ci nowy. –zaśmiała się.

-Ale jak zapłacę.- uparłam się.

-Dobra. Nie ma sprawy.- powiedziała Alice. My jedziemy z Jasperem porsche, a ty swoim autkiem

-Dobra. Widzimy się przed domem wujka Charliego.- powiedziałam i usiadłam za kierownicą.

Alice ruszyła, a ja za nią. Podjechaliśmy pod dom, a Jasper wziął wszystkie pakunki i zaniósł do mojego pokoju. Cały czas się na mnie spoglądali. Zgłodniałam. Ani się obejrzałam, a Alice postawiła przede mną wielki talerz kanapek. Zjadłam wszystkie.

-Pójdę do siebie.- powiedziałam- Strasznie wymęczyły mnie te zakupy.

-Dobranoc Emm. –powiedziała Alice i zaśmiała się.

-Czemu się śmiejesz?- spytałam, a zaraz potem ziewnęłam.

-Chodzi o skrót Emm…- wytłumaczył mi Jazz.

-Co w tym takiego złego?- oburzyłam się.

-Widzisz. Mówimy tak na Emmet ’a, naszego brata.- wytłumaczył.

-Dobranoc wszystkim.- powiedziałam i zniknęłam na górze.

Poszłam wziąć prysznic. Ciepły prysznic, który zawsze mnie rozbudzał, tym razem zadziałał przeciwnie. Chciało mi się spać. Być może to sprawka Jazz ‘a, który jeszcze siedział na dole. Wtarłam się ręcznikiem i przebrałam w piżamę. Położyłam się i szybko zasnęłam. Tej nocy nic mi się nie śniło. Jak nigdy spałam spokojnie.

Rano obudziłam się z jeszcze większą depresją niż wczoraj. Spojrzałam przez okno. Srebrny mercedes dalej tam stał. Poszłam wziąć prysznic. Woda nie dała mi ukojenia, ale dzięki niej nie chciało mi się spać. Wytarłam się i ubrałam standardowo jeansy i bluzkę z krótkim rękawkiem. Zeszłam na dół do kuchni. Wujka nie było, był w pracy. Wzięłam z lodówki jogurt, bo na nic innego nie miałam ochoty. Nie byłam w ogóle głodna, ale musiałam coś zjeść. Usiadłam przy stole i piłam jogurt, przegryzając go suchą bułką. Gdy zjadłam wywaliłam opakowanie i poszłam do siebie na górę. Musiałam coś zrobić, żebym nie oszalała. W moim małym pokoiku panował istny bałagan. Postanowiłam, że posprzątam. Wypakowałam wszystkie swoje ubrania z toreb, których jeszcze nie rozpakowałam po przyjeździe z NY. Następnie wzięłam się za rozpakowywanie wczorajszych zakupów. Wszystkie pudełka postawiłam na dole przy drzwiach, by później je wywalić. Wróciłam na górę, by pozbierać ubrania, które walały się po pokoi i wstawić pranie. Wzięłam krótkie jeansowe spodnie i wtedy z nich wyleciała mała zgnieciona karteczka. Nie zwróciłam na nią uwagi, tylko poszłam do łazienki, włożyłam brudy do pralki  i ją włączyłam. Pokój nadawał się już do użytku. Usiadłam na łóżku i wzięłam do ręki karteczkę, która wypadła z moich spodni. Przeczytałam ją kolejny raz. Z oczu popłynęły mi łzy. Schowałam ją za zdjęcie mamy i cioci Renee, które stało na stoliku obok mojego łóżka. Zeszłam na dół, by wywalić pudła po ubraniach, które wczoraj kupiła mi Alice. Wyszłam przed dom. Gdy wywalałam pudełka do śmietnika zauważyłam go. Seth ‘a. Stał i przyglądał mi się. Powoli szedł w moją stronę. Ja natomiast odwróciłam się na pięcie i weszłam do domu, zamykając za sobą drzwi na klucz. Wróciłam do swojego pokoju. Włączyłam muzykę i zaczęłam płakać, pogrążona w swojej depresji.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin