Bevarly Elizabeth - Jeszcze jedna szansa.pdf

(899 KB) Pobierz
The perfect father
ELIZABETH BEVARLY
Jeszcze jedna szansa
1
71527738.367.png 71527738.378.png 71527738.389.png 71527738.400.png 71527738.001.png 71527738.012.png 71527738.023.png 71527738.034.png 71527738.045.png 71527738.056.png 71527738.067.png 71527738.078.png 71527738.089.png 71527738.100.png 71527738.111.png 71527738.122.png 71527738.133.png 71527738.144.png 71527738.155.png 71527738.166.png 71527738.177.png 71527738.188.png 71527738.199.png 71527738.210.png 71527738.221.png 71527738.232.png 71527738.243.png 71527738.254.png 71527738.265.png 71527738.276.png 71527738.287.png 71527738.298.png 71527738.309.png 71527738.320.png 71527738.331.png 71527738.342.png 71527738.349.png 71527738.350.png 71527738.351.png 71527738.352.png 71527738.353.png 71527738.354.png 71527738.355.png 71527738.356.png 71527738.357.png 71527738.358.png 71527738.359.png 71527738.360.png 71527738.361.png 71527738.362.png 71527738.363.png 71527738.364.png 71527738.365.png 71527738.366.png 71527738.368.png 71527738.369.png 71527738.370.png 71527738.371.png 71527738.372.png 71527738.373.png 71527738.374.png 71527738.375.png 71527738.376.png 71527738.377.png 71527738.379.png 71527738.380.png 71527738.381.png 71527738.382.png 71527738.383.png 71527738.384.png 71527738.385.png 71527738.386.png 71527738.387.png 71527738.388.png 71527738.390.png 71527738.391.png 71527738.392.png 71527738.393.png 71527738.394.png 71527738.395.png 71527738.396.png 71527738.397.png 71527738.398.png 71527738.399.png 71527738.401.png 71527738.402.png 71527738.403.png 71527738.404.png 71527738.405.png 71527738.406.png 71527738.407.png 71527738.408.png 71527738.409.png 71527738.410.png 71527738.002.png 71527738.003.png 71527738.004.png 71527738.005.png 71527738.006.png 71527738.007.png 71527738.008.png 71527738.009.png 71527738.010.png 71527738.011.png 71527738.013.png 71527738.014.png 71527738.015.png 71527738.016.png 71527738.017.png 71527738.018.png 71527738.019.png 71527738.020.png 71527738.021.png 71527738.022.png 71527738.024.png 71527738.025.png 71527738.026.png 71527738.027.png 71527738.028.png 71527738.029.png 71527738.030.png 71527738.031.png 71527738.032.png 71527738.033.png 71527738.035.png 71527738.036.png 71527738.037.png 71527738.038.png 71527738.039.png 71527738.040.png 71527738.041.png 71527738.042.png 71527738.043.png 71527738.044.png 71527738.046.png 71527738.047.png 71527738.048.png 71527738.049.png 71527738.050.png 71527738.051.png 71527738.052.png 71527738.053.png 71527738.054.png 71527738.055.png 71527738.057.png 71527738.058.png 71527738.059.png 71527738.060.png 71527738.061.png 71527738.062.png 71527738.063.png 71527738.064.png 71527738.065.png 71527738.066.png 71527738.068.png 71527738.069.png 71527738.070.png 71527738.071.png 71527738.072.png 71527738.073.png 71527738.074.png 71527738.075.png 71527738.076.png 71527738.077.png 71527738.079.png 71527738.080.png 71527738.081.png 71527738.082.png 71527738.083.png 71527738.084.png 71527738.085.png 71527738.086.png 71527738.087.png 71527738.088.png 71527738.090.png 71527738.091.png 71527738.092.png 71527738.093.png 71527738.094.png 71527738.095.png 71527738.096.png 71527738.097.png 71527738.098.png 71527738.099.png 71527738.101.png 71527738.102.png 71527738.103.png 71527738.104.png 71527738.105.png 71527738.106.png 71527738.107.png 71527738.108.png 71527738.109.png 71527738.110.png 71527738.112.png 71527738.113.png 71527738.114.png 71527738.115.png 71527738.116.png 71527738.117.png 71527738.118.png 71527738.119.png 71527738.120.png 71527738.121.png 71527738.123.png 71527738.124.png 71527738.125.png 71527738.126.png 71527738.127.png 71527738.128.png 71527738.129.png 71527738.130.png 71527738.131.png 71527738.132.png 71527738.134.png 71527738.135.png 71527738.136.png 71527738.137.png 71527738.138.png 71527738.139.png 71527738.140.png 71527738.141.png 71527738.142.png 71527738.143.png 71527738.145.png 71527738.146.png 71527738.147.png 71527738.148.png 71527738.149.png 71527738.150.png 71527738.151.png 71527738.152.png 71527738.153.png 71527738.154.png 71527738.156.png 71527738.157.png 71527738.158.png 71527738.159.png 71527738.160.png 71527738.161.png 71527738.162.png 71527738.163.png 71527738.164.png 71527738.165.png 71527738.167.png 71527738.168.png 71527738.169.png 71527738.170.png 71527738.171.png 71527738.172.png 71527738.173.png 71527738.174.png 71527738.175.png 71527738.176.png 71527738.178.png 71527738.179.png 71527738.180.png 71527738.181.png 71527738.182.png 71527738.183.png 71527738.184.png 71527738.185.png 71527738.186.png 71527738.187.png 71527738.189.png 71527738.190.png 71527738.191.png 71527738.192.png 71527738.193.png 71527738.194.png 71527738.195.png 71527738.196.png 71527738.197.png 71527738.198.png 71527738.200.png 71527738.201.png 71527738.202.png 71527738.203.png 71527738.204.png 71527738.205.png 71527738.206.png 71527738.207.png 71527738.208.png 71527738.209.png 71527738.211.png 71527738.212.png 71527738.213.png 71527738.214.png 71527738.215.png 71527738.216.png 71527738.217.png 71527738.218.png 71527738.219.png 71527738.220.png 71527738.222.png 71527738.223.png 71527738.224.png 71527738.225.png 71527738.226.png 71527738.227.png 71527738.228.png 71527738.229.png 71527738.230.png 71527738.231.png 71527738.233.png 71527738.234.png 71527738.235.png 71527738.236.png 71527738.237.png 71527738.238.png 71527738.239.png 71527738.240.png 71527738.241.png 71527738.242.png 71527738.244.png 71527738.245.png 71527738.246.png 71527738.247.png 71527738.248.png 71527738.249.png 71527738.250.png 71527738.251.png 71527738.252.png 71527738.253.png 71527738.255.png 71527738.256.png 71527738.257.png 71527738.258.png 71527738.259.png 71527738.260.png 71527738.261.png 71527738.262.png 71527738.263.png 71527738.264.png 71527738.266.png 71527738.267.png 71527738.268.png 71527738.269.png 71527738.270.png 71527738.271.png 71527738.272.png 71527738.273.png 71527738.274.png 71527738.275.png 71527738.277.png 71527738.278.png 71527738.279.png 71527738.280.png 71527738.281.png 71527738.282.png 71527738.283.png 71527738.284.png 71527738.285.png 71527738.286.png 71527738.288.png 71527738.289.png 71527738.290.png 71527738.291.png 71527738.292.png 71527738.293.png 71527738.294.png 71527738.295.png 71527738.296.png 71527738.297.png 71527738.299.png 71527738.300.png 71527738.301.png 71527738.302.png 71527738.303.png 71527738.304.png 71527738.305.png 71527738.306.png 71527738.307.png 71527738.308.png 71527738.310.png 71527738.311.png 71527738.312.png 71527738.313.png 71527738.314.png 71527738.315.png 71527738.316.png 71527738.317.png 71527738.318.png 71527738.319.png 71527738.321.png 71527738.322.png 71527738.323.png 71527738.324.png 71527738.325.png 71527738.326.png 71527738.327.png 71527738.328.png 71527738.329.png 71527738.330.png 71527738.332.png 71527738.333.png 71527738.334.png 71527738.335.png 71527738.336.png 71527738.337.png 71527738.338.png 71527738.339.png 71527738.340.png 71527738.341.png 71527738.343.png 71527738.344.png
PROLOG
- Mój drogi Simonie. Rób, co ci każe ukochana ciocia,
a wszystko będzie w porządku.
Sylvie Venner podniosła wzrok, popatrzyła na siostrzeńca,
zachęcająco skinęła głową i zaraz potem szybko wysunęła ły-
żeczkę pełną przetartej marchewki w stronę buźki ośmiomie-
sięcznego malca. Odgarnęła długi kosmyk jasnych włosów
opadających na czoło i nagle pod palcami wyczuła coś lepkie-
go. Dłoń miała pokrytą pomarańczową mazią.
Z krzywym uśmiechem odłożyła łyżeczkę do miseczki z je-
dzeniem Simona i sięgnęła po serwetkę, żeby zetrzeć marchew
z włosów.
- Pięknie załatwiłeś dziś ukochaną ciocię Sylvie, mój
mały kowboju - odezwała się O1ivia McGuane, matka
dziarskiego niemowlaka.
Usłyszawszy głos rodzicielki, Simon uśmiechnął się od ucha
do ucha. Z radości aż podrygiwał na swym wysokim, dziecin-
nym krześle.
- Uprzedzałam cię, że niebezpiecznie jest go karmić
- przypomniała swej młodszej siostrze O1ivia. - Zwłasz
cza kiedy jesteś gotowa do wyjścia. No cóż, jak zwykle
zbagatelizowałaś moje ostrzeżenie. Nie potrafiłaś odmówić
s.obie przyjemności nakarmienia uwielbianego siostrzeńca.
Mam rację?
Zoey Holland, koleżanka z pracy O1ivii i jej najlepsza
2
71527738.345.png
przyjaciółka, która brała udział w niedzielnym wczesnym lun-
chu, roześmiała się głośno.
- A taki ładny włożyłaś sweter - oznajmiła, spoglądając z
żalem na gruby jaskrawoczerwony kardigan, który miała na so-
bie młodsza z sióstr. - Wygląda na to, że kosztował majątek.
Sylvie z westchnieniem obrzuciła wzrokiem swój ubiór. Nie
tylko sweter, lecz także śnieżnobiała bluzka z barwnym je-
dwabnym kołnierzykiem i czarne spodnie - jej urzędowy strój
barmanki - były upstrzone dziesiątkami plam o przeróżnych
kształtach i kolorach. Czerwonymi od buraczków, zielonymi od
groszku, białymi od kaszki, żółtymi od... Nieważne. W każdym
razie menu Simona było bardzo urozmaicone.
Karmiąc niemowlaka, ciocia Sylvie była przekonana, że
każda z serwowanych przez nią potraw przypadnie do gustu ma-
łemu siostrzeńcowi. Nic podobnego. Wszystko, co znajdowało
się na łyżeczce wysuniętej w jego stronę, okazywało się nieprzy-
jacielem i dzięki refleksowi Simona lądowało błyskawicznie na
pięknym służbowym stroju dobrej cioci.
- Swetra mi nie żal - powiedziała. - Kupiłam go na
wyprzedaży. A zresztą, nic się nie stało. Jedzenie dla dzieci
jest pochodzenia organicznego, więc z tymi plamami
w pralni bez problemu dadzą sobie radę. Mam rację, Livy?
- zwróciła się do siostry.
Z miny O1ivii można było wnioskować, że nie potwierdza
przypuszczeń beztroskiej Sylvie.
- Prawdę powiedziawszy - odparła po chwili namysłu
- nie mam pojęcia, z czego teraz robi się jedzenie dla dzieci.
Jedno jest pewne. Pod żadnym względem nie przypomina nor-
malnego pożywienia.
3
71527738.346.png
Skinieniem głowy Zoey potwierdziła przypuszczenia przy-
jaciółki.
- Produkcja jedzenia dla dzieci jest objęta ścisłą tajemnicą -
dodała. - W Południowej Dakocie istnieje nawet jakieś labora-
torium, prowadzące specjalne badania. Naukowcy robią tam
wszystko, żeby odżywki dla dzieci miały okropny smak i aby
pozostawione przez nie plamy nie dawały się niczym wywabić
- dodała, usiłując zachować poważną minę.
- Też o tym czytałam - potwierdziła O1ivia.
Sylvie przeniosła wzrok z siostry na Zoey. Obie były dy-
plomowanymi pielęgniarkami i pracowały w tym samym szpi-
talu. Zoey na oddziale noworodków, a O1ivia na położnictwie.
Z racji swego zawodu musiały więc znać się na rzeczy. Chyba
wiedziały, o czym mówią. Rzuciła Simonowi podejrzliwe spoj-
rzenie. Zrobił poważną minkę, lecz zaraz potem roześmiał się
wesoło, odsłaniając dumnie jedyne dwa zęby. Był to rozbraja-
jący widok. Sylvie natychmiast wybaczyła mu wszystko.
- Czy kiedyś urosną mu włosy? - zapytała, patrząc na łebek
niemowlaka, łysy jak kolano.
- Nie mam pojęcia - wzruszając ramionami odparła O1ivia.
- Już tak się przyzwyczaiłam do łysiny Simona, że chyba nie
poznałabym go, gdyby miał włosy.
Zoey, krzątająca się przy kuchni, postawiła na stole pół-
misek ze smażonymi jajkami.
- Livy - oznajmiła - ten dzieciak z dnia na dzień robi się
ładniejszy. Powinnaś zgłosić go do jakiegoś telewizyjnego
konkursu niemowlęcych talentów. W najgorszym razie pokażą
go w jednym z komercyjnych programów o łysych.
Sylvie roześmiała się głośno.
4
71527738.347.png
- No cóż, jeśli mam nadal karmić tego małego gangstera,
muszę ruszyć głową i przyjąć nową taktykę - oznajmiła.
Wzięła do ręki łyżkę pełną jedzenia i zaczęła pomrukiwać,
udając warkot samolotowego silnika.
Zaintrygowany niecodziennym odgłosem, Simon spojrzał
na ciotkę.
- Synu -jęknęła - potrzebna mi twoja współpraca. To hasło
na dziś. Otwieraj szybko buzię i wpuść samolot do środka.
Genialny malec wykonał posłusznie polecenie, lecz gdy ły-
żeczka znalazła się o milimetry od jego twarzy, zacisnął mocno
wargi, skrzyżował pulchne łapki na brzuszku i zamaszyście od-
wrócił główkę. Chcąc nie chcąc, Sylvie musiała się roześmiać,
bo widok był komiczny.
- Och, mały! Jesteś w każdym calu nieodrodnym członkiem
rodziny Vennerów. Ani twoja mama, ani tym bardziej ja nigdy
nie zrobiłyśmy niczego, na co nie miałyśmy ochoty.
- A kiedy twojej ukochanej ciotce czegoś się zachce - do-
rzuciła O1ivia - uprzedzam cię, miej się na baczności. Bo wte-
dy nic nie będzie w stanie sprawić, żeby zmieniła raz powzięte
postanowienie.
- To musi tkwić w genach - skomentowała Zoey.
Simon zamachał radośnie łapkami, tak jakby przyzna
wał jej rację.
Sylvie rzuciła okiem na miseczkę z marchwią. Oceniła
szybko, że dzieciak zjadł prawie połowę jej zawartości, a
więc w gruncie rzeczy sporo. Zdjęła go z krzesła oraz oznajmiła
siostrze i Zoey, że idzie na górę umyć Simona i doprowadzić
się do porządku.
To cudowny maluch, myślała z czułością chwilę
5
71527738.348.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin