Linda Howard
NiezależnaŻona
ROZDZIAŁ 1
Zadzwonił telefon, lecz Sallie nie oderwała wzrokuod maszyny do pisania ani żadnym gestem nie zdra-dziła, że słyszy donośny dźwięk. Brom westchnął,podniósł się z miejsca, pochylił nad biurkiem i pod-niósł słuchawkę. Sallie pisała dalej, marszcząc brwi,co świadczyło o dużym skupieniu.
- Sal! Do ciebie - oznajmił Brom z wyrzutem.Podniosła głowę. Brom ze słuchawką w wyciąg-niętej dłoni dosłownie leżał na blacie biurka.
- O, przepraszam, Brom! Nie słyszałam dzwonka- wyjaśniła, uśmiechając się szeroko i przejmującsłuchawkę.
Brom często narzekał, że Sallie traci kontakt o rze-czywistością, gdy przygotowuje pilne materiały. Takteż było i tym razem. Skupiona nad tekstem, wyłącza-ła się całkowicie.
Odpowiedział uśmiechem.
· To Greg - wyjaśnił, sadowiąc się na krześle.
· Sallie - powitała rozmówcę.
6 NIEZALEŻNA ŻONA
· Wpadnij do mnie, dziecinko - zabrzmiał głosGrega Downeya, redaktora naczelnego, przeciąglewymawiającego samogłoski.
· Już biegnę - odparła z entuzjazmem i odłożyłasłuchawkę.
Wyłączyła elektryczną maszynę do pisania i za-mknęła pokrywę klawiatury.
· Znów wyfruwasz z gniazdka, ptaszyno? - zapy-tał Brom.
· Mam nadzieję - odrzekła, energicznie przerzu-cając długi warkocz przez ramię.
Uwielbiała wyjazdy zagraniczne. Czuła się wtedyw swoim żywiole. Dosłownie odżywała. Na ogół wię-kszości reporterów na wieść o kolejnym wyjeździerzedły miny, Sallie zaś ogarniał entuzjazm. Jej energiai dobry humor wydawały się niewyczerpane. Kiedymknęła jak na skrzydłach do gabinetu redaktora na-czelnego, poczuła przypływ adrenaliny. Serce biłoszybciej, a mrowienie na plecach zdradzało gotowośćdo przeżycia dziennikarskiej przygody.
Zapukała w uchylone drzwi. Greg podniósł głowęi na jego surowej twarzy pojawił się uśmiech.
· Biegłaś? - zdziwił się dobrodusznie, podniósł sięzza biurka i zamknął drzwi. - Dopiero co odłożyłemsłuchawkę.
· Zazwyczaj poruszam się w tym tempie - odparłai oboje wybuchnęli śmiechem.
W ciemnoniebieskich oczach Sallie tańczyły weso-
NIEZALEŻNA ŻONA 7
łe iskierki. Przy kącikach ust pojawiły się zabawnedołki. Greg zerknął na jej ożywioną twarz. OtoczyłSallie ramieniem i przyjacielsko uścisnął.
· Masz coś dla mnie? - spytała z zapałem.
· To właściwie sprawa nie na teraz - stwierdził,powracając na swoje miejsce.
Na widok rozczarowanej miny Sallie nie mógł po-wstrzymać się od śmiechu.
· Głowa do góry, i tak mam dobre wieści. Słysza-łaś o Fundacji Olivetti?
· Nie - odrzekła z przekonaniem, ale zaraz zmar-szczyła czoło. - A może słyszałam? Zaraz, zaraz, Oli-vetti?... Czy to chodzi o... ?
· O pewną znaną europejską organizację charyta-tywną, która... - zaczął wyjaśniać Greg, lecz prze-rwała mu triumfalnym tonem.
· Już wiem! Arystokraci całego świata sponsorująkażdego lata wielki bal na cele dobroczynne! Zgadzasię?
· Jak dwa razy dwa równa się cztery.
· Pytasz, czy mnie to interesuje? My tu, w Amery-ce, nie mamy arystokracji, a jedynie ludzi energicz-nych i przedsiębiorczych.
· A więc jesteś zainteresowana - skwitował prze-ciągle. - W tym roku bal odbędzie się w Sakarii.
· Naprawdę, Greg?! U Mariny Delchamp?! - za-wołała zachwycona Sallie.
· Tak - potwierdził z uśmiechem. - Co ty na to?
8 * NIEZALEŻNA ŻONA
Praktycznie daję ci urlop. Przeprowadzisz wywiadz żoną ministra finansów. To malownicza postać.A poza tym weźmiesz udział w bajecznym przyjęciu.I to na koszt firmy! Czy można chcieć czegoś więcej?
- Wspaniale! - Twarz Sallie pałała entuzjazmem.
- Kiedy?
· W końcu przyszłego miesiąca - wyjaśnił, zapa-lając długie cygaro. - Jest więc mnóstwo czasu, żebyśmogła kupić sobie jakiś szałowy ciuch, jeśli nie maszkreacji odpowiedniej na taką okazję.
· Ty spryciarzu - zażartowała, marszcząc zgrabnynosek. - Myślisz pewnie, że w mojej szafie wiszątylko same spodnie. Jeśli chcesz wiedzieć, to mam teżkilka sukienek.
· To dlaczego nigdy ich nie nosisz?
· Ponieważ, drogi szefie, masz zwyczaj wysyłaniamnie bez uprzedzenia w najdalsze strony, tak więc do-świadczenie nauczyło mnie być zawsze przygotowaną.
· A ty się tak boisz, że ominie cię wypad na krajświata, że trzymasz pod biurkiem spakowaną torbę
- odciął się dobrodusznie. - Tym razem jednak napra-wdę chcę, żebyś wyglądała elegancko. Sakarja możesię okazać naszym ważnym sojusznikiem, zwłaszczakiedy szyby naftowe na północnej granicy pracująpełną parą. Pomocny okazuje się fakt, że MarinaDelchamp to Amerykanka, a jej mąż cieszy się wzglę-dami króla. No ale przecież strzeżonego Pan Bógstrzeże.
NIEZALEŻNA ŻONA 9
- Oczywiście. Departament Stanu z ulgą przyjmiewiadomość, że stoję po ich stronie - oświadczyła i tyl-ko lekkie drżenie ust zdradzało, że z trudem zachowu-je powagę.
Greg żartobliwie podniósł pięść do ciosu.
· Nie kpij - ostrzegł. - Chłopcy z administracji wa-szyngtońskiej współpracują z Sakarją. Król zdaje sobiesprawę, jaka władza wiąże się z tymi polami naftowymi.Dzięki zabiegom Mariny i jej męża Sakarja staje siębardziej prozachodnia, ale to wciąż stąpanie po cienkimlodzie. Bal na cele dobroczynne będzie pierwszą impre-zą takiej rangi, urządzoną w państwie arabskim. Wszy-stkie agencje prasowe wyślą tam korespondentów. Tele-wizja naturalnie też się zjawi. Słyszałem, że RhydonBaines przeprowadzi wywiad z królem, ale to jeszcze niepotwierdzona rewelacja. - Greg opadł na oparcie krzesłai splótł dłonie na karku. - Krążą plotki, że Baines nadobre rzuca telewizję.
· Serio? Sądzę, że Rhydon Baines nigdy nie zde-cyduje się na rozstanie z zawodem reportera - stwier-dziła autorytatywnie Sallie.
· Czyżbyś znała Rhydona Bainesa? - spytał z nie-dowierzaniem Greg.
Rhydon Baines należał do ścisłej elity dziennikar-skiej. Słynął z ciętych komentarzy i śmiałych wywia-dów. Sallie nie miała zbyt długiego stażu w prasie, toprawda, ale trzeba przyznać, że szybko nawiązywałakontakty i znała mnóstwo osób.
10 NIEZALEŻNA ŻONA
· Wychowywaliśmy się w sąsiedztwie - odrzekłaobojętnym tonem. - To znaczy, on jest starszy odemnie, ale pochodzimy z tego samego miasta.
· A więc mam dla ciebie więcej dobrych informa-cji. - Greg obrzucił podwładną przenikliwym spoj-rzeniem. - Tylko zachowaj dyskrecję. Na razie opiniapubliczna nie powinna się o tym dowiedzieć. Naszepismo zostało sprzedane. Zmienia się wydawca.
Serce podeszło Sallie do gardła. Nie wiedziała, czyto zmiana na lepsze, czy na gorsze. Poza tym roszadyna górze oznaczały przesunięcia kadrowe na niższychszczeblach. Uwielbiała swoją pracę. „World in Re-view" należał do liczących się na świecie czasopismspołeczno-politycznych. Sallie byłaby niepocieszona,gdyby niemały dorobek redakcji został zmarnowany.
· Kim jest nasz nowy pan i władca? - zagadnęłaostrożnie.
· Nie domyślasz się? - Greg nie krył zdziwienia.- Oczywiście Rhydon Baines. To dlatego nie zdecy-dowały się jeszcze losy wywiadu z królem Sakarii.Słyszałem, że telewizja obiecywała Bainesowi złotegóry za nakręcenie tego materiału, ale odesłał ichz kwitkiem.
Sallie była całkowicie zaskoczona.
- Rhydon! - powtórzyła, oszołomiona. - Mój Bo-że, nigdy bym nie przypuszczała, że zaniecha czynne-go dziennikarstwa. Jesteś pewny? Rhydon kochał re-porterską robotę bardziej niż... niż wszystko.
...
Arekszefunio