metodyka plastyki.doc

(873 KB) Pobierz
Uniwersytet opolski

Uniwersytet opolski

Studia Podyplomowe

Blok humanistyczny

 

 

 

 

Praca zaliczeniowa z metodyki plastyki

 

 

Stanisław Wyspiański „Chochoły”

 

 

Iwona Podhajna

Semestr III

 

 

 

Opole 2003

 

              Wyspiański był  największą  indywidualnością Młodej Polski, swoją wszechstronnością    przypominał    mistrzów renesansu.  Rewolucyjny    dramaturg, nowator w malarstwie, odnowiciel sztuk dekoracyjnych — ale także reformator całej  patriotycznej  tradycji. Jak mało komu przed nim, udało mu się ubrać sztukę w polski kostium, nadać swym dziełom piętno ojczystego stylu. Pędzlem i piórem walczył o polską duszę, chcąc wyrwać ją z gnuśności i rozleniwienia. Nie znosił fałszu, stereotypów w sztuce, płytkiego romantyzmu i narodowej blagi: „Mój  Ojciec był bohater, a my jesteśmy nic!" —  mówił słowami Starego Aktora w „Wyzwoleniu". Natomiast w postaci Starego Wiarusa — milczącej roli Ludwika Solskiego — zobaczył symbol tego, co w polskiej tradycji najcenniejsze: godności w każdych warunkach, wierności i czynu. Także dziś malarskie i poetyckie dzieło Wyspiańskiego jest dla nas wyzwaniem.   Wciąż   pełni   rolę rachunku sumienia.

              Przychodzi na świat 15 stycznia 1869 roku w Krako­wie, jako pierworodny syn Marii z  Rogowskich i Franciszka Wyspiańskiego — rzeźbiarza. Ojciec ma za sobą kilka artystycznych sukcesów i konspiracyjną pomoc powstańcom styczniowym.

W Domu Długosza przy ul. Kanoniczej, w bezpośrednim sąsiedztwie Zamku i katedry, wśród rzeźb w pracowni ojca, upływa dzieciństwo małego Stasia. Nie do końca szczęśliwe. Ojcu, obdarzonemu talentem i wykształceniem, brakuje indywidualności i silnej woli. Kłopoty materialne sprawiają, że twórczość Franciszka zamienia się w rzemiosło. Leczy zatem frustrację alkoholem, zwłaszcza gdy w 1875 roku umiera młodszy syn Tadeusz, a rok później — żona Maria. Śmierć matki jest dla siedmioletniego Stasia ciosem. Wiele lat później wyzna z bólem: „byłem za mały wtenczas, żeby jej okazać czułość".

Pierwsze szkolne lata Stanisław spędza w domu ojca. Po lekcjach pomaga mu w pracach kamieniarskich. Pogrążony w depresji wdowiec nie umie jednak zapewnić synowi opieki. W 1880 roku Stanisław przeprowadza się do domu matki chrzestnej, słynnej cioci Stankiewiczowej. Jej mąż, Kazimierz Stankiewicz, okupił latami wiezienia udział w zamachu na agenta carskiego. Szlachetny, serdeczny i otoczony nimbem bohaterskiej przeszłości wuj Stankiewicz przejmie rolę ojca i będzie dbał o wykształcenie Wyspiańskiego. Więź ze Stankiewiczami przetrwa różne koleje losu. Po śmierci wuja (w 1895) ciotka całe uczucie skupi na ukochanym siostrzeńcu. Mimo konfliktów, jej nieco zaborcza, ale wierna miłość pozostanie niezachwiana, zaś po latach, pomoc przy pielęg­nacji śmiertelnie chorego artysty okaże się zbawienna. Tymczasem młody Wyspiański uczęszcza do klasycznego Gimnazjum Św. Anny. Wprawdzie na świadectwach jedynie z rysunku ma stopień celujący, ale okres ten i zawarte w nim przyjaźnie decydują o jego formacji. Całe dnie spędza z przy­jaciółmi: Lucjanem Rydlem (l870-1918), Józefem Mehofferem (I869-I946) i Stanisławem Estreicherem (1869-1939). Wspólnie oddają się lekturze, dyskutują, oklaskują Solskiego i Modrzejewską, organizują przedstawienia w „kółku dramatycznym" i „wieczorki Mickiewiczowskie". Uczestniczą w patriotycznych manifestacjach, bo Kraków lat 80-tych korzystając z liberalnej polityki zaborcy staje się miejscem bezustannych obchodów i rocznic. W tym okresie Matejko wystawia swoje najważniejsze obrazy (Bitwa pod Grunwaldem, Hołd Pruski, Sobieski pod Wiedniem), zaś Henryk Sienkiewicz drukuje „Trylogię". Wszystko to „ku pokrzepieniu serc" i zbudzeniu sumień wspomnieniem chwały Rzeczypospolitej.

„Jest dziś w modzie krytykować dawne szkoły galicyjskie i urągać im jako austriackim — pisze po latach Stanisław Estreicher. Tymczasem „szkoła   była przepojona na wskroś duchem  patriotycznym  i  silni    w tym   kierunku  nastawiona.   Uczyła kultu tradycji historycz­nej, a wśród niej kultu poezji romantyczne(...), ale nie uczyła bezkrytycznie". Estreicher wspomina jak z Wyspiańskim i innymi cieszyli się maturą uzyskaną w roku 1887: „urzą­dziliśmy tradycyjną wspólną ucztę, koleżeńską u Turlińskiego w Hotelu pod Różą z aż czterema butelkami cienkiego wina. A po uczcie obeszliśmy „gęsiego”, jak zwyczaj kazał. Rynek i  Planty krakowskie. Odtąd wolno nam było nosić laski, cylindry i palić papierosy. Zostaliśmy dorosłymi."

              Na lata gimnazjalne przypada moment sprecyzowania planów życiowych Wyspiańskiego. Zachęcany przez Ma­tejkę., który życzliwie ocenia jego szkice, jeszcze przed ma­turą uczęszcza jako wolny słuchacz do Szkoły Sztuk Piękych. Dzięki „wycieczkom inwentaryzacyjnym" na Kielec­czyznę i Podkarpacie organizowanym przez prof. Włady­sława Łuszczkiewicza (1828-1900) Wyspiański poznaje i dokumentuje zabytki polskiego średniowiecza. Po matu­rze wstępuje na Uniwersytet, gdzie w Gabinecie Historii Sztuki studiuje malarstwo renesansu i działa w „Kółku Este­tów". Wkrótce wezwie go do pomocy pracujący nad poli­chromią kościoła Mariackiego Mistrz Matejko.             

              Realizacja polichromii mariackiej staje się dla Wyspiań­skiego życiową przygodą. Szybko awansuje do roli „prawej ręki" Matejki i architekta Tadeusza Stryjeńskiego (1849-1943). Na rusztowaniach spędza pół roku. „Robota w koś­ciele postępuje bardzo szybko — herby już są wymalowane wszystkie na ścianach — Mistrz, którego odwiedzam co­dziennie, zadowolony — Stryjeński się uśmiecha — Łuszczkiewicz pieje hymny pochwalne" — donosi z dumą przyja­cielowi. Bliski współpraca z Matejką, kontakt z gotyckim arcydziełem, czyli ołtarzem Wita Stwosza, konieczność „przestawienia wyobraźni na rozmiar monumentalnej ściany, techniczne tajniki warsztatu — wszystko to staje się praktyczną akademią wpłynie na sztukę. Wyspiańskiego mocniej niż oficjalne szkoły. A Stryjeński  niedawno wrócił z   Paryża   i   namawia   gorąco młodszego kolegą do wyjazdu. 1 marca l890 roku, mimo oporów Matejki, Wyspiański wyrusza w podróż do Europy.

              „Nie uwierzy Pan jak mię to wszystko drażni i złości, że ja jeszcze nic a nic nie umiem, to mi cały spokój odbiera — pisze z Norymbergi do Stryjeńskiego. Tymczasem zwiedza pilnie, „zbiera motywa" i zasypuje przyjaciół listami („bezcenne listy, za które oddałbym połowę, jego dramatów!" — napisze Boy-Żeleński). Dzięki nim znamy trasę i główny przedmiot fascynacji artysty: gotyckie katedry. W Krakowie podróż ta komentowana jest z niepokojem. Wyjazd za wczesny nie ma korzyści" — grzmi Matejko. Mimo przestróg Mistrza w 1891 roku Wyspiański i Mehoffer próbują zdać do paryskiej Ecole des Beaux-Arts — bez sukcesu. Wynajmują wspólną pracownię i malują w prywatnej Akademii Colarossiego, choć właściwa nauka polega raczej na zwiedzaniu Luwru, chodzeniu do Opery i dyskusjach z artystami. W Cremerie u Madame Charlotte swój stolik ma Paul Gauguin, bywa tu Strindberg, Mucha i pa­ryscy Polacy, np. Włady­sław Ślewiński. „Jest dob­rze widzieć i poznać dzi­siejsze malarstwo fran­cuskie - pisze Wyspiański -aby się dowiedzieć, że to co się nieraz myśli, jest słuszne, że inni tak robią: potrzeba tylko mieć śmia­łość być niezależnym. Tymczasem z Krakowa śle rady zatroskany Łuszczkiewicz: „Unikać sto­sunku z hołotą artystycz­ną, bo od niej się nic nie zyska. (...) Po Matejce trzeba zająć miejsce jed­nemu z Was.

Świadomość wiązanych z nimi oczekiwań boleśnie zderza się z serią porażek: nieudany udział w konkursach na dekorację Praskiego Rudolfinum i na kurtynę do Teatru Miejskiego; kłopoty z wi­trażami do katedry Lwow­skiej. Mimo niepowo­dzeń, Wyspiański z deter­minacją maluje. Coraz bardziej pociąga go też poezja i teatr. „Z moich myśli całodziennych ma­larstwo zaledwie cząstkę zajmuje. Tyle mi się innych myśli ciśnie do głowy, tyle mi się snuje fantazji..." Kiedy jesienią 1892 roku przyjeżdża do Krakowa, „zmienił się bardzo, zmężniał i wypiękniał — zauważa Rydel. — Wąs mu się puścił suty blond-rudawy i broda pełna — co przy ściągłej twarzy i niebieskich dużych oczach bardzo interesująco wygląda. (...) znać na nim, ze przemyślał i przetrwał w sobie dużo — że się rwie gdzieś na­przód i w górę do jakichś wielkich i pięknych rzeczy."

Jeszcze dwa lata krąży Wyspiański między Paryżem i Krakowem. Zimą 1903 roku jego przysłane z Francji pastele bulwersują Kraków. Po powrocie czeka go klęska — odrzucenie kartonów do katedry Lwowskiej. „Życie moje jest okropne obecnie — pisze — żadnej nadziei, żadnej pracy; niezrozumienie na każdym kroku. (...) Aby dogodzić krytyce musiałbym sobie odejmować kolejno głowę, mózg, serce, czucie, zmysły, słuch, wzrok — bo wszystko mi kwestionują”. „Kraków to nie Warszawa, i choć jest bardzo malowniczy i dopóki milczy, znośny — to ludzie absolutnie są nie­możliwi" — żali się Konstantemu Laszczce.

A jednak coraz więcej łączy go z tym „małym, pretensjo­nalnym, wysoce śmiesznym miasteczkiem jak nazwa Kraków. W 1895 roku realizuje pierwszy monumentalny pro­jekt: polichromię kościoła Franciszkanów. Wkrótce uzupełni je cyklem witraży. Wydaje kolejne dramaty. Rodzą mu się też dzieci z przedziwnego związku z chłop­ką Teodorą Teofilą Pytko (1868-1957). Współcześni nazywają ich „najbardziej niedobranym małżeństwem, jakie można było znaleźć nie tylko w Polsce, ale chyba na całym świecie".

W 1897 roku artysta pisze do Lucjana Rydla „nigdzie mnie już nie ciągnie za granicę, żadne Włochy, żadne Szwajcarie, żadne nic, tylko kraj, i mam tu wszystko, i znajdę sobie wszystko”. W tym samym roku w Krakowie powstaje Towarzystwo Artystów „Sztuka",  zaczy­na wychodzić pismo „Życie (gdzie Wyspiański czuwa nad szatą graficzną), zapada uchwała Sejmu, która umożliwi wyprowadzenie wojsk austriackich z Wawelu i renowację zamku z budżetu państwa. Przychodzą pierwsze sukcesy osobiste: nagrody za witraże franciszkańskie, popularność scenicznej „Warszawianki”. Wyspiański pracuje gorączkowo, jego pomysły obejmują wciąż nowe gałęzie sztuki. Ogromną twórczą aktywność hamują pierwsze objawy choroby, wobec której medycyna jest bezradna. Zegar zaczyna wyraźniej od­mierzać czas. Artysta tworzy w cieniu zbliżającej się śmierci.

Wyspiański wkracza w XX wiek jako dojrzały poeta i malarz o skrystalizowanym stylu. Przełomowe w jego karierze okażą się projekty witraży wawelskich i prapremiera „Wesela”. Wystawiona 16 marca 1901 sztuka staje się artystyczną sensacją, towarzyskim skandalem i prawdziwym „spektaklem kultowym". Przez potomnych nazwana będzie „najważniejszym utworem, jaki o Polsce napisano po polsku. Wyspiański awansuje do miana „narodowego wieszcza”. Kazimierz Przerwa - Tetmajer ogłasza go „największym po Mickiewiczu i Słowackim poetą polskim”. Odtąd zmienia się radykalnie sposób pisania o jego dziełach, rośnie sława, polepsza się sytuacja materialna. Siłą rze­czy przewagę w ostatnich latach zyskuje twórczość literacka. Po „Weselu" powstają dalsze arcydzieła teatralne. Wyspiański próbuje pozostać wiern malarstwu, lecz wiele jego projektów i marzeń rozbija się o mur niezrozumienia. Zacytuję chociażby Feliksa Jasieńskiego: „Wielki talent dekoracyjny, któremu potrzeba kościołów, pałaców, gmachów publicznych, by się mógł wypowiedzieć... Przestrzeni! Naród związał malarzowi ręce (...) więc Wyspiański pisał. (...) Mogliśmy byli mieć witraże w ka­tedrze wawelskiej, polichromię kościoła na Jasnej Górze, polichromię sali w archiwum miejskim i tyle, tyle innych rzeczy... pozostał jeno wstyd i smutek”.

U schyłku życia Wyspiański pozostaje więc, w pewnym sensie, malarzem niespełnionym. Portrety i pejzaż, ku któ­rym się teraz skłania ograniczony pogarszającym się zdro­wiem, nie mogą zastąpić jego wizyjnych, monumentalnych planów. Powołany w 1902 roku na katedrę w krakowskiej Akademii mówi do uczniów: „Zostałem mianowany pro­fesorem malarstwa dekoracyjnego. Jest to nonsens. Malar­stwo nie może być innym, jak dekoracyjnym”.

Dzięki przyjaźni Juliana Nowaka (1865-1946) —lekarza i mecenasa sztuki — realizuje dekorację wnętrz Domu Lekarskiego, mistrzowski przykład „sztuki stosowanej . Jednak odsunięcie od restauracji Zamku i niepowodzenie w staraniach o dyrekturę teatru budzą gorycz. „Chorować muszę, bo snadź jest to moja jedyna pociecha. Teatr dostał Solski, Wawelu nie dostanę także. Pytanie jednakże, czy nie będzie pożądanem, abym dla wszelkiej wygody i pewności w tymże oto czasie niedalekim umarł?”.

Stan jego zdrowia pogarsza się gwałtownie. W trosce o zabezpieczenie rodziny kupuje gospodarstwo w pod­krakowskich Węgrzcach, gdzie przenosi się jesienią 1906 roku. Ciągle pracuje: przyjmuje gości leżąc, dyktuje ciotce Stankiewiczowej swe ostatnie wiersze, próbuje rysować węg­lem przytwierdzonym do usztywnionej deseczką dłoni.

„Odzyskałem z dawna upragnioną możność czytania spokojnego, przez co będę się mógł zapoznać świeżo z wielu książkami” — pisze kilka miesięcy przed śmiercią.

Gdy umiera 28 listopada 1907 roku ma zaledwie 38 lat. Jego pogrzeb staje...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin