Znak Czarnej Róży [rozdział VI].pdf

(127 KB) Pobierz
260888808 UNPDF
Rozdział VI
Oboje milczeli. Gabriel prowadził w skupieniu samochód, a Carol zamyślona spoglądała na
drogę. Kiedy wyjeżdżała nie zastała Damiana. Spokojnie mogła wyjść bez pożegnania. Dziękowała
Bogu za możliwość powrotu do swojego domu. Z zadumy wyrwał ją głos Gabriela.
- Przepraszam Carol, za to co się stało. - Patrzył na drogę, gdy do niej mówił. - Wiem, że możesz
czuć się poniżona, odnosić wrażenie, iż z ciebie zadrwiono, tak nie miało być. Damian wszystko
to zaplanował. Postanowił, że jeśli niczego ci nie powie, twoja reakcja będzie wyglądała na
wiarygodną.
- Nie rozumiem. Zaplanował? - pytała z niedowierzaniem. - Całą tą scenę w holu? A może żebym
patrzyła jak... - przerwała.
- Wiem... to nie najlepiej wyglądało. Sariel miał uwierzyć w wasze narzeczeństwo. - Carol
spojrzała na niego rozszerzając oczy ze zdziwienia. Już chciała coś powiedzieć, otwierała usta, ale
po chwili się rozmyśliła. Dała szanse na skończenie myśli mężczyźnie. - Damian domyślił się, iż
nasz kochany przyrodni braciszek nie uwierzył. Postanowił odegrać mała scenkę twojej zazdrości.
- spojrzał na siedzącą dziewczynę obok, uśmiechnął się do niej pocieszająco.- Nie powiem, że
wyszło to źle. Bardzo przekonywająco wypadłaś., szczególnie gdy był przy tym obserwator.
- Nie... - nie była w stanie wydusić słowa. Miała mętlik w głowie z nadmiaru
nieuporządkowanych informacji. - Zadrwiono ze mnie, wykorzystano mnie, żeby Sariel uwierzył?
Po jaką cholerę to wszystko? - pytała się poirytowana. Gabriel milczał, więc ponownie zapytała. -
Odpowiesz mi?
- Nie mogę. Uwierz mi, naprawdę nie mogę powiedzieć. - spojrzał na nią zatroskanym wzrokiem.
- Już dojeżdżamy na miejsce.
Carol spojrzała przez okno, faktycznie byli blisko jej domu. Nie spodziewała się, że tak
szybko dotrą na miejsce. Uliczka prowadząca do budynku, w którym mieszkała była słabo
oświetlona. Gabriel zaparkował swój sportowy samochód przed wejściem.
- Za nim wysiądziesz, chcę ci coś dać – wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki niewielką kopertę. -
Jak ochłoniesz, proszę przeczytaj, to ważne.
♠♠♠
Dochodziła czwarta nad ranem. Carol nie mogła sobie znaleźć miejsca. Nawet nie
próbowała się położyć spać, wiedziała nie zaśnie. Rzeczy zostawiła nierozpakowane w swojej
sypialni. Do mieszkania weszła sama, nie zaprosiła Gabriela do środka, a on nie próbował się
wprosić, była mu za to wdzięczna. Nie wiedziała, jak miałaby mu odmówić wejścia. Odebrała
kopertę, którą starał się wręczyć tuż przed drzwiami. Nikt nie zmuszał jej do wzięcia, ale pod
spojrzeniem jego pięknych zielonych oczu, nie potrafiła odmówić. Nie rozumiała, dlaczego on na
nią tak działa, podobnie zresztą, jak reszta mężczyzn w tej rodzinie. Boże... dlaczego? - Mówiła do
siebie. - Dlaczego musiało to spotkać, właśnie mnie? Za jakie grzechy? Czarujący klient, łatwe
pieniądze, a co do czego brutalny drań! Przystojniaczek, który stara się manipulować wszystkim...
Najgorsze, że… - pokręciła głową na znak protestu - nie będę o tym myśleć. Muszę się skupić, jak
zakończyć skutecznie tą współpracę, jak się uwolnić od tego drania. - Skierowała się w stronę
kuchenki. - Wypiję kawę, odprężę się i coś na pewno wymyślę.
Usiadła na swoim ulubionym krześle przy stole. Na blacie leżała biała koperta, którą rzuciła, kiedy
weszła do domu. List, który dostała od Gabriela. Zapomniała o nim. Wzięła go do ręki, na kopercie
starannym pismem było wypisane jej imię i nazwisko. Po chwili namysłu, postanowiła go
przeczytać.
Caroline,
Przepraszam za moje zachowanie dzisiejszej nocy. Nie chciałem Cię zranić, ani upokorzyć.
Wzbudzenie u Ciebie zazdrości, było jedynym wyjściem, by Sariel uwierzył w nasze kłamstwa. Nie
wiem, czy Gabriel wspomniał, ale cała scena miała obserwatora, mojego przyrodniego brata. Rola
zranionej narzeczonej była idealnie przez Ciebie odegrana, wedle moich oczekiwań. Wybacz,
musiałem działać z zaskoczenia, inaczej nie wyszłoby to przekonywająco.
Nie przeproszę Cię za pocałunek. Chciałem Cię pocałować od chwili naszego pierwszego
spotkania. Jesteś piękną kobietą, która zasługuje na lepsze traktowanie, niż moje dzisiejszej nocy.
P.S. Spotkajmy się jutro wieczorem w Grand Hotel, pokój nr 802. Będę czekał na Ciebie o ósmej.
D.B.
Carol przeczytała dwa razy list, za nim zrozumiała jego sens. Nie zdawała sobie sprawy, że
Damian wiedział o podejrzeniach brata. Pytanie brzmiało - „skąd? Jak?” Przed kolacją nie zdążyła
go poinformować o swoich podejrzeniach. Zamierzała zrobić to około północy, jednak on ją
uprzedził. Dziewczyna poczuła się, jak ostatnia kretynka. Nie spodziewała się takiej przebiegłości u
swojego klienta. Na dodatek wyrzucała sobie, że on sądzi, iż jest zazdrosna. Wręcz nie potrafiła w
to uwierzyć. Niby o kogo miałabym być zazdrosna – powiedziała wzburzona. - Cholerny … dupek.
Caroline domyśliła się, ten list miał być gałązką oliwną, ale na nią to nie podziałało. Burzyła się w
niej złość na Damiana, na jego zachowanie i zagranie jej uczuciami. Wykorzystał ją do swoich
celów, z pewnością zamierza to kontynuować, lecz ona nie da mu tej szansy.
Zmęczona rozważaniem przeczytanego listu i próbą uporządkowania swoich myśli poszła
położyć się do łóżka. Zaczynało świtać, a dzień zapowiadał się męczący. Zamknęła oczy, odpłynęła.
Telefon nie przestawał dzwonić. Spojrzała na wyświetlacz komórki, wskazywał dziesiątą
rano. Miała pięć nie odebranych połączeń, a teraz dzwoniła do niej Maria. Odebrała:
- Halo? - odezwała się zaspanym głosem.
- Dzięki Bogu! - odetchnęła z ulgą kobieta. - Od rana próbuję się do ciebie dodzwonić moje
dziecko. Dlaczego nie odbierasz?
- Babuniu, dzień dobry. Właśnie, co się obudziłam. Przepraszam, miałam ciężką noc. - ziewnęła
dziewczyna. - Wróciłam w nocy do domu.
- Jak to w nocy wróciłaś? Sama? - dopytywała się zaskoczona Maria.
- Nie. Odwieziono mnie do domu. Przyjechałam na kilka dni, muszę pozałatwiać parę spraw. -
skłamała z ciężkim sercem najdroższej sobie osobie.
- Martwiłam się o ciebie. Wczoraj wieczorem miałam złe przeczucia. Postanowiłam zadzwonić
do ciebie, jak najszybciej. Czy wszystko w porządku skarbie? - z troską w głosie spytała się Maria.
- Tak. - rzekła. - Babuniu nic mi nie jest, naprawdę nie powinnaś się tak zamartwiać.
- Oj, kochanie. - powiedziała z nostalgią w głosie. - Nic nie poradzę, że się o ciebie martwię.
Wyjechałaś na kilka dni, nie powiedziałaś nawet gdzie będziesz. Powiedz sama, jak mam się nie
martwić?
- Eh... - westchnęła – Babciu nie martw się, dobrze? Kiedy pozałatwiam sprawy i znajdę chwilę
czasu przyjadę do ciebie.
- W porządku. Ale uważaj na siebie. - na pożegnanie dodała Maria.
- Kocham cię – powiedziała zaspana dziewczyna.
- Też cię kocham skarbeńku.
Carol zwlekła się z łóżka, mimo niewyspania. Gorący prysznic ją trochę pobudził. Owinięta
w ręcznik poszła do kuchni przygotować kawę. Zajrzała do lodówki, półki świeciły pustkami.
Postanowiła zrobić dziś zakupy. Gdy całkowicie się obudziła, zadzwoniła do firmy. Dziewczyny
były zadowolone z jej telefonu, nie mogły się doczekać, kiedy przyjedzie do biura. Umówiła się z
nimi na popołudnie.
W nocy podczas podróży powrotnej pomyślała, iż samochód by się jej przydał. Przed
zajechaniem do Black Level postanowiła odwiedzić Marię. Od śmierci Dawida ich samochód stał w
garażu babci. Maria z niego korzystała, mimo że miała swój. Kiedyś Carol jeździła niewielką
toyotą.
Szybko dokończyła kawę, poszła się ubrać. Założyła wygodne jeansy, cienką bluzeczkę oraz
sweter. Włosy związała w niedbały kok, podkreśliła rzęsy tuszem. Nie wzięła ze sobą ani aparatu,
ani komputera. Zapakowała do torby kilka drobiazgów i dokumenty. Narzuciła krótki, szary
płaszczyk oraz niewysokie kozaki. W drodze do taksówki uprzedziła telefonicznie Marię, że na
chwilę do niej wpadnie.
Babcia Caroline nie mieszkała daleko, około piętnastu minut jazdy samochodem. Dom stał
w spokojnej willowej dzielnicy. Za nim się usamodzielniła, mieszkała do tego czasu z Marią. Gdy
Caroline miała zaledwie kilka lat jej rodzice zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Policji nie
udało się wyjaśnić przyczyny ich śmierci. Nie pamiętała swojej matki, ani ojca. Całe swoje życie
mieszkała z babcią oraz dziadkiem. Jednakże zmarł on kilka lat temu. Bardzo go kochała, teraz
jedyną jej rodziną była Maria. Starała się robić wszystko, aby nie zamartwiać starszej kobiety.
Babcia Caroline miała zaledwie pięćdziesiąt pięć lat, prowadziła swoją firmę. Zawsze była zaradną,
mądrą kobietą. Babcia zawsze traktowała ją bardziej, jak córkę niż wnuczkę. Dlatego tak dobrze
potrafiły się porozumieć.
Carol wysiadła z taksówki. Rozejrzała się i poszła w stronę drzwi wejściowych. Nie pukała,
miała swoje klucze. Kiedy weszła poczuła zapach świeżych ziół i lawendy. Odkąd pamiętała w
domu zawsze unosił się ten zapach, uwielbiała go.
- Babciu to ja! - zawołała u progu.
- Carol wejdź i rozbierz się. Jestem w kuchni! - usłyszała głos babci. Zrobiła tak, jak jej kazano.
Poszła do kuchni. Zastała swoją babcię, która już przygotowywała kawę. Carol usiadła przy stole,
przewiesiła torbę.
- Babuniu... przyjechałam dosłownie na chwilę – powiedziała wnuczka. - Mam jedną sprawę do
ciebie.
- Tak skarbie? - spytała stawiając kubki z aromatyczną kawą.
- Wiem, że nie będziesz zadowolona z tego, co powiem. - przełknęła ślinę – Chce wziąć
samochód na jakiś czas.
- Carol... Nie wiem czy to dobry pomysł. Od kiedy był ten wypadek, nie usiadłaś za kierownicą.
Jesteś pewna? - spytała z zatroskaną miną.
- Jestem pewna. Poradzę sobie. Pamiętam, jak prowadzi się samochód. Takich rzeczy się nie
zapomina. - Maria usiadła naprzeciwko wnuczki i spoglądała na nią.
- Skarbeńku... - z westchnieniem oparła.
- Babuniu, samochód jest mi niezbędny. Mam dużo pracy, a jazda samochodem pozwoli mi
zaoszczędzić czas.
- Skoro się tak upierasz, nie będę się sprzeciwiać. A teraz zmieniając temat powiedz, jak praca.
- Cóż, mamy bardzo wymagającego klienta. Chwilowo rozluźniło się, więc przyjechałam. Mam
dziś umówione spotkanie z nim. Wieczorem powinnam wiedzieć, jak sprawy mają się ułożyć. -
odpowiedziała Carol – Opowiem resztę, gdy skończę zlecenie. Teraz na mnie pora, muszę zajechać
po rzeczy do domu i do firmy jeszcze zajrzeć.
- Tak szybko? Nawet nie zdążyłaś dopić kawy. - ze smutkiem powiedziała kobieta. - Tak rzadko
cię ostatnio widuję kochanie.
- Wiem babuniu, postaram się to zmienić. A teraz muszę naprawdę pędzić.- Ucałowała Marię,
wzięła od niej klucze do samochodu i skierowała się do garażu.
- Kocham cię, uważaj na siebie – powiedziała na pożegnanie babcia Caroline.
- Też cię kocham, odezwę się – pomachała przez uchyloną szybę w samochodzie.
Carol ponad rok nie jeździła swoim samochodem. Na początku prowadziła powoli i
ostrożnie. Ciężko było się jej przyzwyczaić. Mimo lekkiego strachu nabrała pewności siebie,
dołączyła do uczestników ruchu drogowego. Po drodze do firmy zajechała po rzeczy, które miała
wziąć z mieszkania. Szczególnie ważne było oddanie kart pamięci tak, jak chciał klient. Nie do
końca ufała Damianowi, kopie zapasową zrobiła na swoim przenośnym dysku, za hasłowała.
Wiedziała, że to nie w porządku wobec klienta, ale nigdy nic nie wiadomo. Uważała, iż takie rzeczy
zawsze się przydadzą, przy każdym swoim zleceniu robiła kopię.
Zaparkowała w podziemnym parkingu. Zabrała torby ze sobą. Skierowała się w stronę
windy. Otwierając drzwi do biura dostrzegła, że dziewczyny siedzą na telefonach. Pomachała im na
przywitanie. Rozłożyła swoje torby. Pierwszą rzeczą jaką musiała zrobić to włączyć swoją pocztę.
W skrzynce było kilka nieznaczących maili. Znalazła oficjalne zaproszenie na otwarcie klubu
Gabriela. Miało się odbyć za dwa dni, piątek wieczorem. Jeszcze nie wiedziała, czy tam pójdzie.
Dziś musiała się rozmówić z Damianem, nie była pewna jak sprawy się potoczą.
Carol nie została długo w firmie, przyjechała popołudniu, a już zbliżała się godzina ósma
wieczorem. Zaczęła zapadać zmierzch. Dziewczyna była zmęczona, niewyspana. Kawa dziś na nią
nie działa za dobrze. Jeszcze do tego musiała wymijająco odpowiadać na pytania dziewczyn. Nie
cierpiała okłamać ludzi, ale dziś kłamała tak dużo, więcej niż przez swoje całe życie. Ta myśl
jeszcze bardziej psuła jej humor, czuła się przygnębiona i wkurzona. Wiedziała, że to wina jej
klienta, jego dziwnych pomysłów.
Zaparkowała samochód na podjeździe dla gości hotelu. Wzięła torbę, gdzie wcześniej
włożyła do niej aparat i przygotowaną kartę pamięci. Złość na Damiana jeszcze jej nie przeszła. Nie
zawracała sobie głowy poprawianiem makijażu, czy też przebieram się w bardziej elegancki strój.
Pozostała tak, jak wychodziła ubrana do Marii. Chciała czuć się swobodnie. Pojechała widną na
ostatnie piętro, zapukała do pokoju numer 802. Otworzył drzwi służący, po czym zamknął je za nią,
gdyż wychodził. Pokój był taki sam jak poprzednio, tyle że pusty. Na kawowym stoliku stały w
wazonie białe róże. Takie same róże, jak poprzednio – pomyślała. Położyła torbę na sofie, a sama
podeszła do dużego okna. Spojrzała na niesamowitą panoramę miasta. Widok zapierał dech w
piersi.
- Witaj Caroline. Cieszę się, że zdecydowała się przyjść – powiedział uwodzicielskim głosem
klient. Na jego słowa podskoczyła ze strachu. Nie usłyszała, kiedy wszedł do pokoju. Powoli
obróciła się w jego stronę. Stał kilka kroków od niej, w dłoni trzymał białą różę. Ubrany był
tradycyjnie - elegancka czerń. Włosy rozwichrzone, spojrzenie pełne powagi. Usta układały się w
uśmiech, cechujący samozadowolenie.
- Damianie... - zamilkła. Spojrzała mu w oczy. Czuła się, jakby miała zaraz w nich utonąć.
Otrzęsła się z tego wrażenie. - Chciałeś porozmawiać, więc jestem.
- Hm... ślicznie dziś wyglądasz. - powiedział kierując się w jej stronę.
- Nie o moim wyglądzie mamy rozmawiać – odparła uszczypliwie.
Wręczył jej róże. Carol oniemiała, nie wiedziała, co ma myśleć o kliencie. Na początku grał
niedostępnego, drapieżnego człowieka. Odkąd go poznała był tajemniczy, teraz mówił do niej, jak
kochanek.
- Usiądźmy - zaproponował.
Oboje skierowali się w stronę sof, usiadła po przeciwnej stronie. Chciała mieć go na
widoku, nie za blisko siebie. Dzielił ich tylko mały, szklany stolik kawowy.
- Jeszcze raz przepraszam cię za nieprzyjemności, jakie wczoraj doznałaś. Nie chciałem cię
wykorzystać. - mówił poważnym tonem patrząc jej w oczy.
- Jednak zrobiłeś to... - zamilkła na kilka sekund. - Myślę, że dobrym rozwiązaniem tego będzie
zakończenie współpracy.
- Nie. - odparł z mocą. Wstał i podszedł do okna. Mięśnie ramion miał napięte. Carol nie spodobało
się jego zachowanie. Przed chwilą był czarującym człowiekiem, a po chwili zmieniał się w
surowego i niebezpiecznego mężczyznę, mówiąc jedynie jedno słowo. Przyznała się przed sobą,
bała się go. - Caroline wysłuchaj, co powiem. - odwrócił się w jej stronę. - Wczoraj przed kolacją,
gdy podeszłaś do mnie i szepnęłaś, że musimy porozmawiać wiedziałem, iż poszło coś nie tak.
Widać było to po twoich oczach. Znając swojego przyrodniego brata wiedziałem jaki on jest, do
czego zdolny. Nie wiem czym cię przestraszył, ale postanowiłem zadziałać. Domyślałem się, że
może chodzić o ciebie, nasze wymyślone narzeczeństwo. Nie będę ukrywał, nie najlepiej szła ci ta
rola. - położył palec na ustach, aby mu nie przerywała. - Zdecydowałem nie wtajemniczać cię w
swój plan. Gabrielowi nie bardzo się on podobał, ale przyznał rację, co do twojej reakcji.
Zachowałaś się, jak kotka na gorącym dachu.
- Słucham? To ma być niby komplement? - oburzyła się. - Przyłapanie klienta w niedwuznacznej
sytuacji nie jest żadną przyjemnością. Doskonale wiedziałeś, iż ktoś was usłyszy, musiało paść na
Zgłoś jeśli naruszono regulamin