Rozdział 18 Niepewność.rtf

(13 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ 18. NIEPEWNOŚĆ

„Cóż warte jest serce,

gdy nie ma

dla kogo bić?”

O godzinie 6:00 zadzwonił budzik. Pierwsza myśl po przebudzeniu brzmiała : „Mamo. Jeszcze pięć minut.” Wtedy przypomniałam sobie, że mamy nie ma, że jej już nie będzie. Usiadłam na łóżku i moją uwagę zwróciła gałązka kwiatu wiśni, która leżała obok mojej poduszki. Był tu. Ale jak? Wtedy zobaczyłam, że spałam przy otwartym oknie. W pokoju cały czas unosił się ten piękny, wiśniowy zapach. Moje serce zabiło mocniej. Wyszłam z łóżka, wzięłam nowe spodnie i bluzkę, którą Alice kupiła mi, żeby wyrwać mnie z depresji, która męczyła mnie po stracie Seth ‘a. Po tym, jak nie chciałam z nim rozmawiać, po tym jak mnie oszukał. Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Kokosowy zapach żelu pod prysznic stał się bardziej intensywny. Czyżby ten zapach tak przyciągał do mnie Alec ‘a? Wytarłam się ręcznikiem, wysuszyłam włosy i się ubrałam, zastanawiając się ciągle skąd te kwiaty, skoro jak mówił Edward, one o tej porze nie kwitną. Wzięłam swoją torbę i zaniosłam ją do samochodu. Nie zauważyłam w nim niczym niepokojącego. Wróciłam do kuchni, gdzie właśnie siedział wujek Charlie.

-Dzień dobry wujku.- powiedziałam i wzięłam się za przygotowywanie śniadania dla siebie i wujka.

-Dzień dobry Emm. –powiedział, popijając swoją kawę.

Tak jak wujkowi, sobie przygotowałam jajecznicę.  Postawiłam talerz przy wujku, a ja ze swoim usiadłam naprzeciw niego.

-Jak się czujesz? –spytał dziwnie mi się przyglądając.

-Dobrze. –odpowiedziałam –A czemu wujku pytasz?

-Bo coś źle wyglądasz, jakby znów cię łapało jakieś przeziębienie.

-To nic takiego. –powiedziałam –Dzisiaj jest piątek więc w weekend poleżę w łóżku, a w poniedziałek nic mi nie będzie.

Dalej jedliśmy w ciszy. Gdy skończyliśmy jeść, wzięłam się za zmywanie naczyń. Wytarłam je do sucha i włożyłam do szafki.

-Do zobaczenia wujku. –powiedziałam, biorąc swoją torbę z krzesła i zniknęłam za drzwiami.

Wsiadłam do samochodu. I poczułam zapach kwiatu wiśni. Chciałam położyć torbę obok siebie, ale fotel był już zajęty. Znów znajdowała się na nim mała gałązka, na której widok serce podskoczyło mi do gardła. Położyłam gałązkę przy przedniej szybie, a na fotel położyłam torbę.

-Bardzo śmieszne. –powiedziałam sama do siebie i ruszyłam w stronę szkoły.

Na parking dojechałam przed dziewiątą, więc miałam jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia lekcji. Stanęłam przy samochodzie i rozglądałam się wokoło, czy nie ma tutaj mojego „wiśniowego” prześladowcy. Nikogo nie było. Parking stawał się mniejszy, ze względu na samochody, które przyjeżdżały, ale żaden nie odjeżdżał. Wyciągnęłam swoją torbę z samochodu, zamknęłam go i poszłam w stronę szkoły. Przed szkołą spotkałam Richie ’go. Porozmawialiśmy chwilę, dopóki nie przerwał nam dzwonek na lekcje. Poszłam na chemię, gdzie w klasie czekał już na mnie Bruce. Cała chemia polegała na tym, że nauczyciel mówił co będziemy przerabiać w tym semestrze, więc całą chemię przegadaliśmy. Na angielskim nie było jak rozmawiać z dwóch powodów. Pierwszy: siedziałam z Alyssą, a drugi: pan Berty zaczął prowadzić normalną lekcję, a ja nie chciałam dostać na samym początku roku szkolnego jedynki za to, że nie uważam na lekcjach. Na biologii mieliśmy jeszcze luzy. Wszyscy rozmawiali jakby byli na baterie. Ale gdy nauczyciel nas uciszał, to jakby te baterie im się wyczerpywały. Wszystkie pozostałe lekcje strasznie się dłużyły, ale w końcu zadzwonił dzwonek i w trójkę (ja, Alyssa i Bruce) zeszliśmy do stołówki. Została na jeszcze ostatnia lekcja, więc z tą dobrą nowiną usiedliśmy przy stoliku, który wczoraj zajmowaliśmy. Zdziwiłam się bardzo, gdy na jego środku stał mały wazonik z kwiatem wiśni, a obok mała karteczka, na której było napisane moje imię.

-Jakiś tajemniczy wielbiciel? –spytała Alyssa –Przecież taki sam znalazłaś wczoraj u siebie w samochodzie.

-Wielbiciel? Nie byłabym tego taka pewna. –powiedziałam.

-Jak nie wielbiciel to kto? -wtrącił się do rozmowy Bruce.

-Yyy… -zacięłam się jak stara, porysowana płyta, których już nie produkują –Znajomy mojej kuzynki –skłamałam, bo przecież Bella i rodzina Cullenów nie przepadali za sobą –Raz mnie zobaczył i wiecie, „Zakochał się od pierwszego wejrzenia.” –Gdy mówiłam słowa, że się zakochał zrobiłam charakterystyczny ruch, ujmujący to stwierdzenie w cudzysłów-  Od tamtego czasu dostaję te kwiaty.

-Ale jak on się wczoraj dostał do zamkniętego samochodu? –spytała Alyssa, nie ukrywając odrobiny zazdrości i zaniepokojenia.

-Sama chciałabym wiedzieć. –odpowiedziałam i zaczęłam pić swój soczek, bo na nic innego nie miałam ochoty –Chciałabym też wiedzieć, skąd on ma te kwiaty, bo jak mąż kuzynki mi powiedział, to one o tej porze roku nie kwitną.

Nikt nie poruszał już więcej tego tematu. Siedzieliśmy w ciszy, gdy nie zjawił się brat Bruce ‘a. Tym razem był sam. Thomas przysiadł się do nas. Miał ciemne włosy i był  nawet przystojny.

-Gdzie Dorii? –spytał Bruce.

-Rozstaliśmy się. –powiedział spoglądając na kwiat wiśni –Zdradziła mnie. Widziałem jak całowała się z tym Simon ‘em. Tłumaczyła, że to tylko przyjacielski pocałunek, ale moim zdaniem nie tak wygląda pocałunek przyjaciół.

-Co za dziewczyna. Jest tylko pustą blond lalką, która bawiła się twoimi uczuciami. –powiedziała Alyssa i objęła go ramieniem –Będzie następna, taka, która bardziej zasługuje na twoją miłość. - spojrzała przy tym na mnie znacząco.

-Alyssa ma rację. –powiedziałam, bawiąc się kwiatem wiśni –Każdy kiedyś odnajdzie swoje szczęście. Ja już znalazłam. –uśmiechnęłam się do nich.

Wszyscy spojrzeli na mnie z nutką zdziwienia.

-No co? Zakochać się już nie można? –spytałam, robiąc jakąś dziwną minę, której sama nie widziałam i wybuchłam śmiechem.

Zaraz potem Alyssa wybuchła śmiechem, za nią Bruce, a na końcu Thomas. Przynajmniej udało mi się go rozśmieszyć, bo wątpię, żeby po takim zawodzie, jaki sprawiła mu ta blond lala, pozbierał się szybko. Wszyscy byli zdziwieni, że jedną małą miną, potrafię rozśmieszyć człowieka. Dać mu szczęście, jakim jest śmiech. Zadzwonił dzwonek i w trójkę poszliśmy na ostatnią lekcję. Lekcja minęła dość szybko. Może dlatego, że nikt ze mną nie rozmawiał bo Alyssa zwolniła się z ostatniej lekcji i byłam skupiona tylko na tym, co mówi nauczyciel. Siedziałam i z utęsknieniem czekałam na dzwonek. Gdy w końcu zadzwonił, wypadłam z klasy jak oparzona, a w drodze na parking wpadłam na Thomas ‘a.

-Hej. –uśmiechnął się do mnie –Co ty tak pędzisz.

-Boję się, że ukradną mi samochód. –zażartowałam.

-Który? –spytał.

-Srebrnego mercedesa CLS 63. –odpowiedziałam i zatrzymałam się na chwilę.

-A ten. To ukradli go jakieś dwie godziny temu. –zaśmiał się.

-Nie żartuj. –powiedziałam i pobiegłam w stronę samochodu.

Był na swoim miejscu, nie było na nim nawet jednej rysy. Stanęłam i odetchnęłam z ulgą.

-Żartowałem. –powiedział Thomas, gdy do mnie podbiegł. Ciągle się śmiał –Żałuj, że nie widziałaś swojej miny.

-Bardzo śmieszne. –powiedziałam z sarkazmem. –Zapłacisz mi za to. Jeszcze się na tobie zemszczę. –uśmiechnęłam się do niego.

Trudno było się nie uśmiechać, gdy widziało się kogoś, kto jeszcze godzinę temu był załamany, a teraz śmiał się w niebo głosy. Na człowieka, który po takim zagraniu ze strony jego dziewczyny, miał ochotę do żartów.

-Nie wybaczę ci tego Thomas. –powiedziałam tłumiąc śmiech.

-Oj mała. Nie bądź taka. –zrobił minę skrzywdzonego dziecka.

-Nie jestem mała.

-Piękna.

-Nie jestem piękna. Jestem przeciętną dziewczyną. Taką jak Alyssa, czy Dorii.

Na wspomnienie Dorii, posmutniał. Opuścił głowę i wpatrywał się w szary beton.

-Przepraszam. –powiedziałam smutno –Nie chciałam cię urazić.

-Nic się nie stało. –powiedział, a na jego ustach widniał przepiękny uśmiech.

-Muszę już jechać. Obiecałam wujkowi, że od razu po szkole przyjadę.

-Ok. Nie ma sprawy. Do zobaczenia w poniedziałek. –powiedział i pomachał mi na pożegnanie.

-Na razie. –odparłam i wsiadłam do samochodu.

Poczułam znów zapach, który od dwóch dni mnie prześladował na każdym kroku. Na siedzenie pasażera leżała kolejna gałązka moich ulubionych kwiatów. Torbę wrzuciłam  na tylnie siedzenia i pojechałam w stronę Forks. Po drodze nigdzie nie widziałam swojego prześladowcy. Prześladowcy, który był we mnie zakochany. Gdy zajechałam pod dom, moje serce podskoczyło aż do samego gardła. Przed domem, pod moim oknem posadzone było drzewo wiśni. Skąd ono się tu wzięło? Spytałam sama siebie. Nie. To niemożliwe. Przecież te kwiaty o tej porze roku nie rosną. I nie rosną w Forks. Gdy na jednej z przerw poszłam do szkolnej biblioteki wyczytałam w jakiejś książce, że te kwiaty zakwitały wiosną i na dodatek tylko w Japonii. To, co widziałam było magią. Ciągle kwitnące kwiaty, które nie więdły. To musiał być tylko sen. Ja ciągle śnię, albo po prostu jestem już po drugiej stronie. Umarłam, a to wszystko, to tylko sen. Ocknęłam się z rozmyślań i uszczypnęłam się w rękę. Zabolało. Czyli nie śniłam. To wszystko było prawdą. Wzięłam swoją torbę z samochodu i wróciłam do domu. Już na wejściu wujek dziwnie na mnie patrzył.

-Stało się coś wujku?- spytałam.

-Nie nic. Możesz mi wytłumaczyć, skąd się wzięło to drzewo, jeszcze kwitnącej wiśni? –spytał lekko zażenowany.

-O to samo chciałam cię wujku spytać.

-Ja nie wiem. Myślałem, że ty coś na ten temat będziesz wiedzieć.

-Ja też nie, ale zadzwoń do Edwarda, on pewnie coś na ten temat wie. –powiedziałam znikając na górze.

Torbę powiesiłam na drzwiach i położyłam się na łóżko. Włączyłam muzykę i pogrążyłam się w głębokich myślach. Ciągle nie byłam pewna, czy to, co czuje do mnie Alec, to miłość. Może zwykłe zauroczenie. Zobaczył mnie raz i nagle się zakochał. Wstałam i podeszłam do okna. Spojrzałam w dół na kwitnące drzewo. Poczułam silną potrzebę spotkania go. Porozmawiania z nim o jego i moich uczuciach. Przez głowę przewinęła mi się tylko jedna myśl. A może ja już go więcej nie spotkam? Jedynie co mi będzie o nim przypominać, to drzewo, na którym kwitły kwiaty wiśni.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin