Wychowanie w rodzinie, a przyczyny anoreksji.pdf

(108 KB) Pobierz
87787405 UNPDF
Zaburzenia jedzenia szybko przybierają postać niebezpiecznej choroby społecznej. Świadczą o tym
prowadzone badania (według różnych danych wskaźniki zachorowalności wahają się od O,5%-
2,5% [8], a wskaźniki stopnia zagrożenia anoreksją sięgają do 30% [15]). Początkowo zaburzenia
jedzenia postrzegane były tylko w aspekcie medycznym, a problematyką tą zajmowali się głównie
psychiatrzy i endokrynolodzy. Dzisiaj specjaliści są zgodni, że najlepsze efekty w leczeniu osób
cierpiących na anoreksję przynosi psychoterapia, szeroko rozumiane poradnictwo rodzinne i
prawidłowe oddziaływania wychowawcze.
Anoreksja nervosa (występująca również pod nazwami: anoreksja psychiczna, jadłowstręt
psychiczny, psychiczny brak łaknienia) według klasyfikacji Światowej Organizacji Zdrowia
definiowane jest jako zaburzenie jedzenia, które charakteryzuje celowa utrata masy ciała wywołana
świadomie i podtrzymywana przez pacjenta. Występuje najczęściej u dziewcząt w okresie
pokwitania i u młodych kobiet. Zdarza się także u chłopców przed osiągnięciem dojrzałości i
młodych mężczyzn oraz u dzieci przed okresem pokwitania i u dojrzałych kobiet aż do okresu
menopauzy. Zazwyczaj stwierdza się niedożywienie różnego stopnia z wtórnymi zmianami
hormonalnymi i metabolicznymi oraz zaburzenia funkcjonowania organizmu. Do objawów
anoreksji należą ponadto: ograniczenia w diecie, wyczerpujące ćwiczenia fizyczne, prowokowanie
wymiotów, systematyczne przyjmowanie leków o właściwościach przeczyszczających i tłumiących
łaknienie oraz środków moczopędnych [13].
Naukowcy nadal poszukują przyczyn zaburzeń odżywiania się. Najczęściej przyjmowany jest
wieloczynnikowy model etiologiczny (obejmujący czynniki kulturowe, rodzinne i indywidualne)
[8]. Dokładniej przedstawia wymienione wyżej aspekty model P. Slade’a, ponieważ uwzględnia on
fakt, że przy rozważaniach na temat anoreksji należy wziąć pod uwagę nie tylko wydarzenia
poprzedzające zachorowanie, ale również zbadać konsekwencje wystąpienia objawów. Wyodrębnił
on trzy typy czynników, które mają ogromne znaczenie w różnym czasie trwania choroby:
czynniki predysponujące,
czynniki wyzwalające,
czynniki podtrzymujące.
Do czynników predysponujących Slade zaliczył „ ogólne niezadowolenie z siebie” (którego
źródeł należy szukać w nieprawidłowych relacjach rodzinnych i konfliktach związanych z
uzyskaniem autonomii oraz niepowodzeniach w kontaktach społecznych), a także uwarunkowania
biologiczne (czyli szereg predyspozycji fizjologicznych i psychicznych, które mogą świadczyć o
podatności na zranienie i specyficznej wrażliwości).
Czynniki wyzwalające określają czas wystąpienia choroby. Im, jako spustowym, przypisuje się
często zbyt duże znaczenie. Mogą to być krytyczne uwagi rodziny lub znajomych na temat
wyglądu, trudne sytuacje życiowe, utraty i separacje od rodziny. Slade podkreśla, że zmieniające
się relacje rodzinne (np. śmierć, rozwód, wyjazd z domu rodzinnego związany z edukacją)
odbierane są przez osoby o niskiej samoocenie i jednocześnie dużej zależności od rodziny jako
zagrożenie i mogą spowodować wystąpienie objawów anorektycznych.
Czynniki podtrzymujące stanowią ostatnią grupę. Są to te czynniki, które mają wpływ na
podtrzymywanie objawów i w znacznym stopniu utrudniają leczenie. Spośród nich wymienić
można dolegliwości gastryczne (na przykład uczucie przesytu po zjedzeniu małej ilości jedzenia),
zmianę pozycji pacjentki w rodzinie na centralną, zmniejszenie konfliktów rodzinnych lub
małżeńskich, poczucie sukcesu i kontroli [8].
Obecnie bardzo często wyolbrzymia się znaczenie czynników kulturowych. Lekarze i terapeuci
pracujący z osobami cierpiącymi na zaburzenia odżywiania (jak np. M. Wolska oraz lekarze i
terapeuci z Kliniki Psychiatrii Dzieci i Młodzieży Collegium Medicum Uniwersytetu
Jagiellońskiego) nie zgadzają się, że lansowany model szczupłej sylwetki jest decydującym
czynnikiem w wystąpieniu anoreksji. Jeżeli bowiem traktujemy anoreksję jako bezkrytyczne,
perfekcyjne hołdowanie modzie, to należy zwrócić uwagę na fakt, że najważniejsze dla
współczesnego człowieka jest życie i zdrowie. Dlatego też większość osób odchudzających się i
dbających o swój wygląd nie dopuszcza do wychudzenia i wyniszczenia swego organizmu. Nie
można oczywiście pominąć kulturowego podłoża jadłowstrętu psychicznego, ale jest ono ważne
tylko wtedy, gdy występuje w połączeniu z innymi czynnikami.
Przedmiotem mojego zainteresowania jest wychowanie w rodzinach osób cierpiących na anoreksję,
które w literaturze opisywane są najczęściej jako rodziny dośrodkowe [14], o małym stopniu
empatii i zaburzonych relacjach wewnątrzrodzinnych. Zależności między stopniem zagrożenia
anoreksją, a czynnikami ryzyka w środowisku rodzinnym, potwierdzają badania przeprowadzone
przez A. Maciarz (według których wraz ze wzrostem zagrożenia zaburzeniami jedzenia wzrasta
również wskaźnik ryzyka środowiska rodzinnego) [15].
Zdecydowałam się na przeprowadzenie badań w rodzinach anorektycznych (w ramach pracy
doktorskiej „Wychowanie w rodzinie a anoreksja”), ponieważ brak jest pedagogicznych danych na
ten temat. Poza tym znam środowisko osób cierpiących z powodu zaburzeń odżywiania się, dlatego
mogłam liczyć na życzliwe przyjęcie zarówno ze strony zdominowanych przez objawy choroby
dziewcząt, jak również zamkniętych dla obcych rodzin. Ostatecznie badaniami zostało objętych
trzydzieści rodzin anorektycznych.
Za główny cel badań przyjęłam ustalenie zależności pomiędzy sytuacją rodzinną dziecka, a
występowaniem anoreksji, czyli odpowiedź na pytanie: jaki wpływ na powstawanie i leczenie
niektórych zaburzeń odżywiania (konkretnie - jadłowstrętu psychicznego) mają czynniki rodzinne?
Wstępna analiza wyników badań pozwala sądzić, że czynniki rodzinne odgrywają ważną rolę
zarówno w powstawaniu objawów jak i leczeniu choroby. Problem anoreksji jest bardzo poważny
(w wieli przypadkach choroba kończy się śmiercią) i nie można go lekceważyć. Zaburzenia
jedzenia mają głębokie podłoże psychologiczne i wymagają leczenia przez specjalistów. Niestety w
wielu przypadkach to właśnie rodzice nie chcą przyznać, że ich dziecko cierpi na anoreksję.
Uparcie szukają innych( typowo fizjologicznych i racjonalnych) przyczyn. To bardzo utrudnia
leczenie, ponieważ nasila tylko u chorej osoby wstyd, poczucie winy, nienawiść do siebie, strach
przed życiem i bezsilność wobec choroby. Z moich badań i licznych doświadczeń wynika, że
rodziny osób cierpiących na zaburzenia jedzenia z trudem decydują się na terapię rodzinną, boją się
obwiniania za chorobę dziecka, silnie strzegą rodzinnych tajemnic i bronią sztywnych granic. Jeżeli
osoba chora jest już pełnoletnia i po zakończonej terapii decyduje się zamieszkać oddzielnie, to ma
duże szanse na powrót do normalnego życia. Osoby niepełnoletnie (lub z różnych powodów mniej
zdecydowane na przeprowadzkę) wracają do domu, gdzie nadal znajduje się źródło problemów z
jedzeniem, co oczywiście szybko przywołuje lęki i sprzyja nawrotowi objawów choroby (diety,
wymioty, objadanie się, stosowanie środków przeczyszczających lub intensywnych ćwiczeń
fizycznych).
Nadrzędnym celem leczenia jest pomoc osobie chorej, dlatego najlepsze efekty przynosi terapia
indywidualna połączona równolegle z terapią rodzinną, ponieważ pomaga ona rozładować lęk i
poczucie winy u wszystkich członków rodziny, uczy szczerości i zdrowej komunikacji
emocjonalnej. Poniżej przedstawiam charakterystyczne wypowiedzi osób chorych i ich rodziców,
które ukazują jak trudno rodzinom anorektycznym pogodzić się z chorobą córki i przyznać do
błędów wychowawczych.
W rodzinie 23-letniej Moniki ojciec nadal nie chce przyznać, że choroba córki ma głębokie
podłoże psychiczne, którego źródłem są czynniki rodzinne. Jednak wsparcie matki i dojrzałość
samej chorej (która potrafiła wyzwolić się spod dominacji objawów i mówi już o prawdziwych
problemach) dają duże szanse na powrót Moniki do normalnego życia.
Monika:
„...Dzisiaj wiem, że za wysoko postawiłam sobie poprzeczkę, ale gdzieś głęboko czułam, że
muszę być najlepsza, bo tylko wtedy zasłużę sobie na miłość rodziców. (...) Musiałam się
bardzo starać, aby mogli być ze mnie dumni. (...)Ojciec jest małomówny, surowy i
podporządkowany mamie. W dzieciństwie czasem zabierał mnie na konie, do zoo. Potem
zupełnie straciliśmy kontakt. (...)Właściwie to czułam się bardzo samotna. Żyliśmy razem,
ale ja tak naprawdę nie miałam ani ojca, ani matki. Mamie nie wystarczały czwórki, często
porównywała mnie do dzieci swoich koleżanek. Musiałam być od nich lepsza, musiałam być
najlepsza – dla niej! Chciałam być idealną córką, a potem tak jakoś ten perfekcjonizm i
dążenie do ideału pojawiły się w całym moim życiu. Miałam być idealną córką, kobietą,
kochanką, przyjaciółką, uczennicą... Kiedy, więc zaczęłam się odchudzać, to zrobiłam to
najlepiej, jak umiałam (planowałam, że zrzucę 5 kg, a schudłam 25 kg). Ważyłam 32 kg i
chciałam umrzeć, bo nie dawałam sobie sama już z tym wszystkim rady. Mama mówiła:
„córeczko, jesteś silna, musisz sobie poradzić”, a mnie od razu mdliło od tych słów.
Kocham ją i chcę, żeby była ze mnie dumna, ale dzisiaj uczę się żyć dla samej siebie...”
Mama Moniki:
„...Skrzywdziliśmy nasze dziecko. Nieświadomie, bo to przecież nasza jedyna córka i życie
byśmy za nią oddali. Zawsze była grzeczna, posłuszna. Zaślepieni egoistyczną miłością nie
zastanawialiśmy się nad tym, co ona czuje. A ona pogubiła się gdzieś wśród naszych
chorych ambicji, wymagań i pragnień. Potem przyszedł ten straszny moment, gdy podczas
rozmowy z terapeutą córki dotarło do mnie, że w dużym stopniu jestem odpowiedzialna za
chorobę Moniki. Traktowałam ją jak tresowaną małpkę, którą można się pochwalić. A ona
potrzebowała miłości. Teraz już wiem, że ani ja, ani mąż (wychowani w rozbitych
rodzinach) nie potrafiliśmy stworzyć normalnego, ciepłego domu, ponieważ nie mieliśmy
odpowiednich wzorców. Chcieliśmy mieć idealne dziecko i prawie zabiliśmy je naszą chorą
miłością. Terapia Moniki objęła całą naszą rodzinę i nadal jest nam trudno. Wszyscy
uczymy się kochać, wybaczać, żyć swoim życiem...”
Ojciec Moniki:
„...To Monika jest chora (na pewno nie psychicznie!), a nie ja. Zresztą, już wygląda w miarę
normalnie, chyba zrozumiała swój błąd. (...) Jestem na nią zły. Narobiła nam wstydu,
prawie zagłodziła się na śmierć, a przecież niczego jej nie brakowało. (...) Zapewniliśmy jej
zgodny, spokojny dom. Mnie też nikt nie chwalił i wyrosłem na człowieka. Za dobrze miała.
Jakby sama musiała zarobić na to jedzenie, to by tak nim nie gardziła...”
Zupełnie inną postawę wobec choroby córki przyjęli rodzice 29-letniej Kasi , którzy wzajemnie
siebie obwiniają. Poza tym dużo oskarżeń kierują do samej chorej. Mają do córki pretensje o to, że
nie sprostała ich oczekiwaniom. W takiej atmosferze (bez pomocnej dłoni i zasadniczych zmian w
postępowaniu rodziców) Kasi będzie niezwykle trudno walczyć ze swoją chorobą.
Kasia:
„...Nie wiem, czy mam anoreksję. Ważę 38 kilo i nie zamierzam więcej przytyć. Najchętniej
zrzuciłabym chociaż 3 kilo, ale boję się, że wtedy znów położą mnie na oddziale
psychiatrycznym. A tego nie zniosę. Wolę umrzeć! Lubię za to być w normalnych szpitalach,
bo tam wszyscy się o mnie troszczą. I rodzice czasami razem siedzą przy moim łóżku. Wtedy
czułam się prawie szczęśliwa. (...) Odkąd pamiętam zawsze walczyłam z mamą, ale nigdy
nie udało mi się wygrać. Ona jest niezwykle silną kobietą. Mówiła mi, co mam jeść, jak się
uczyć, z kim przyjaźnić. Wybrała studia, których nie znosiłam, kontrolowała każdy mój ruch.
Nawet w szafach mi układała ubrania i książki, bo twierdziła, że zrobi to lepiej ode mnie. I
wreszcie znalazłam coś, w czym byłam lepsza od niej - odchudzanie. Diety, głodówki i
ćwiczenia były tylko moje. Robiłam to tylko dla siebie i każdy stracony kilogram napełniał
mnie radością. Nawet surowa mama nic nie mogła zmienić. Było mi jej szkoda, gdy prosiła i
płakała, ale jednocześnie czułam się nareszcie dowartościowana, silna i zdecydowana. (...)
Chciałabym pójść do pracy, ale nie skończyłam studiów, nic nie potrafię i mama mówi, że
teraz jest duże bezrobocie, pracodawcy mają wysokie wymagania i nie mam szans na
pracę...”
Mama Kasi:
„...Nie uważam się za złą matkę. Terapeuci mówią, że zbyt ingeruję w życie córki, nie
pozwalam się jej usamodzielnić, ale oni nie wiedzą, co to znaczy być matką anorektyczki. To
kara boska. (...) Kocham Kasię i zawsze starałam się dać jej wszystko, co najlepsze. Jeżeli
ktoś jest winny, to nie ja, ale ojciec Kasi. Mąż odszedł od nas, gdy córka miała 3 latka.
Założył nową rodzinę. Ja musiałam zastąpić jej ojca. Zrezygnowałam z własnego życia - dla
niej. Może, gdyby Kasia była inna - zdecydowana, zaradna, odważna - nie musiałabym się
nią tak zajmować. Ale ona nigdy nie umiała postawić na swoim, dokonywać słusznych
wyborów. Tylko w sprawie odchudzania jest nieugięta. Moje życie od 10 lat to ciągła walka
z chorobą córki, szpitale, terapie. (...) Jej cały świat kręci się wokół jedzenia. Do szału
doprowadzają mnie słowa lekarzy: „Musi pani jej pomóc, zmienić swoje zachowanie”. To
ja mam się zmienić?? Przecież to moja córka jest chora!...”
Ojciec Kasi:
„...Winna jest żona (...) może dziecko trochę też (...). Kasia zawsze była niezdarna. Nic nie
umiała zrobić, dzieci jej dokuczały, bez przerwy płakała. Żona trzęsła się nad nią. (...)
Jestem nauczycielem wychowania fizycznego. Chciałem mieć wysportowanego piłkarza, czy
tenisistę. Na złość chyba moja podła żona urodziła mi mazgajowatą dziewczynkę. Kasia
naprawdę działała mi na nerwy, a jeszcze bardziej moja żona. Rozwód był najlepszym
wyjściem. Nie sadzę, żeby Kasia przeżyła nasze rozstanie, bo nigdy o tym nie mówiła.
(...)Niedawno powiedziała, że ma żal, że traktowałem ją jak niezdarę, wyzywałem i
mówiłem, że niczego w życiu nie osiągnie, ale jak widać miałem rację...”
Natomiast w rodzinie 20-letniej Małgosi dziecko było jedynym łącznikiem między rodzicami.
Niewątpliwie pozbawiona miłości między rodzicami atmosfera rodzinna (mimo braku kłótni i
awantur) nie sprzyjała rozwojowi dziecka. Poza tym Małgosia czuła się odpowiedzialna za związek
ludzi, których kochała. Rodzice zrozumieli anorektyczne komunikaty córki. Wspólnie rozmawiają
zarówno o przeszłości jak i przyszłości swojej rodziny. Małgosia uczy się życia w dorosłym
świecie, ale może liczyć na pomoc zarówno ojca jak i matki.
Małgosia:
„... Jestem związana z domem rodzinnym i mocno przeżywałam każdy kryzys małżeński
rodziców. A między nimi było coraz gorzej. W końcu przestali się do siebie odzywać. Tylko
ja ich łączyłam. (...) Ale ja dorastałam, dobrze się uczyłam i nie sprawiałam kłopotów.
Kiedyś mama powiedziała, że jak pójdę na studia, to będą mogli się rozwieść. A potem stało
się coś, nad czym nie panowałam. Anoreksja. I znów rodzice mieli wspólne sprawy - lekarze,
szpitale, terapia, długie godziny nad talerzem zupy... Nareszcie znowu razem! Czułam się
jak księżniczka. Mogłam manipulować rodzicami, kierować ich życiem, ponieważ przerażeni
wizją mojej śmierci posłusznie spełniali wszystkie moje prośby. Teraz już wiem, że moi
rodzice kochają mnie, ale nie pasują do siebie i męczą się razem. Nie chcę im odbierać
prawa do decydowania o swoim życiu. Mam własne marzenia, pragnienia. Uczę się
zajmować sobą i sprawia mi to satysfakcję...”
Mama Małgosi:
„...Małgosia nie była zaplanowanym, wytęsknionym dzieckiem. Oboje z mężem mieliśmy
wtedy po 20 lat i nie byliśmy gotowi na założenie rodziny. Pobraliśmy się jednak z poczucia
obowiązku. Po urodzeniu dziecka od razu przelaliśmy na nie ogromne pokłady miłości,
której nie potrafiliśmy dać sobie. Ona czuła tą naszą niechęć i cierpiała. Wiem, że
powinniśmy z nią o tym rozmawiać, tak jak robimy to teraz. Dobrze, że nie było jeszcze za
późno. Byliśmy tak ślepi, że dopiero choroba pozwoliła nam dostrzec, jak bardzo
wciągnęliśmy ją w nasze konflikty. Małgosia kocha mnie i męża, a często zmuszaliśmy ją do
dokonywania nieludzkich wyborów. Może gdyby potrafiła wykrzyczeć nam całą prawdę...”
Ojciec Małgosi:
„... Nie kocham swojej żony, ale kocham córkę. To dla niej zdecydowałem się na ślub. (...)
Kolejne lata, zamiast zbliżyć, tylko oddalały mnie i żonę od siebie. W końcu
porozumiewaliśmy się wyłącznie przez Małgosię: „powiedz ojcu...”, „poproś matkę...” Na
pewno cierpiała z tego powodu, ale nie skarżyła się, a nam się wydawało, że jeżeli w domu
nie ma awantur i kłótni, to wszystko jest w porządku. Jej choroba rzeczywiście zbliżyła
naszą rodzinę. Jako rodzice musieliśmy zjednoczyć siły w walce o życie naszego jedynego
dziecka. Ale nie zdarzył się cud i nie pojawiła się między nami miłość. Rozmawiamy o tym z
Małgosią i mam wrażenie, że ona już się z tym pogodziła (...).
Na podstawie zamieszczonych powyżej wypowiedzi, krytycznej analizy literatury przedmiotu oraz
wyników badań prowadzonych w ośrodkach specjalizujących się w leczeniu zaburzeń odżywiania
można stwierdzić, że pomocy wymaga nie tylko osoba cierpiąca na anoreksję, ale również cała
rodzina.
Zainteresowanie pedagogów problematyką zaburzeń odżywiania się stwarza nowe możliwości
postępowania w obliczu śmiertelnych zagrożeń. W polskim społeczeństwie nadal bardzo mało jest
prawdziwych informacji na temat anoreksji, a lekarze skupieni na leczeniu nie zajmują się
profilaktyką. Pedagogicznego wsparcia potrzebują także rodzice, którzy nie radzą sobie z trudnym
procesem wychowania i nie zaspokajają podstawowych potrzeb psychicznych dziecka. Warto
pamiętać, że anoreksja nie rozwija się nagle (w okresie dojrzewania), ale jej złe ziarna kiełkują już
Zgłoś jeśli naruszono regulamin