Rick_Jarow_-_antykariera_cz.2[1].doc

(612 KB) Pobierz
Miłość na sprzedaż

8. PIĄTA CZAKRA: TWÓRCZA WIZJA

W snach mają początek nasze możliwości.William Shakespeare

To, co popularnie nazywa się wizją, jak np. wizja danej osoby czy przedsiębiorstwa, nie sprowadza się do wizualizacji, planowania czy sformułowania misji, choć wizja może obejmować każdą z tych rzeczy. Być wizjonerem znaczy umieć wyczuwać to, co jeszcze nieznane, umieć wyobrazić sobie możliwość, która jeszcze nie istnieje w formie materialnej. Kolorem tradycyjnie wiązanym z ośrodkiem twórczej wizji, z piątą czakrą, jest kolor niebieski. Być może dlatego, że jest to barwa bezkresnego nieba, w które spoglądamy, gdy odrywamy się od tego, co znane, i marzymy. Z ośrodkiem tym mają związek gardło i głos, co podkreśla twórczą moc słowa nie tylko w sensie konkretnego, kulturowo uwarunkowanego słowa, gdzie mamy pewne pojęcie i jego desygnat, ale także w sensie starszej od pojęć energii wibracyjnej dźwięku. Energia ta zawiera się w słowach jak w kielichu, kiedy ożywia je obecność duszy. Dźwięk z impetem wdziera się w sferę nieświadomą i silnie na nią oddziałuje. Trąby Jozuego sprawiły, że runęły mury Jerycha; dźwięki i rytmy muzyki rockowej zburzyły mur berliński. Muzyka niesie w sobie wizję kultury, przenikając przez świadome bariery. Energię wizji zatem odnajduje się niekoniecznie w przemówieniach i deklaracjach. Teksty i melodie muzyki rockowej nie miałyby takiego oddziaływania, gdyby nie rytmy, które przenoszą ich zasadnicze energie. W podobny sposób wspólna wizja społeczeństwa jest zakodowana, często niejawnie, w rozmaitych formach kultury. Nawet jeśli usunie się symbole religii i państwowości, będące tradycyjnymi nośnikami wizji, sfera wizji powraca do nas ukradkiem. Dzisiaj wizyjną energię transmitują reklama, sport i komedie obyczajowe1. Jej echa docierają do nas poprzez gazetowe ogłoszenia i głosy tysięcy marginalnych grup społecznych namiętnie przywiązanych do własnych ideologii. Twórcza wizja jest czymś tak naturalnym jak oddychanie i naturalnie dochodzi ona do głosu w takim stopniu, w jakim czyjeś ciało, umysł i serce są zestrojone. W miarę jak nasze priorytety się klarują, a poczucie własnej wartości i pasja stają się coraz mocniejsze, wszystko, co porusza nasze serce, zaczyna wzbudzać w nas entuzjazm, który promieniuje niczym słońce. Umysł rozjarza się blaskiem twórczego natchnienia i zaczyna dostrzegać w świecie obfitość możliwości. Taki rozkwit wyobraźni jest naturalnym następstwem duchowego wzrostu i nie ma nic wspólnego z rozmyślną manipulacją wyobraźnią, stosowaną w niektórych technikach wizualizacji czy samoprogramowania się. Jeśli przywoływane obrazy nie są autentyczne, jeśli musimy zmuszać się do stworzenia jakiejś formy, to jesteśmy wewnętrznie skłóceni i znowu narażamy się na autosabotaż. Gdy nasze zdolności wizjonerskie zestrajają się z rdzenną energią, emocjami, wolą i sercem, wówczas nasze wizje sięgają poza widnokrąg osobisty ku społecznemu, a w końcu ogarniają perspektywę wyższego ciała zbiorowego.

Życie z wizją umożliwia nam znajdowanie dla siebie nowych ról na kosmicznym rynku, a także transformowanie oczekiwań, jakie żywimy wobec innych. Gdy ktoś zaczyna zdanie od „Wiem, że to, co powiem, wyda się szalone, ale...", to mamy wskazówkę, że to, co powie, jest naprawdę ważne, gdyż prawdopodobnie zawiera zalążek wizji. Obawa, że to „wyda się szalone", ma związek z lękiem przed narażeniem się, przed utratą bezpieczeństwa związanego z naszą zwykłą postawą, z której czerpiemy poczucie własnej wartości. Postawa ta często nawiązuje do zbiorowej wizji, do której jesteśmy przywiązani takiej, jaką kiedyś było przekonanie, że Ziemia jest płaska. Odchodząc od powszechnie uznawanej wizji, narażamy się na wyśmianie i odrzucenie nas przez tych, którzy przyzwyczaili się do swoich starych wzorców. Przełamanie takiej wspólnej, zgodnej hipnozy kosztuje wiele energii, a energię tę pozwala zgromadzić wewnętrzne zestrojenie. Im lepiej się czujemy z impulsami płynącymi z własnego wnętrza, tym bezpieczniej będziemy się czuć, gdy przyjdzie nam wykroczyć poza granice konwencji. To nie inni ludzie odrzucają nas, kiedy zrywamy z przyjętym przez ogół schematem świata. To my sami stwarzamy sobie opozycję w stopniu proporcjonalnym do tego, na ile sami jeszcze jesteśmy niepewni własnych wizji. Świadomie bądź nieświadomie trzymamy się własnych wyobrażeń tego, jak inni nas widzą. Spodziewamy się cudzego sprzeciwu albo wyśmiania i gdy następuje taka reakcja, jest ona wyzwaniem do przyjrzenia się jeszcze raz swoim intuicjom i motywacjom. Czy opór innych powoduje sama nasza idea, czy też wywołuje go balast, który ciągniemy za sobą, a który pochodzi z naszego własnego labiryntu? Pewien mój znajomy, który z pasją stara się o przywrócenie do łask roweru w naszym dławiącym się samochodami świecie, narzekał, że czuje się czarną owcą, ilekroć w jakiejś sytuacji towarzyskiej opowiada o swej działalności. Po bliższym zbadaniu tej sprawy uświadomił sobie, że jego odczucie społecznego ostracyzmu nie wynikało z faktu, iż wokół większość ludzi jeździ samochodami. W grę wchodziły czynniki osobiste, wewnętrzne skłócenie, wywołujące dyskomfort, którego przyczyn nieświadomie doszukiwał się w świecie zewnętrznym. Raz jeszcze okazuje się, że abyśmy mogli z powodzeniem urzeczywistniać swoje wizje, niezbędna jest nieustanna praca nad sobą.

W miarę jak wyłaniająca się wizja zakorzenia się w naszej świadomości, zaczyna ona przenikać sumienie. Nie potrafimy już żyć w kłamstwie, toteż wizja prowadzi nas do zmiany sposobu bycia i do dzielenia się własnymi odkryciami z innymi. George Bernard Shaw w młodości odnosił znaczne sukcesy w świecie interesów, ale czuł, że marnuje swoje życie, aż wreszcie stwierdził, że nie może już dalej iść drogą, która nie jest jego. Wewnętrzna prawda i moc biorą górę nad zimną kalkulacją i w końcu przekonujemy się, że kiedy sami zaczynamy akceptować to, co chcemy robić, wtedy akceptują to również inni. Naturalnie, nasze przedsięwzięcie może zawsze napotykać opór z czyjejś strony, ale opór ten nie będzie nas dotykać osobiście. Będziemy umieli go zrozumieć i pracować z nim, uwzględniając go jako jeden z elementów sytuacji. Jak mówi I Cing: „Kiedy nadejdzie twój dzień, uwierzą ci".

Dzięki pierwiastkowi wizyjnemu możemy więc otwierać nowe drzwi i wchodzić w nowe role w świecie. Role te jednak zostaną spełnione tylko w takim stopniu, w jakim inni je zaakceptują i zechcą z nimi współdziałać. Praca z energią wizji to znacznie więcej niż poszukiwanie i odnalezienie własnej wizji. Owszem, musimy przede wszystkim sami wierzyć w siebie, bo inaczej inni nigdy nam nie uwierzą, ale uwzględnić trzeba też proces interakcyjny. W rzeczy samej, aby w ogóle wchodzić w jakieś interakcje, musimy akceptować pewne wizje swojej zbiorowości, znajdujące wyraz w jej języku i obyczajach. Rozwijanie własnych wizji ma więc związek z wypracowywaniem odpowiedniej jakości interakcji. Czy nasze działania będą zdeterminowane z góry powziętymi wyobrażeniami co do ról społecznych albo zawodowych norm zachowania? Czy bieg naszego życia zawodowego będą wyznaczać cudze wizje i bez ustanku będziemy się starali wpasować w nie swoje ubranie? Czy wessie nas wizja danego środowiska zawodowego, tak że, opanowawszy jego żargon, uwierzymy, że oto posiedliśmy wiedzę? Czy nauczymy się myśleć jak lekarze, jak prawnicy albo jak dziennikarze, tracąc w zamian własną autentyczność? Czy ludzie, z którymi będziemy współpracować, będą tymi, których chętnie byśmy zaprosili do domu, czy też będziemy uczestniczyć w życiu towarzyskim z obowiązku? Czy nasze wizje będą zsynchronizowane z pracą, czy też nasze życie będzie rozszczepione między konieczność i ucieczkę od niej? Świadomość swojej całościowej wizji pomoże znaleźć odpowiedź na te pytania. Kultywowanie własnej wizji nie musi być działaniem egoistycznym. Nadawanie wizji realnego kształtu stwarza okazje do nawiązania głębokich przyjaźni i więzi. Rodzą się one ze wspólnoty wartości i ze wspólnej pracy nad realizacją wizji. Nasze zdolności wizyjne nie rozwiną się z chwilą, gdy zdecydujemy się poświęcić jakiejś sprawie, zapiszemy na kurs umiejętności parapsychicznych albo postanowimy, że odtąd będziemy wieść szlachetne życie. Rozwiną się one dopiero wtedy, gdy będziemy siebie akceptować takimi? jacy jesteśmy, gdy będziemy honorować swoje wewnętrzne podszepty i swoje najgłębsze troski oraz postępować w zgodzie z nimi, gdziekolwiek będą nas one prowadzić. To właśnie zbliży nas do ludzi, miejsc i instytucji, które podzielają nasze cele i wartości. Nasz entuzjazm, dzielony z innymi, zacznie rodzić iskry życia i ujawnią się zdolności twórcze. Nawet artyści pracujący w pojedynkę czerpią inspiracje z pracy innych. W najlepszych latach epoki kubizmu Picasso i Braque często odwiedzali się nawzajem w swoich pracowniach. Wizjonerstwo jest siłą życiową i musi przepływać między ludźmi. Nie może istnieć w próżni.

Wizja jako zjawisko kolektywne

Nie ma nic takiego jak wizjoner w odosobnieniu. Wizja tryska ze zdroju tego, co zbiorowe. Potrzebny jest odpowiedni czas, odpowiednie miejsce i wystarczająco silne wsparcie kulturowe, które umożliwi zmiany paradygmatów.

Jak to się odbywa? Czy jest tak, że jeden człowiek nagle, świadomie wpada na pewien pomysł, po czym inni idą za nim? Bardzo wątpliwe ilustruje to teoria setnej małpy lub koncepcja pola morfogenetycznego Ruperta Sheldrake'a. Teoria setnej małpy utrzymuje, że gdy pewna idea nabierze wystarczającej siły w jednym miejscu (czyli, gdy już sto małp na jednej wyspie wprowadzi określoną innowację w swoich zachowaniach), to podobna zmiana paradygmatu nastąpi też w innym miejscu (wśród małp zamieszkujących inną wyspę). Jak wskazuje praca Sheldrake'a, zmiany zachodzą z mniejszym wysiłkiem, gdy dany wzorzec zaczyna się pojawiać w kilku miejscach naraz. Są to jednak zaledwie próby opisania, jak przypuszczalnie dokonują się masowe przemiany. Pozostaje natomiast tajemnicą, skąd te innowacje czy mutacje się biorą. Być twórczym znaczy uczestniczyć w tym misterium, w jego zamęcie, wyzwaniach i możliwościach tworzenia. Wizja wypływa z terytorium tego, co zbiorowe. Ona nas nawiedza. Możemy starać się z nią spotkać, ale nie możemy jej posiąść. Plany, które są zbyt ściśle wyliczone i zorientowane na konkretny cel, nie pozostawiają przestrzeni dla kreatywności i dotyczy to także rynku pracy nie mniej niż jakiejkolwiek innej sfery działania. Jeśli masz z góry powzięte wyobrażenia co do ostatecznego wyniku, co do pracy, jaką chcesz wykreować, to możesz osiągnąć tylko to i nic ponadto. Większość ludzi zorientowanych na cel przywiązuje wielką wagę do wyników, ponieważ we własnych oczach wciąż tkwi w biedzie. Dlatego najlepsze, co potrafią zrobić, to stać się kimś lub czymś innym, niż są. Praktyka osiągania celów nie zestrojona z ośrodkiem twórczym jest zabójcza dla wizji, a jej wynikiem jest, w najlepszym razie, wtórność.

Twórcza wizja stale rozszerza pole możliwości, aranżuje nowe, nieprzewidziane sytuacje i spotkania. Gdy wytyczanie celów może prowadzić do zrealizowania potencjalnych możliwości, twórcza wizja prowadzi do synergii tych możliwości: człowiek może przyciągnąć takie sposobności zatrudnienia, o jakich wcześniej mu się nawet nie śniło. Gdy kogoś kochasz, stale myślisz o tej osobie i o tym, jak z nią być. Podobnie, gdy wybrany przez ciebie priorytet pochodzi z serca, stale miewasz wizje nowych możliwości jego urzeczywistnienia i ten postępujący proces kreuje eteryczny szablon, który powołuje do istnienia właściwą formę. Po głębokiej refleksji nad sobą Chris Townley zdał sobie sprawę, że większość tego, co robił w życiu, wiązało się w jakiś sposób z tematem mieszkania. Wcześniej Chris był już budowniczym, właścicielem firmy budowlanej i agentem nieruchomości. Teraz uświadomił sobie, że choć obecnie żadne z tych zajęć nie budziło jego entuzjazmu, całokształt jego wizji i wiedzy fachowej nadal koncentruje się wokół myśli o tym, by mieszkania były zarazem bardziej funkcjonalne i estetyczne. Chris nie odszedł ze swojej pracy ani nie podjął od razu decyzji, co dalej. Uznał jednak, że jego drogą życiową jest ciągła nauka i idąc za swoją wizją, zaczął cierpliwie studiować sztukę budowania i urządzania domów z różnych punktów widzenia. Zaczął się skupiać na koncepcji wewnętrznego środowiska i wyrobił w sobie dużą wrażliwość na to, jak ludzie czują się w danym wnętrzu i jakie są jego mocne i słabe strony. Wiedziony tą wizją, trafił do szkoły projektowania w Nowym Jorku, gdzie poznał fengshui, chińską sztukę geomancji w architekturze i wystroju wnętrz, która zwiększa możliwości człowieka lub instytucji przez zmianę wystroju i rozplanowania mieszkania lub miejsca pracy. Wizja Chrisa zaprowadziła go do właściwego miejsca i osoby. W dwa lata później założył on dobrze prosperujące biuro wyceny nieruchomości. Nie musiał deklarować na swej wizytówce biegłości w fengshui, ale znacznie pogłębił swą wizję tego, co to znaczy dobre mieszkanie, i tę pogłębioną wizję mógł teraz zastosować w praktyce.
Dziedzina zawodowej działalności Chrisa rozrasta się organicznie jak drzewo o wielu gałęziach. Jego dojrzałe pojmowanie tego, czym może być mieszkanie, stwarza mu coraz to nowe możliwości pracy. Założył firmę wykończeniową, która wykonuje piękne elewacje dla sklepów i innych budynków z zastosowaniem tynków dekoracyjnych, nawiązujących do włoskiej sztuki fresków. Firma sfinansowała jego pobyt we Włoszech, gdzie studiował wzornictwo fresków, a później, dalej rozwijając zainteresowania „alchemią mieszkań", nauczył się za pomocą domieszki cynobru, pyłu marmurowego oraz różnych tlenków i pigmentów uzyskiwać różne kolory tynku, które pozwalają wprowadzić w danym wnętrzu równowagę i zmaksymalizować jego potencjał energetyczny.

Praca z ośrodkiem zdolności twórczych

Piąta czakra otwiera nas na wizje, w odróżnieniu od fantazji. Fantazja nie zawsze jest czymś negatywnym; tym, co przynosi pozytywne efekty, jest reakcja energii na fantazję. Jeśli fantazja nie wzbudza w nas reakcji, to staje się ona, mówiąc słowami Roberta Johnsona, wyciekiem energii2. Moc twórcza rozprasza się wtedy w tęsknych życzeniach. Tęsknota do tego, czego się nie ma, jest objawem energii nie zestrojonej z duszą. Energia ta albo nadal będzie wyciekać, albo zamienimy ją w surowiec do twórczego działania.

Tradycyjnie piątą czakrę kojarzy się ze słowem i jego twórczą mocą. I robi ona właśnie to, co przywodzi na myśl pojęcie słowa jako logosu: stwarza i porządkuje, wprowadza nowe, krystalizując pełne spectrum naszych mocy i uzdolnień. Twórcza wyobraźnia mocniej oddziałuje przez obrazy i odczucia niż za pośrednictwem słów czy pojęć. Silny priorytet staje się jeszcze silniejszy, gdy w wyobraźni ujrzymy możliwość jego realizacji i będziemy pielęgnować w sobie uczucie, które ona w nas wzbudza. Aby pielęgnować wizję, trzeba utrzymywać więź z nawiedzającymi nas fantazjami, snami i pomysłami, zwracając uwagę na zawarte w nich znaki. Rozwój wizji ma charakter organiczny. Postępuje on we własnym rytmie i nie można go na siłę przyspieszyć ani ponaglić. Wyłanianie się nowej wizji mogą zwiastować takie uczucia, jak niepokój, niemożność znalezienia sobie miejsca lub niejasny dyskomfort z powodu tego, jak się rzeczy mają. Gdy pojawia się takie uczucie, potrzebuje ono, abyśmy dopuścili je do siebie i zwrócili nań uwagę, a nie pozbywali się go jak intruza lub ignorowali. Potrzeba niejakiej dojrzałości, aby przełożyć owo uczucie na skuteczne działanie. Jak zauważył któryś z uczestników warsztatów: „Jeśli wyartykułuję moją wizję, to będę musiał coś w tej sprawie zrobić!" Być może odczuwasz brak satysfakcji ze swojej pracy i stale fantazjujesz o innej albo co wieczór po powrocie do domu włączasz telewizor, żeby uśmierzyć przykre napięcie, które jest w tobie. Energia niezbędna, aby twórczo wykorzystać swój niepokój, tkwi w woli zapytywania, dociekania natury tego niepokoju, dowiadywania się, dokąd on prowadzi. Możesz udać się z nim do szałasu kobiet w kole magicznym. Możesz tam odkryć, jakie pokłady kryje on pod swą powierzchnią, zbadać, w jaki sposób pojawia się w twoich snach, i zacząć nawiązywać łączność z jego źródłem mocy. W ten sposób dzięki odczuciom ze swego życia i temu, co się wydarza, dochodzisz do wglądu, którędy powinieneś dalej iść. Ze spętanej wewnątrz energii zaczynasz wywoływać wizję, by w końcu działaniem odpowiedzieć na dręczące cię uczucie. Jeśli tym uczuciem jest na przykład nuda, dostrzeż ją, przyjrzyj jej się dokładnie, zapytaj, jaką niesie wiadomość, wsłuchaj się w swoje sny i w reakcje innych ludzi. Zbadaj dokładnie, kiedy i gdzie to uczucie cię ogarnia. W ten sposób nawiążesz pierwszy kontakt z wysłannikiem potencjalnej przyszłości.
Wysłannik ten czy będzie to uczucie, czy jakieś na pozór przypadkowe zdarzenie albo cielesny symptom jest zwiastunem procesu wizyjnego. Czy proces ten rozwinie się w pełni, zależy to od cierpliwego nasłuchiwania, piąta czakra ma bowiem równie dużo wspólnego ze słuchaniem, co z twórczą wypowiedzią. Gdy przychodzi pora wysłuchać posłańca, słuchaj. Nie możesz nic z niego wycisnąć siłą. Jeśli jesteś niezadowolony ze swego zajęcia, musisz dotrzeć do źródła swego niezadowolenia, nawiązać z nim dialog i pozwolić, aby zakomunikował ci swoją wiadomość. Być może właściwą odpowiedzią nie będzie rozejrzenie się za inną pracą, ale to, aby zacząć rozwijać inną umiejętność, która zawsze była ci bliska, ale nigdy nie zająłeś się nią poważnie. Stan Jay zbierał gitary starych typów przez całe lata, zanim zaczął je sprzedawać, a i potem ich sprzedaż była jeszcze przez lata jego ubocznym zajęciem, zanim doszło do powstania firmy Mandolin Brothers. Być może brak satysfakcji z wykonywanej pracy to sygnał, który wskazuje na konieczność zmiany swego podejścia do niej albo też przepracowania relacji z jakąś osobą. Bardzo często klienci zgłaszający się po poradę mówią „nienawidzę mojej pracy", podczas gdy prawda jest taka, że nienawidzą swojego współmałżonka3. Cierpliwość i uwaga pozwolą ci nadać tej pierwotnej energii kierunek, zamiast ją rozpraszać. Wsłuchując się w przekaz, jaki niesie owa początkowa energia, stopniowo zaczynasz widzieć przed sobą nową możliwość. Ponieważ zaś wysłuchałeś posłańca, twój nowy pomysł jest czymś więcej niż odruchową reakcją na dyskomfort. Może on w sobie zawrzeć moc dokonania zmian. Zaczynasz nie tylko wyobrażać sobie inną drogę, ale również podejmować działania, choćby symboliczne, jak kupno jakiegoś elementu stroju, który nawiązuje do kierunku, w którym ewoluujesz (takie działania sygnalizują twojej podświadomości, że jesteś naprawdę gotowy na zmiany). Wraz z rozwojem wizji twoje sny będą udzielać ci wskazówek, podobnie zresztą jak dalszy przebieg symptomów, które uświadomiły ci twoje niezadowolenie. Na takie przewodnictwo zawsze możesz się otworzyć, pracując nad danym symptomem w wyobraźni. Technika ta, podobna do aktywnej gry wyobraźni Junga, polega na tym, że wczuwasz się w swój objaw, taki jak np. nuda, i prosisz, by ukazał się on w formie obrazu. Następnie pozwalasz, aby ten obraz się poruszał, zmieniał, rósł i przemawiał do ciebie. Być może nuda ukaże ci się np. w postaci ziewającej starej panny z XIX wieku, siedzącej w wielkim białym domu. Śledząc ten obraz, zwróć uwagę na szczegóły i niech zaczną one odsłaniać przed tobą sprawy, które tkwią u podłoża owej emocji czy symptomu. Na przykład przypuśćmy, że w okolicy gardła starej panny pojawi się nagle szara plama. Możesz wówczas skierować uwagę na obraz gardła i zapytać o jego charakterystykę. Wnikając w szarość, możesz odkryć tlący się tam ogień, zduszoną energię, która nie znalazła wyrazu. Postępując w ten sposób, zaczynasz ufać swojej wewnętrznej istocie, wierząc, że ona cię poprowadzi, gdy będziesz się otwierać na moc zawartą w każdym kolejnym obrazie. Dzięki takiej pracy twoje wizje się skonkretyzują, ponieważ nie będziesz już przykrywać swojej życiowej energii, ale ją odkrywać.

W pewnym miejscu tego procesu czeka cię wyzwanie. Będzie ci dana określona szansa jakieś drzwi się przed tobą otworzą albo zamkną. Czasami polega to na tym, że cała firma przenosi się w inne miejsce albo plajtuje, lub też dzwoni przyjaciel, aby zaproponować ci inne zajęcie. W każdej sytuacji sprawdzianem jest twoje działanie. Czy zechcesz posłuchać swoich uczuć i intuicji? Czy zechcesz ponieść ryzyko? W momencie gdy wybieramy działanie, drzwi otwierają się na całą szerokość. Może nie będzie to akurat taka sytuacja, jakiej oczekiwaliśmy, ale ponieważ przekroczyliśmy już linię wahań i wątpliwości, nastąpi naturalne uwolnienie energii, która zacznie uaktywniać i konkretyzować naszą wizję. Zaczniemy się poruszać z entuzjazmem. Nowa energia będzie kreować nowe pomysły, nowy entuzjazm, a także nowe opory. Wszystko to jest częścią ciągłego procesu ufania, zapytywania, słuchania i życia.

Tworząc wewnętrzne fundamenty dla zewnętrznej formy swoich wizji sprawiamy, że wizje te zakorzeniają się w eterze. Słowo eter w tym wypadku odnosi się do przestrzeni jako żywiołu, żywiołu przynależnego piątej czakrze. Przestrzeń, w sanskrycie akasza, jest tym żywiołem, który zawiera w sobie wszystkie pozostałe: ziemia, powietrze, ogień i woda unoszą się w przestrzeni i są przez nią przenikane. Posiadanie wokół siebie wystarczającej przestrzeni jest niezbędnym warunkiem tego, żeby wizja mogła się rozwinąć. Jeśli jest nam za ciasno, ziarna wizji nie znajdą warunków do rozwoju, ponieważ musi w nas powstać nowy wzorzec, nowy ślad, który utrwali się w psychice. Jak powiedziano wcześniej omawiając zagadnienia gospodarowania czasem gdy stworzymy wokół siebie dostatecznie dużo przestrzeni, będziemy w stanie wypielęgnować nową możliwość. Będziemy mieli miejsce dla swej nowej roli.
Prawdopodobne jest, że ktoś, kto nosi w sobie autentyczną wizję zostania lekarzem i zdobywa wykształcenie medyczne, zacznie zachowywać się jak lekarze, czyli wzorować się na innych lekarzach tych, którzy są zestrojeni z jego wizją. Wzorowanie się na kimś jest bardzo skuteczną formą uczenia się, jak wykazuje to praktyka programowania neurolingwistycznego (NLP). W kulturach tradycyjnych wchłanianie czyjegoś wzoru było znane pod nazwą przekazu tradycji. Nie chodzi tu jednak o rozmyślne naśladowanie kogoś, ale o organiczną ewolucję wynikającą z pracy z nauczycielem. Przekaz taki odbywa się automatycznie, gdy ciążymy ku ludziom, którzy uosabiają nasze rozwijające się wizje, i uczymy się od nich. Nie ma potrzeby świadomie naśladować mistrza. Dzieje się raczej tak, że gdy przez pewien czas przebywasz w polu energetycznym mistrza, automatycznie wchłaniasz naukę w taki sposób, jaki jest dla ciebie odpowiedni. W czasie, gdy pracowałem z szamanem Orestesem, nasza trzydziestoosobowa grupa spotykała się w każdy poniedziałek wieczorem, by uczestniczyć w uzdrawianiu. Przez pięć lat tych spotkań nie zdarzyło się, o ile pamiętam, by Orestes kiedykolwiek nas czegoś uczył! Nigdy nie mówił: „W ten sposób kontaktujemy się z duchami-przewodnikami" albo „W ten sposób usuwamy z czyjegoś pola negatywną energię", choć to właśnie robiliśmy. Uczyliśmy się od Orestesa, ponieważ nasze cele były zestrojone. Wszyscy chcieliśmy pomagać innym i zgłębiać pasjonujące, a wówczas nieznane praktyki uzdrawiania. Orestes był żywym ucieleśnieniem naszej wizji; rozbudzał nasze energie swoim przykładem. W ciągu tych pięciu lat nieświadomie dostrajaliśmy się do jego sposobu pracy, dzięki czemu nauczyliśmy się rozwijać te same energie, którymi on się posługiwał przy uzdrawianiu. Uświadomiłem sobie to w pełni dopiero w dwa lata po jego śmierci. Pracowałem wtedy z pewnym klientem i przyłapałem się na tym, że stukam ołówkiem o blat właśnie tak, jak robił to Orestes. I wtedy właśnie nagle zacząłem widzieć różne konfiguracje subtelnych energii wokół klienta. Widziałem je w sposób bardzo podobny do tego, jaki opisywał nam Orestes. Podczas pracy z nim miał miejsce przekaz mądrości, energii i techniki, ale nigdy nie odbywało się to na siłę. Przekaz ten następował jako naturalna konsekwencja zestrojenia. Początkowa wizja rozwija się i dojrzewa na różne sposoby jednym z najważniejszych jest właśnie taki kontakt z mentorem. Gdy zestroisz się z określoną dziedziną działania i z tym, co autentyczne w tobie, zostaniesz przyciągnięty do takiego mentora, który będzie sprzyjać twojemu rozwojowi i który potrzebuje takiej stymulacji, jaką możesz dać mu ty. Mentor bowiem tak samo potrzebuje nauczać, jak ty potrzebujesz pobierać naukę. Dobrze to widać na przykładzie historii Rona Younga. Ron terminował u Orestesa przez wiele lat. Nie trafił do niego dzięki książce telefonicznej ani żadnej instytucji. Zresztą przed poznaniem Rona Younga Orestes w ogóle nie nauczał Amerykanów. Zanim Ron poznał Orestesa, sam był już wytrawnym uzdrowicielem. Miał za sobą wtajemniczenia w szereg odmian praktyk uzdrawiających i praktykował z dużym powodzeniem. Pasjonował się polem energetycznym człowieka, starając się dociec, w jaki sposób rozmaite widzialne i niewidzialne wpływy oddziałują na ciało, umysł i ducha. W nowojorskim środowisku uzdrowicieli Ron usłyszał o człowieku, który każe pacjentowi przyłożyć głowę do miski z wodą, spogląda w miskę i podaje ścisłą diagnozę choroby wraz z jej przyczyną; o człowieku, który leczy ludzi, omiatając ich ciało kwiatami. Przed poznaniem Orestesa Ron miał szereg snów, zapowiadających, że spotka kogoś, kto uosabia zupełnie nowe rozumienie sztuki uzdrawiania. Krótko potem Ron był u przyjaciela, którego rak uległ remisji po seansach z Orestesem. Przyjaciel ten przypadkiem napomknął, że tego dnia wybiera się do Orestesa, i Ron poszedł razem z nim. Po odbyciu pracy z pacjentem Orestes spojrzał na Rona i zaprosił go do kręgu, aby popracować i nad nim. Ron znalazł się we właściwym miejscu o właściwym czasie. Pierwsze zetknięcie z Orestesem wywarło na nim głębokie wrażenie i, jak się wydaje, oddźwięk był obustronny, ponieważ Orestes zaproponował Ronowi, aby ten przyprowadzał do niego ludzi, którzy są naprawdę w potrzebie. Odtąd nieraz zdarzało się, że Young rezygnował z całego dnia pracy, żeby zawieźć jednego klienta do Orestesa. Przyjeżdżał z nim wcześnie rano i wychodził późno, zamiatając podłogę i sprzątając po wyjściu Orestesa. Czuł się wtedy „jak w szybkowarze". Musiał się nauczyć całkiem nowego sposobu percepcji i zupełnie obcego mu języka opisu zdrowia i choroby. Upłynęło wiele miesięcy, zanim poczuł się na tyle pewnie, żeby zacząć aktywnie uczestniczyć w tym szamańskim uzdrawianiu i nieraz zastanawiał się, czy powinien się znajdować tam, gdzie się znajduje. I wtedy, ledwie Ron zaczął nabierać jakiej takiej pewności w tym działaniu, Orestes, jakby miał to już w planie, powiedział: „Okay, teraz możesz już przyprowadzać ze sobą tyle osób, ile tylko zechcesz w środy". Tak się zaczęła nauka. Po pół roku były to już regularne zajęcia w dużym gronie, a sesje uzdrawiania odbywały się dwa razy w tygodniu. Współpraca Rona Younga z Orestesem układała się dobrze, gdyż łączyło ich zestrojenie wrażliwości, głębokie oddanie ścieżce uzdrawiania i intuicyjne porozumienie. Uczenie się przez osmozę sprawiało Ronowi radość. Już wcześniej wykonał dużo pracy w obszarach wewnętrznego doświadczania, miał też spore zdolności intuicyjne. Ale to Orestes właściwie uznał go jako uzdrowiciela i nauczył „uziemiać" energię, by mogła się zamanifestować. Owo uznanie właśnie, w stopniu nie mniejszym niż pobierane nauki, przyczyniło się do tego, że zdolności Rona rozkwitły i w jego pracy zaczęły się zdarzać niezwykłe uzdrowienia i przemiany. W tradycji, z której się wywodził Orestes, nauki należy przekazać dalej, zwykle komuś z własnej rodziny. Orestes otrzymał je od ojca, a ten od babki Orestesa; w jego własnej rodzinie jednak nikt nie chciał albo nie mógł przyjąć tych nauk. Orestes dobrze rozumiał prawo dawania i przyjmowania. Co warte są nauki, których nie można przekazać przyszłym pokoleniom? W osobie Rona Younga Orestes znalazł odpowiednie naczynie, człowieka gotowego i chętnego do przyjęcia nauk. Ron Young z kolei znalazł w Orestesie kogoś, kto umiał dopomóc mu w dotarciu do pełni własnej mocy uzdrowicielskiej. Tak rodzi się związek między mentorem a uczniem. Po latach współpracy jednak ich wizje zaczęły się rozchodzić. Young zdał sobie sprawę, że musi uzdrawiać na swój własny sposób, a nie trzymać się wyłącznie tradycyjnego podejścia Orestesa. I tym razem zaczęło się od szeregu snów, które sugerowały Ronowi potrzebę zmiany kierunku; także tym razem Orestes na nie zareagował, jak gdyby otrzymał jakiś znak. Pewnego dnia po mozolnej sesji Orestes odwrócił się w stronę Rona i rzekł: „Gdy nauczyłem się od mojego duchowego nauczyciela wszystkiego, czego mogłem się nauczyć, powiedziałem: «Żegnaj, odchodzę» i nigdy nie wróciłem". Odejście od mentora nigdy nie jest łatwe, ale jeśli pozostaniesz dłużej niż to właściwe, staniesz się wiecznym uczniem. Nigdy nie dojdziesz do scalenia własnej mocy, lecz zawsze będziesz gałęzią cudzego drzewa. W tradycyjnych kulturach istniały inicjacje, które wyrażały w rytualnej formie proces odejścia i umożliwiały jego przebycie z jak najmniejszym uszczerbkiem dla psychiki adepta. W dzisiejszych czasach ta opcja może nie być dla nas dostępna, ale każdy z nas ma dar wrażliwości na swoją wewnętrzną istotę. Zdajemy sobie sprawę, kiedy kończy się nasz okres szkolenia. Jeśli z uwagą będziesz trwać przy swej wizji, to zorientujesz się, kiedy przyjdzie czas odejść. Wizja sama z siebie wykreuje odpowiednie okoliczności. Twoja wizja będzie kreować właściwe działania i ludzi, którzy przyczynią się do jej urzeczywistnienia, a więc zwracaj uwagę na to, do jakich ludzi cię ciągnie. Sportowców będzie ciągnąć do innych sportowców, muzyków do innych muzyków itd. Jest to w istocie dobry barometr powołania nie wpisywać się w kratki cudzej wizji, zamaskowanej w testach predyspozycji zawodowych, ale zwracać uwagę na to, jakich ludzi spotykasz raz po raz na swojej ścieżce. W ten sposób wizja sama się generuje i utrwala za pośrednictwem zbiorowości. Jedna osoba przyciąga drugą, albo też przyciąga cię określona dyscyplina czy wizja tego, jak coś można robić. Możesz nieść pewną wizję przez pewien czas; wizja może nawet tobą pokierować lub zostać ci jakby narzucona siłą przez okoliczności, ale nie jest twoją własnością, tak samo jak nie jest nią twoja kariera. Wizja i kariera są natomiast pojazdami służącymi twojemu rozwojowi i rozwojowi świata.

Rytuał podtrzymuje wizję

Sposób, w jaki współcześni Japończycy wymieniają się wizytówkami, w jaki Amerykanie świętują mecz Super Bowl* jak również ceremonie zakończenia nauki szkolnej, są to rytualne zachowania, które utrwalają pewną kolektywną wizję. Rytuały te niosą w sobie taki przekaz określonych wartości, jaki nie mieści się w zwykłych słowach, i podtrzymują formę kolektywnej wizji w takim stopniu, że gdy ich zabraknie, człowiek czuje się zdezorientowany. Nad faktem, że rytuał może być bezduszny i martwy, nie muszę się rozwodzić; większość z nas zna to z pierwszej ręki. Czymś natomiast, czego wielu nigdy nie doświadczyło, jest praktyka rytualna, która wyrasta z żywego ducha.

*Super Bowl doroczne zawody o mistrzostwo USA między zwycięzcami National Football League i American Football League (przyp. tłum.).

Taka właśnie praktyka a może ona zaistnieć tylko w bezpośredniej wspólnocie sprawia, że nasze wizje żyją: tak na poziomie indywidualnym, jak i na poziomic społeczności. Słabnąca dominacja państw narodowych i staroświeckich religii sprawiają, że znów pojawią się rytuały właściwe dla jednej konkretnej okolicy i odzwierciedlające to, co zaprząta umysły i serca jej mieszkańców. Gdy tylko pozwolimy, by prowadziły nas własne wizje i pozwolimy sobie na dzielenie się nimi z innymi ludźmi, wspólnota sama wyłoni stosowne rytuały. W mojej własnej społeczności z Cold Spring w stanie Nowy Jork świętowanie przesilenia zimowego zaczęło się od pionierskiej wizji kobiety nazwiskiem Jane Marcy. Jej pracownia fotograficzna, którą nazwała „Inner Focus" (Wewnętrzny Obiektyw), zaczęła spełniać również funkcje ośrodka medytacji i alternatywnej edukacji. Na początku był pomysł jednorazowego zorganizowania ceremonii z okazji przesilenia zimowego. W przygotowania włączyli się ludzie z sąsiedztwa i zaproponowali, by ceremonia odbyła się w Manitoga Naturę Center. Pomysł spodobał się także zamieszkałemu w pobliżu zawodowemu gawędziarzowi, i gdy nadeszła noc przesilenia, mimo padającego deszczu zapłonęło ognisko i świece, rozbrzmiewały opowieści i muzyka, grano na bębnach i innych instrumentach, wznoszono modlitwy. Ulewa nie zgasiła ognia płomienie i krople deszczu połyskiwały i odbijały się w sobie nawzajem. Choć spotkania nie reklamowano publicznie, zebrało się ponad trzydzieści osób nie zrażonych ulewą. Wiciu z obecnych nigdy nie przypuszczało, że mogą doświadczyć takiego poczucia ponadczasowej więzi, jakiego wtedy doznali. Gdy nadeszła zima następnego roku, ludzie sami zaczęli przychodzić do „Inner Focus", by porozmawiać o możliwości zorganizowania podobnej ceremonii, być może w innym miejscu lub o trochę innym charakterze. Tak się jednak nie stało. Zmiana czegokolwiek kształtu ceremonii, lokalizacji czy jakiegokolwiek innego elementu okazała się niemożliwa. Miało się wrażenie, jak gdyby było gdzieś zapisane, że wszystko ma się odbyć tak samo jak rok wcześniej. Raptem uświadomiliśmy sobie, że oto odkryliśmy rytuał. Rytuał to coś więcej niż zestaw praktyk o określonej konwencji lub symbolice. Samo słowo rytuał pochodzi od wedyjskiego rta, co oznacza przyrodzony porządek rzeczy porządek, który określa, kiedy ma wstać słońce, kiedy ma się pojawić pierwszy przymrozek, kiedy ma powrócić wiosna. Porządek ten odnosi się także do organizacji ludzkiej psychiki. Gdy ktoś zostaje natchniony (można nawet powiedzieć: zapłodniony) żywą wizją, cała psychika, a przez to i codzienne życie tej osoby zaczyna porządkować się według tej wizji, a nie według współczesnej normy ośmiogodzinnego dnia pracy. Sposób, w jaki porządkujemy swoje codzienne życie, działa jak najprawdziwsze czary. Są to czary zrodzone ze zorganizowania w jego najbardziej organicznym sensie. Zamiast składać własne życie w ofierze ułomnej wizji przemysłowej wydajności albo apatycznemu kaprysowi niezaangażowania, możemy pozwolić, aby wizja, która żyje w naszym sercu, wykreowała dla nas taki styl życia, który jej najbardziej sprzyja.

To może się dokonać na wiele sposobów. Jednych ludzi wizje inspirują, innych zapładniają, dla jeszcze innych są brzemieniem. Bycie wiernym swojej wizji niekoniecznie będzie dla nas oznaczać żeglowanie przez życie z pełnym zdrowia uśmiechem, ani nie gwarantuje, że osiądziemy na włościach wartych miliony. Są tacy, którzy uzyskują wizję dzięki chorobie lub depresji. Marcel Proust rozwikłał zagadkę rozpaczliwego życia, jakie wokół wiedli ludzie, dzięki wizji wywołanej przez ciasteczko wzięte ze słoja. Natchnieniem i tworzywem dla Stephena Kinga były przeraźliwe wizje, które trącają głębokie struny w dzisiejszych ludziach. Chore części nas samych, te, które są bolesne, i te, które nazywamy negatywnymi, także chcą być wyrażone i dlatego wierność naszym wizjom słabości i depresji może prowadzić do ujawnienia się nadzwyczaj twórczych stanów i darów do ofiarowania światu. Decydujące znaczenie ma zrozumienie, że trwać przy wizji i pracować z nią to co innego, niż się z nią utożsamiać. Do ciebie należy uprawa tego skrawka ziemi, który został ci dany i, jaki by on nie był, to właśnie z niego wyrośnie to, co będziesz miał do ofiarowania. Cokolwiek stanowi treść twojej wizji, otwarcie się na nią da ci większą siłę organizowania i tworzenia. Inspirująca wizja bowiem porządkuje wokół siebie wyższe siły i angażuje innych ludzi, którym przyświeca cel spójny z twoim. Kiedy wizja w twoim umyśle staje się wyrazista, zakotwiczona i świadoma, wtedy potrzebny czas, przestrzeń i ludzie sami się znajdują, ponieważ powołują ją do istnienia siły potężniejsze niż intencje pojedynczego człowieka. Czujesz wtedy dreszcz, jaki wzbudza świadomość współpracy z siłami tworzenia.

Wizjonerskie podejście do rynku pracy

Dopóki ktoś nie pracuje ze świadomą wizją, dopóty rynek pracy będzie dlań budzącym grozę molochem. Wielu stara się uniknąć kontaktu z nim albo zaistnieć na nim tylko na tyle, aby się utrzymać, podczas gdy ich prawdziwe życie toczy się gdzieś obok. Niektórych ludzi już na sam dźwięk słowa rynek przechodzą ciarki. Inni z kolei popełniają ten błąd, że żyją na rynku zamiast w świecie. Rynek jest organizmem, tak jak ludzkie ciało. Jest on ciałem zbiorowym, a jego postać zależy od wspólnie wyznawanych wartości. Rynek doskonale odzwierciedla wartości panujące w danej zbiorowości. Jeśli jakiejś grupie udaje się manipulować koniunkturą na rynku, to dlatego, że zbiorowość na to pozwala. Dyktatorzy istnieją dlatego, że odpowiednio dużo ludzi chce ich mieć; być może oferują oni wygodną sposobność do wyparcia się osobistej odpowiedzialności. To samo dotyczy międzynarodowych koncernów. Źródłem zła nie są one same ani jakość życia, jaką nam fundują. Wszystko to jest naszym własnym wytworem. Gdy ruch alternatywnych wizji stanie się dostatecznie prężny, forma korporacji ulegnie zmianie. Wielu doradców do spraw kariery wypowiada się na temat rynku w kategoriach prognoz. Mogą na przykład wystąpić z artykułem o tym, jakie zawody mają perspektywy w latach dziewięćdziesiątych albo w co inwestują dobrze poinformowani. Myślenie bazujące na śledzeniu rynku może umożliwiać odnoszenie doraźnych sukcesów, ale nie jest ono drogą do antykariery, ponieważ wciąż opiera się na zaprzedawaniu się systemowi kosztem własnej spójności. Jeśli natomiast zestroisz się z tym, z czym masz autentyczny związek, jeśli pozwolisz, by prowadziły cię uczucia, zogniskujesz własne priorytety wokół prawdy własnego wnętrza i otworzysz serce na wspólnotę, której jesteś częścią, to zaczniesz stwarzać własną wizję i przekazywać ją innym. Ponieważ ta wizja jest twoja, nikt nie może ci jej ukraść. Nie da się jej zniekształcić dla celów marketingowych. A ponieważ jest autentyczna, będzie wzbudzać rezonans u tych, którzy noszą w sobie wizje spójne z nią. Będziesz wtedy trafiać we właściwe miejsca we właściwym czasie. Prawdziwy wizjoner nie jest dostawcą dla istniejącego rynku. Dzieje się raczej tak, że wokół wizji pełnej mocy tworzy się nowy rynek, ponieważ wizja jest wyrazem zbiorowej energii i pragnienia. Dlatego też każda autentyczna wizja zawiera w sobie swój własny rynek, choć niekoniecznie taki, jaki sobie dziś wyobrażasz. Jeśli traktujesz swoją wizję poważnie, to musisz jej przyznać priorytet wyższy niż rynkowi. Inaczej to rynek stanie się twoją wizją i skończy się tym, że całe życie spędzisz uwikłany w jakiś wyścig popularności.

W miarę jak wizja będzie wzmacniana twoim działaniem, siła jej zestrojenia będzie cię prowadzić tam, gdzie to potrzebne, by dokonała się każda kolejna faza jej rozwoju. Jak, kiedy i gdzie to będzie następować, to naprawdę nie twoje zmartwienie. Wszystko, co musisz robić, to trwać przy własnej autentyczności i być otwartym na słuchanie i uczenie się od życia. Nikt nie obiecuje, że twoja droga będzie usłana różami. Jeśli będziesz robić to, co kochasz, to pieniądze niekoniecznie same przyjdą, ale ty staniesz się naprawdę sobą w końcu pojmiesz mądrość własnego procesu życiowego i umrzesz w zgodzie i pokoju z samym sobą. Edgar Cayce miał wizję założenia instytutu, który będzie ludzi edukował i uzdrawiał. Coś zaprowadziło go w pewną konkretną okolicę i do określonego kawałka ziemi. Pierwszy wzniesiony przez niego budynek spłonął. Za drugim podejściem Cayce zbankrutował. Czy to znaczy, że szedł złym tropem? Nie. Stowarzyszenie na Rzecz Badań i Oświecenia, które działa dziś w Virginia Beach, stanowi dowód autentyczności i mocy oddziaływania inicjatywy Cayce'a oraz celu, który mu przyświecał. Jednakże wizja ziściła się w sobie właściwym czasie, a lekcje, zebrane po drodze, okazały się nie mniej cenne jak ostatecznie powstała forma. Dlatego nie oceniaj swojego sukcesu według tego, ilu klientów przychodzi do ciebie. Miarą sukcesu wizji jest to, z jakim uczuciem kładziesz się spać i budzisz się co rano. Jeśli kładąc się spać, odczuwasz pokój z samym sobą, ze światem i z każdym, kto w nim żyje, twoja wizja pracuje dla ciebie. Jeśli budzisz się pełen energii i z entuzjazmem witasz nowy dzień, to znaczy że z powodzeniem kroczysz ścieżką antykariery.

Zmiany paradygmatu według Dezangera

Są chwile w naszym życiu, gdy wydaje się, że utknęliśmy w martwym punkcie. Nasze wizje zdają się zmierzać donikąd i ogarnia nas pokusa, by zadręczać samych siebie krytyką. Jeśli wpadniemy w pułapkę takich osądów, możemy przedwcześnie porzucić swoje projekty i powędrować na poszukiwanie miejsc, gdzie trawa zieleńsza. Zapominamy wtedy o kardynalnej regule antykariery: bądź tam, gdzie jesteś! Zamiast przeklinać swoją sytuację, możesz zmienić sposób patrzenia na nią. W tym, co właśnie staje przed tobą, możesz zacząć spostrzegać drogowskaz podpowiadający inny kierunek.

Przedstawione niżej ćwiczenie na zmianę paradygmatu pobudza twą zdolność widzenia i tym samym zachęca cię do otwierania własnej percepcji na inny sposób spostrzegania tej samej sytuacji. Pomoże ci to uświadomić sobie, że także sytuację na pozór bez wyjścia można ujrzeć w innej perspektywie. Wynalazca tego ćwiczenia optycznego, Andre Dezanger, wspólnie ze swą partnerką, Judith Morgan, napisał książkę pt. Tao of Creatvity (Tao twórczości). Przez wiele lat włączali oni to ćwiczenie do programu swoich seminariów poświęconych rozwojowi zdolności twórczych. Jest ono pomocne w przełamywaniu starych schematów czyli wizji, które stały się skostniałymi nawykami widzenia świata i przestały już nam służyć oraz w badaniu nowych możliwości wizyjnych.

Oto owo ćwiczenie:


Przerysuj poniższą figurę na kartkę papieru, którą możesz umieścić przed sobą na czas medytacji. Możesz narysować kilka egzemplarzy tego rysunku, każdy w innym kolorze, i pracować z tym kolorem, który najbardziej cię inspiruje danego dnia. Codziennie o tej samej porze wpatruj się w tę figurę tak długo, aż ci się przestawi w oczach, tzn. aż ujawni się inny sposób widzenia figury. Dezanger proponuje też przy tym splatać dłonie albo krzyżować ręce w inny sposób, niż zwykle to robimy. Zauważysz, że gdy splatasz ręce, zwykle dominująca ręka układa się na wierzchu. Zmień tę pozycję na odwrotną. Możesz także, spoglądając na figurę, powtarzać mantrę: „Istnieje inny sposób".

 

 

Według Andre Dezangera, wystarczy koncentrować się na tej figurze przez jedną minutę dziennie, ale należy kontynuować tę praktykę co najmniej przez trzy tygodnie, aby zdążyły się uformować nowe ścieżki neuronowe. W ten sposób przygotowujesz swój zmysł wizjonerski do dostrzegania nowych możliwości. Skoro tylko uznasz istnienie innego sposobu, skutki zaczną być namacalne w konkretnych dziedzinach twego życia, ponieważ nawet nieznaczna zmiana perspektywy może pociągnąć za sobą potężne zmiany w końcowym efekcie. Z perspektywy piątej czakry ćwiczenie ze zmianą paradygmatów jest znakomitym narzędziem rozbudzającym oryginalność i pomocnym w ruszaniu z martwego punktu, w którym mogły się znaleźć nasze wizje. Dowodzi ono, że mamy dostęp do znacznie większej energii i szerszych możliwości, niż zwykliśmy sądzić. Naprawdę istnieje inny sposób, zawsze jest możliwe inne spojrzenie na sytuację takie, które da nam szersze możliwości wyboru i stworzy lepsze okazje. Jeśli czujesz, że utknąłeś, to jest to dobry moment na zrobienie pierwszego kroku: nie walcz z sytuacją, w której się znajdujesz, ale spróbuj zobaczyć ją pod innym kątem. Wizji się nie stwarza, wizja się rodzi. Ale ty jesteś jej położną. Jeśli nie asystujesz przy porodzie, wizja wycofa się z powrotem do świata fantazji albo pobożnych życzeń. Twoja pomoc przy porodzie polega najpierw na wewnętrznym zharmonizowaniu samej wizji, a potem na twoim własnym zharmonizowaniu się z nią. Poprzez pragnienie kochania i dawania wizjonerstwo sprzęga się z ośrodkiem serca. Proces ten stanowi wezwanie dla przyszłości, która może wówczas wkroczyć w przestrzeń twojej teraźniejszości i zacząć inspirować proces tworzenia. Tego nie osiągnie się na siłę ani metodą chłodnej kalkulacji, ale przez zaufanie, zestrojenie się, a następnie rzucenie w wir działania realizującego wizję. Oddając się takiemu działaniu, na nowo odkryjesz zabawę, ponieważ wizje zarażają nas zawartą w nich energią. Podążanie za nimi zamienia przyziemne życie w przygodę.

Medytacja piątej czakry: zakotwiczanie się w przyszłości

Oddychaj. Nabieraj powietrza powoli. Wydychaj do końca. Poczekaj, aż twoja uwaga się ześrodkuje. Gdy poczujesz już to ześrodkowanie, zacznij formować potrójną podstawę twojej istoty drogocenne zestrojenie zaufania, odczuwania i skupienia uwagi. Zobacz, jak to potrójne zestrojenie pierwszych trzech czakr zakorzenia cię, napełnia mocą i zasila energią, która pozwala wznieść się do ośrodka serca. Pozwala ci otworzyć swe serce na ogólnoświatową wspólnotę. Teraz możesz dzielić się z nią tym, co masz do dania, i stać się jedną z sił uczestniczących w dziele ponownego zestrojenia tego świata poprzez miłość. Poczuj w sercu, że to możliwe. Skoncentruj swą uwagę na ośrodku serca. Podczas wdechu skupiaj się na przyjmowaniu, podczas wydechu na ofiarowywaniu. Daj sobie czas na to, by świadomie wejść w krąg dawania i przyjmowania. Tutaj nie ma potrzeby dominacji ani bycia zdominowanym, tu jest miejsce na swobodną wymianę i dzielenie się wszystkim. Włączając się na dobre w ten krąg, przyjmuj znów energię od poprzednich pokoleń, a energię własnego życia ofiarowuj społeczeństwu przyszłości. Wyobraź sobie, że z twego ośrodka serca pomału wyłania się ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin