żabki opow 1.doc

(40 KB) Pobierz
Mieszkały dwie żabki w Zielonej Dolinie: Rechotka i Zielona Łapka

Mieszkały dwie żabki w Zielonej Dolinie: Rechotka i Zielona Łapka. Zielona Łapka rozglądała się złotymi oczami wokoło, patrzyła na zieloną trawę, na zielonkawą wodę, na swój zielony płaszczyk

Brzydki jest ten mój płaszczyk! Nie chcę takiego!

Brzydki? Dlaczego? - dziwiła się Rechotka.

- Popatrz: zielona trawa, zielony tatarak, zielona woda.

I mój płaszczyk zielony. I twój! I nazywam się Zielona Łapka! I wszystko takie zielone... Ach, jak nudno!

-A biedronki mają czerwone sukienki... I czarne kropki na sukienkach... -mówiła Rechotka. — Może zaprosimy biedronki? Będzie nam wesoło! Zielona Łapka klasnęła z uciechy.

-Już wiem! Wywiesimy takie zaproszenie:

Kto ma kolor czerwony,

jest dziś pięknie proszony.

Niech przyjdzie, niech przyleci,

kto ma czerwony berecik,

czerwony płaszczyk, czerwony krawat

-będzie wesoła zabawa!

Zapraszają z ukłonem — wszystkie żabki zielone.

 

To zaproszenie wywiesiły żabki na starej wierzbie. Nie upłynęła godzina - przyleciała pliszka. Przeczytała, machnęła ogonkiem.

To nie dla mnie! Nie mam czerwonej czapeczki!
Przyleciały wróble, przeczytały, poskakały tu i tam.

To nie dla nas! Nie nosimy czerwonych kapeluszy!

Przyleciały dwa dzięcioły. Czytały, wodziły dziobami po literach, potem przejrzały się w wodzie.

-              Mamy czerwone czapeczki z piórek. To nas zapraszają. Przyjedziemy na bal!

 

Przyczłapała pod wierzbę duża, stara żaba. Długo czytała, co żabki napisały. Pokiwała głową.

Po co wam goście?

Jak to: po co? - oburzyły się żabki! - Będzie wesoło!

 

Oj, żeby z tego biedy jakiej nie było! - gderała stara żaba.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ale żabki nie słuchały jej narzekania. Nie miały czasu. Bo oto usłyszały:

-Puk, puk, puk!

To pierwsi goście: dzięcioły. Zapukały w drzewo, tak jak goście pukają do drzwi.

-Witajcie, witajcie! - wołały żabki.

Dzięcioły w ukłonie nisko schyliły głowy. A żabki mogły wtedy dobrze zobaczyć ich ładne bereciki z czerwonych piórek.

Jak się macie, biedroneczki! — witały żabki, nowych gości.

O, i maczki idą!
A za makami!

Jakież piękne kapelusze!

To z głębi lasu przyszły muchomory. Takich kapeluszy żabki nigdy nie widziały! Wielkie, czerwone, kropki białe na nich i plamki srebrzyste.

 

Żabki przyglądały się gościom, szeroko otwierały duże, okrągłe oczka. I patrzyły  na swoje zielone płaszczyki, i wzdychały:

Taki makowy kołnierzyk mieć!

Sukieneczki biedronek piękniejsze!...

A czapeczki dzięciołów?...

-Nie. Kapelusze muchomorów najpiękniejsze! Ach, oddałabym dziesięć zielonych płaszczyków za jeden taki kapelusz!

 

 

 

 

 

 

 

 

Trzeba teraz częstować gości.

Podają żabki sok z kwiatów i rosę z łąki w konwaliowych kubeczkach.

Pijcie, biedronki! -prosi Zielona Łapka.

Może jeszcze drugi kubeczek rosy? -pyta Rechotka.

I podaje kubek biedronce, ale patrzy na jej piękną sukienkę. A tu kubek się przechylił i sok-kap, kap... na trawę.

Potem zagrała świerszczykowa orkiestra. Zaczęły się tańce. Oj, niejedna żabka zapom­niała, w którą stronę kręci się kółeczko, kiedy trzeba przy tupnąć, kiedy klasnąć w łapki!

Swierszczykowe skrzypki zagrały właśnie cieniutko, zahuczały bąki...

A tu- blisko za wierzbą... Co to?

Kle, kle, kle!

Bocian! - krzyknęły żabki przerażone. - Kto go tu prosił?

Bociek zaśmiał się, pokiwał dziobem. A moje czerwone pończochy? Napisałyście prze­cież wyraźnie:

Kto ma kolor czerwony,

jest dziś pięknie proszony.

Chcę wesoło potańcować na waszej zabawie.

Ale żabki nie przywitały gościa w czerwonych pończochach. Uciekły. Tylko tu i tam w trawie świeciły ich złote oczka.

Wrócił bociek na swoją łąkę zły i zagniewany.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

A żabki O, prędko zapomniały o strachu.

Naradzały się teraz z biedronkami - szyły kołnierzyki, sukieneczki w kropki, przymierza­ły kapelusze muchomorów.

Minęła godzina, może dwie.

Jak wesoło zrobiło się teraz w Zielonej Dolinie! Wśród zielonej trawy skaczą żabki. Ale jakie wystrojone! Co chwila przeglądają się w stawie, ta poprawia kołnierzyk, tamta obciąga nowy, czerwony płaszczyk.

A stara, mądra żaba popatrzyła na wystrojone żabki i pokiwała głową.

-              Oj, żeby z tego tylko jakiej biedy nie było!...
Ale żabki nawet nie spojrzały na nią.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nie widziały boćka stojącego na gnieździe. Patrzył z wysoka na Zieloną Dolinę.

Coś czerwonego tam po łące skacze! - dziwi się i przekrzywia głowę.

Co to może być?

Sfrunął z gniazda, stanął z daleka.

O! Tu kapelusze same spacerują, tam czapki skaczą!...
Podszedł bliżej pod samą wierzbę.

To żabki! Ależ się wystroiły! Kle, kle, kle! — roześmiał się bociek.

W sam raz dla mnie!
Żabki nic nie słyszały.

Patrzeć już nie mogę na zielony kolor!

Nigdy już nie zdejmę tego czerwonego kapelusza!

Ani ja czerwonej sukienki! - wykrzykiwały głośno.

A bociek coraz bliżej! Nie spieszy się, tylko wolno podnosi wysoko to jedną, to drugą nogę w czerwonych pończochach.

Nigdy jeszcze nie był taki wesoły! Podśpiewuje sobie bocianim głosem:

- Nie skryjesz się, żabko, w zielu.

Widzę przecież twój kapelusz!

Dopiero teraz zobaczyły go żabki! Dopiero teraz usłyszały jego głos!

Jedna - myk! Ukryła się w trawie, w zielonych liściach.

Ma próżno! Bociek dobrze je widzi i śpiewa swoje:

- Nie uciekniesz! Tam, w zieleni Twój berecik się czerwieni!

Hop!- skoczyła zielona żabka w zielony tatarak. Bociek już przy niej:

- Żabko, wszędzie cię zobaczę.
Masz czapeczkę niby maczek!

Mądra, stara żaba ukryta pod wielkim, zielonym liściem zdążyła krzyknąć przerażona

- Zrzućcie prędko te czerwone stroje!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pospadały w trawę porzucone w pośpiechu kapelusze, tu frunęła sukienka, tam potoczyła się czapka.

A żabki w swoich starych, zielonych płaszczykach - hop! pod zielony liść, w zieloną trawę, w zieloną wodę.

Bociek patrzy to jednym okiem, to drugim. Już nie podśpiewuje. Dotknął dziobem czerwonego kapelusza w trawie.

A kapelusz nie ucieka!

-              Gdzie podziały się żabki? - rozgląda się zdumiony.

Nie widzi, że pod liściem ukryła się jedna - w płaszczyku zielonym jak liść.
W trawie siedzi druga - zielona jak trawa. W wodzie siedzi trzecia - w płaszczyku zielonym jak woda.

I wszystkie takie zielone, zielone...

Spuścił bociek długi dziób! Ach, jaki był zły! Już nie odnajdzie tak łatwo zielonych żab w zielonej trawie, w zielonej wodzie, wśród zielonych liści...

 

 

 

 

 

5

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin