Nabokov Vladimir - Pamięci, przemów. Autobiografia raz jeszcze.pdf

(2956 KB) Pobierz
1027658718.001.png
Table of Contents
Wstęp
Pierwszy
Drugi
Trzeci
Czwarty
Piąty
Szósty
Siódmy
Ósmy
Dziewiąty
Dziesiąty
Jedenasty
Dwunasty
Dwunasty
Trzynasty
Czternasty
Piętnasty
Posłowie
VLADIMIR NABOKOV
Pamięci, przemów
Autobiografia raz jeszcze
przełożyła z angielskiego
Anna Kołyszko
posłowiem opatrzył
Leszek Engelking
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Tytuł oryginału: Speak, Memory
Dla Véry
Wstęp
Niniejsza książka stanowi usystematyzowany zbiór wspomnień osobistych, które ciągną się
geograficznie od Sankt Petersburga do Saint-Nazaire i obejmują trzydzieści siedem lat, od sierpnia
1903 do maja 1940 roku, z kilkoma tylko wycieczkami w późniejszą czasoprzestrzeń. Szkic, który
zapoczątkował ten cykl, tworzy obecnie rozdział piąty. Napisałem go po francusku i opatrzyłem
tytułem „Mademoiselle O." trzydzieści lat temu w Paryżu, gdzie opublikował go Jean Paulhan w
drugim numerze „Mesures", 1936. To wydarzenie upamiętnia fotografia (zamieszczona niedawno
w James Joyce in Paris Gisle Freund), tyle że w podpisie figuruję (w gronie redakcyjnym
„Mesures" siedzącym wokół kamiennego stołu ogrodowego) niewłaściwie zidentyfikowany jako
„Audiberti".
W Ameryce, dokąd wyemigrowałem 28 maja 1940 roku, tekst „Mademoiselle O."
przełożyła na język angielski nieżyjąca już Hilda Ward, a po mojej redakcji opublikował go Edward
Weeks w 1943 r. w styczniowym numerze „Atlantic Monthly" (pierwszym czasopiśmie, w którym
wydrukowano moje opowiadania napisane w Ameryce). Moja współpraca z tygodnikiem „New
Yorker" rozpoczęła się (dzięki Edmundowi Wilsonowi) od jednego krótkiego wiersza w kwietniu
1942 r., po którym zamieszczono garść dalszych efemerycznych utworów; ale mój pierwszy tekst
prozą ukazał się tam dopiero 3 stycznia 1948 r. Był to „Portret wuja" (rozdział trzeci niniejszej
książki), napisany w czerwcu 1947 r. w Columbine Lodge w Estes Park w Kolorado, gdzie moja
żona, syn i ja nie zabawilibyśmy dłużej, gdyby Harold Ross nie skumał się tak serdecznie z owym
duchem z mojej przeszłości. W tym samym czasopiśmie opublikowano ponadto rozdział czwarty
(„Moja angielska edukacja", 27 marca 1948 r.), rozdział szósty („Motyle", 12 czerwca 1948 r.),
rozdział siódmy („Colette", 31 lipca 1948 r.) i rozdział dziewiąty („Moja rosyjska edukacja", 18
września 1948 r.), które powstały w Cambridge, Massachusetts w okresie moich poważnych
problemów zdrowotnych i emocjonalnych. Ukazały się w nim również rozdział dziesiąty
(„Uchylanie zasłony", 1 stycznia 1949 r.), rozdział drugi („Portret matki", 9 kwietnia 1949 r.),
rozdział dwunasty („Tamara", 10 grudnia 1949 r.), rozdział ósmy („Przeźrocza", 11 lutego 1950 r.;
pytanie H.R.: „Czy w domu Nabokowów był tylko jeden dziadek do orzechów?"), rozdział
pierwszy („Czas przeszły doskonały", 15 kwietnia 1950 r.) i rozdział piętnasty („Ogrody i parki",
17 czerwca 1950 r.), które powstały w Itace, w stanie Nowy Jork.
Z trzech pozostałych rozdziałów jedenasty i czternasty ukazały się w „Partisan Review"
(„Pierwszy wiersz", wrzesień 1949 r., i „Wygnanie", styczeń/luty 1951 r.), trzynasty zaś trafił do
„Harper's Magazine" („Bursa na Trinity Lane", styczeń 1951 r.).
Angielska wersja „Mademoiselle O." ukazała się następnie w Nine Stories (Dziewięć
opowiadań), New Directions, 1947, oraz w Nabokov's Dozen, (Feralna trzynastka), Doubleday,
1958; Heinemann, 1959; Popular Library, 1959, i Penguin Books, 1960; do tegoż tomu włączyłem
także „Pierwszą miłość", która stała się ulubienicą antologistów.
Chociaż pisałem te rozdziały w przypadkowym porządku, odzwierciedlonym podanymi
wyżej datami pierwszych publikacji, zapełniały one akuratnie luki ponumerowane w mojej głowie,
w której się kluł obecny ich układ. Ten układ zyskał ostateczny kształt w roku 1936, przy kładzeniu
kamienia węgielnego, który już wtedy krył w swym schowku najrozmaitsze mapy, rozkłady jazdy,
zbiór pudelek zapałek, rubinowe szkiełko, a nawet — co uzmysławiam sobie teraz — widok z
mojego balkonu na Jezioro Genewskie, na jego zmarszczki i polany światła, upstrzone dzisiaj, w
porze podwieczorku, czarnymi plamami łysek i czubatych kaczek. Stąd też bez trudu ułożyłem tom,
który oficyna Harper and Bros. wydała w roku 1951 w Nowym Jorku pod tytułem Conclusive
Evidence (Niezbite świadectwo); niezbite świadectwo mojego istnienia. To określenie sugerowało,
niestety, powieść kryminalną, toteż wydanie brytyjskie postanowiłem opatrzyć tytułem Speak,
Mnemosyne (Mów, Mnemosyne), ale przestrzeżono mnie, że „starsze panie nie poproszą o książkę,
której tytułu nie będą umiały wymówić". Rozważałem także The Anthemion (Antemion), czyli
nazwę ornamentu stylizowanego na wiciokrzew, złożonego z wymyślnych splotów i rozrastających
się pęków, ale nikomu się ten tytuł nie podobał; w końcu stanęło na Speak, Memory (Pamięci,
przemów), Gollancz, 1951, i The Universal Library, N.J., 1960. Istnieją następujące jej przekłady:
rosyjski pióra autora (Drugije bierega, The Chekhov Publishing House, N.J., 1954), francuski
Yvonne Davet (Autres rivages, Gallimard, 1961), włoski Bruno Oddery (Parla, ricordo, Mondadori,
1962), hiszpański Jaime Pińeiro Gonzalesa (Habla, memoria!, 1963) i niemiecki Dietera E.
Zimmera (Rowohlt, 1964) {1} . Do tego ograniczę niezbędny zasób informacji bibliograficznych w
nadziei, że zahipnotyzuję drażliwych krytyków, poirytowanych notą na końcu Nabokov's Dozen, do
przyjęcia ich na początku niniejszego tomu.
Kiedy pracowałem nad jego pierwszą wersją w Ameryce, doskwierał mi całkowity niemal
brak danych na temat dziejów mojej rodziny, a zatem niemożność sprawdzenia swojej pamięci,
kiedy czułem, że może mnie zawodzić. Obecnie poszerzyłem i poprawiłem biografię swojego ojca.
Wniosłem też wiele innych poprawek i uzupełnień, zwłaszcza w pierwszych rozdziałach.
Otworzyłem również pewne szczelnie zamknięte nawiasy, pozwalając im wydać na świat wciąż
żywe treści. Albo na przykład jakiś przedmiot będący jedynie atrapą wybraną na chybił trafił,
faktograficznie nieistotny dla relacji z konkretnego ważnego zdarzenia, nie dawał mi spokoju przy
wszystkich kolejnych lekturach tego fragmentu podczas czytania korekty różnych wydań, aż
wreszcie zdobyłem się na olbrzymi wysiłek, dzięki któremu arbitralnie przywołane okulary
(zapewne bardziej potrzebne Mnemozynie niż komukolwiek innemu) przeistoczyły się w wyraźnie
teraz przypomnianą sobie papierośnicę w kształcie muszli, błyszczącą w mokrej trawie pod osiką na
chemin du pendu, gdzie pewnego czerwcowego dnia 1907 roku znalazłem zawisaka bardzo rzadko
spotykanego tak daleko na zachód i gdzie ćwierć wieku wcześniej ojciec złowił rusałkę, unikatową
w naszych północnych lasach.
Latem roku 1953, na ranczu pod Portal w Arizonie, w wynajętym domu w Ashland w
Oregonie i w różnych motelach na zachodzie oraz środkowym zachodzie kraju zdołałem, w
przerwach między łowieniem motyli a pisaniem Lolity i Pnina, przełożyć z pomocą mojej żony
Pamięci, przemów na język rosyjski. Opory psychiczne nie pozwoliły mi powtórzyć wątku
rozwiniętego w powieści Dar, toteż pominąłem cały rozdział (jedenasty). Wiele natomiast
fragmentów poprawiłem, a także starałem się uzupełnić amnezyjne braki oryginału — puste
miejsca, zamazane strefy, domeny zamglenia. Odkryłem, że czasem, przy intensywnym skupieniu,
można zmusić mętną plamę, by nabrała pięknej ostrości, w której nagle udaje się rozpoznać
konkretny widok i przywołać imię anonimowego służącego. W niniejszym, ostatecznym, wydaniu
Pamięci, przemów nie tylko wprowadziłem do pierwotnej wersji angielskiej zasadnicze, zmiany i
liczne uzupełnienia, lecz również skorzystałem z poprawek naniesionych przez siebie w trakcie
przekładania jej na język rosyjski. Proces wtórnego zangielszczania wtórnej wersji rosyjskiej
opowiedzianych wtórnie po angielsku rosyjskich przecież wspomnień okazał się zadaniem iście
diabolicznym, pocieszałem się jednakowoż myślą, że te wielokrotne metamorfozy, znane motylom,
nie były dotąd udziałem żadnego człowieka.
Pośród anomalii pamięci, której właściciel, a zarazem ofiara, nie powinien był nigdy bawić
się w autobiografa, najgorszą jest skłonność do zrównywania w retrospekcji mojego wieku z
Zgłoś jeśli naruszono regulamin