Dos Passos - USA 01 - 42 rownoleznik.pdf

(1291 KB) Pobierz
Dos Passos - USA 01 - 42 rownol
John Dos Passos
42 równoleżnik
(The 42nd Paralel)
tłumaczenie: Krzysztof Zarzecki
 
USA
Młody człowiek kroczy szybko, sam jeden w rzednącym wieczornym tłumie;
nogi bolą go od wielogodzinnego chodzenia; oczy wypatrują zarysu życzliwej twarzy,
błysku zrozumienia w oczach, skinienia głowy, wzniesionej ręki, dłoni wyciągniętej
do uścisku; krew w żyłach kipi nie zaspokojonymi pragnieniami; w głowie roi się jak
w ulu od bzyczących, kąśliwych nadziei, mięśnie się prężą do trudu nie znanych
zawodów, do ciężaru kilofa i łopaty w rękach drogowca, do sprawności rybaka
wciągającego oślizgły włok przez burtę chwiejnego trawlera, do szerokich ruchów
robotnika zakładającego rozgrzane do białości nity na moście, do pewności dłoni
mechanika spoczywającej na zaworze, do napięcia wszystkich mięśni farmera, który
pokrzykując na muły wyciąga pług z bruzdy. Młody człowiek kroczy sam jeden,
wypatruje spragnionymi oczami, nasłuchuje spragnionymi uszami, sam jeden w
tłumie.
Ulice opustoszały. Ludzie wtłoczyli się do metra, wsiedli do tramwajów i
autobusów, rozbiegli się na stacjach do pociągów podmiejskich; zniknęli w
kamienicach czynszowych, wjechali windami do apartamentów. Za witryną dwu
bladych dekoratorów bez marynarek ustawia manekina w czerwonej sukni, na rogu
dwu spawaczy z osłoniętymi twarzami pochylonymi nad niebieskim językiem pło-
mienia reperuje tory tramwajowe, paru pijaków zatacza się po trotuarze, smutna
ulicznica spaceruje nerwowo pod łukową latarnią. Od rzeki dochodzi głuchy ryk
syreny odpływającego parowca. Gdzieś w oddali buczy holownik.
Młody człowiek kroczy sam jeden, szybko, lecz nie dość szybko, daleko, lecz
nie dość daleko (twarze nikną z oczu, rozmowy rwą się na potargane strzępy, kroki
cichną w zaułkach); spieszy się, by złapać ostatnie metro, tramwaj, autobus, wbiec po
trapach na wszystkie parowce, zameldować się we wszystkich hotelach, pracować we
wszystkich miastach, odpowiedzieć na wszystkie anonsy, nauczyć się wszystkich
zawodów, objąć wszystkie posady, zamieszkać we wszystkich domach, spać we
wszystkich łóżkach. Jedno łóżko to za mało, jedna posada to za mało, jedno życie to
za mało. Więc kroczy nocą, sam jeden, z głową wirującą od pragnień.
Bez pracy, bez kobiety, bez domu, bez miasta.
Tylko uszy nasłuchujące mowy ludzkiej chronią go przed samotnością;
baczne uszy, przykuwane silnym ogniwem frazy, niespodziewaną puentą dowcipu,
blaknącym recytatywem opowieści, szorstką kadencją zdania. Zespalająca więź
mowy wije się przez kwartały miast, rozpościera po brukach, sunie szerokimi
 
ocienionymi alejami, pędzi za ciężarówkami wyruszającymi w dalekie nocne kursy
po ruchliwych szosach, szeleści na piaszczystych drogach polnych koło
wyjałowionych farm, łącząc miasta i stacje benzynowe, parowozownie, statki,
aeroplany zagubione na powietrznych szlakach; słowa rozlegają się na górskich
pastwiskach i spływają z nurtem rzek, coraz szerszych w miarę zbliżania się do morza
i milczących plaż.
To nie długie nocne wędrówki w potrącającym się tłumie koiły nieco jego
samotność, nie przeszkolenie wojskowe w Allentown, nie dni spędzone w dokach
Seattle, nie gorące letnie noce dzieciństwa w wyludnionym dusznym Waszyngtonie,
nie posiłki na Market Street, nie kąpiel koło czerwonych skał w San Diego, nie
zapchlone łóżko w Nowym Orleanie, nie zimny tnący jak brzytwa wiatr od jeziora,
nie szare twarze wstrząsane dudnieniem ciężarówek w tunelu pod Michigan Avenue,
nie wagony dla palących w ekspresach z miejscówkami, nie piesze włóczęgi po kraju,
nie przejażdżki suchymi górskimi kanionami, nie noc bez śpiwora wśród zamar-
zniętych tropów niedźwiedzich w Parku Yellowstone, nie niedzielne wycieczki łodzią
po Quinnipiacu; lecz słowa matki opowiadającej co było dawnodawnotemu,
wspomnienia ojca jak byłem chłopcem, prześmiewki wujów, kłamstwa chłopców w
szkole, gadki parobka, naciągane historyjki żołnierzy snute po capstrzyku; to mowa
ludzka jest tym, co pozostaje w uchu, wspólnotą, która pulsuje we krwi; USA
USA to szmat kontynentu. USA to grupa towarzystw akcyjnych, kilka centrali
związków zawodowych, zbiór praw w cielęcej skórze, sieć radiostacji i
kinematografów, kolumna notowań giełdowych wypisywanych na tablicy i
ścieranych przez urzędnika towarzystwa telegraficznego Western Union, czytelnia
publiczna pełna starych gazet i podręczników historii z pozaginanymi kartkami i
protestami nagryzmolonymi ołówkiem na marginesach. USA to litery na końcu
adresu, kiedy wyjeżdżasz z kraju. USA to największe zlewisko wodne świata,
zamknięte łańcuchami gór i wzgórz. USA to garstka wyszczekanych urzędników z
nadmiarem kont bankowych. USA to legion żołnierzy pochowanych w mundurach na
cmentarzu w Arlingtonie. USA to litery na końcu adresu, kiedy wyjeżdżasz z kraju.
Lecz USA to przede wszystkim mowa narodu.
KRONIKA I
Dumni to byli ojczyzny synowie,
Pod górę do szturmu szli –
Gdzie na nich czekali, do strzału gotowi
 
Insurrectos żądni krwi
STULECIE STOLICY DOBIEGŁO KOŃCA
Wszystkie oczy przyciągał generał Miles w paradnym mundurze, na ognistym
rumaku, tym bardziej że wierzchowiec zachowywał się nadzwyczaj niespokojnie.
Akurat minęła głównodowodzącego orkiestra, kiedy koń stanął dęba, w pozycji
prawie pionowej. Generał Miles momentalnie ściągnął cugle i wbił przerażonemu
zwierzęciu ostrogi, lecz koń, ku przerażeniu widzów, przewrócił się do tyłu,
przygniatając generała. Ku powszechnej radości generał Miles nie doznał jednak
szwanku, jakkolwiek jego koń ma z boku zdarty pokaźny płat skóry. Pył uliczny
pokrył prawie cały płaszcz generała, a pomiędzy łopatkami powstała dziura około
cala średnicy. Nie czekając, żeby go ktoś otrzepał, generał Miles dosiadł z powrotem
konia i przyjmował dalej defiladę, jak gdyby takie wypadki były rzeczą codzienną.
Incydent przyciągnął oczywiście zainteresowanie tłumu, a to zwróciło uwagę
na fakt, że głównodowodzący nigdy nie omieszka odkryć głowy przed sztandarem i
pozostaje tak, dopóki poczet go nie minie.
Kompania B, a na jej przedzie
Kapitan kroczy jak chwat,
Do boju śmiało chłopców wiedzie,
Z kulami za pan brat
WŁADZE NIE WIEDZĄ O SIEDLISKU ZGORSZENIA
Inspektorzy sanitarni kierują wody rzeki Chicago do podziemnego kanału
JEZIORO MICHIGAN PODAJE DŁOŃ OJCU WÓD. Konkurs śpiewu dla kanarków
zorganizowany staraniem niemieckiego Zuchtervereinu walka o utrzymanie
bimetalizmu w stosunku 16 do 1 nie została jeszcze przegrana, twierdzi Bryan.
KLĘSKA BRYTYJCZYKÓW POD MAFEKINGIEM
Niejeden dobry żołnierz poległ na Luzonie
ROŚCI SOBIE PRAWO DO WYSPY PO WIECZNE CZASY
Klub im. Hamiltona Wysłuchał Mowy Ekskongresmana Poseya z Indiany
WRZAWA WITA NOWE STULECIE
ROBOTNICY WITAJĄ NOWE STULECIE KOŚCIOŁY WITAJĄ NOWE
STULECIE
Prezydent McKinley pochłonięty pracą w swoim gabinecie, gdy rozpoczynał
się nowy rok.
NARÓD WITA ŚWIT NOWEGO STULECIA
 
Odpowiadając na toast „Wiwat, kraju Kolumba!” na bankiecie Klubu
Kolumbijskiego w Indianapolis w stanie Indiana eksprezydent Benjamin Harrison
oświadczył między innymi: „Nie mam nic przeciwko ekspansji terytorialnej; nie
uważam jednak, tak jak niektórzy, ekspansji terytorialnej za najbezpieczniejszą i
najbardziej pożądaną drogę rozwoju narodowego. Dzięki korzyściom, jakie
ciągniemy z obfitych i tanich złóż węgla i żelaza, z olbrzymiej nadprodukcji środków
spożywczych oraz z wynalazków i oszczędności w produkcji, bijemy obecnie na
głowę najstarsze i największe mocarstwa kolonialne”.
Panny z Towarzystwa Oburzone: Tańczyły z Detektywami
Niejeden dobry żołnierz poległ na Luzome
i Mindanao
GIRLASKI OBLĘŻONE PRZEZ TŁUM W NEW JERSEY
Jedna z litografii przedstawia sławną aktorkę siedzącą na rozgrzanym do
czerwoności piecu, w stroju bardziej kusym od kostiumów kąpielowych, jakie widuje
się obecnie w Atlantic City; z pieniącym się kielichem w jednej ręce, drugą ściąga
aktorka wstążki stanowiące uprząż pary rozbrykanych homarów.
Niejeden dobry żołnierz poległ na Luzonie
i Mindanao, i na Samarze
W odpowiedzi na toast „Za wiek dwudziesty” senator Albert J. Beveridge
stwierdził między innymi: „Wiek dwudziesty będzie należał do Amerykanów.
Zapanuje w nim myśl amerykańska. Amerykański postęp nada mu barwę i kierunek.
Rozsławią go czyny Amerykanów.
Cywilizacja nigdy nie utraci gruntu w Szanghaju. Cywilizacja nie wycofa się
nigdy z Hongkongu. Bramy Pekinu nie zamkną się już więcej przed metodami
współczesnego człowieka. Odrodzenie świata, zarówno fizyczne jak moralne, już się
rozpoczęło, a rewolucja nigdy się nie cofa”.
Niejeden dobry żołnierz padł na Filipinach,
Na wieki w ciemnym grobie śpi
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin