Clark Lucy - Na całe życie.pdf

(508 KB) Pobierz
207595391 UNPDF
Lucy Clark
Na całe życie
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Jak się czujesz? – zagadnął Tristan, podsuwając Beth kubek kawy. – Masz, napij się.
– Nie mogę! – jęknęła Beth. – Zacznie mi się przelewać w brzuchu i będzie jeszcze
gorzej.
– Ile ostatnio spałaś? – spytał zmartwiony. Dochodziła ósma rano. Beth i Tristan
odpoczywali w pokoju socjalnym na bloku operacyjnym oddziału ratownictwa po żmudnej
pięciogodzinnej operacji. Nie poszli się przebrać, bo niebawem mieli stanąć do następnego
zabiegu.
– Prawie wcale.
– Powiem ci po przyjacielsku, skarbie, zaczyna to być po tobie widać.
– Dzisiaj się wyśpię. O ile dożyję do wieczora.
– Chyba nie jest aż tak źle?
– Tristan, człowiek, którego miałam nadzieję nigdy więcej nie oglądać, zaczyna pracę w
tym szpitalu za dokładnie... siedem minut – oznajmiła, spojrzawszy na zegar ścienny. – Źle
się czuję. Jesteś lekarzem, szybko wypisz mi zwolnienie!
Tristan parsknął śmiechem.
– Posiedź chwilę, odpocznij, potem weź dwie tabletki paracetamolu. I nie dzwoń do mnie
co kwadrans.
– Och, jesteś przezabawny. – Spojrzała na niego spod oka. – Ja tu przechodzę życiowy
kryzys, a ty się śmiejesz.
– Czemu tak się przejmujesz sir Ryanem Cooperem?
– Przecież ci opowiadałam, coś zaszło między nami na ostatnim przyjęciu
bożonarodzeniowym.
– Ponad pół roku temu, Beth. Potem on pracował w Londynie, a ty w Stanach. Teraz
oboje znowu jesteście w Sydney, a on jest twoim szefem. Zresztą robi wrażenie całkiem
sympatycznego gościa. Luzik.
– Luzik? – Beth zachichotała. – Córka cię tego nauczyła?
– Co chcesz? – Uśmiechnął się. – To już dwunastoletnia pannica.
– Otóż dowiedz się, wyluzowany tatusiu, że niedobrze jest obrazić kogoś, kto potem
zostaje twoim szefem.
– Albo kogoś, z kim się romansowało na przyjęciu świątecznym? – zaśmiał się Tristan. –
Nie przesadzaj. Szkoda, że Natalie jest taka zaaferowana, na pewno powiedziałaby ci to samo
co ja. A skoro o tym mowa, to jak przebiegają przygotowania do ślubu?
– Jesteśmy na finiszu. Za pięć dni Natalie zostanie panią Williams, żoną doktora
Marty’ego Williamsa, czyli... – Zmarszczyła czoło i spojrzała na niego pytająco. – Panią
doktorową Williams? Doktor Natalie Williams?
Tristan roześmiał się znowu i poklepał ją po głowie.
– Za dużo informacji dla twojej zmęczonej główki. Lepiej już chodźmy, za chwilę mamy
obchód. Nie chcę zrobić na naszym nowym szefie złego wrażenia.
207595391.001.png
Beth z jękiem złapała się za brzuch.
– Ejże, pomyśl o plusach tej sytuacji – dodał Tristan.
– A są takowe?
– Dzięki sir Ryanowi, Richard Eeverley nie wróci z Londynu jeszcze przez cały rok.
Beth nie mogła się nie roześmiać.
– Jesteś niezawodny. Zawsze zauważysz coś pozytywnego. Dla ciebie miseczka nigdy nie
jest w połowie pusta, ale do połowy pełna.
– Ej, zapomniałaś, że mam żonę i cztery córki? W domu jest tyle staników, że z miseczek
mógłbym zrobić specjalizację – zażartował.
– Sądzisz, że sir Ryan stanie z nami do operacji? – spytała Beth, gdy wracali na oddział.
– Możliwe. Zdołasz pracować w takim stresie?
– A będziesz mnie trzymał za rękę?
– Chyba niełatwo by się nam pracowało. Pomyśl tylko, za pół roku będziemy mieli
specjalizację z ortopedii.
– O ile tego doczekam – mruknęła.
Przy dyżurce pielęgniarek Beth przystanęła na chwilę i zamknęła oczy. Oddychała
głęboko, próbując się uspokoić, nagle jednak poczuła, że ktoś ją obserwuje. Ostrożnie uniosła
powieki i spojrzała prosto w niebieskie oczy sir Ryana Coopera.
– Długa noc przy stole operacyjnym, doktor Durant? Uśmiechnęła się z przymusem.
– Właściwie to nie.
– To dobrze.
Oboje czuli się tak, jak gdyby znowu było Boże Narodzenie, jakby nigdy nie wyszli z
tamtej restauracji, może tylko byli sobą jeszcze bardziej zafascynowani.
Ryan po chwili przestał wstrzymywać oddech. Gdy to zrobił, owiała go woń perfum.
Perfum Beth. Po prostu nie mógł się przy tej kobiecie skoncentrować. Włosy miała dłuższe,
niż pamiętał, i ściągnięte w skromny kucyk, oczy podkrążone, lecz mimo to wyglądała
niesamowicie seksownie, taka senna, jak gdyby właśnie wstała z łóżka.
Było, minęło, pomyślał, z trudem odrywając od niej wzrok, choć najchętniej porwałby ją
w ramiona i pocałował. To głupie zauroczenie musi się skończyć. Będą razem pracować, a
wiedział, jak zwykle kończą się takie romanse. Musi się tu zaaklimatyzować, podołać
nawałowi obowiązków i nawet gdyby chciał, na życie towarzyskie najzwyczajniej nie starczy
mu czasu.
Beth także ochłonęła i zaczęła myśleć trzeźwiej. Owszem, nadal między nimi iskrzy i nic
na to nie poradzą, ale ten zarozumiały, pewny siebie człowiek to jej szef, doświadczony
chirurg, pod którego okiem ona ma robić specjalizację. Koniec, kropka.
– Witamy, sir Ryanie.
Gdy Tristan podszedł, aby się z nim przywitać, Beth dyskretnie wymknęła się z dyżurki.
Wpadła do sali konferencyjnej, uśmiechnęła się do kolegów i usiadła, kurczowo splatając
drżące dłonie.
Gdy wchodzili do sali, Ryan skwitował uśmiechem coś, co właśnie powiedział Tristan.
Był to zwykły grzecznościowy uśmiech, który jednak sprawił, że Beth aż wstrzymała oddech.
207595391.002.png
Czy on musi być taki przystojny? Taki seksowny?
Ryan poprosił o ciszę, przedstawił się i odprawa się rozpoczęła. Kiedy przyszła kolej
Beth, wzięła się w garść i rzeczowo omówiła swoich pacjentów.
– Uważa pani, że to odpowiednia terapia dla pani Harding? – odezwał się Ryan, gdy
skończyła.
Beth spiorunowała go wzrokiem. Chce ją poniżyć? Zdyskredytować w oczach kolegów i
koleżanek?
– Owszem, tak właśnie uważam.
– To dobrze. Jestem tego samego zdania. Odpytuje ją? Co to ma być, egzamin? Aż w niej
zawrzało, jednak cała złość uszła z niej, zaledwie stanęli przy łóżku pani Harding. Beth
patrzyła zdumiona, jak sir Ryan uśmiecha się serdecznie i gawędzi z wyraźnie nim
oczarowaną starszą panią. Nie wszyscy wybitni specjaliści potrafią zjednać sobie sympatię
pacjenta, jednak Ryanowi najwyraźniej przychodzi to bez trudu, pomyślała. Pomijając fakt, że
uśmiechnięty wygląda wręcz zabójczo.
Godzinę później wracała na blok operacyjny.
– Hej, nie pędź tak! – zawołał Tristan, doganiając ją.
– Co się stało?
– Nic.
– Beth, przecież cię znam.
– To po co pytasz?
– Przecież się nie czepiał.
– Nie. Tylko mnie oceniał.
– No i co z tego? To część jego pracy. Jest szefem i musi wiedzieć, z kim przyszło mu
pracować. Poza tym kto to mówi?
– Nie rozumiem?
– A twoja mała lista?
– To zupełnie co innego.
– Nieprawda – odparł, gdy wchodzili do pokoju socjalnego.
– Prawda – upierała się Beth, zajęta parzeniem kawy.
– Mówimy tu o życiowych decyzjach, a nie o wymądrzaniu się po fakcie. O szukaniu
swojej drugiej połówki.
– Chyba nawet miałbym dla ciebie jednego kandydata – mruknął Tristan pod nosem.
– Nie. Po to wymyśliłam tę listę, żeby znaleźć mężczyznę moich marzeń. Kogoś, kto
zrozumie i mnie, i moich rodziców.
– A gdzie tu problem? Twoi rodzice są karłami. I co z tego? To fantastyczni ludzie.
Uśmiechnęła się wzruszona.
– Dlaczego inni mężczyźni nie są do ciebie podobni?
– Ależ są i tacy – powiedział cicho. – Znajdziesz tego jedynego. Tylko nie śpiesz się tak z
odsądzaniem Ryana od czci i wiary. Może cię zaskoczy.
– W życiu nie spotkałam większego zarozumialca, a zarozumialstwa po prostu nie znoszę.
– Naprawdę uważasz, że jest zarozumiały?
207595391.003.png
– Bez dwóch zdań.
– Może ma swoje powody – odparł Tristan spokojnie.
– Co masz na myśli?
– Nic. – Objął ją ramieniem. – Po prostu nie oceniaj go pochopnie.
Tristan ma rację, pomyślała i uśmiechnęła się ciepło.
– Dzięki.
– Szykujecie się do operacji?
Słysząc niski, aksamitny głos, Beth obejrzała się błyskawicznie. W progu stał Ryan
ubrany w chirurgiczny fartuch. Od dawna tu jest? Słyszał całą rozmowę? W każdym razie
patrzył na nich ze złością, szczególnie niechętnym wzrokiem spoglądając na rękę Tristana na
ramieniu Beth.
– Będzie pan z nami operował? – zagadnął Tristan.
– Owszem.
Tristan uśmiechnął się pod nosem i zabrał rękę.
– Może najpierw kawy?
– Zaraz sobie zaparzę – odparł, świdrując Beth wzrokiem. – Byłbym zapomniał: mam do
ciebie sprawę, Tristan. – Dopiero teraz raczył na niego spojrzeć. – Gdybyś zechciał
pofatygować się do mojej sekretarki, Jocelyn, to poda ci szczegóły.
– Czyżby okazja do wyrwania się z sali operacyjnej? – Tristan uśmiechnął się jeszcze
szerzej i dodał, zerkając na Beth: – Wygląda na to, że dla ciebie egzamin jeszcze się nie
skończył. A kiedy moja kolej, szefie?
– Jutro, jeśli ci to odpowiada.
– Jasne, szefie – odparł Tristan i mrugnął do Beth. – Później się jakoś złapiemy.
I wyszedł, zostawiając ich samych. Zwykle przed operacją Beth ceniła sobie ciszę i
spokój, tym razem jednak wolałaby, aby pokój był pełen ludzi. Odetchnęła dopiero wtedy,
gdy Ryan przestał się w nią wpatrywać i otworzył szafkę z kubkami.
– Mogę wziąć pierwszy lepszy?
– O ile potem go umyjesz, to tak – odparła Beth.
– Tristan robi wrażenie miłego chłopaka.
– Jest miły.
– I żonaty? Przeglądałem akta osobowe.
– Tak. Ma cztery córki. Ale jakoś sobie radzi w tym babińcu.
– Znasz jego żonę? – Ryan obejrzał się przez ramię.
– Juliette? Oczywiście. Znamy się z Trisem od ponad dwóch lat.
– Nie licząc ostatniego pół roku, kiedy byłaś w Kalifornii, jeśli się nie mylę.
– Zgadza się. – Spojrzała na niego chłodno. – Czy to źle?
– Dlaczego? Czyli jesteście przyjaciółmi, tak?
– Myślisz, że wdałabym się w romans z żonatym mężczyzną? – spytała dotknięta.
– Nie wiem. Prawie cię nie znam, Beth.
– Więc zaspokoję twoją ciekawość: nie. Nigdy.
– Dobrze wiedzieć – stwierdził.
207595391.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin