Zygmunt Krasiński
Irydion
Et cuncta terrarum subacta.
[Horatius]
... Aestuat ingens
Uno in corde pudor mixtoque insania luctu
Et Furiis agitatus amor et conscia virtus.
(Aeneidos lib. X)
POŚWIĘCONE MARII NA PAMIĄTKĘ DNI JEDYNYCH I ZBIEGŁYCH
Tak głos znajomy wróci do niej
po latach wielu.
(Dante)
Osoby
IRYDION - Grek, syn Amfilocha i kapłanki Odyna Grimhildy, brat EIsinoe
ELSlNOE - siostra Irydiona,
MASYNISSA - szatan w ludzkiej postaci sędziwego starca, doradca i opiekun
duchowy Irydiona
HELIOGABAL - cesarz Rzymu
ALEKSANDER SEWERUS - syn Mammei, cesarz Rzymu po obalcniu Heliogabala
MAMMEA - matka Aleksandra Sewerus
WIKTOR - biskup Rzymu
KORNELIA METELLA - chrześcijanka, ukochana Irydiona
EUTYCHIAN - prefekt pretorianów Heliogąbalo
RUPILIUS i EUBULUS - dworzanie, zausznicy Eutychion
SYMEON Z KORYNTU -. przywódca młodzieży chrześcijańskiej, żarliwy stronnik
Irydiona
ULPIANUS - prawnik, doradca Aleksandra Sewcrusa
LUCIUS TUBERO i ARYSTOMACHUS - zbuntowani pretorianie Heliogabala na służbie
Aleksandra Sewerusa
GLADIATOR SPORUS - LUCIUS TIBERIUS SCYPIO - potomek możnego niegdyś rodu
rzymskiego
PILADES - przełożony niewolników Irydiona
WERRES i ALBOIN - wodzowie borbarzyńców na służbie Irydiona.
FILOZOF - ANAKSAGORAS - neoplatończyk
Chóry: karłów, młodzieńców, starców, barbarzyńców, podziemnych głosów, kapłanów,
niewiast, gladiatorów
Ponadto: dworzanie, pretorionie, żołnierze, posłańcy, tancerki, muzykonci,
niewolnicy, glodiatorzy]
KONIEC ROZDZIAŁU
Wstęp
Już się ma pod koniec starożytnemu światu* - wszystko, co w nim żyło, psuje się,
rozprzęga i szaleje - bogi i ludzie szaleją.
Ale jako Jowisz, pan na niebie, tak Rzym, pan na ziemi, kona i szaleje. Fatum*
jedno spokojne, niewzruszone, rozum nieubłagany świata, patrzy z wysoka na wiry
ziemi i nieba.
Wśród zamętu wznoszę pieśń, która mi gwałtem z piersi się dobywa. Niechaj duch
zniszczenia ku pomocy mi będzie - niech moje natchnienie kręci się i toczy się,
rozlega na wsze strony jako piorun burzy, któren grzmi teraz nad wiekami
przeszłości i wszelkie życie str4ca do otchłani - a potem niech umiera, jako on,
po dokonaniu dzieła. Tam nowy świt na Wschodzie! Ale mnie już nic do niego.
Gdzie postacie, które tak dumnie i wzniośle kroczyły dawniej po twoich siedmiu
wzgórzach, o Rzymie? Gdzie patrycjusze twoi z nożem ofiarnym i włócznią w ręku,
z sercem pełnym tajemnic, z chmurą zgrozy na czole, ojcowie rodzin, ciemiężcy
plebejanów, okróciciele Włoch i Kartagi? Gdzie westalka, wstępująca w milczeniu
z ogniem świętym na schody Kapitolu.
Gdzie mowce twoi, panowie dusz tysiąców, stojący ponad falami ludu, gwarem
posZeptów obawiani i burzą poklasków? Gdzie Żołnierze legionów, bezsenni,
ogromni, z twarzą spiekłą od słońca, schładzanąznojem, rozjaśnianą połyskami
mieczów? Wszyscy zniknęli jedni po drugich - przeszłość ich zagarnęła i jak
matka tuli do łona. Nikt ich nie wydrze przeszłości!
Miasto nich podnoszą się nie znane dotąd kształty, ni piękne jak półbogi, ni
silne jak olbrzymy tytańskichczasów9, ale dziwaczne, migające złotem, z wiankami
na czole, z pucharami w dłoni, a wśród kwiecia sztylety, a wśród biesiad
trucizny, a w ich tańcach konwulsyjne podrzuty - niby to życie bez granic wśród
pieśni i jęków, ryku hien i nawoływań gladiatorówlo. Śmiech z takiej wiosny,
umajonej krwią i woniami spiekłych kadzideł! Śmiech z takiego życia! Ono
przejściem tylko, ono nic nie utworzy, nic nie: zostawi po sobie prócz krzyków
kilku i sławy marnego skonania!
Motłoch i cezar - oto jest Rzym cały*.
Izydo, matko wiadomości i milczenia, stopy twoje zbryzgane pianą morza, okryte
pyłem długiej podróży, obca mowa brzmi naokoło ciebie - i stoisz na Forum
Romanum*, i dotąd się rozpatrzyć nie możesz, kędy sama jesteś, kędy brzegi Nilu.
Z pagórków Armenii, z nizin Chaldei Mitra też, pan młodości i śmierci, ciągnie
ku Rzymowi i już stanął w lochach Kapitolu, i nożem ofiarnym potrząsa wśród
głuchej nocy nad trupami ofiar.
W portykach greckich, w słodkim cieniu korynckich filarów barbarzyńskim chodem
stąpa syn Północy - stanie czasami i na toporze wsparty, szuka błękitnymi
oczami, czy gdzie nie spotka Odyna, boga ludów swoich.
Odyn* cymbrycki dotąd się nie zjawił - żal mu borów sośnianych i śnieżnej
pościeli, i szarego nieba, i chórów Walhalli*. Ale chwil kilka jeszcze - i on
puści się na pielgrzymkę do Rzymu!
Naprzód, bogi i ludzie! Drogi wasze się pokrzyżują od wschodu na zachód, od
północy na południe. Miejsca dla was nie będzie. Idźcie więc i kołujcie, bądźcie
i wracajcie potem. Tak zwykle przed śmiercią bywa.
Naprzód, bogi i ludzie! - szalejcie do woli - ostatni to szał, ostatnia to
gonitwa wasza - a Fatum z was się urąga, krzyż godłe swoim wzięło i wy wszyscy
wcześniej czy pófuiej padniecie przed krzyżem.
Z tego świata, co się zżyma i kona, wycisnę myśl jedną jeszcze w niej będzie
miłość moja, choć ona jest córką szaleństwa i zwiastunką zguby!
Naprzód w szał, naprzód w tan, bogi i ludzie, wokoło myśli mojej - bądźcie
muzyką, co przyśpiewuje jej marzeniom - burzą, pośród której ona się przedziera
jak błyskawica - bo imię jej nadam, postać nadam i choć poczęta w Rzymie, dzień,
w którym Rzym zginie, nie będzie jej ostatnim. Ona trwa, dopóki ziemia i
ziemskie narody - ale za to w niebie dla niej miejsca nie masz!
Gdzież jesteś, synu zemsty? W jakiej ziemi leżą zwłoki twoje? Duch twój pomiędzy
jakimi duchami?
Ze świata gruzów wywołałem cienie umarłych - w nocy na Forum stanął senat przede
mną - schylone widma, obarczone pamięcią podłości - i między nimi nie było
ciebie!
Gladiator powstał z lochów cyrku i szedł na czele swoich przy świetle księżyca -
przebici wszyscy - usta sine powtarzały w śnie śmierci: Morituri te salutant,
Caesar* - ale pomiędzy nimi nie odkryłem ciebie.
Na Palatynie*, na wzgórzu ruin i kwiatów, panów świata dla kwiatów, panów świata
dla mnie wzruszyły się prochy - płynęli przede mną - diadema, krwią zlutowane,
trzymało się ich czoła - każdy na czole niżej miał znak potępienia - purpura na
ich barkach powiewała, a zza niej świeciły gwiazdy przez otwory wdarte
sztyletami zabójców - ale i tam nie ujrzałem ciebie.
Męczenników Chrystusa słyszałem śpiewy i modły. Dźwięki te wzlatywały z
katakumb* i szły prosto ku niebu - był tam głos jeden niewieści, smutniejszy,
piękniejszy nad inne - znany tobie kiedyś, ale teraz sam jeden, nie związany z
twoim.
Gdzież jesteś, synu zemsty, synu pieśni mojej! Już czas zmartwychwstać, by
deptać po zwłokach olbrzyma. ... pamiętasz? - przysięgałeś. Wyrzekłeś się
nadziei, wiary, miłości, by raz tylkd, raz jeden spojrzeć, a potem zanurzyć się
tam, gdzie miliony...
Godzina dobija - bo kędy miasto wieczne panowało, dziś grób szeroki, rozwarty,
napełniony kośćmi i gruzem, opleciony pełzającym i bluszczem, i ludem. Powstań -
chodź - wzywam cię - ja i straszniejsza potęga jeszcze, od której cię wybawić
nie zdołam, ale imię twoje oderwę od ciała twego i ono na zagubę nie pójdzie
wraz z tobą!
Z dala ode mnie! - nie dla was te dzikie manowce - w Kampanii Rzymskiej
zostańcie u stóp Apeninów, towarzysze moi. Ja pójdę, ja go raz jeszcze chcę
ujrzeć przed zgonem, przed śmiercią, na wieki!
W tej jaskini, leżącej wśród mroków przepaści, on na marmurowym łożu
rozciągnięty, bez oddechu, bez sennych poruszeń, bez żadnego marzenia, czeka na
przebudzenie - obiecane - straszne, i na dzień sądu, bliższy dla niego niż dla
reszty świata!
Starożytne próchna świecą naokoło jak oczy sfinksów - wąż z łuską promienistą
śpi od wieków przy stopach jego - rysy zasęspalone gorączką, sen tak długi
chłodu po nich rozlać nie potrafił.
Kształty jego ciała podobne do kształtów greckiego posągu i takich już dzisiaj
nie ma na tej ziemi - nogi białe jak marmur paryjski, w czarnych koturnach,
złożone na czarnej pościeli. Stąd i zowąd, pod nimi, nad nimi, mchy i bluszcze
się wiją.
Tunika biała na piersiach spoczywa - odłamek lampy w dłoni i miecz, rdzą
stoczony, u boku spoczywa - a druga ręka opuszczona, martwa i palce jej
skurczone, jak gdyby zasnął w rozpaczy.
On cały zawieszony leży między snem a śmiercią - między ostatnią myślą, którą
pomyślał przed wiekami, a tą, która niedługo w nim się budzi, między potępieniem
życia całego a potępieniem wieczności!
Nim powstaniesz, opowiem twe dzieje.
W Chersonezie Cymbrów*, w ziemi srebrnej potoków*, ojciec stąpał brat za brat z
królami morza*, choć przybył choć cudzą miał, grecką mowę i twarz greckiego
półboga.
Ale polubiły go niewiasty i męże, bo powieściami długie słodził noce, a we
pierwszy był do walk i biesiady. Manowce szarego oceanu bitą drogą mu były - w
połysku gwiazd niebieskich wyczytywał pogody i burze - najcięższą włócznią
przerzucał najwyższe maszty i za wichrami goniąc spokojne miał czoło.
Na lądzie róg jego dzwonił po dolinach i skałach - niedźwiedź nigdy mu się nie
potrafił odjąć - a kiedy wrócił z łowów lub rozbicia, kładł się na mech, na
paprocie i spełniając gęste puchary, opowiadał gonitwy, zapasy, rozboje. Na
dalekich wodach dom jego, nabijany kością słoniową i złotem - sługi, niewolniki,
stojąc na progu pod lasem filarów, patrzą na morze błękitne, zasiane wyspami
błyszczącymi jak gwiazdy, i wyzierają jego powrotu - ale obn się nie śpieszy, bo
polubił dźwięk trąb konchowych i śpiew kapłanek Odyna- bo młodość swoją puścił
na błędy i zmienne losy, by pófuiej dokonać wielkiego zamiaru - i puchar podnosi
do ust, i pije zdrowie króla mężów, starego Sygurda.
"Grimhildo, córo Sygurda, lud mój od wieków nosi kajdany i jęczy - wraz z ludem
moim sto innych ludów po wszystkich brzegach mórz południowych usiadło na żwirze
i płacze. Żeby ich wyzwoliĆ, trza mi twojej piersi natchnionej! Ja sam rodem
jestem niewolnik, ale duchem mściciel - wrogi moje silne jak Tytany - żeby ich
podkopać i obalić, trza mi twojej piersi natchnionej! Dziewico poświęcona
Odynowi, ty wejdziesz w progi moje, ty bęqziesz towarzyszką moich trudów i
dzieci nasze kończyć będą dzieło moje a ono się przeciągnie w późne wieki
wieków!"
Tu ojciec twój umilkł i stopniami ogarniał ją potęgą wzroku i milczenia swego -
ona, stojąc na skale, spoziera na szarą nieskończonoŚĆ morza, z rozpuszczonym
włosem, z zamglonymi oczyma, bezsilna, szalona miłością. Już Odyna pawęż jej nie
zasłoni, porzuci stopy ołtarza i pójdzie z obcym na dalekie brzegi.
"Hermesie, dawniej wojowniki nasze nie śmieli spojrzeć na czoło moje. Tyś się
zjawił jak bohater zstępujący z Walhalli, tyś rzekł "Grimhildo" i patrz, ja
muszę być niewolnicą twoją.
Nie znam ojczyzny twojej, wrogów twoich nie znam, kraj, do którego mnie
ciągniesz, nigdy we śnie nawet nie ukazał się przede mną, a pójdę, pójdę,
nieszczęśliwa - zhańbiona pośród dziewic - przeklęta gniewem Odyna - tylko
pozwól raz jeszcze mi zasiąść na i odśpiewać pieśń ostatnią!"
Amfiloch Hermes szedł za dziewicą na pokładach mchu, na warbory, szronem
obwisłe, wśród ryku wodospadów - sosny tłumem cisnęły się wszędzie; z ich tłumu
czasem szkielet dębu się wydostanie, uwińczon jemiołą. Wyżej niebo gorzkie,
ołowiane - po bokach tysiąc manowców krąży i woła za sobą ale na puszczę - ale
dziewica zna ścieżki wiodące do boga, z którym żegnać się na wieki.
Wodzowie hord, panowie gruntów, królowie morza, majtki ich i towarzysze stoją w
półkolu przed posągiem Odyna i czekają na kapłankę. Jeden tylko Sygurd, z
pokolenia bogów, król wszystkich, usiadł na pniu ściętej sosny i ogromną dłonią
zakrył czoło - pierś jego nadyma się pod pancerzem ż łusk rybich - ale milczy i
wszyscy zanim milczą - słychać tylko szum morza bijącego o skały za borem.
Grimhilda przeszła pośród nich z oczyma wlepionymi w posąg Odyna, ku któremu
stąpała w grofuej powadze. A cudzoziemiec pozostał z tyłu, wśród orszaku swoich,
z założonymi rąkoma na korynckiej zbroi, oparty o drzewo.
Pod występującym sklepieniem jaskini, na głazie, tajemnicami zapisanym, usiadła
i zdała się marzyć. Bóg północnych plemion stoi nad nią, broda jego i włosy
skrzepłe lodem, przyprószone śniegiem, oczy szklane, rażące, w olbrzymiej dłoni
maczuga, krwią ofiar zbroczona, a w piersi głęboka rana, którp zadał sobie,
kiedy dopełniwszy ziemskiego wcielenia, zażądał wrócIć do biesiad Walhalli.
Sen jej trwał długo i teraz powoli z niego się budzi, z wolna podnosi ramiona,
mówi jeszcze tłumionym. głosem: "Znam cię, panie, wśród bohaterów twoich - duch
twój czarnym strumieniem zó1iża się do łona mego - huczy wokoło mnie jak potok,
co rozrywa głazy". Ta tam, gdzie wiry twoje - ja tam, gdzie wszechmocność gniewu
twego - siła twoja moją - słuchajcie mnie wszyscy".
Odrzuciła nagle powieki sponad pałających zrzenic - ręce wywarła ku tłumowi i
ręce jej drżały jak w chwili konania - w głosie jej były dźwięki zarwane z mowy
bohaterów, co wstąpili na chmury i teraz, wśród burzy przelatując, wołają na
dzieci swoje.
"Po co biegniecie dniem i nocą, bracia moi1 Syn y ludu mego, kto was Pędzi z
tyłu? Kto wam kazał porzucić ziemię srebrną potoków?
Olbrzymy przykute podnieśli się z śniegów, na których leżeć mają aż do końca
świata, podnieśli się na pół i bijąc łańcuchami o szczyty z lodu, w noidrza
chwytają zapach krwi z oddali.
Czy słyszycie, jak młot Thora* w pył druzgoce hełmy i puklerze, czaszki i piersi
ludzkie? Śmiech karłów rozlega się w przestrzeni włócznia Horgiebrudy zawieszona
nad ziemią całą!
Kto wam podoła, o potom ki moje? Coraz dalej pędzicie ku miastu wielkiemu. Tam
czeka na was biesiada - puchary pienią się pełne krwi nieprzyjaciół. Każdemu z
was przygotowane jest miejsce - zasiądźcie w chwale, syny moje!" , Głos jej
upadł nagle i w szmer się zamienił - oczy szukają czegoś w świecie widzeń, który
się przed nią roztacza - usta wysilają się na słowo jakieś. To słowo powstaje,
rośnie w głębinach jej duszy jak wąż, okrąża jej serce i jak wąż ucieka, kryje
się znowu - ona darmo za nim goni, cała blada, nieszczęśliwa, mdlejąca. Jeszcze
chwila - może go wyrwie z łona, bo wzrok jej płonie, twarz nowym zajaśniała
szałem.
"Miasto, miasto na siedmiu wzgórzach pali się pożarem - kruszce drogie,
przejrzyste kamienie topią się i płyną - ciała topią się na krew i płyną - zamek
wielki i bóg wielki na nim runął!...
Na pomoc, Odynie! Umrę, jeśli nie wypowiem tajemnicy twojej - imię jego - kto mi
powie imię jego?" I opadła głowa matki twojej, i zawarły się jej usta - król
mężów dotąd trzyma dłoń na twarzy, ani razu nie spojrzał na córkę i wszyscy
stoją niewzruszeni, bo nikt nie śmie przystąpić do świętego głazu.
A więc bóg twój oniemiał i ty z nim umilkłaś na wieki - ponad twoimi ustami
cisza grobowa - na czole twoim lodowatość śmierci. Ale ten, który ci inną
ojczyznę obiecał, nie opuści ciebie - ruszył się spod cieniów dębu i sam,
natchniony, stąpa ku tobie. Krzyk oburzenia powstał w tłumie, królowie morza
włóczniami uderzyli w puklerze - siwe skaldy wyrzekli przekleństwo. Ale on już
przeszedł straszną zagrodę, już nachyla się nad tobą, podaje ci rękę i rzecze:
"Przez imię Roma, imię wrogów moich i twoich, wołam cię do życia, powstań,
Grimhildo!"... I odwrócił się, i krzyknął trzy razy: "Roma" - a dziewica
obudzona podniosła się, powtórzyła raz jeszcze słowo tajemnicze, powtórzyła
głosem pożegnania cichym i niewieŚcim i poszła za cudzoziemcem jak żona za
mężem.
Teraz ojciec twój, senny młodzieńcze, stoi na pokładzie i z uśmiechem
niedowiarstwa w ocean pełne wylewa kielichy na cześć Posejdona, potem ku majtkom
się odwraca i mówi: "Silniej żagle, dzielniej wiosła trzymajcie, a bóg trójzęba
wnet uśmierzy te fale".
Pod ich stopami drży każda belka jak ciało niewiasty - u widnokręgu ciemności
warstwami się pokłady - z ich łona płyną bałwany, zbierając się w kłęby, to
rozpuszczając się w nurty jak niegdyś wąż Piton, nim legł po strzałami Słońca -
na przemian pękają tonie i spajają się biąłymi pianami - na przemian w szumie
wiatrów głuche oddechy i przeraźliwe jęki.
Pod dachem, wspartym stękającymi słupami, usiadł Hermes na futrach wywiezionych
z Chersonezu Cymbrów i spokojnym głosem tłumaczył dziewicy świat, do którego się
zbliżała - opisywał jej wyspę o winnicach i gajach w pobliżu wielkiego lądu - on
tam ma swoich oraczy i kupców, dom i okręty swoje. Tam skarbce jego, pełnc
kosztowności i broni - i ta broń zda się kiedyś! Bo w tamtych stronr.ch ród
ludzki nie hasa pod wodzą bohaterów- ale ujarzmiony, hańbę swoją ubiera w złoto,
marmury, jedwabie i liże stopy miasta wznoszącego się na międzymorzu.
To miasto niegdyś w obliczu świata stało się boóiem kłamstwa i ucisku - pod jego
tchnieniem śmiertelnym brat powstał na braci, syn na ojca, zdrajca na ojczyznę
...
pracowity.polon.uw