W.E.B. Griffin - Braterstwo broni 03 - Majorowie.pdf

(1196 KB) Pobierz
88728436 UNPDF
W.E.B. GRIFFIN
Majorowie
Bohaterowie tom 3
Brotherhood of War: The Major’s
Tłumaczenie: Piotr Kuś
Rebis Marzec 2008
Dla wujka Harleya i Byka
zmarłych w październiku 1979 roku
I dla Donna.
Kto kiedyś uwierzyłby
w cztery gwiazdki1?
I
1
Waszyngton
10 marca 1954
Czarny czterodrzwiowy buick roadmaster miał tablice rejestracyjne z Wirginii. Do obu
tablic przytwierdzony był lśniący pasek metalu ze stemplem ALEXANDRIA 1954, co miało
dowodzić, że właściciel samochodu opłacił miejski podatek drogowy za rok 1954 właśnie w
Alexandrii. Auto nie było jednak upstrzone żadną naklejką, wbrew powszechnej modzie
panującej w stolicy, bo właśnie dzięki naklejkom samochody można było identyfikować, na
przykład jako należące do personelu Okręgu Wojskowego Waszyngtonu albo do pracowników
rządu federalnego, uprawnionych do parkowania w Sektorze B na Parkingu numer III
Departamentu Pracy, albo w ogóle do kogoś o podobnej randze. Innymi słowy, w
samochodzie nie było niczego, co mogłoby sugerować, że jest czymś więcej niż przeciętnym
pojazdem, należącym do kogoś, kto mieszka na stałe w Alexandrii, w stanie Wirginia. Kiedy
jednak pojazd ten zjechał z pasa drogowego Pennsylvania Avenue, zazwyczaj zamknięta
brama przy Pennsylvania Avenue 1600 natychmiast się otworzyła, a dwaj wartownicy
zasalutowali i przepuścili auto, nie zatrzymując go ani po to, żeby skontrolować dokumenty
kierowcy, ani nawet po to, żeby zatelefonować i sprawdzić, czy jego pasażer jest tu
oczekiwany, mimo że była już późna noc.
Kierowca podjechał pod wejście do Executive Office Building, starego, bogato
zdobionego budynku Departamentu Stanu, którego współgospodarzem były wojska lądowe i
marynarka. Zanim samochód zdołał się zatrzymać, podeszło do niego dwóch Marines w
galowych mundurach.
- Zaparkuję pański samochód - powiedział jeden z nich do kierowcy.
- Proszę za mną - powiedział drugi.
Mężczyzna, który wysiadł z samochodu, był niski, przedwcześnie wyłysiały i dość
chudy. Miał na sobie wyświechtaną marynarkę, białą koszulę, byle jaki krawat i czarne buty.
Stanowił doskonały przykład człowieka, którego byłoby trudno zapamiętać na dłużej.
Kiedy bez zatrzymywania minęli drzwi windy łączącej z Pokojem Dowodzenia
Operacyjnego, niski mężczyzna zapytał, dokąd zmierzają.
- Do części prywatnej, proszę pana.
Niski mężczyzna nic na to nie odpowiedział.
Kiedy wysiadłszy z windy, znalazł się w szerokim korytarzu wiodącym do
pomieszczeń mieszkalnych, skinął mu na powitanie pełniący służbę agent Secret Service.
- Proszę od razu wejść - powiedział.
- Dziękuję - odparł grzecznie niski mężczyzna, przechodząc przez próg podwójnych
drzwi, które otworzył przed nim agent.
W pokoju znajdowało się dwóch mężczyzn. Jeden z nich, generał brygadier, którego
kurtkę mundurową zdobił ciężki złoty łańcuch identyfikujący go jako adiutanta prezydenta
Stanów Zjednoczonych, pochylał się nad oparciem delikatnego pozłacanego krzesła. Na
krześle siedział łysiejący mężczyzna w okularach, ubrany w wystrzępiony sweter.
Na swetrze wyhaftowana była duża litera A.
- Szybki jesteś - powiedział prezydent Stanów Zjednoczonych.
- O tej porze nie ma zbyt wielkiego ruchu, panie prezydencie.
- Trochę sobie popijamy - powiedział znowu prezydent, wskazując na srebrną tacę z
butelkami whiskey. - Napijesz się z nami? A może chcesz kawy?
- Kawa doskonale mi zrobi, panie prezydencie. Czarna - odparł przybysz.
Adiutant wyszedł z pokoju.
- Przed godziną rozmawiałem z Johnem - odezwał się po chwili prezydent. -
Przekazuje ci pozdrowienia.
- Dziękuję, panie prezydencie.
- Dopiero niedawno się dowiedziałem, że chodziliście do jednej klasy i byliście
przyjaciółmi.
- Znajomymi - powiedział niski mężczyzna. - On jest z rocznika czterdziestego
czwartego. Ja byłbym z czterdziestego szóstego.
Prezydent pokiwał głową, po czym się uśmiechnął.
- Coś mi się widzi, że w Korei wasze stosunki uległy pewnemu ochłodzeniu.
- Żołnierze nazywają taką sytuację „zamrożeni wybrańcy" - zauważył niski
mężczyzna.
Do pokoju wszedł czarnoskóry steward z marynarki wojennej, ubrany w idealnie
odprasowaną białą kurtkę. Wniósł srebrny dzbanek z kawą i dwie filiżanki na podstawkach.
Po chwili wyszedł, starannie zamknąwszy za sobą drzwi. Adiutant nie wracał.
Prezydent nalał kawy do jednej z białych porcelanowych filiżanek, po czym odezwał
się jakby do siebie:
- Chyba też się napiję. - Nalał kawę do drugiej filiżanki. - Oczywiście wzmocnionej -
dodał i szybko dolał do swojej filiżanki sporą porcję burbona. Przytrzymał butelkę nad drugą
filiżanką i pytająco popatrzył na niskiego człowieka.
- Bardzo proszę - przytaknął gość.
- Niech się pan obsłuży, majorze.
Wypowiedziawszy te słowa, prezydent podszedł do biurka i otworzył tekturowy
skoroszyt. Wyjął z niego kilkustronicowy dokument, połączony zszywką. Na jego okładce, od
góry do dołu, przybity był w poprzek stempel z napisem: ŚCIŚLE TAJNE. Czerwone litery
miały wysokość mniej więcej jednego cala. Przez całą kartkę biegły ukośnie grube czerwone
paski.
Prezydent odczekał, aż jego gość usiądzie na niskiej czerwonej kanapie, co ten w
końcu uczynił dość niezdarnie.
Dopiero wtedy podał mu dokument. Mężczyzna odstawił filiżankę, przełożył stronę
tytułową na tył dokumentu, po czym zaczął uważnie czytać materiał, który otrzymał od
prezydenta.
Egzemplarz 1/3
Kopiowanie zabronione
ŚCIŚLE TAJNE
(QUINCY)
SZEFOWIE POŁĄCZONYCH SZTABÓW
PENTAGON
WASZYNGTON, 25
8 marca 1954 r.
TYLKO DO PRZECZYTANIA
ZA POŚREDNICTWEM KURIERA LINIOWEGO
DOt Głównodowodzącego Sil Zhrojnych Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej
Daleki Wschód
Zgłoś jeśli naruszono regulamin